Читать книгу W stronę Xenopolis - Krzysztof Czyżewski - Страница 8
Utracona tajemnica wspólnoty
ОглавлениеZburzyliśmy mur berliński, otworzyliśmy granice, upowszechniliśmy Internet, większość z nas żyje w wielokulturowych metropoliach. A jednak mur pozostaje żywym doświadczeniem współczesnego Europejczyka. Wobec narastającej fali imigrantów, a może przede wszystkim wobec wzmożonej słabości samego centrum tego, co uchodzi za nasze, zaczynamy ponownie wznosić mury, płoty i zasieki, w tym również wzdłuż granic państw narodowych. Jednocześnie jesteśmy świadomi, że o tych pogłębiających się podziałach w coraz mniejszym stopniu stanowią bariery: językowa, etniczna czy ustroju politycznego. Dzisiejszy mur wyrasta wewnątrz społeczności, na tym samym brzegu rzeki, a ustanawiają go ostre i konfrontacyjne granice tożsamości kulturowych. Narastająca bliskość obcego, nie na zewnątrz naszego świata, ale w intymnej przestrzeni zarezerwowanej dotychczas dla tego, co bliskie i swoje, ustanawia nowy mur, w którym zapieczętowane są nasze współczesne lęki i zagubienia. Coraz wyraźniej zdajemy sobie sprawę, że tożsamość to nie to samo, co wspólnotowość, i że tocząc boje w obronie tej pierwszej wartości, utraciliśmy wiele z ducha tej drugiej. Problemem współczesnej Europy nie jest ugruntowywanie odmienności i różnic, lecz to, co Czesław Miłosz nazywał „tkanką łączną” i na czym ustanawiał swój koncept „rodzinnej Europy”. Dlatego współczesna opowieść europejska to opowieść o obcowaniu, bo to ona daje bieg temu nurtowi myślenia i działania, który zdolny jest sprawić, że po raz kolejny na Starym Kontynencie mur zostanie zburzony – już nie w świecie zniewolenia i zimnej wojny, lecz narastającej bliskości obcego.
Nasza wspólnotowość przeżywa głęboki kryzys. Europa przypomina coraz bardziej wioskę z filmu Wernera Herzoga Szklane serce, w której utracono tajemnicę konstytuującą życie mieszkańców a prorocy wieszczą nadejście końca świata. Rozpaczliwie poszukujemy kozła ofiarnego, pod ręką mając imigrantów i podejrzliwie spoglądając na muzułmanów. Nie zbudujemy racjonalnego gruntu dla przyszłości, okopując się na własnym brzegu. Czystki etniczne, deportacje, getta, rasizm i ksenofobia… Wszystko to już przerabialiśmy, choć nie wszyscy chcemy pamiętać, że poza ludzką katastrofą nie przynosi to żadnego rozwiązania, jest w najwyższym stopniu irracjonalne. Stoimy obecnie w obliczu bardzo wielu realnych problemów, w tym ekologicznych, demograficznych czy społecznych, dla których rozwiązań trzeba szukać tak na gruncie moralnym, jak i ekonomicznym. A wszystkie je łączy to, że żadnego z nich nie da się rozwiązać „w pojedynkę”, możemy im podołać jedynie jako silna wspólnota. Jej odrodzenia możemy dokonać tylko razem z innymi, obejmując tu i teraz całe sąsiedztwo i udzielając gościny. W tym stwierdzeniu nie chodzi o doraźne uzasadnienie potrzeby zmierzenia się z wielką falą przychodźców (licentia poetica prof. Jerzego Bralczyka), która wywołała europejski kryzys. Chodzi o odwieczną tajemnicę wspólnoty, która ustanawia się w pełni tylko dzięki obecności obcego. Dlatego ta opowieść jest o obcowaniu.
Obcowanie mówi nam o naszej – w sensie naszej krwi, narodowości czy kultury – niewystarczalności w zawiązywaniu wspólnoty. W rdzeniu tego słowa znajduje się Obca / Obcy. To dość niezwykłe. Oczekiwalibyśmy raczej odniesienia do tego, co wspólne, tak jak w przypadku słów wywodzących się od łacińskiego communio. Szukając dla niego odpowiednika w europejskiej tradycji, moglibyśmy powiedzieć: ksenopolis, ale tylko wówczas, kiedy rozumielibyśmy pod tym pojęciem nie społeczność przyjazną innemu, ale taką, którą ksenos konstytuuje. Ta opowieść mogłaby się rozpoczynać na przykład tak.