Читать книгу W stronę Xenopolis - Krzysztof Czyżewski - Страница 5

Przedmowa

Оглавление

Przedmowa

Niczego mi, proszę pana,

Tak nie żal jak porcelany.

W napisanym w 1947 roku wierszu Piosenka o porcelanie Czesław Miłosz uderza w delikatną i nieoczekiwaną nutę. Wypisany na ścianie kawiarni nazwanej od jego tytułu, wiersz utrzymany do pewnego momentu w żartobliwym tonie przeciwstawia ponadczasowe szczęście młodości wstrząsom, które przełamują czas na dwoje – na dzieciństwo i dorosłość, na pokój i wojnę, na przedtem i potem. Różowe spodeczki i kwieciste filiżanki zostają na brzegu, miażdżone teraz przez gąsienice czołgu.

Kawiarnia mieści się w piwnicy odrestaurowanego dworu w Krasnogrudzie, czyli w miejscu, gdzie Miłosz jako młody człowiek spędzał letnie wakacje, pływając w jeziorze i pijąc herbatę z kwiecistych porcelanowych filiżanek. W tamtych czasach, w latach dwudziestych i trzydziestych ubiegłego stulecia, położony niedaleko granicy Polski z Litwą dwór był pensjonatem prowadzonym przez dwie ciotki Miłosza. We wrześniu 1939 roku Polskę najechały nazistowskie Niemcy i Związek Radziecki; okolice Krasnogrudy najpierw zajęły sowieckie czołgi, a następnie niemieckie.

Sejneńszczyzna, gdzie leży Krasnogruda, w każdym sensie tego słowa była i jest pograniczem. W średniowieczu należała do Wielkiego Księstwa Litewskiego, które w 1385 roku zawarło unię z Królestwem Polskim. Dała schronienie rosyjskim starowiercom, którzy uciekali z Rosji po siedemnastowiecznych reformach religijnych. Na wsi mówiono po litewsku, białorusku, polsku i w jidysz. Nieopodal sejneńskiego rynku stoi Biała Synagoga. Niemcy wypędzili tamtejszych Żydów na wschód ku sowieckiej granicy, a w 1941 roku wymordowali ich po inwazji na ZSRR.

W 1944 roku Armia Czerwona wróciła, pokonując Niemców, a następnie również Polaków, którzy walczyli z Niemcami. W lipcu 1945 roku w okolicach Sejn czerwonoarmiści pojmali tysiące mężczyzn, którzy stawiali opór Niemcom i setki z nich zamordowali. Region znowu należał do Polski, tym razem komunistycznej. Litwa, teraz sowiecka republika, a nie niepodległe państwo, znowu była tuż za granicą. Pensjonat w Krasnogrudzie przestał istnieć, porcelanę na wszelki wypadek zakopano. Dwór, w którym Miłosz spędzał letnie wakacje, niszczał aż popadł w ruinę. Sam poeta wyemigrował i w 1947 roku napisał Piosenkę o porcelanie. Synagogę w Sejnach przeznaczono na użytek gospodarczy, co za komunizmu było częstą praktyką.

Krzysztof Czyżewski przybył do Sejn z przyjaciółmi w 1989 roku, kiedy skończył się komunizm. Wywodził się ze środowiska teatru alternatywnego, przede wszystkim należał do wędrownej trupy etnograficznej, która dążyła do uwydatnienia rozmaitych tradycji ludowych w oficjalnie jednorodnym kraju. Czyżewski i jego przyjaciele otrzymali zgodę na użytkowanie synagogi (najpierw od miasta, a po restytucji majątku żydowskiego od gminy żydowskiej) i przekształcili ją w scenę dla spektakli teatralnych i muzycznych. Zaczęli publikować książki o pograniczach, między innymi Sąsiadów Jana Tomasza Grossa. Czesław i Andrzej Miłoszowie powierzyli im krasnogrudzki dwór, który został odbudowany jako centrum dialogu. Powstałe w Krasnogrudzie i w Sejnach Ośrodek i Fundację „Pogranicze” cechuje swoisty stosunek do przeszłości.

Po upadku komunizmu w 1989 roku w Polsce i być może w całej Europie Środkowo-Wschodniej obowiązywały dwa rozumienia przeszłości. Najbardziej słyszalne były głosy, które natychmiast oznajmiły, że historia się skończyła, a przyszłość należy do przewidywalnej demokracji liberalnej. Wszyscy jesteśmy racjonalnymi podmiotami, które kapitalizm wiedzie ku demokracji i nie ma zapotrzebowania na odrębne pamięci i tradycje. Niedługo jednak nastąpiła reakcja pod hasłem „pamięć”: nasz naród ucierpiał, z pewnością więcej niż inne narody, które nigdy tego cierpienia nie zrozumieją. Przeszłość należy zatem odzyskać i tak przebudować, aby ukazała naszą niewinność (oraz winę innych).

W zawartych w tej książce esejach oraz w działalności „Pogranicza” zwycięża inne podejście. Przeszłości nie można ani rozwiać w imię uniwersalizmu, ani upamiętniać w imię narodu. Kto nie widzi początku, mówi Czyżewski, ten kocha złudzenia: własnej racjonalności lub własnej niewinności. Odpominanie przeszłości musi być wspólnym wysiłkiem, który polega na poszukiwaniu sposobów – poprzez działania kulturowe – umożliwiających wydobycie na światło dzienne nieoczekiwanych wspomnień i niewygodnych prawd. Nie da się przezwyciężać zaszłości bez ich przepracowania. Nie można wrócić do domu, trzeba go odbudowywać, ciągle od nowa.

Oba wyobrażenia o przeszłości, dominujące po 1989 roku, miały pewne zabarwienie polityczne: zwolennicy zapomnienia byli neoliberałami, a stojący po stronie pamięci skłaniali się ku nacjonalistycznej prawicy. Mimo oczywistej różnicy między nimi, obie postawy były współzależne. Deklaracja państw zachodnich, że historia nie ma znaczenia, wywołała reakcję ludzi, którzy uważali, że ich historia jest nieznana. Kapitalizm, zaczynający się i kończący na jednostce, z natury rzeczy wzbudzał mgliste poczucie braku wspólnoty. Z kolei wielokulturowość, ponieważ z zasady tolerowała różnice, mogła być tylko ustępstwem w celu uniknięcia konfliktu, a nie krokiem naprzód ku spotkaniu.

Animatorzy z „Pogranicza” wiedzieli, że zarówno spuścizna komunizmu, jak i wyzwania kapitalizmu rodzą problemy dla kultury. Potrzeba było wiele pracy, aby umożliwić ludziom wyrażenie tego, co wcześniej było niewyrażalne. Jednak zwykłe zaakceptowanie głosów, które wydobył i wzmocnił rynek, nie było rozwiązaniem. Adam Smith rozumiał, że kapitalizm opiera się na cnotach, których sam nie stworzył. Jak mają się ukształtować takie cnoty?

Krzysztof Czyżewski pisze w swoich esejach o zaczadzonych faszyzmem elitach rumuńskich, o tych błyskotliwych ludziach, którzy po 1918 roku – kiedy na mapie kontynentu pojawiły się młode państwa środkowo- i wschodnioeuropejskie – pragnęli wyobcowaną jednostkę uleczyć narodowym entuzjazmem. Pisze także o tym, jak zaradzić alienacji w naszych miastach, szuka Xenopolis, takiego rozwiązania, które jest w stanie przeciwstawić się (sans le mot) pokusom faszystowskim. Jak – pojawiający się na kartach tej książki – Mircea Eliade, Czyżewski wyprawił się na Wschód w poszukiwaniu mądrości, aby powrócić z nią na wschód Europy. Jednak w odróżnieniu od Eliadego nie tęskni za zbiorowością, lecz za spotkaniem.

Animatorzy z „Pogranicza” nie proponują ideologicznej odpowiedzi na neoliberalizm czy faszyzm, proponują praktykę idei. Krzysztof Czyżewski ani nie pisze gładko, jak zwykli pisać neoliberałowie głusi na jednostkowe doświadczenie, ani nie zacietrzewia się jak nacjonaliści, święcie przekonani, że ich wizja przeszłości jest jedynie słuszna. Czyżewski pisze serdecznie – i wtedy, gdy opowiada się za czymś, i wtedy, gdy powątpiewa – czyni to wyrozumiale.

Przedstawiana przez niego idea kulturowej praxis nie należy do kategorii wielkich gestów. Nie ma tam rewolucji, które wszystko zmieniają, które lekceważą złożoność, które niszczą indywidualność. Sztuka w „Pograniczu” nie polega na pięknym czynieniu czy radykalnej odmowie. Nie chodzi w niej ani o budowanie mitów, ani o ich burzenie. Artysta nie staje tu w imieniu innych ludzi, lecz pomiędzy nimi, tworząc coś, co Czesław Miłosz nazwał „tkanką łączną”.

Sztuka „Pogranicza” jest powrotem. Na stronach tej książki Miłosz powraca do Krasnogrudy. Na amarantowym ganku odrestaurowanego dworu, teraz wypełnionego wierszami Miłosza, widnieje motto jego krewnego, poety Oskara Miłosza: „Bieda temu, kto wyrusza i nie powraca”. Czyżewski jedzie do Rumunii, a potem do Rumunii znów powraca; jedzie do Jugosławii, a potem do Jugosławii znów powraca. Zburzony most w Mostarze staje w centrum jego myślenia: fizycznie można go odbudować, ale co to znaczy ponownie zjednoczyć ludzi po wstrząsach, które przełamują czas na dwoje, na dzieciństwo i dorosłość, pokój i wojnę, przedtem i potem?

Może to mało efektowne, ale najistotniejsze, że sztuka „Pogranicza” jest ponawianiem. Jest gościnnością dla przybyszów z miasta i z szerokiego świata w „prowincjach wybranych” Sejn i Krasnogrudy. Jest spektaklem – jak Sejneńskie kroniki czy opowieść o Medei i Jazonie – wystawianym ciągle od nowa w synagodze pod niestrudzonym okiem Bożeny Szroeder. Jest pracowniami: sztuki, teatru i muzyki, gdzie młodzi – tydzień po tygodniu, rok po roku – wyrastają na innych ludzi niż ci, którymi bez nich by się stali.

Być może najwyrazistsze jest odzyskiwanie przedwojennej muzyki żydowskiej – klezmerskiej – i jej przekazywanie dzięki ciężkiej pracy tutejszych młodych i ich genialnego orkiestrmistrza Wojtka Szroedera. Blondwłose rozczochrane pięcio- czy sześciolatki, z rodzin polskich i litewskich, uczą się wygrywać na puzonach, trąbach, klarnetach czy werblach muzykę, która jest im i bliska, i daleka. Gdy dorosną, same zdecydują, czym jest dla nich ta muzyka, co mówi o ich Polsce albo ich Litwie, o ich mieście, ich rodzinach i o nich samych.

Orkiestra klezmerska grywa czasem w piwnicznej kawiarni krasnogrudzkiego dworu. Tam, gdzie Krzysztof Czyżewski przyjmuje gości z daleka i z bliska, aby rozmawiać z nimi o odradzaniu i ukształcaniu pograniczy, co sam praktykuje, włączając i tych, na których pracę i pamięć się powołuje. W wieczory muzyczne na scenie staje Małgorzata Czyżewska, śpiewająca w jidysz z akompaniamentem młodej orkiestry. Na stołach – przy których gęsto zasiadają okoliczni bywalcy i goście z Polski (a także z Europy i zza oceanu) – tłoczą się kwieciste filiżanki.

Bo „Pogranicze” odnalazło porcelanę.

Timothy Snyder

W stronę Xenopolis

Подняться наверх