Читать книгу Ludzkie działanie - Ludwig Von Mises - Страница 44

Część pierwsza
Ludzkie działanie
VII. DZIAŁANIE W ŚWIECIE
1. Prawo użyteczności krańcowej

Оглавление

Działanie porządkuje i stopniuje. Z początku zna tylko liczby porządkowe, a nie zna kardynalnych. Jednakże świat zewnętrzny, do którego człowiek musi dostosować swoje postępowanie, to świat określony ilościowo. W świecie tym istnieją stosunki ilościowe między przyczyną a skutkiem. Gdyby tak nie było, gdyby istniały rzeczy oferujące nieskończone możliwości zastosowań, to nigdy by nie odczuwano ich niedostatku i nie można byłoby traktować ich jako środków.

Działający człowiek nadaje wartość rzeczom jako środkom, które służą do usunięcia odczuwanego dyskomfortu. Z punktu widzenia nauk przyrodniczych poszczególne zdarzenia, które skutkują zaspokojeniem ludzkich potrzeb, wyraźnie różnią się między sobą. Działający człowiek dostrzega w nich tylko większy lub mniejszy stopień tego samego. Oceniając bardzo różne stany satysfakcji oraz środki służące do ich osiągnięcia, porządkuje wszystkie rzeczy według jednej skali i dostrzega w nich wyłącznie to, co decyduje o zwiększeniu jego satysfakcji. Satysfakcja wynikająca z zaspokojenia głodu oraz zadowolenie, jakie daje obcowanie z dziełem sztuki, są z jego punktu widzenia bardziej lub mniej pilną potrzebą. Ocena wartości i działanie umieszczają żywność i dzieło sztuki na jednej skali rzeczy bardziej lub mniej pożądanych. Z punktu widzenia działającego człowieka pierwotnie istnieją wyłącznie różne stopnie ważności i pilności potrzeb ze względu na jego własny dobrobyt.

Ilość i jakość to kategorie świata zewnętrznego. W odniesieniu do działania stają się istotne i nabierają sensu tylko w sposób pośredni. Ze względu na to, że za pomocą każdej rzeczy można osiągnąć jedynie ograniczone rezultaty, niektóre rzeczy są uważane za rzadkie i traktuje się je jako środki. Rezultaty, które można osiągnąć za pomocą poszczególnych rzeczy, są różne, toteż działający człowiek dzieli przedmioty na klasy. Przy użyciu środków występujących w tej samej ilości i cechujących się taką samą jakością można otrzymać zawsze taką samą ilość produktu o takiej samej jakości, dlatego w działaniu nie czyni się rozróżnienia między konkretnymi, określonymi ilościami jednorodnego środka. Nie oznacza to jednak, że taką samą wartość przypisuje się różnym porcjom jednorodnego środka. Każda porcja jest oceniana odrębnie. Każda porcja ma inną rangę w skali wartości, ale różne porcje tej samej wielkości mogą być uporządkowane w dowolnej kolejności.

Jeśli działający człowiek musi dokonać wyboru spomiędzy dwóch lub kilku środków należących do różnych klas, poddaje ocenie każdą ich porcję oddzielnie. Każdej porcji przypisuje specyficzną pozycję. Różnym porcjom tego samego środka nie musi przypisywać miejsc na skali, które bezpośrednio po sobie następują.

Ustalanie miejsca na skali za pomocą oceny wartości odbywa się wyłącznie w trakcie działania i przez działanie. Wielkość porcji, której zostaje przypisana jednostka wartości, zależy od specyficznych warunków, w jakich przyszło działać człowiekowi w konkretnej sytuacji. W działaniu nie mamy do czynienia z fizycznymi lub metafizycznymi jednostkami, których wartość oceniamy w sposób abstrakcyjny, akademicki, lecz z koniecznością wyboru. Wybór dotyczy zawsze określonych ilości środków. Najmniejszą ilość środka, która jest przedmiotem takiej decyzji, można nazwać jednostką. Trzeba jednak uważać, żeby nie popełnić błędu polegającego na założeniu, że ocena wartości sumy takich jednostek wynika z oceny wartości poszczególnych jednostek, lub że wyraża ona sumę ocen dotyczących poszczególnych jednostek.

Ktoś ma pięć jednostek towaru a oraz trzy jednostki towaru b. Jednostkom a przypisuje następujące pozycje w skali wartości: 1, 2, 4, 7 i 8; jednostkom b natomiast: 3, 5 i 6. Oznacza to, że jeśli ten ktoś będzie musiał wybrać między dwiema jednostkami a i dwiema jednostkami b, to będzie wolał stracić dwie jednostki a niż dwie jednostki b. Jeśli jednak musiałby wybierać między trzema jednostkami a i dwiema jednostkami b, to wolałby stracić dwie jednostki b niż trzy jednostki a. W ocenie wartości zespołu jednostek istotna jest wyłącznie użyteczność tego zespołu jako całości, to znaczy wzrost dobrobytu, który wiąże się z jego posiadaniem lub – co sprowadza się do tego samego – zmniejszenie dobrobytu, które musiałaby spowodować jego utrata. Nie ma tu miejsca na operacje arytmetyczne, dodawanie i mnożenie, lecz jedynie na ocenę wartości użyteczności, na którą wpływ ma posiadanie porcji, zespołu jednostek lub zasobu danego dobra.

Użyteczność (utility) w tym kontekście oznacza po prostu zdolność usunięcia odczuwanego dyskomfortu. Działający człowiek oczekuje, że pożytek związany z posiadaniem jakiejś rzeczy zwiększy jego dobrobyt, co nazywa użytecznością tej rzeczy. Z punktu widzenia prakseologii termin „użyteczność” odnosi się do znaczenia, jakie przywiązujemy do rzeczy ze względu na przekonanie, że może ona usunąć dyskomfort. Prakseologiczne pojęcie użyteczności (dawniej nazywanej przez ekonomistów austriackich subiektywną wartością użytkową – subjective use-value) należy wyraźnie odróżnić od technicznego pojęcia użyteczności (nazywanej przez tych samych ekonomistów obiektywną wartością użytkową – objective use-value). Wartość użytkowa w sensie obiektywnym to stosunek między rzeczą a skutkiem, który jest ona zdolna wywołać. Obiektywnej wartości użytkowej dotyczą takie terminy, jak „wartość opałowa” lub „moc grzewcza” węgla. Subiektywna wartość użytkowa nie zawsze ma związek z rzeczywistą obiektywną wartością użytkową. Niektórym rzeczom ludzie przypisują subiektywną wartość użytkową, ponieważ niesłusznie sądzą, że są one w stanie przynieść pożądany efekt. Istnieją też przedmioty, które mogą przynieść pożądane skutki, a mimo to nie przypisuje im się subiektywnej wartości użytkowej, ponieważ nikt nie dostrzega tkwiących w nich możliwości.

Przyjrzyjmy się, jakie poglądy ekonomiczne dominowały, zanim powstała współczesna teoria wartości autorstwa Carla Mengera, Williama Stanleya Jevonsa i Léona Walrasa. Jeśli ktoś chce zbudować choćby najprostszą teorię wartości i cen, najpierw musi zająć się zagadnieniem użyteczności. W istocie nie ma nic bardziej oczywistego niż założenie, że rzeczy są oceniane ze względu na ich użyteczność. Zaraz jednak pojawia się trudność, której dawniejsi ekonomiści nie potrafili przezwyciężyć. Zauważyli oni, że rzeczy, których „użyteczność” jest większa, są cenione mniej niż przedmioty o niższej użyteczności. Żelazo jest cenione niżej niż złoto, co wydaje się sprzeczne z teorią wartości i cen opartą na pojęciach użyteczności i wartości użytkowej. Ekonomiści uznali, że trzeba zrezygnować z takiej teorii, i podjęli próbę wyjaśnienia zjawisk wartości i wymiany rynkowej za pomocą innych teorii.

Dopiero później odkryli, że rzekomy paradoks był wynikiem błędnego postawienia problemu. Oceny wartości i wybory, od których zależą rynkowe proporcje wymiany, nie dotyczą złotażelaza. Działający człowiek nie jest postawiony w sytuacji, w której musi wybierać między całym złotem i całym żelazem. Jego wybór dokonuje się w konkretnym czasie i miejscu, w konkretnych warunkach i dotyczy ściśle określonej ilości złota oraz ściśle określonej ilości żelaza. Decyzja o tym, czy wybrać 100 uncji złota, czy 100 ton żelaza, nie ma nic wspólnego z mało prawdopodobną sytuacją, w której trzeba by wybierać między całym złotem na świecie a wszystkim żelazem na ziemi. Dla wyboru istotne jest jedynie to, czy w istniejących warunkach uzna się, że bezpośrednia i pośrednia satysfakcja związana z posiadaniem 100 uncji złota będzie większa czy mniejsza niż satysfakcja, którą dałoby wejście w posiadanie 100 ton żelaza. Ktoś, kto dokonuje takiego wyboru, nie zajmuje się akademickimi, filozoficznymi rozważaniami na temat „absolutnej” wartości złota i żelaza; nie próbuje rozstrzygnąć, czy złoto lub żelazo jest ważniejsze dla ludzkości; nie konstruuje wywodów, tak jak czynią to autorzy książek dotyczących filozofii historii lub zasad etycznych. Po prostu wybiera między dwoma rodzajami satysfakcji, których nie może osiągnąć jednocześnie.

Jeśli ktoś woli jedną rzecz od drugiej, rezygnuje z jakiejś rzeczy, dokonuje wyborów i podejmuje na ich podstawie decyzje, to nie oznacza, że dokonuje jakiegokolwiek pomiaru. Działanie nie mierzy użyteczności ani wartości. Działanie oznacza wybór między różnymi możliwościami74. Nie istnieje racjonalna operacja, dzięki której na podstawie oceny wartości określonej ilości jakiejś substancji lub przedmiotów moglibyśmy określić wartość większej lub mniejszej ilości tej substancji bądź tych rzeczy. Nie ma metody, która pozwalałaby wyliczyć całkowitą wartość zasobu jakiegoś dobra na podstawie samej wiedzy o tym, jaka jest wartość jego części. Nie ma również metody określania wartości części zasobu jakiegoś dobra, kiedy znana jest wyłącznie wartość jego całości. W sferze wartości i jej oceny nie ma miejsca dla operacji arytmetycznych; nie ma czegoś takiego jak kalkulacja wartości. Ocena wartości całego zapasu przedmiotów dwóch rodzajów może się różnić od oceny wartości części tych zapasów. Ktoś, kto ma siedem krów i siedem koni, może wyżej cenić jednego konia niż jedną krowę i postawiony przed koniecznością wyboru zrezygnuje z krowy, a nie z konia. Jeśli jednak ten sam człowiek stanie przed koniecznością wyboru między wszystkimi posiadanymi końmi a wszystkimi posiadanymi krowami, to niewykluczone, że zdecyduje się zatrzymać wszystkie krowy i oddać wszystkie konie. Pojęcia całkowitej użyteczności i całkowitej wartości mają sens tylko w takich sytuacjach, w których ludzie muszą dokonywać wyboru między całkowitymi zasobami. Pytanie o to, czy złoto jako takie lub żelazo jako takie jest bardziej użyteczne i ma większą wartość, nabiera sensu wyłącznie w sytuacji, w której ludzkość lub wyizolowana grupa ludzi musi wybrać między całym dostępnym złotem a całym dostępnym żelazem.

Ocena wartości dotyczy jedynie zasobu będącego przedmiotem konkretnego aktu wyboru. Zasób ex definitione składa się zawsze z jednorodnych części, z których każda może być użyta tak samo jak inna i każda może być przez dowolną inną zastąpiona. Dla aktu wyboru nie ma więc znaczenia, która konkretna część zasobu jest przedmiotem wyboru. Wszystkie części – jednostki – dostępnego zasobu są uważane za jednakowo użyteczne i wartościowe, gdy powstaje konieczność zrezygnowania z jednej z nich. Jeśli zasób zostanie uszczuplony o jednostkę, to działający człowiek musi ponownie podjąć decyzję o tym, jak użyć pozostałych jednostek. Jest oczywiste, że mniejszy zasób nie może pełnić wszystkich funkcji, które pełnił większy zasób. To zastosowanie poszczególnych jednostek, które w nowej sytuacji nie jest już praktykowane, było z punktu widzenia działającego człowieka najmniej pilne spośród wszystkich zastosowań, do których wcześniej służyły mu różne jednostki większego zasobu. Satysfakcja, którą człowiek czerpał z korzystania z jednostki służącej temu zastosowaniu, była najmniejszą spośród różnych rodzajów satysfakcji, które zapewniały mu jednostki większego zasobu. Kiedy pojawia się konieczność zrezygnowania z jednostki całego zasobu, to decyzja dotyczy wyłącznie wartości tej krańcowej satysfakcji. Człowiek postawiony wobec zagadnienia oceny wartości jednostki jednorodnego zasobu podejmuje decyzję na podstawie znajomości wartości najmniej ważnego zastosowania jednostek całego zasobu. W swojej decyzji kieruje się oceną użyteczności krańcowej.

Jeśli ktoś musi zdecydować, czy zrezygnować z jednostki zasobu a, czy z jednostki zasobu b, to nie porównuje całkowitej wartości zasobu a z całkowitą wartością zasobu b, lecz jedynie krańcowe wartości a i b. Chociaż może cenić wyżej cały zasób a niż cały zasób b, to krańcowa wartość b może być większa niż krańcowa wartość a.

Rozumowanie to zachowuje swoją moc w wypadku zagadnienia zwiększenia dostępnego zasobu dowolnego towaru przez nabycie określonej liczby dodatkowych jednostek.

Przedstawiając te prawdy, ekonomia nie musi posługiwać się terminologią psychologiczną. Nie musi też sięgać po stosowane w psychologii rozumowania i argumenty, żeby je udowodnić. Jeśli mówimy, że akty wyboru nie zależą od wartości przypisywanej całej klasie potrzeb, lecz od wartości przypisywanej konkretnie rozpatrywanym potrzebom, bez względu na to, do jakiej klasy należą, to nie dodajemy niczego do posiadanej wiedzy ani nie wyjaśniamy niczego w świetle lepiej znanych faktów lub bardziej ogólnej wiedzy. Operowanie kategorią klasy potrzeb staje się zrozumiałe jedynie wtedy, gdy pamiętamy, jaką rolę odegrał w historii myśli ekonomicznej rzekomy paradoks wartości. Carl Menger i Böhm-Bawerk musieli użyć terminu „klasa potrzeb”, by odeprzeć zarzuty stawiane przez tych, którzy uważali, że chleb jest cenniejszy od jedwabiu, ponieważ klasa „potrzeba odżywiania się” jest ważniejsza niż klasa „potrzeba luksusowego ubierania się”75. Dziś pojęcie „klasy potrzeb” jest zupełnie zbędne. Nie ma znaczenia dla rozważań dotyczących działania, a zatem także dla teorii wartości. Ponadto może prowadzić do błędów i wywoływać zamieszanie. Tworzenie pojęć i klasyfikacja to narzędzia intelektualne. Nabierają znaczenia i sensu jedynie w kontekście teorii, które się nimi posługują76. Nie ma sensu porządkować różnych potrzeb w „klasy potrzeb” jedynie po to, żeby dojść do wniosku, że taka klasyfikacja jest nieprzydatna w teorii wartości.

Prawo użyteczności krańcowej i malejącej wartości krańcowej jest niezależne od pierwszego prawa Gossena (prawa zaspokojenia potrzeb). Mówiąc o użyteczności krańcowej, nie mamy na myśli zmysłowego zaspokojenia ani nasycenia czy przesytu. Nie wykroczymy poza sferę rozważań prakseologicznych, jeśli sformułujemy następującą definicję: najmniej pilnym zastosowaniem lub zastosowaniem krańcowym jednostki jednorodnego zasobu nazywamy takie jej zastosowanie, które człowiek realizuje, gdy dysponuje n jednostkami zasobu, a którego w pozostałych warunkach niezmienionych nie realizuje, gdy dysponuje n – 1 jednostkami tego zasobu; użyteczność wynikającą z zastosowania tej ostatniej jednostki jednorodnego zasobu nazywamy użytecznością krańcową. Do sformułowania tej definicji nie potrzebujemy żadnych doświadczeń z dziedziny psychologii lub fizjologii ani wiedzy czy sposobów rozumowania, w których specjalizują się te dyscypliny. Wynika ona w sposób konieczny z założenia, że ludzie działają (wybierają) i że w jednym wypadku działający człowiek ma n jednostek jednorodnego zasobu, w innym zaś n – 1 jednostek. Przy tych założeniach inny rezultat jest nie do pomyślenia. Nasze twierdzenie ma charakter formalny i aprioryczny; nie zależy od jakiegokolwiek doświadczenia.

Są tylko dwie możliwości. Albo mogą istnieć stany pośrednie między odczuwanym dyskomfortem popychającym człowieka do działania a stanem, w którym działanie jest niemożliwe (ponieważ został osiągnięty stan doskonałego zadowolenia lub człowiek nie jest zdolny do wprowadzenia dalszych udoskonaleń), albo nie mogą. Gdybyśmy przyjęli, że nie ma takich stanów, to możliwe byłoby tylko jedno działanie; z chwilą wykonania tego działania osiągałoby się stan, w którym dalsze działanie byłoby niemożliwe. Jest to w sposób oczywisty sprzeczne z założeniem, że działanie istnieje. Taki przypadek nie spełniałby ogólnych warunków przyjętych dla kategorii działania. Pozostaje więc tylko możliwość, że istnieją stany pośrednie. Wówczas jednak mamy do czynienia z różnymi stopniami asymptotycznego zbliżania się do stanu, w którym dalsze działanie jest niemożliwe. A zatem prawo użyteczności krańcowej zawiera się już w kategorii działania. Jest ono tylko odwróconym twierdzeniem mówiącym, że człowiek woli to, co daje większą satysfakcję, od tego, co daje mniejszą satysfakcję. Jeśli dostępny zasób zwiększy się z n – 1 jednostek do n jednostek, to ta jego dodatkowa ilość może być spożytkowana jedynie w celu wyeliminowania mniej pilnych lub mniej doskwierających potrzeb niż najmniej pilna lub najmniej doskwierająca potrzeba spośród tych, które mogły być wyeliminowane za pomocą zasobu składającego się z n – 1 jednostek.

Prawo użyteczności krańcowej nie odnosi się do obiektywnej wartości użytkowej. Nie dotyczy fizycznych ani chemicznych właściwości przedmiotów, które sprawiają, że mogą one służyć określonym celom w ogóle, lecz przydatności tych rzeczy do osiągnięcia przez człowieka stanu zadowolenia zgodnego z jego wyobrażeniami w określonych warunkach i czasie. Nie chodzi w nim o wartość rzeczy, lecz o wartość zastosowań, których spodziewa się po nich człowiek.

Gdybyśmy przyjęli, że krańcowa użyteczność odnosi się do rzeczy i ich obiektywnej wartości użytkowej, musielibyśmy również uznać, iż wzrostowi liczby jednostek zasobu może towarzyszyć zarówno wzrost, jak i spadek użyteczności krańcowej. Może się zdarzyć, że użycie pewnej minimalnej ilości – n jednostek – jakiegoś dobra a przyniesie większą satysfakcję niż satysfakcja wynikająca z zastosowania jednostki dobra b. Jeśli jednak dostępna ilość zasobu a jest mniejsza od n, to a może być użyte jedynie w innym charakterze, który jest ceniony niżej niż zastosowanie b. Wówczas wzrost ilości a z n – 1 do n jednostek spowoduje wzrost wartości przypisywanej jednostce a. Właściciel 100 belek drewna może zbudować chatę, która da mu lepszą ochronę przed deszczem niż płaszcz. Jeśli jednak ma do dyspozycji mniej niż 100 belek, będzie mógł zbudować z nich pryczę, która zapewni izolację od wilgotnego podłoża. Gdyby miał na przykład 95 belek, chętnie oddałby swój płaszcz za 5 dodatkowych belek. Mając 10 belek, nie oddałby płaszcza nawet za 10 belek. Ktoś, kto ma 100 dolarów oszczędności, może nie przyjąć oferty pracy za 200 dolarów. Jeśli jednak jego oszczędności wynosiłyby 2000 dolarów, a zależałoby mu na nabyciu niepodzielnego dobra, którego nie można kupić za cenę niższą niż 2100 dolarów, to byłby gotów wykonać tę samą pracę za 100 dolarów. Jest to całkowicie zgodne z poprawnie sformułowanym prawem użyteczności krańcowej, które mówi, że wartość zależy od użyteczności spodziewanych zastosowań. Nie istnieje nic takiego jak prawo rosnącej użyteczności krańcowej.

Prawa użyteczności krańcowej nie wolno mylić ani z teorią de mensura sortis Bernoulliego, ani z prawem Webera-Fechnera. U podłoża odkryć Bernoulliego leżały powszechnie znane i niekwestionowane fakty, a mianowicie to, że ludzie dążą do zaspokojenia pilniejszych potrzeb, zanim zaspokoją mniej pilne, oraz to, że człowiekowi bogatemu łatwiej jest zaspokoić swoje potrzeby niż biednemu. Jednak wnioski, które Bernoulli wyprowadził z tych oczywistych prawd, są całkowicie błędne. Zbudował teorię matematyczną, według której wzrost gratyfikacji zmniejsza się wraz ze wzrostem ogólnej zamożności. Jego twierdzenie mówiące, że istnieje wysokie prawdopodobieństwo, iż dla kogoś, kto ma dochód w wysokości 5000 dukatów, jeden dukat znaczy mniej niż pół dukata dla kogoś, kto zarabia 2500 dukatów, to zwykły wymysł. Pomińmy zarzut, że porównanie ocen wartości dokonywanych przez różne osoby jest niemożliwe. Metoda Bernoulliego jest równie nieodpowiednia w odniesieniu do sytuacji, w której jedna osoba dokonuje oceny wartości różnych dochodów. Jeśli idzie o poruszane zagadnienie, to można jedynie zauważyć, że gdy wzrasta dochód, każdy jego przyrost jest wykorzystywany na zaspokojenie potrzeb odczuwanych jako mniej pilne niż najmniej pilna potrzeba zaspokojona, zanim nastąpił przyrost dochodu, czego Bernoulli nie dostrzegł. Uszło jego uwagi, że ocena wartości, wybór i działanie nie zawierają elementów pomiaru ani ustalania równoważności, lecz szeregowanie, to znaczy przedkładanie czegoś nad coś i rezygnowanie z czegoś innego77. Jak widać, ani Bernoulli, ani matematycy i ekonomiści, którzy przyjęli jego sposób rozumowania, nie mogli rozwiązać paradoksu wartości.

Błędy wynikające z pomieszania psychofizycznego prawa Webera-Fechnera i subiektywistycznej teorii wartości dostrzegł już Max Weber. Weber nie miał wprawdzie wystarczającej wiedzy ekonomicznej i był pod zbyt silnym wpływem historycyzmu, co nie pozwoliło mu na właściwe zrozumienie podstaw myśli ekonomicznej, a jednak genialna intuicja podpowiedziała mu kierunek poszukiwania prawidłowego rozwiązania. Według niego teoria użyteczności krańcowej „nie jest osadzona w psychologii, lecz – by użyć terminu zapożyczonego z epistemologii – ma uzasadnienie pragmatyczne, to znaczy wynika z zastosowania kategorii celów i środków”78.

Chorobę można wyleczyć określoną dozą leku. Jej zwielokrotnienie nie przyniesie lepszych efektów. Dodatkowe dawki albo nie wywołają innego skutku niż ta właściwa, optymalna doza, albo będą miały niekorzystny wpływ na stan chorego. Ta sama zasada odnosi się do wszystkich rodzajów satysfakcji, chociaż często optimum osiąga się dopiero po zaaplikowaniu dużej dawki, a punkt, w którym przyjęcie kolejnej wywołuje niekorzystne skutki, jest w wielu przypadkach odległy. Dzieje się tak dlatego, że świat, w którym żyjemy, to świat przyczynowości i ilościowych relacji między przyczyną a skutkiem. Jeśli ktoś chce usunąć dyskomfort związany z tym, że w pokoju, w którym przebywa, panuje temperatura 2°C, to będzie się starał ogrzać pomieszczenie do temperatury 18 lub 21 stopni. To, że nie dążyłby do uzyskania temperatury 80 lub 150 stopni, nie ma nic wspólnego z prawem Webera-Fechnera ani z psychologią. Rola psychologii w wyjaśnieniu tego faktu sprowadza się do uznania za coś ostatecznie danego, że człowiek z reguły woli życie od śmierci i zdrowie od choroby. Dla prakseologii istotne jest jedynie to, że działający człowiek wybiera spośród różnych możliwości. To, że człowiek znajduje się na rozstaju dróg, że musi wybierać i wybiera, wynika z tego, iż – pomijając inne jeszcze okoliczności – żyje w świecie relacji ilościowych, a nie w świecie pozbawionym tych relacji, a więc takim, jakiego nawet nie można sobie wyobrazić.

Pomieszanie prawa użyteczności krańcowej z prawem Webera-Fechnera było wynikiem błędu polegającego na tym, że koncentrowano się wyłącznie na środkach prowadzących do osiągnięcia satysfakcji, a nie na samej satysfakcji. Gdyby wzięto pod uwagę satysfakcję, nie pojawiłby się absurdalny pomysł, żeby dążenie do uzyskania odpowiedniej temperatury w pomieszczeniu wyjaśniać za pomocą malejącej intensywności doznań towarzyszącej zwiększaniu intensywności bodźców. To, że normalny człowiek nie chce zwiększać temperatury w sypialni do 35 stopni, nie ma nic wspólnego z intensywnością odczuwania bodźców cieplnych. Za pomocą metod stosowanych przez nauki przyrodnicze nie da się wyjaśnić, dlaczego ktoś nie ogrzewa swojego pokoju do takiej temperatury jak inni i do jakiej prawdopodobnie sam by go ogrzał, gdyby nie to, że bardziej mu zależy na kupnie nowego garnituru albo biletu na koncert, zawierający w programie symfonię Beethovena. Jedynie problem obiektywnej wartości użytkowej ma charakter obiektywny i może być badany metodami nauk przyrodniczych. Ocena obiektywnej wartości użytkowej przez działającego człowieka to inne zagadnienie.

74

Należy zaznaczyć, że w tym rozdziale nie zajmujemy się cenami lub wartościami rynkowymi, lecz subiektywną wartością użytkową. Ceny są pochodnymi subiektywnej wartości rynkowej. Zob. też r. XVI.

75

Zob. Carl Menger, Grundsätze der Volkswirtschaftslehre, Wien 1871, s. 88 i n.; Eugen Böhm-Bawerk, Kapital und Kapitalzins, wyd. 3, Innsbruck 1909, cz. 2, s. 237 i n.

76

Klasy w rzeczywistości nie istnieją. To nasz umysł klasyfikuje zjawiska w celu uporządkowania wiedzy. Pytanie o to, czy określony sposób klasyfikowania zjawisk służy temu celowi, czy nie, różni się od pytania o to, czy jest on logicznie dopuszczalny, czy nie.

77

Zob. Daniel Bernoulli, Specimen theoriae novae de mensura sortis, w: Commentarii Academiae Scientiarum Imperialis Petropolitanae, t. 5, Petersburg 1738, s. 175–192.

78

Zob. Max Weber, Gesammelte Aufsätze zur Wissenschaftslehre, Tübingen 1922, s. 372 oraz 149. Termin „pragmatyczny”, którego używa Weber, może być oczywiście mylący. Niewskazane jest używanie go w jakiejkolwiek innej dziedzinie niż filozofia pragmatyzmu. Gdyby Weber znał termin „prakseologia”, to prawdopodobnie wolałby go od „pragmatyki”.

Ludzkie działanie

Подняться наверх