Читать книгу Ludzkie działanie - Ludwig Von Mises - Страница 49
Część druga
Działanie w społeczeństwie
VIII. SPOŁECZEŃSTWO
2. Krytyka holistycznej i metafizycznej koncepcji społeczeństwa
ОглавлениеW świetle poglądów uniwersalizmu, realizmu pojęciowego, holizmu, kolektywizmu i niektórych nurtów psychologii postaci społeczeństwo jest bytem wiodącym własne życie, niezależne i odrębne od życia poszczególnych osób, podmiotem działającym we własnym imieniu i dążącym do własnych celów, które nie pokrywają się z celami jednostek. Stąd też może oczywiście wystąpić konflikt między celami społeczeństwa a celami jego członków. Żeby zapewnić społeczeństwu możliwości rozwoju, niezbędne jest zapanowanie nad samolubnością jednostek i zmuszenie ich do poświęcenia własnych egoistycznych celów dla dobra społeczeństwa. I tutaj wszystkie te holistyczne doktryny muszą porzucić świeckie metody nauki i logicznego rozumowania, by zwrócić się ku religijnym lub metafizycznym systemom wiary. Muszą one przyjąć, że Opatrzność, działając za pośrednictwem proroków, apostołów i charyzmatycznych przywódców, zmusza ludzi, którzy są z natury grzeszni, czyli kierują się własnymi celami, by weszli na drogę cnoty, tak jak oczekuje tego od nich Bóg bądź Weltgeist czy historia.
Jest to filozofia, która od niepamiętnych czasów charakteryzowała wierzenia ludów pierwotnych. Stanowi ona element wszystkich systemów religijnych. Człowiek musi przestrzegać prawa nadanego przez instancję nadludzką i okazywać posłuszeństwo wobec autorytetów, którym powierzyła ona rolę egzekutora owego prawa. Porządek ustanowiony przez to prawo, to znaczy społeczeństwo ludzkie, jest zatem dziełem bóstwa, a nie człowieka. Gdyby Bóg nie zadziałał i nie oświecił błądzącej ludzkości, społeczeństwo nigdy by się nie pojawiło. Prawdą jest, że współpraca społeczna jest dla człowieka błogosławieństwem; prawdą jest i to, że człowiek mógł dźwignąć się z barbarzyństwa oraz moralnej i materialnej nędzy swego pierwotnego stanu jedynie dzięki przynależności do systemu społecznego. W każdym razie pozostawiony samemu sobie nigdy by nie zdołał się wydźwignąć, ponieważ dostosowanie się do wymagań związanych ze współpracą społeczną i podporządkowanie się nakazom prawa moralnego nakłada na niego poważne ograniczenia. Jego marny intelekt mógłby uznać, że rezygnacja z pewnych spodziewanych korzyści jest złem i oznacza utratę. Nie zauważyłby korzyści nieporównanie większych, choć znacznie odleglejszych w czasie, które przyniosłoby wyrzeczenie się teraźniejszych, łatwo dostrzegalnych przyjemności. Gdyby nie nadprzyrodzone objawienie, nigdy by się nie dowiedział, co zgodnie z wyrokami przeznaczenia powinien robić zarówno dla własnego dobra, jak i dla dobra potomności.
Naukowa teoria, którą wypracowała filozofia społeczna osiemnastowiecznego racjonalizmu i liberalizmu oraz współczesna ekonomia, nie odwołują się do cudownej interwencji sił nadprzyrodzonych. Każdy krok człowieka poczyniony w celu zastąpienia działań wykonywanych w pojedynkę współdziałaniem z innymi skutkuje natychmiastową, widoczną poprawą jego sytuacji. Korzyści wynikające z pokojowej współpracy i podziału pracy są powszechne. Odczuwa je natychmiast każde pokolenie, a nie dopiero następne generacje. Poświęcenia, które jednostka musi ponosić dla dobra społeczeństwa, są jej wynagradzane z nawiązką. Wyrzeczenia jednostki są pozorne i tymczasowe. Poświęca ona mniejszą korzyść po to, żeby zyskać więcej w przyszłości. Jest to oczywiste dla każdego rozsądnego człowieka. Kiedy współpraca społeczna rozwija się dzięki poszerzeniu sfery objętej podziałem pracy lub kiedy wzmacnia się ochronę prawną i gwarancję pokoju, wtedy wszyscy zainteresowani przejawiają chęć poprawy własnej sytuacji. Zabiegając o własny dobrze pojęty interes, jednostka pracuje na rzecz rozwoju współpracy społecznej i pokojowego współistnienia. Społeczeństwo to wytwór ludzkiego działania, rezultat dążenia człowieka do usunięcia ze swego życia dyskomfortu. W celu wyjaśnienia początków i ewolucji społeczeństwa nie musimy się odwoływać do tej doktryny – z pewnością obrażającej prawdziwie religijny umysł – według której pierwotnie stworzony świat był tak niedoskonały, że wymagał ponownej nadprzyrodzonej interwencji, by nie doszło do jego upadku.
Historyczna rola teorii podziału pracy prezentowanej przez brytyjską ekonomię polityczną od Hume’a do Ricarda polegała na doszczętnym rozprawieniu się ze wszystkimi metafizycznymi doktrynami dotyczącymi powstania i funkcjonowania współpracy społecznej. Teoria ta była ukoronowaniem dzieła duchowego, moralnego i intelektualnego wyzwalania się ludzkości zainicjowanego przez filozofię epikurejską. W miejsce dawnej etyki heteronomicznej i intuicjonistycznej teoria ta wprowadzała moralność autonomiczną i racjonalną. Odtąd prawo i praworządność, zasady moralne i instytucje społeczne przestały być czczone jako niezbadane wyroki niebios. Uważano teraz, że są one wytworami człowieka i że jedynym kryterium, jakie powinny spełniać, jest ich celowość ze względu na dobrobyt społeczeństwa. Ekonomista o nastawieniu utylitarystycznym nie mówi: „Fiat iustitia, pereat mundus”, lecz: „Fiat iustitia, ne pereat mundus”90. Nie żąda od człowieka, żeby wyrzekł się swojej pomyślności dla dobra społeczeństwa, lecz pokazuje mu, na czym polega jego dobrze pojęty interes. Według niego wspaniałość Boga nie przejawia się w ciągłym mieszaniu się do rozmaitych spraw książąt i polityków, lecz w tym, że wyposażył on stworzonego przez siebie człowieka w rozum i chęć dążenia do szczęścia91. Zasadniczą trudność związaną ze wszystkimi odmianami uniwersalistycznej, kolektywistycznej i holistycznej filozofii społecznej stanowi pytanie: po czym poznajemy prawdziwe prawo, autentycznego apostoła słowa bożego i prawowitą władzę? Wielu ludzi utrzymuje, że przysłała ich Opatrzność, a każdy z tych proroków głosi inną ewangelię. Gorliwy wyznawca nie ma żadnej wątpliwości; jest święcie przekonany, że prawdziwa jest jego jedyna wiara. Tymczasem to właśnie silne ugruntowanie takich przekonań sprawia, że nie da się załagodzić antagonizmów. Każda strona sporu dąży do tego, żeby zwyciężyły dogmaty jej wiary, a ponieważ za pomocą logicznych argumentów nie można dowieść ich słuszności, jedyną metodą rozstrzygnięcia takich sporów pozostaje konflikt zbrojny. Nieracjonalne, nieutylitarystyczne i nieliberalne doktryny społeczne muszą prowadzić do wojen, także wojen domowych, które trwają aż do zniszczenia lub podporządkowania adwersarzy. Dzieje wielkich religii są kroniką bitew i wojen, podobnie jak dzisiejsze namiastki religii – socjalizm, statolatria i nacjonalizm.
Nietolerancja i propaganda z mieczem w ręku kata lub żołnierza są nieodłącznymi cechami każdego systemu etyki heteronomicznej. Prawa ustanowione przez Boga lub wyroki Przeznaczenia powinny mieć moc powszechnie obowiązującą, a wszyscy ludzie powinni podporządkować się władzy, która wedle tych praw uchodzi za prawowitą. Dopóki heteronomiczne systemy moralne oraz ich filozoficzna konsekwencja – realizm pojęciowy – pozostawały nietykalne, dopóty nie mogło być mowy o tolerancji ani trwałym pokoju. Walki przerywano tylko po to, żeby zebrać siły do następnych wojen. Idea tolerancji wobec odmiennych przekonań mogła się zakorzenić w ludzkich umysłach dopiero wtedy, gdy liberalne doktryny rozwiały złudę uniwersalizmu. W świetle filozofii utylitaryzmu społeczeństwo i państwo przestają być instytucjami służącymi podtrzymaniu porządku świata, który to porządek z przyczyn niedostępnych ludzkiemu rozumowi podoba się bóstwu, mimo że w oczywisty sposób narusza on przyziemne interesy wielu ludzi, a być może nawet ogromnej większości mieszkańców ziemi. Społeczeństwo i państwo stają się – w przeciwieństwie do funkcji, jaką pełniły wcześniej – najważniejszymi środkami służącymi ludziom do osiągnięcia celów zgodnych z ich potrzebami. Są one tworami człowieka, a ich utrzymanie oraz możliwie jak najlepsza organizacja to zadania, które nie różnią się zasadniczo od innych celów ludzkiego działania. Zwolennicy moralności heteronomicznej i doktryny kolektywistycznej nie mają szans, by racjonalnie dowieść poprawności specyfiki swoich zasad etycznych, wyższości swoich ideałów społecznych ani tego, że jedynie ich ideały są słuszne. Zmuszeni są apelować do ludzi, żeby na wiarę przyjęli ich system ideologiczny i podporządkowali się władzy, którą uważają za prawowitą. Gotowi są uciszyć przeciwników lub zmusić ich siłą do posłuszeństwa.
Oczywiście zawsze będą na świecie jednostki i zbiorowości, którym ciasna umysłowość nie pozwoli zrozumieć korzyści, jakie daje współpraca społeczna. Jeszcze inni, o słabym kośćcu moralnym i woli, nie zdołają się oprzeć pokusie krótkookresowych zysków osiąganych za pomocą działań szkodliwych dla sprawnego funkcjonowania systemu społecznego. Dostosowanie się jednostki do wymagań współpracy społecznej wiąże się z koniecznością poświęceń. Są to w istocie tylko przejściowe i pozorne poświęcenia, ponieważ życie w społeczeństwie wynagradza je z nawiązką, zapewniając bez porównania większe korzyści. Jednakże kiedy trzeba zrezygnować z jakiejś spodziewanej przyjemności, poświęcenia te mogą wywołać uczucie przykrości, gdyż nie zawsze pamięta się, że wyrzeczenia służą przyszłym korzyściom. Stąd nie wiadomo, jak należy w takiej sytuacji postępować. Anarchiści uważają, że dzięki edukacji wszyscy mogliby zrozumieć, jak powinni postępować w zgodzie z własnym interesem. Gdyby ludzie uzyskali odpowiednie informacje, to z własnej woli zawsze przestrzegaliby zasad postępowania warunkujących przetrwanie społeczeństwa. Anarchiści utrzymują, że porządek społeczny, w którym nie występuje zjawisko uprzywilejowania jednych obywateli kosztem innych, mógłby istnieć bez konieczności zapobiegania działaniom społecznie szkodliwym za pomocą siły. Takie idealne społeczeństwo mogłoby się obyć bez państwa i rządu rozumianego jako policja, społeczny aparat przymusu i przemocy.
Anarchiści nie uwzględniają niezaprzeczalnego faktu, że niektórzy ludzie są zbyt ograniczeni albo za słabi, żeby móc dostosować się samorzutnie do warunków życia w społeczeństwie. Nawet jeśli przyjęlibyśmy, że każdy zdrowo myślący dorosły jest w stanie zrozumieć dobrodziejstwa społecznej współpracy i swoim działaniem potrafi respektować zasady życia społecznego, to wciąż pozostaje problem dzieci, osób w podeszłym wieku i chorych. Możemy się zgodzić, że ktoś, kto postępuje aspołecznie, powinien być uznany za niepoczytalnego i że wymaga leczenia. Jednak dopóki wszyscy nie zostaną wyleczeni, dopóki na świecie są dzieci i starcy, konieczne jest przedsięwzięcie pewnych środków, które chroniłyby społeczeństwo przed zagrożeniami. Społeczeństwo anarchistyczne byłoby zdane na łaskę każdej jednostki. Społeczeństwo nie może istnieć, jeśli większość nie jest gotowa za pomocą siły lub groźby jej użycia powstrzymać mniejszości od zburzenia ładu społecznego. Tego rodzaju uprawnienia powierza się państwu lub rządowi.
Państwo lub rząd to społeczny aparat przymusu i przemocy. Ma monopol na przemoc. Jednostce nie wolno użyć przemocy ani grozić jej użyciem, o ile rząd nie przyznał jej takiego prawa. Państwo jest zasadniczo instytucją powołaną do ochrony pokojowych relacji międzyludzkich. W celu ich zachowania, musi jednak być gotowe do przeciwstawienia się zamachom na pokój.
Liberalna doktryna społeczna, opierająca się na zasadach utylitarnej etyki i ekonomii, podchodzi do problemu stosunków między rządem a rządzonymi inaczej niż uniwersalizm i kolektywizm. Liberałowie rozumieją, że rządzący, którzy stanowią zawsze mniejszość, nie mogą pozostawać bezterminowo na swoich stanowiskach, jeśli nie będą mieli poparcia większości rządzonych. Podstawą, na której wspiera się rząd i dzięki której trwa, niezależnie od panującego systemu władzy, jest przekonanie rządzonych, że posłuszeństwo i lojalność wobec tego rządu zawsze lepiej służą ich własnym interesom niż rewolucja i zmiana władzy. Większość ma możliwość obalenia niepopularnego rządu i korzysta z niej, kiedy jest przekonana, że należy tak zrobić dla własnego dobra. Wojna domowa i rewolucja to środki, za pomocą których niezadowolona większość usuwa rządzących i eliminuje nieakceptowane przez nią metody rządzenia. Ze względu na zachowanie pokoju wewnętrznego liberalizm dąży do utworzenia rządu demokratycznego. Demokracja nie jest więc instytucją rewolucyjną. Przeciwnie – jest środkiem zapobiegania rewolucjom i wojnom domowym, metodą pokojowego dostosowywania się rządu do woli większości. Kiedy większość społeczeństwa przestaje akceptować osoby zajmujące stanowiska rządowe i ich politykę, to – w wyniku najbliższych wyborów – zastąpi ich innymi ludźmi, którzy będą realizowali odmienną politykę.
Zasada rządów większości lub władzy sprawowanej w imieniu narodu, którą postuluje liberalizm, nie ma na celu ustanowienia rządów ludzi miernych, źle wychowanych, barbarzyńców. Liberałowie uważają, że narodem powinny rządzić osoby najlepiej przygotowane do tego zadania. Są jednak przekonani, że o czyjejś zdolności rządzenia świadczy raczej umiejętność przekonywania obywateli do swoich racji niż użycie wobec nich przemocy. Oczywiście nie ma gwarancji, że wyborcy powierzą urząd najbardziej kompetentnemu kandydatowi. Takiej gwarancji nie daje jednak żaden system. Jeśli większość społeczeństwa hołduje niezdrowym zasadom i woli widzieć na wysokich stanowiskach osoby mało wartościowe, to nie ma innego sposobu naprawy tej sytuacji, jak tylko próba zmiany sposobu myślenia owej większości za pomocą wskazywania rozsądniejszych zasad oraz godniejszych ludzi. W innym razie mniejszość nigdy nie odniesie trwałego sukcesu.
Uniwersalizm i kolektywizm nie mogą zaakceptować takiego demokratycznego rozwiązania problemu rządu. W świetle ich stanowiska jednostka, która stosuje się do zasad określonego systemu etycznego, nie dąży wprost do realizacji swoich doczesnych celów, lecz przeciwnie – rezygnuje z nich na rzecz realizacji planów bóstwa lub kolektywu. Ponadto sam rozum nie jest w stanie pojąć wyższości wartości absolutnych oraz bezwarunkowej słuszności świętego prawa ani właściwie interpretować norm i przykazań. A zatem, zgodnie z tymi doktrynami, próby przekonywania większości metodą perswazji i nakłanianie do prawości za pomocą łagodnych napomnień są skazane na niepowodzenie. Ci, których natchnął Bóg, ci, którzy doznali łaski oświecenia, mają obowiązek przekazywać dobrą nowinę posłusznym i siłą łamać opór krnąbrnych. Charyzmatyczny przywódca to namiestnik bóstwa, pełnomocnik kolektywu, narzędzie historii. Jest on nieomylny, zawsze ma rację. Jego nakazy stanowią nadrzędną normę.
Uniwersalizm i kolektywizm są z natury systemami rządów teokratycznych. Cechą wspólną wszystkich odmian tych systemów jest to, że przyjmują one istnienie bytu wyższego, któremu jednostka musi się podporządkować. Różni je tylko nazwa nadawana owemu bytowi oraz prawa stanowione w jego imieniu. Dyktatorskie rządy mniejszości nie mogą legitymizować swojej władzy inaczej niż przez powołanie się na rzekomy mandat otrzymany od wyższej władzy absolutnej. Nie ma znaczenia to, czy autokrata uzasadnia swoje roszczenia przez odwoływanie się do boskich praw namaszczonych królów, czy do historycznej misji awangardy klasy robotniczej; ani też to, czy nadprzyrodzona istota nosi nazwę Geist (Hegel), czy Humanité (Comte). Terminy „społeczeństwo” i „państwo” w znaczeniu, jakie nadają im dzisiejsi zwolennicy socjalizmu, planowania i społecznej kontroli wszystkich działań jednostek, wskazują na bóstwo. Kapłani tej nowej wiary przypisują swojemu idolowi te same cechy, które teologowie przypisują Bogu – wszechmoc, wszechwiedzę, nieskończoną dobroć itd.
Jeśli ktoś zakłada, że ponad działaniami jednostki i poza nimi istnieje niezniszczalny byt kierujący się własnymi celami, odmiennymi od celów zwykłych śmiertelników, to tym samym stworzył pojęcie istoty nadludzkiej. A wtedy nie da się uniknąć pytania o to, czyje cele są nadrzędne, jeśli występuje między nimi konflikt: cele państwa, społeczeństwa czy jednostki. Odpowiedź na to pytanie jest już zawarta w definicjach pojęć państwa i społeczeństwa, jakie sformułował kolektywizm i uniwersalizm. Jeśli ktoś postuluje istnienie bytu, który jest ex definitione wyższy, szlachetniejszy i lepszy niż pojedynczy ludzie, to nie ulega wątpliwości, że cele tego bytu muszą przewyższać cele nędznych jednostek. (Należy dodać, że miłośnicy paradoksów – tacy jak na przykład Max Stirner92 – z zadowoleniem odwracali tę sytuację i wychodząc z tych samych założeń, wykazywali wyższość jednostki). Jeśli społeczeństwo lub państwo są bytami cechującymi się wolą, chęcią działania i innymi właściwościami przypisywanymi im przez doktrynę kolektywistyczną, to nie ma sensu porównywać celów nędznej jednostki z ich wzniosłymi planami.
Quasi-teologiczny charakter wszystkich doktryn kolektywistycznych widoczny jest w sprzecznościach, które między nimi występują. Doktryna kolektywistyczna nie głosi wyższości abstrakcyjnego kolektywu, lecz zawsze przekonuje o niezwykłych zaletach konkretnego bożka kolektywistycznego i albo otwarcie zaprzecza istnieniu innych takich bożków, albo umieszcza je na podrzędnym miejscu, niższym w stosunku do własnego idola. Wyznawcy państwa przekonują o niezwykłości konkretnego kraju, to znaczy własnego, a nacjonaliści zachwalają zalety swojego narodu. Jeśli znajdą się odszczepieńcy, którzy kwestionują określony program, głosząc wyższość innego kolektywistycznego bożka, to nie kierują przeciw nim żadnych zarzutów, tylko wielokrotnie ponawiają deklarację, że słuszność jest po ich stronie, ponieważ wewnętrzny głos mówi im, że mają rację, a ich przeciwnicy się mylą. Konfliktów między zwalczającymi się kolektywistycznymi ideologiami i sektami nie da się rozstrzygnąć racjonalnie, lecz jedynie zbrojnie. Przeciwieństwem liberalnej i demokratycznej zasady rządów większości są militarystyczne reguły zbrojnego konfliktu i dyktatorskiego ucisku.
Wszystkie rodzaje ideologii kolektywistycznych łączy nieubłagana nienawiść do podstawowych instytucji politycznych systemu liberalnego: rządów większości, tolerancji dla odmiennych poglądów, wolności myśli, słowa i prasy oraz równości wobec prawa. To wspólne wszystkim ideologiom kolektywistycznym dążenie do zniszczenia wolności doprowadziło do błędnego przekonania, że w dzisiejszych sporach politycznych chodzi o walkę między indywidualizmem a kolektywizmem. Tymczasem jest to wojna między indywidualizmem a wieloma sektami kolektywistycznymi. Wzajemna wrogość między tymi sektami jest równie silna, jak ich odraza do systemu liberalnego. Kapitalizm nie jest obiektem ataku jednej sekty marksistowskiej, lecz licznych odłamów marksistów. Odłamy te – na przykład staliniści, trockiści, mienszewicy, zwolennicy II Międzynarodówki itd. – zwalczają się nawzajem z niezwykłą brutalnością i okrucieństwem. Istnieją ponadto sekty niemarksistowskie, które w walkach między sobą stosują tak samo straszliwe metody. Zastąpienie liberalizmu kolektywizmem doprowadziłoby do niekończących się krwawych walk.
Używana zwykle terminologia przedstawia te problemy w zupełnie niewłaściwy sposób. Filozofia, którą powszechnie nazywa się indywidualizmem, jest filozofią społecznej współpracy i stopniowego zacieśniania społecznych więzi. Tymczasem wprowadzenie w życie podstawowych idei kolektywizmu musiałoby się skończyć rozkładem społeczeństwa i nawrotami zbrojnych konfliktów. Każda odmiana ideologii kolektywistycznej obiecuje wprawdzie, że gdy tylko odniesie rozstrzygające zwycięstwo, to dokona ostatecznego przewrotu i zwalczy wszelkie inne ideologie, a wtedy na świecie zapanuje wieczny pokój; urzeczywistnienie tych planów zależy jednak od radykalnej przemiany ludzkości. Ludzi trzeba podzielić na dwie klasy: wszechpotężnego, boskiego dyktatora, oraz masy, które muszą mu podporządkować wolę i rozum, żeby stać się zwykłymi pionkami w planach wodza. Konieczne jest odczłowieczenie mas, żeby jeden człowiek został ich boskim panem. Myślenie i działanie, najbardziej charakterystyczne cechy człowieka jako takiego, stałyby się przywilejem wyłącznie jednej osoby. Nie ma potrzeby dowodzić, że nie da się zrealizować takich pomysłów. Chiliastyczne imperia rządzone przez dyktatorów są skazane na upadek. Żadne z nich nie trwało dłużej niż kilka lat. Dopiero co byliśmy świadkami załamania się kilku takich „tysiącletnich” systemów. Te, które wciąż istnieją, wkrótce spotka podobny los.
Dzisiejsze odrodzenie idei kolektywizmu, główna przyczyna wszystkich cierpień i katastrof naszych czasów, ma tak duży zasięg, że spowodowało to zepchnięcie w niepamięć podstawowych idei liberalnej filozofii społecznej. Nawet wielu zwolenników instytucji demokratycznych nie zna obecnie tych idei. Przytaczane przez nich argumenty na rzecz wolności i demokracji są skażone błędami kolektywizmu. Ich doktryny są raczej zniekształceniem prawdziwego liberalizmu niż wyrazem jego poparcia. Według nich większość ma zawsze rację po prostu dlatego, że dysponuje siłą zdolną złamać każdy opór. Rządy większości są dyktatorskimi rządami najliczniejszej partii, toteż rządząca większość może bez ograniczeń korzystać ze swojej władzy i uprawiać własną politykę. Kiedy jakieś ugrupowanie zdobędzie poparcie większości obywateli i dzięki temu zawładnie machiną rządową, może wtedy odmówić mniejszości wszystkich demokratycznych praw, które wcześniej umożliwiły mu walkę o przejęcie władzy.
Ten pseudoliberalizm jest oczywiście przeciwieństwem doktryny liberalnej. Liberałowie nie głoszą, że większość jest święta i nieomylna; nie utrzymują, że spore poparcie dla określonej polityki dowodzi, że jest ona korzystna dla dobra ogółu. Nie postulują dyktatury większości i siłowego rozprawienia się z opozycją mniejszości. Liberalizm dąży do zbudowania takiego systemu politycznego, który zapewniałby sprawną współpracę społeczną i stopniowe zacieśnianie więzi społecznych. Głównym jego celem jest uniknięcie konfliktów zbrojnych, wojen i rewolucji, które nieuchronnie prowadzą do rozpadu społecznej współpracy i cofają człowieka do czasów prymitywnego barbarzyństwa, kiedy to wszystkie plemiona i podmioty polityczne toczyły między sobą niekończące się walki. Podział pracy wymaga niezakłóconego pokoju, toteż liberalizm dąży do ustanowienia takiego systemu rządów, który jest w stanie utrzymać pokój, czyli do demokracji.
Prakseologia i liberalizm
Liberalizm w znaczeniu dziewiętnastowiecznym jest doktryną polityczną. Nie jest teorią, lecz zastosowaniem teorii wypracowanych przez prakseologię, a zwłaszcza ekonomię, do konkretnych zagadnień związanych z ludzkim działaniem w społeczeństwie.
Jako doktryna polityczna liberalizm nie jest neutralny wobec wartości i ostatecznych celów, do których prowadzi działanie. Liberalizm przyjmuje, że wszyscy ludzie, a przynajmniej ich większość jest zajęta dążeniem do określonych celów. Dostarcza on informacji na temat środków, które umożliwiają realizację tych celów. Zwolennicy doktryn liberalnych doskonale wiedzą, że ich poglądy sprawdzają się wyłącznie w odniesieniu do osób, które kierują się tymi zasadami w ocenach wartości.
Prakseologia, a więc również ekonomia, używa terminów „szczęście” i „usunięcie dyskomfortu” w znaczeniu czysto formalnym, liberalizm natomiast nadaje im konkretne znaczenie. Liberalizm przyjmuje, że ludzie wolą życie od śmierci, zdrowie od choroby, dobre odżywianie się od głodu, dostatek od nędzy. Uczy, jak działać zgodnie z tymi ocenami wartości.
Przyjęło się określać te zagadnienia mianem materialistycznych i oskarżać liberalizm o rzekomy prymitywny materializm i lekceważenie „wyższych” i „szlachetniejszych” celów ludzkości. Człowiek nie żyje samym chlebem, mówią krytycy, wyrażając w ten sposób pogardę dla małości i przyziemności filozofii utylitaryzmu. Te żarliwe diatryby chybiają jednak celu, ponieważ w istotny sposób wypaczają myśl liberalizmu.
Po pierwsze, liberałowie nie twierdzą, że ludzie powinni dążyć do wymienionych tutaj celów. Utrzymują jedynie, że ogromna większość ludzi woli życie w dostatku i zdrowiu niż nędzę, głód i śmierć. Nie sposób kwestionować poprawności tego twierdzenia. Wystarczy zauważyć, że wszystkie doktryny antyliberalne – teokratyczne dogmaty różnych religijnych, etatystycznych, nacjonalistycznych i socjalistycznych partii – zajmują takie samo stanowisko co do tych zagadnień. Wszystkie one obiecują swoim zwolennikom życie w dostatku. Nigdy nie odważyły się głosić, że realizacja ich programu wpłynie niekorzystnie na sytuację materialną społeczeństwa. Przeciwnie, podkreślają, że realizacja planów formułowanych przez konkurencyjne partie przyniesie większości społeczeństwa nędzę, one same natomiast chcą zapewnić swoim zwolennikom dostatek. Partie chrześcijańskie obiecują masom wzrost poziomu życia z nie mniejszym zapałem niż nacjonaliści i socjaliści. Dzisiaj w kościołach często więcej słyszy się na temat podwyżek płac czy zwiększenia dochodów rolników niż na temat dogmatów wiary chrześcijańskiej.
Po drugie, liberałowie nie lekceważą intelektualnych i duchowych aspiracji człowieka. Przeciwnie – ożywia ich intelektualny zapał i dążenie do moralnej doskonałości, mądrości i piękna. Ich poglądy na te wzniosłe i szlachetne zagadnienia różnią się jednak znacznie od prymitywnych wyobrażeń ich przeciwników. Nie podzielają naiwnej wiary, że jakiś system społeczny mógłby bezpośrednio zachęcić ludzi do rozważań filozoficznych lub naukowych, tworzenia arcydzieł sztuki i literatury oraz przyczynić się do tego, żeby masy były bardziej oświecone. Rozumieją, że w tej sferze społeczeństwo może jedynie stworzyć takie warunki, w których geniusza nie ograniczałyby zbyt wielkie przeszkody, a zwykły człowiek byłby na tyle wolny od trosk materialnych, żeby zainteresować się innymi sprawami niż wyłącznie tym, jak zarobić na chleb. Uważają, że zwalczenie biedy to najlepszy sposób sprawienia, by człowiek żył pełnią człowieczeństwa. Mądrość, nauka i sztuka rozwijają się lepiej w świecie dobrobytu niż w społeczeństwach nędzy.
Oskarżanie liberalizmu o materializm jest bezpodstawne. Wiek XIX zaznaczył się nie tylko bezprecedensowym postępem w dziedzinie technicznych metod produkcji i wzrostem dobrobytu mas. Przyniósł znacznie więcej niż tylko wydłużenie średniej długości życia. Stworzył sztukę o nieprzemijających wartościach. Był to wiek muzyków, pisarzy, poetów, malarzy i rzeźbiarzy, którzy zostawili po sobie nieśmiertelne dzieła. Ponadto XIX wiek zrewolucjonizował filozofię, ekonomię, matematykę, fizykę, chemię i biologię. I po raz pierwszy w dziejach zwykły człowiek miał dostęp do tych wspaniałych dzieł sztuki i intelektu.
Liberalizm i religia
Liberalizm opiera się na czysto racjonalnej i naukowej teorii współpracy społecznej. Rozwiązania, jakie sugeruje, wykorzystują system wiedzy, która w żaden sposób nie odwołuje się do emocji, intuicyjnych przekonań niepopartych logicznym dowodem, doświadczeń mistycznych oraz osobistego kontaktu ze zjawiskami nadprzyrodzonymi. W tym sensie można o nim powiedzieć – używając określeń często niewłaściwie rozumianych i błędnie interpretowanych – że jest doktryną ateistyczną i agnostyczną. Byłoby jednak poważnym błędem, gdybyśmy wyciągnęli stąd wniosek, że nauki dotyczące ludzkiego działania oraz oparta na nich doktryna polityczna – liberalizm – są antyteistyczne i nastawione wrogo do religii. Są one zdecydowanie przeciwne wszelkim systemom teokratycznym. Zachowują jednak całkowitą neutralność w stosunku do przekonań religijnych, które nie próbują ingerować w sferę spraw społecznych, politykę i gospodarkę.
Teokracja jest systemem społecznym, który swojej legitymizacji szuka w siłach nadprzyrodzonych. Podstaw władzy teokratycznej nie da się dowieść racjonalnie metodami logicznymi. Ostateczną normą jest tu intuicja zapewniająca umysłowi subiektywną pewność dotyczącą spraw, których nie można pojąć za pomocą rozumu i rozumowania. Jeśli intuicja ta odwołuje się do jednego z tradycyjnych systemów światopoglądowych, w których przyjmuje się istnienie Boskiego Stwórcy i Władcy wszechświata, to nazwiemy ją wiarą religijną. Jeśli odwołuje się do innego systemu, nazwiemy ją wiarą metafizyczną. A zatem system rządów teokratycznych nie musi się opierać na którejś z wielkich światowych religii. Może wypływać z założeń metafizycznych, które odrzucają wszelkie tradycyjne kościoły i wyznania i z upodobaniem podkreślają swój charakter antyteistyczny i antymetafizyczny. W dzisiejszych czasach najpotężniejsze partie teokratyczne są nastawione wrogo do chrześcijaństwa i innych religii wywodzących się z żydowskiego monoteizmu. O ich charakterze teokratycznym przesądza to, że chcą zorganizować doczesne sprawy ludzkości zgodnie z przesłaniem zawartym w systemie idei, których poprawności nie można wykazać na drodze rozumowej. Partie te utrzymują, że ich przywódcy są obdarzeni wiedzą niedostępną innym ludziom i sprzeczną z wyobrażeniami tych, którzy nie dostąpili łaski oświecenia. Charyzmatyczni przywódcy otrzymali od mistycznej wyższej instancji misję kierowania sprawami błądzącej ludzkości. Jedynie oni dostąpili oświecenia; a reszta to ślepcy, głusi albo złoczyńcy.
W wielu odłamach wielkich religii pojawiały się skłonności do teokracji. Ich apostołami kierowało pragnienie władzy; chcieli oni pognębić i wyeliminować wszelkie odszczepieńcze grupy. Nie wolno jednak mylić dwóch rzeczy: religii i teokracji.
William James jako religijne określa „takie uczucia, czyny i doświadczenia odosobnionej jednostki ludzkiej, o których jednostka ta mniema, że odnoszą się one do czegoś, co ona sama uznaje za boskie”93. Wymienia następujące przekonania charakterystyczne dla życia religijnego: świat widzialny jest częścią innego, bardziej duchowego świata, który nadaje mu istotne znaczenie; zjednoczenie lub harmonijna relacja z owym wyższym światem jest naszym prawdziwym celem; modlitwa lub zjednoczenie z owym duchem – „Bogiem” czy „prawem” – jest procesem, w którym odbywa się realna praca, przepływa energia duchowa i wywołuje w świecie zjawiskowym psychologiczne lub materialne skutki. Z religią, kontynuuje James, wiążą się również następujące zjawiska psychiczne: „życie ludzkie nabiera jakby smaku nowego, przybywa mu coś, co przybiera postać bądź zachwycenia lirycznego, bądź odwołania się do dostojeństwa i bohaterstwa”; „zjawia się poczucie bezpieczeństwa, usposobienie pokojowe, a w stosunku do bliźnich przewaga uczuć miłosnych”94.
Przedstawiona tu charakterystyka doświadczenia religijnego i uczuć religijnych jednostki nie dotyczy organizacji współpracy społecznej. Według Jamesa religia to wyłącznie indywidualna relacja między człowiekiem a sferą świętej, tajemniczej, budzącej lęk i podziw rzeczywistości boskiej. Narzuca ona człowiekowi określony sposób postępowania w życiu. Nie rozstrzyga jednak zagadnień związanych z organizacją społeczeństwa. Św. Franciszek z Asyżu, największy geniusz religijny Zachodu, nie zajmował się polityką ani ekonomią. Chciał nauczyć swoich uczniów pobożnego życia; nie planował organizacji produkcji ani nie nakłaniał swoich zwolenników do stosowania przemocy wobec osób o odmiennych poglądach. Nie odpowiada jednak za interpretację swoich nauk przez zakon, który założył.
Liberalizm nie stawia człowiekowi przeszkód w wyborze drogi życiowej zgodnej z tym, jak on sam, jego kościół lub religia interpretuje Ewangelie. Sprzeciwia się natomiast zdecydowanie wszelkim tym próbom uniemożliwiania racjonalnej dyskusji na temat zagadnień związanych z dobrobytem społeczeństwa, które odwołują się do intuicji i objawienia o charakterze religijnym. Nikogo nie nakłania do rozwodu ani regulacji urodzeń, jednak walczy z tymi, którzy chcą uniemożliwić swobodną dyskusję na ten temat, z użyciem argumentów przemawiających za tymi rozwiązaniami i przeciw nim.
Z liberalnego punktu widzenia celem prawa moralnego jest skłonienie jednostek do tego, żeby dostosowały swoje postępowanie do wymogów życia w społeczeństwie, powstrzymały się od wszelkich zachowań godzących w pokojową współpracę społeczną i relacje międzyludzkie. Liberałowie doceniają wkład religii we wspieranie przekonań moralnych, których sami są zwolennikami, sprzeciwiają się jednak wszelkim wzorcom przyczyniającym się do rozpadu społeczeństwa, bez względu na ich źródło.
Jeśli ktoś utrzymuje – jak czyni to wielu zwolenników teokracji religijnej – że liberalizm zwalcza religię, to mija się z prawdą. Tam gdzie obowiązuje zasada, że Kościół ingeruje w sprawy życia świeckiego, rozmaite kościoły, wyznania i sekty zwalczają się nawzajem. Postulując rozdział Kościoła od państwa, liberalizm chce zapewnić pokój między nimi i dać każdej religii możliwość swobodnego głoszenia swojej wersji dobrej nowiny.
Liberalizm jest racjonalistyczny. Utrzymuje, że można przekonać znakomitą większość ludzi o tym, iż pokojowa współpraca w społeczeństwie służy lepiej ich dobrze pojętym interesom niż wzajemne walki i rozpad społeczeństwa. Ma pełne zaufanie do rozumu człowieka. Być może ten optymizm jest nieuzasadniony i liberałowie się mylą, wtedy jednak ludzkość nie może mieć żadnej nadziei na przyszłość.
90
Fiat iustitia, pereat mundus (łac.) – sprawiedliwości musi stać się zadość, nawet gdyby świat miał zginąć; Fiat iustitia, ne pereat mundus – sprawiedliwości musi stać się zadość, żeby świat nie zginął.
91
Ekonomiści, m.in. Adam Smith i Frédéric Bastiat, byli na ogół ludźmi wierzącymi i w swych odkryciach podziwiali celowy zamysł „wielkiego Reżysera Natury”. Krytykujący ich ateiści czynią im z tego zarzut, jednak nie dostrzegają oni, że szydzenie z każdej wzmianki dotyczącej „niewidzialnej ręki” w żaden sposób nie osłabia zasadniczego przesłania zawartego w poglądach głoszonych przez racjonalistyczną i utylitarystyczną filozofię społeczną. Trzeba zrozumieć, że wybór jest następujący: albo łączenie się z innymi jest procesem ludzkim, ponieważ doskonale służy zainteresowanym jednostkom i jednostki te potrafią docenić korzyści płynące z przystosowania się do warunków współpracy w społeczeństwie, albo istota wyższa nakazuje opornym ludziom posłuszeństwo prawu i autorytetom społecznym. Bez większego znaczenia jest to, czy ową istotą wyższą będzie Bóg, Weltgeist, Przeznaczenie, Wotan, czy Materialne Siły Produkcji, i jaki tytuł nada się jej dyktatorom, którzy są jej apostołami.
92
Zob. Max Stirner (Johan Kaspar Schmidt), Jedyny i jego własność, tłum. Joanna i Adam Gajlewiczowie, Warszawa 1995.
93
William James, Doświadczenia religijne, tłum. Jan Hempel, Kraków 2001, s. 30.
94
Ibid., s. 373.