Читать книгу Antykruchość Jak żyć w świecie, którego nie rozumiemy - Nassim Nicholas Taleb - Страница 30
O konieczności nazywania
ОглавлениеWiemy więcej, niż nam się wydaje, dużo więcej, niż potrafimy wyrazić. Nawet jeśli nasze formalne systemy myślenia umniejszają wartość tego naturalnego zjawiska i nie potrafimy nazwać antykruchości, a nasze mózgi wręcz zwalczają tę koncepcję, to nie znaczy, że nie uwzględniamy jej w swoich działaniach. Nasze spostrzeżenia i przeczucia, wyrażane w czynach, bywają ważniejsze niż to, co wiemy, co klasyfikujemy w tabelach, omawiamy za pomocą słów i przekazujemy dzieciom w szkole. Tę kwestię przedstawiam wyczerpująco dalej, zwłaszcza w kontekście ważnego pojęcia wiedzy apofatycznej (takiej, której nie można wyrazić wprost ani bezpośrednio opisać językiem, którym dysponujemy); tymczasem przyjrzyjmy się pewnemu zdumiewającemu zjawisku.
W książce Through the Language Glass lingwista Guy Deutscher pisze, że wiele ludów pierwotnych porozumiewa się, nazywając tylko dwa lub trzy kolory, chociaż nie są daltonistami. Podczas prostego testu umieją dopasować nici do odpowiednich kolorów. Są w stanie dostrzec różnice między poszczególnymi pasmami tęczy, ale nie wyrażają ich w swoim języku. Te populacje nie rozróżniają kolorów tylko kulturowo, nie biologicznie.
Na tej samej zasadzie my nie dostrzegamy antykruchości z powodów intelektualnych, a nie organicznych. Żeby zrozumieć różnicę, zwróćcie uwagę, że nazwa „niebieski” jest wam potrzebna, gdy chcecie o czymś opowiedzieć, a nie wtedy, gdy chcecie coś zrobić.
Nie każdy wie, że wiele kolorów, które dziś uważamy za oczywiste, przez długi czas nie miało nazwy — nawet w podstawowych tekstach kultury zachodniej. Starożytne teksty, które powstały w krajach basenu Morza Śródziemnego, zarówno greckie, jak i semickie, zawierają bardzo niewiele określeń kolorów, skupionych głównie na rozróżnieniu między ciemnością a jasnością — Homer i jemu współcześni ograniczali się do trzech lub czterech barw: czerni, bieli i jakiejś nieokreślonej części tęczy, często podciąganej pod czerwień albo żółć.
Skontaktowałem się z Guyem Deutscherem. Był bardzo pomocny i zwrócił mi uwagę, że starożytni nie mieli nazwy nawet na tak podstawowy kolor jak niebieski. Brak słowa „niebieski” w starożytnej grece wyjaśnia, dlaczego Homer wielokrotnie pisze o morzu ciemnym jak wino (oinopa ponton), co mogło być mylące dla czytelników (łącznie z niżej podpisanym).
Co ciekawe, jako pierwszy odkrył to brytyjski premier William Gladstone w latach 50. XIX wieku (za co niesprawiedliwie i bezmyślnie zwymyślali go nieprzychylni mu dziennikarze). Gladstone, człowiek o dużej erudycji, napisał w przerwie między swoimi politycznymi obowiązkami imponujący traktat o Homerze, liczący 1700 stron. W ostatniej części ujawnił ograniczony zasób terminów kolorystycznych, przypisując współczesne uwrażliwienie na liczne niuanse barw międzypokoleniowemu treningowi wzroku. Udowodniono jednak, że niezależnie od nazw kolorów stosowanych w danej kulturze ludzie potrafili rozpoznawać wiele barw — jeżeli nie cierpieli na daltonizm.
Gladstone był imponującą postacią pod wieloma względami. Oprócz erudycji, siły charakteru, szacunku dla słabszych i dużej energiczności, czterech bardzo pożądanych cech (spośród których szacunek dla słabszych, po odwadze intelektualnej, wydaje się najbardziej atrakcyjną cechą piszącemu te słowa), miał zdumiewającą zdolność przewidywania. Wywnioskował coś, co niewielu w jego czasach odważyło się zasugerować: że Iliada nawiązuje do rzeczywistej historii (nie odkryto jeszcze wówczas Troi). A przy tym, co niezwykle ważne dla tej książki, w kolejnej proroczej wizji nalegał na utrzymywanie zrównoważonego budżetu państwa: deficyty budżetowe okazały się głównym źródłem kruchości systemów społecznych i ekonomicznych.