Читать книгу Antykruchość Jak żyć w świecie, którego nie rozumiemy - Nassim Nicholas Taleb - Страница 33

Rozdział 2 – Wszechobecna nadmierna kompensacja i nadmierna reakcja

Оглавление

Czy łatwo się pisze na pasie startowym na Heathrow? – Postaraj się, żeby papież umieścił twoje dzieło na indeksie ksiąg zakazanych – Jak pobić ekonomistę (niezbyt mocno, na tyle jednak, żeby trafić do więzienia)

Zależność kontekstową u siebie samego dostrzegłem pewnego dnia w gabinecie Davida Halperna, brytyjskiego doradcy rządowego i lobbysty. Halpern poinformował mnie — nawiązując do koncepcji antykruchości — o zjawisku tak zwanego wzrostu pourazowego, przeciwieństwie zespołu stresu pourazowego, które sprawia, że ludzie pod wpływem przeszłych trudności rozwijają się i przekraczają własne ograniczenia. Nigdy wcześniej o tym nie słyszałem i przyznaję ze wstydem, że nigdy nie starałem się dowiedzieć: istnieje kilka źródeł tych informacji, ale są one znane jedynie przedstawicielom wąskiej specjalistycznej dziedziny. W intelektualnych i tak zwanych uczonych kręgach słychać raczej o bardziej drastycznym zespole stresu pourazowego niż o rozwoju pourazowym. Jednakże kultura popularna zna to zjawisko, o czym świadczy wyrażenie: „To wyrabia charakter”. Wiedzieli o nim również starożytni klasycy z krajów basenu Morza Śródziemnego i nasze babcie.

Intelektualiści zwykle skupiają się na negatywnych reakcjach na przypadkowość (czyli na kruchości) zamiast na reakcjach pozytywnych (czyli antykruchości). I to nie tylko na gruncie psychologii: wszędzie bez wyjątku.

Jak wymyślić innowację? Najpierw spróbujcie popaść w kłopoty. Poważne, ale nie fatalne w skutkach. Uważam — to nie przypuszczenie, raczej przekonanie — że innowacje i rozwój wypływają z sytuacji i przynoszą rozwiązania wykraczające poza zaspokojenie potrzeb (na przykład nieplanowane skutki uboczne pierwotnego wynalazku albo próby wynalazku). Oczywiście, antyczny świat miał coś do powiedzenia na ten temat, czego przykładem jest łacińskie porzekadło, że finezja rodzi się z głodu (artificia docuit fames). Ta myśl przenika literaturę antyczną: u Owidiusza nieszczęścia bywają impulsem do twórczego działania (ingenium mala saepe movent), co w brooklyńskim dialekcie brzmi tak: „Kiedy życie daje ci cytryny...”.

Właśnie ów nadmiar energii uwolniony dzięki przesadnej reakcji na przeszkody odpowiada za innowacje!

Ten przekaz od starożytnych jest dużo głębszy, niż może się wydawać. Stoi w sprzeczności ze współczesnymi metodami i koncepcjami innowacji i rozwoju na wielu poziomach, ponieważ zwykle uważamy, że droga do innowacji wiedzie przez fundusze wsparcia, kontrolowane przez aparat biurokratyczny, precyzyjne plany oraz zajęcia w Szkole Biznesu Uniwersytetu Harvarda, prowadzone przez Niezwykle Utytułowanego Profesora Innowacji i Przedsiębiorczości (który nie ma na koncie żadnej innowacji), albo wymaga doradztwa jakiegoś konsultanta (który nie ma na koncie żadnej innowacji). To błędne rozumowanie — spójrzcie, jak nieproporcjonalnie dużą rolę odgrywają niewykształceni technicy i przedsiębiorcy w rozmaitych przełomach technologicznych, począwszy od rewolucji przemysłowej aż po powstanie Doliny Krzemowej, a zrozumiecie, co mam na myśli.

Jednakże wbrew wyraźnym dowodom na coś wręcz przeciwnego oraz mądrości, którą można zdobyć za darmo od starożytnych (albo babć), współcześni ludzie usiłują tworzyć innowacje w sytuacji komfortu, bezpieczeństwa i przewidywalności, zamiast pogodzić się z tym, że potrzeba naprawdę jest matką wynalazku.

Wielu, podobnie jak wielki rzymski polityk Kato Starszy, uważa komfort — niemal każdego rodzaju — za drogę ku upadkowi5. Nie lubił, kiedy było za łatwo, ponieważ martwił się, że to osłabia charakter. A słabość, której się obawiał, nie dotyczyła tylko jednostek: mogła ogarnąć całe społeczeństwo. Zwróćcie uwagę, że w chwili, gdy piszę te słowa, żyjemy w okresie kryzysu zadłużenia. Świat traktowany jako całość nigdy nie był bogatszy i nigdy nie był bardziej zadłużony, żyjąc z cudzych pieniędzy. Doświadczenie pokazuje, że z perspektywy społeczeństwa im bogatsi się stajemy, tym trudniej nam zadowolić się tym, co mamy. Trudniej znieść nadmiar niż niedobór.

Kato uśmiechnąłby się, gdyby usłyszał o efekcie zaobserwowanym niedawno w dziedzinie lotnictwa: automatyzacja samolotów obniża wymagania wobec pilotów, przez co latanie staje się dla nich zbyt komfortowe, niebezpiecznie komfortowe. Stępienie koncentracji i umiejętności pilotów przez stawianie im zbyt niskich wymagań skutkuje katastrofami lotniczymi i śmiercią pasażerów. Odpowiada za to po części regulacja Federalnej Administracji Lotnictwa (FAA), która zmusiła przemysł do zwiększenia automatyzacji w kokpicie. Na szczęście FAA w końcu zrozumiała, na czym polega problem: niedawno odkryła, że piloci często „przenoszą zbyt dużo odpowiedzialności na zautomatyzowane systemy”.

Antykruchość Jak żyć w świecie, którego nie rozumiemy

Подняться наверх