Читать книгу Na całego - Piotr Bojarski - Страница 7
W tym samym czasie, lotnisko polowe Hureczko pod Przemyślem
ОглавлениеSierżant pilot Franciszek Jach, postawny mężczyzna o pociągłej twarzy i wzroście nieprzystającym do potocznych wyobrażeń o pilotach, nie mógł spać. Działo się zbyt wiele i nader szybko, by opadł bez perturbacji w ramiona Morfeusza. Najpierw załadunek zdobycznych maszyn na wagony, potem szaleńcza podróż przez pół wolnej już Polski do Przemyśla, wreszcie morderczy wyładunek sprzętu i transportowanie go na prowizoryczne lotnisko — wszystko to kosztowało moc sił, ale napędzało też do działania. Ogień aż w nim buzował, nic więc dziwnego, że kiedy ustały ostatnie tego dnia obowiązki, nie potrafił go zdusić, przymusić się do wypoczynku. Siedział na drewnianym zydlu pod naprędce rozpiętą między drzewami pałatką, wpatrując się w majaczące pod lasem sylwetki aeroplanów.
Siedem maszyn Pierwszej Wielkopolskiej Eskadry Polnej — zdobyte w styczniu na Niemcach dwa albatrosy, a także DFW6 i AEG7 — stało z dumnie rozpostartymi skrzydłami, na nowo przytwierdzonymi do kadłubów samolotów. Mimo ciemności można było na nich rozpoznać sporej wielkości biało-czerwone szachownice, symbole ich nowych właścicieli. Gdyby tylko zaszła taka potrzeba, Jach gotów był wskoczyć do swojego obserwacyjnego albatrosa i nawet teraz, w środku nocy, polecieć na rozpoznanie. Zdawał sobie jednak sprawę, że co nagle, to po diable. Tym bardziej, że dopiero zapoznawał się z nowym teatrem działań wojennych. Dostał ledwie jedną, starą wojskową mapę, mocno niedoskonałą i zużytą. I musiał się nią zadowolić.
Jego dowódca, podporucznik Wiktor Pniewski, z którym konspirowali jesienią ubiegłego roku na niemieckim jeszcze wtedy lotnisku w Ławicy pod Poznaniem, nie popędzał ich nadmiernie. Był tego samego zdania co Jach, że podstawą jest dobre przygotowanie pierwszych lotów. Posiadając w składzie jeden zaledwie myśliwiec i jeden szturmowiec, niewiele mogli pomóc w bezpośrednich działaniach wojennych. Ale już wywiad lotniczy był w stanie przynieść walczącym na ziemi wiele istotnych informacji.
— Dobra informacja to coś więcej, niż największa nawet fura wystrzelonej amunicji — mawiał Pniewski. — Dobra informacja jest bezcenna, bo to ona pomaga zwyciężać.
Jach, doświadczony obserwator, nie mógł odmówić mu racji. Najpierw poznają więc teren, przestudiują mapy, a potem wsiądą do maszyn. Zresztą, trzeba też najpierw sprawdzić stan pasa startowego i lądowiska. Żeby uniknąć niepotrzebnych, a przykrych niespodzianek.
O nieprzyjacielu wieść niosła, że nie dysponuje własnym lotnictwem. Jeśli okazałoby się to prawdą, lotnicy z Poznania mieli wszelkie widoki na pełne panowanie w powietrzu.
Jach wyjął z kieszeni papierosa, potarł zapałką o draskę pudełka i zaciągnął się dymem. Przypomniały mu się pierwsze zadania bojowe niemal równo rok wcześniej nad Szampanią. Wtedy przeciwnikiem były myśliwce francuskie, a na kadłubie jego fokkera widniały czarne krzyże. Tyle że cesarstwo niemieckie przeszło już do historii, a on został wreszcie polskim lotnikiem i na polskiej maszynie walczył o wolny kraj. Najpierw przeciwko Niemcom, a teraz — z Ukraińcami, którzy zablokowali Lwów.
Zaciągnął się raz jeszcze, mocno, głęboko. Choć matka przestrzegała go niedawno przed paleniem tytoniu, po ostatnich, nerwowych miesiącach nie wyobrażał sobie życia bez papierosa. Dawał spokój, ukojenie nerwów. Gdy Jach miał go w dłoni, jego myśli stawały się spójne.
Z kim jeszcze przyjdzie mi walczyć?, zastanawiał się przez chwilę. Mówią, że za Ukraińcami są już tylko bolszewicy…