Читать книгу Skazana - Teri Terry - Страница 12
Część 1: Chaos
9.
Sam
ОглавлениеTak wiele w moim życiu to pozory. Wyrobiłam się w udawaniu kogoś, kim podobno mam być, i idzie mi tak dobrze, że zatraciłam swoje prawdziwe ja.
Próbuję się wczuć w rolę Julii, wyobrażam sobie jej uczucia, a potem zaczynam niemal równocześnie: na jednej stronie zeszytu rysować, na drugiej pisać. To rzeczywiście pomaga, gdy słowa jakoś się wiążą z rysunkiem. Ava przygląda się, podsuwa pomysły, kiedy zdarzy mi się utknąć, przypomina o rymach, które muszą wystąpić w sonecie według określonego schematu.
Dotyka mojego portretu Romea, gdy jest już gotowy. Trochę przypomina Lucasa, ale nadałam mu tak idealne rysy, że stał się niemal odpychający. Czy nauczycielka zauważy kpinę? A Ava?
– To karykatura – mówi. Załapała, jestem zadowolona.
– Zrobione, pora na przerwę – stwierdzam i w tym momencie gasną światła. Bez ostrzeżenia, bez mrugania, po prostu w jednej sekundzie pokój jest jasno oświetlony, a w drugiej ciemny. W tej małej salce nie ma okien, a drzwi są zamknięte, siedzimy więc w egipskich ciemnościach.
Ogarnia mnie panika – automatyczna i głupia – serce przyśpiesza, żołądek się kurczy, nerwowo gmeram w kieszeni, szukając telefonu. Wyjmuję go i włączam latarkę. W jej słabym blasku zaczynam oddychać swobodniej.
– Co się dzieje? – pyta Ava.
– Może wywaliło korki?
Otwieram drzwi i wyglądam na ciemny korytarz. Nikogo tam nie ma. Wracam do pokoju korepetycyjnego. Ava tymczasem przeszła bocznymi drzwiami do sąsiedniego pomieszczenia, z oknem.
– To nie tylko w szkole – oznajmia. – Wszystko dokoła zgasło.
Sprawdzam poziom baterii w komórce. Zapomniałam ją wczoraj podładować, zostało tylko jedenaście procent. Na jak długo wystarczy? Te stare budynki nie mają zbyt wielu okien; chcę się wydostać na zewnątrz – t e r a z, już, na powietrze, do światła.
– To chyba znak, że pora kończyć na dziś – mówię.
– Zgoda – potwierdza Ava.
Zbieramy rzeczy, po czym idziemy szybko wąskim korytarzem, mając jako jedyną wskazówkę wąską smugę światła z mojego telefonu. Otwieramy drzwi i wychodzimy na dziedziniec między budynkami. Z innych wyjść też wysypują się ludzie: nauczyciele, kilka uczennic, które z jakichś powodów zostały po lekcjach w szkole. Kierujemy się w stronę biur i głównego wyjścia, ale zanim tam docieramy, wychodzi do nas wicedyrektorka.
– Poproszono nas, abyśmy zatrzymali wszystkich na miejscu – oznajmia i zanim zdąży dopowiedzieć zdanie, odzywają się syreny, nie bardzo daleko.
– Co się dzieje? – pyta jedna z nauczycielek. Po głosie można poznać, że się domyśla odpowiedzi i wicedyrektorka posyła jej znaczące spojrzenie.
– Na pewno wszystko jest w porządku. Może to dlatego, że porobiły się korki, skoro wysiadły światła drogowe? Dowiemy się tego. Póki co albo zostańcie tu na dziedzińcu, albo idźcie do biblioteki. Woźna i dozorca zaczęli już sprawdzać budynki, zbierzemy tam wszystkich.
Pozostali ruszają do środka, zmierzają do biblioteki, lecz ja podchodzę do ławki przy wejściu – chcę zostać na zewnątrz, w świetle dziennym. Ava się waha.
– Idź z nimi, jeśli chcesz – mówię.
Siada jednak ze mną, a ja jednocześnie odczuwam ulgę, że nie będę sama, i rozdrażnienie z powodu tego uczucia.
– Skończyłaś zadanie z angielskiego – odzywa się Ava. – Umowa to umowa. Możemy rysować tutaj? Ale nie jestem w tym dobra, nie obraź się przez moje bazgroły.
– Nie obrażę się – zapewniam. Wyjmuję ołówki i szkicownik, który mam zawsze w szkolnej torbie, wyrywam kilka kartek i podaję je Avie. Mając jakieś zajęcie, przestanę myśleć o czasie. Ile minut zostało nam przy dziennym świetle? Słońce już wisi nisko na niebie.
– Nie wiem, jak zacząć. – Ava jest bezradna.
– Spróbuj z jedną rzeczą, powiedzmy, z puklem włosów. To nie musi być cała twarz. Skup się na tym szczególe: możesz go oddać jak najwierniej albo zmienić, jeśli twoje wewnętrzne oko artystki postrzega go inaczej.
– Nie jestem pewna, czy mam takie! Ale spróbuję.
Wpatruje się teraz we mnie uważnie z ołówkiem w ręce. Opuszcza wzrok na kartkę i zaczyna szkicować, znowu podnosi oczy. Ja wciąż się przyglądam jej twarzy, studiuję proporcje. Jest… raczej charakterystyczna niż ładna. Rysuje oko. Wysokie kości policzkowe: ma dobrze zarysowany kościec. Dość szeroko rozstawione oczy, długie rzęsy, lecz ani śladu makijażu, któremu by to zawdzięczała. Jej ciemne, proste włosy są zatknięte za lewe ucho, a z prawej strony opadają do przodu, sięgając niżej ramion. Patrzy z uwagą, zawsze – w każdym momencie w pełni skupia się na tym, co robi. By uchwycić jej osobowość, to właśnie muszę pokazać na kartce. Ołówek na papier – zaczynam.
Wczoraj skłamałam. Wprawdzie nie rozmawiałyśmy z sobą do tej pory, ale wiedziałam, kim ona jest, i dziś nie pierwszy raz ją rysuję. W morzu wymalowanych twarzy i starannie ułożonych fryzur w tej szkole jakoś się wyróżnia. Byłam tak zaskoczona, kiedy mnie powleczono na korepetycje i zastałam właśnie ją, że musiałam się wziąć w garść, zanim usiadłam. Ava ma w sobie coś, co już wcześniej próbowałam uchwycić i niezupełnie mi się udało. Teraz, kiedy siedzi przede mną, jestem zdeterminowana.
Nie udziela się na szkolnej scenie towarzyskiej i nie ma bliskich przyjaciół, których bym zauważyła. Trzyma się na osobności, nie należy do żadnej z paczek. Jest całkiem wyizolowana. Czy nie czuje się przez to samotna? Nie wygląda na osamotnioną. Raczej wydaje się… niezależna, jakby reszta uczennic nie liczyła się dla niej za bardzo albo nawet nie była godna uwagi. I najwyraźniej nikt nie czyni z niej obiektu typowych wrednych złośliwości, mimo że Ava pobiera stypendium i ubiera się, no, nie najlepiej. Nasza szkoła potrafi być pod tym względem bezlitosna; takie uczennice, jak Charlize czy Ruth mają garderoby wielkości zwykłych domów. Gdybym się ubierała jak Ava, zaraz by mnie rozszarpano; skończyłabym w gazetach wysoko na liście najgorzej ubranych dziewczyn. Ciekawi mnie, z nutką tęsknej melancholii: jak ona daje sobie z tym radę?
Wiem, że przestała rysować, że czeka na mnie, aż skończę. Wychyla się, żeby zerknąć, ale odsuwam szkicownik.
– Jeszcze nie!
Siada więc z powrotem prosto, a ja dopracowuję jej oczy, rozcieram nieco ciemne linie…
Tak się na tym skupiam, że kiedy odchrząkuje, aż podskakuję.
– Widzisz jeszcze, co robisz? – pyta.
Zdążyło się prawie ściemnić, a ja nawet tego nie zauważyłam. Moje lęki szybko ponownie wkraczają na scenę. W otaczających nas budynkach nie zaświeciły się lampy, ale przez okno biblioteki widać mrugające światełka. Pewnie zapalili świeczki czy coś.
– Chodźmy do środka – mówię i zamykam szkicownik.
– Mogę zobaczyć?
Waham się, wolałabym najpierw dopieścić portret. Gram więc na czas.
– Dobrze, ale później. Tu jest za ciemno, a tam w środku pewnie wszyscy by się na nas gapili. Nie chcę tego.
– W porządku. Jedną chwilę. Zanim wejdziemy, najpierw zadzwonię do taty.
Wyciąga z torby telefon, prawie zupełny antyk – aż dziw, że w ogóle działa. Ale Ava wita się z kimś, mówi, że wciąż jest w szkole i że wysiadł prąd. Potem słucha, żegna się. A kiedy zwraca się do mnie, oczy ma rozszerzone.
– Tato mówi, że duży obszar Londynu jest objęty zakazem opuszczania budynków.
– Pracuje w policji?
Ava potrząsa głową, waha się.
– Jest taksówkarzem.
Wypowiada to niemal jak wyzwanie, jakby czekała, że zareaguję. Nie wiedziałam o tym i jestem pewna, że gdyby ktokolwiek w szkole wiedział, wieść by się rozniosła – nawet jeśli plotki nie interesują się Avą, czegoś takiego raczej by nie przepuszczono. Czy właśnie zdradziła mi coś, czego zazwyczaj nie mówi?
– Tato zawsze wie, co się dzieje i gdzie – dodaje.
Wyjmuję swoją komórkę – była wyciszona. Są nieodebrane telefony od asystentki taty, jeden od niego samego oraz jego SMS: „Jesteś jeszcze w szkole? Zostań tam”.
Wybieram numer.