Читать книгу Skazana - Teri Terry - Страница 6

Część 1: Chaos
3.
Sam

Оглавление

Po trzech kubkach westminsterskiej herbaty, dwóch czekoladowych batonikach i nieskończonej liczbie biuletynów informacyjnych pojawia się wreszcie asystentka i oznajmia, że niedługo będę mogła iść do domu. Rysowałam sobie na papierowych serwetkach pożyczonym długopisem (bo moje rzeczy zostały w samochodzie). Starałam się uchwycić poranne obrazy. Nie zachowały mi się jednak żywo w pamięci – nie są wystarczająco realistyczne. To, co się działo, było przerażające, pozbawione sensu i gwałtowne, lecz realne. Nie da się tego zetrzeć ani zatuszować.

Asystentka zerka mi przez ramię.

– Wow – mówi. – Wspaniale rysujesz.

Kiedy przychodzi po mnie kierowca, mnę wszystkie rysunki i wrzucam je do pierwszego z brzegu kosza na śmieci.


Późnym wieczorem siedzę na łóżku ze szkicownikiem i ołówkiem i znów próbuję narysować to, co widziałam: przywołuję obrazy z pamięci, nie z telewizora. Z jakiegoś powodu to nie to samo, jak gdyby pośredniczący w przekazie reporter i kamera stanowili coś w rodzaju filtru – przypomina to celowe zamazanie postaci w wiadomościach, stosowane po to, żeby nikt nie rozpoznał sprawców. Teraz żałuję, że jednak nie wyjęłam komórki z kieszeni i sama nie pstryknęłam kilku fotek ani nie zrobiłam filmu.

Następnym razem, gdy utknę w środku zamieszek, postaram się o tym pamiętać.

Ktoś puka do moich drzwi.

– Tak?

Do mojego pokoju zagląda tato.

– Zobaczyłem światło przez szparę. Samantho, jest późno. Nie powinnaś już spać?

Wzruszam ramionami, więc wchodzi, widzi rozłożone na łóżku rysunki. Przysuwa sobie krzesło od biurka, siada koło łóżka i bierze mnie za rękę. Od dawna już nie zagląda do mojego pokoju, żeby powiedzieć „dobranoc”, a przedtem, przed wyborami, robił to co wieczór. Wiem, że nie przypadkiem zobaczył światło w szparze. W tak dużym domu nie mógł po prostu przechodzić obok, musiał specjalnie zrobić sobie wycieczkę.

– Przykro mi, że nie mogłem zostać z tobą dziś rano – mówi. – Jak się czujesz? W porządku?

Po raz pierwszy odpowiadam zgodnie z prawdą:

– Nie. Nie za bardzo.

– Ja też. Ale nie mów nikomu.

– Widzi się różne rzeczy w telewizji, ale być tam na miejscu… – Zawieszam się, zbita z tropu.

– Wiem. To co innego.

– O co chodziło? To znaczy, słyszałam, co mówili w wiadomościach, że protestowano w związku z warunkami mieszkaniowymi, zatrudnieniem i takie tam. Ale ci ludzi byli tacy  w ś c i e k l i.

– Rozumiem, że na początku było spokojnie, ale zawsze się znajdzie element, który wszystko przekręci i wykorzysta zbiorowisko do własnych celów.

– Kto tym razem?

– Śledztwo…

– Trwa. Tak, mówili o tym w wiadomościach. Ale co ty o tym myślisz?

– Wiesz, że nie wolno mi swobodnie rozmawiać…

– Ja to nie media i mam prawo wiedzieć. Dlaczego nas wzięli na cel? – Wreszcie zadaję pytanie, którego tak się boję.

Jego twarz łagodnieje.

– Nie sądzę, żeby chodziło o nas. Zobaczyli rządowy samochód, to wszystko. Znaleźliśmy się w niewłaściwym czasie w niewłaściwym miejscu. A teraz pora, żebyś się położyła spać. Muszę wracać do pracy.

– Nie powinieneś też się przespać?

Uśmiecha się.

– Niedługo się kładę. Mam jeszcze parę nudnych spraw do załatwienia. I nie martw się: urząd bezpieczeństwa wzmacnia nadzór dróg, nic podobnego już się więcej nie zdarzy.

Ale za każdym razem, kiedy do czegoś dojdzie albo prawie dojdzie, ci z bezpieczeństwa zaostrzają środki – tu coś zwiększają, tam wzmacniają ochronę. Co jednak z wypadkami, do których jeszcze nie doszło? Nikt o nich do tej pory nie pomyślał?

Dawniej, kiedy tato powiedział: „Nie martw się”, to się nie martwiłam. Byłam przekonana, że on wszystko może. Dziwacznie się czuję z tym, że już tak nie myślę, co więcej:  w i e m,  że to nieprawda. Świat się przesuwa, zmienia wokół nas – nic już nie jest całkiem bezpieczne ani pewne. Londyn stoi na ruchomych piaskach.

– Gdzie jest mama?

– Została u swojej siostry. To rozsądne, nie byłoby sensu pchać się dziś wieczorem przez miasto. Dobrze. Co zrobisz, kiedy zamknę drzwi?

– Idę spać.

– Cieszę się. – Zbiera moje rysunki, kładzie je na biurku i rusza w stronę drzwi. – Chyba było coś jeszcze… – Jego wzrok na chwilę traci ostrość, po czym tato kiwa głową. – A, tak. Chciałem ci to powiedzieć w samochodzie dziś rano, ale wypadki nas wyprzedziły. Martwię się o twoje wyniki w szkole w związku z tym, ile masz zaległości.

Przewracam oczami. Serio? Po tym, co się dzisiaj zdarzyło – musimy o tym rozmawiać?

– Nie patrz tak na mnie. Wiesz, że egzaminy końcowe są ważne. Kazałem asystentce zapytać dyrektorkę twojej szkoły o sugestie. W szóstej klasie jest jakaś dziewczyna, która daje korepetycje. Spotkałabyś się z nią dziś po lekcjach, gdyby nie zamknięto szkoły. Spodziewam się, że przeniosą to na jutro.

– Co? Jutro? Ale mam inne plany. Kto to jest?

Wzrusza ramionami. Nawet jeśli znał jej nazwisko, już zapomniał. Włącza lampkę nocną, po czym gasi górne światło i zamyka za sobą drzwi.

Przynajmniej mam teraz jeszcze o kim myśleć. Naprawdę nie mogę uwierzyć, że tato nie uzgodnił tego ze mną.

Kto to może być?

Skazana

Подняться наверх