Читать книгу Skazana - Teri Terry - Страница 23
Część 1: Chaos
20.
Ava
ОглавлениеWracamy do domu Sam tuż po północy.
Wchodzimy frontowymi drzwiami i ruszamy już schodami na górę, gdy w oknach za nami rozbłyskują kolejne światła samochodów. Sam zatrzymuje się, odwraca.
– Ciekawe, które z moich rodziców było na zewnątrz tak późno?
Schodzimy z powrotem na dół i chwilę później otwierają się drzwi wejściowe. To mama Sam.
Ciekawi mnie, jaka jest prywatnie. Często bywa w gazetach z takiego czy innego powodu – omawia się jej suknię, fryzurę, pokazuje na jakiejś imprezie – a w rzeczywistości okazuje się jeszcze piękniejsza. Właściwie zjawiskowa, w długiej sukni, z ułożonymi włosami. Na jej szyi, błyszczą prawdziwe, jak się domyślam, diamenty, podobnie w uszach i we włosach. Jest bardzo podobna do Sam, tylko wyższa, ale nie wygląda na znacznie starszą. Mogłyby być siostrami.
– Samantho, kochanie. – Wyciąga ręce, chwyta dłonie córki, przyciąga ją bliżej i wymienia całusy w powietrzu. – A kim jest twoja koleżanka?
– To Ava. Pamiętasz, pisałam ci w SMS-ie, że zostaje na noc? Jest moją korepetytorką. Nie może wrócić do domu z powodu zamknięcia dróg.
– Oczywiście. Cudownie cię poznać, Avo – mówi z uśmiechem pani Gregory. Całusowi w powietrzu towarzyszy powiew perfum. – Co porabiałyście dzisiaj? Czemu jeszcze nie śpicie?
– Czekałyśmy na ciebie, oczywiście – odpowiada Sam. – O której to się wraca do domu? – Udaje surową minę.
– Utknęliśmy w Royal Albert Hall! – woła jej mama z dźwięcznym śmiechem. – Nie chcieli nas wypuścić, póki nie oczyszczono ulic. Co za emocje. Idź już do łóżka, skarbie. – Jej ręka muska policzek córki, a we mnie kiełkuje tęsknota… za matczyną ręką na moim policzku.
W trójkę wchodzimy po schodach, ale mama Sam zostaje na pierwszym piętrze i żegna się, a my idziemy na drugie.
– Penny napisała mi wcześniej, że położyła cię w pokoju dla gości naprzeciw mojego – mówi Sam. – Powinny być tam jakieś ubrania, ręczniki i tak dalej. I jest osobna łazienka. – Idziemy korytarzem. – To tutaj. – Otwiera drzwi, włącza światła.
Pokój jest tak duży jak sypialnia Sam, ale bez osobistych akcentów – okazały, lecz raczej przypomina hotelowy, no i pewnie zmieściłoby się w nim całe nasze mieszkanie, a jeszcze zostałoby trochę miejsca.
– W porządku? – pyta Sam.
– Bardziej niż w porządku. Dziękuję.
Sam waha się przy drzwiach.
– Jesteś zmęczona?
Wzruszam ramionami.
– Chyba tak, ale nie wiem, czy uda mi się od razu zasnąć.
– Ja też. Może porozmawiamy?
Zachęcona gestem Sam, idę za nią do jej sypialni. Na stole przy sofie zostawiono tacę z popcornem, chipsami i napojami. No i z czekoladowym ciastem.
– Mniam. Uczta o północy! – Sam wyraźnie się cieszy. – Nasza kucharka pewnie umie czytać w moich myślach.
Wsypuje popcorn do miski, po czym kiwa na mnie, żebym usiadła obok.
– Co za dzień – wzdycha.
– Właśnie.
– Myślisz, że to, co Lucas mówił o swoim przyjacielu, to prawda?
– Nie zdziwiłabym się. Pomyłki się zdarzają, ale żeby aż takie? – Wzdrygam się. – Ten, kto za to odpowiada, powinien mieć teraz poważne kłopoty, a nie ukrywać się za kłamstwami. – Marszczę brwi. – Chociaż… to trochę dziwne.
– Co?
– Jeżeli ten ranny chłopak jest przyjacielem Lucasa, to czemu on przyszedł na imprezę?
Sam przechyla głowę na bok.
– Nie wiem – mówi w końcu. – Początkowo nie wyglądał na zaniepokojonego. Ale może próbował o tym nie myśleć.
– Może – zgadzam się z nią. Takie wytłumaczenie jest dla mnie zrozumiałe. To, co mnie najbardziej niepokoi, staram się trzymać jak najgłębiej w środku. Jednak jeśli rzeczywiście tak było, po co w ogóle wspominał o sprawie? Zdecydowanie jest w tym wszystkim coś dziwnego.
Przez chwilę w milczeniu chrupiemy przekąski i mimo tematu, który wciąż wisi w powietrzu, czuję się tutaj, z Sam, w ubraniach jej mamy, przytulnie i miło.
– Twoja mama jest taka piękna – zagaduję.
– Ha. Bo taka powinna być; dobry wygląd to jej zawód na całe życie.
– Sam!
– Mówię poważnie. To dla niej ważniejsze niż cokolwiek innego.
– Nie powinnaś tak mówić o swojej matce.
– Wcale jej nie znasz, a ja tak.
– Masz rację, nie znam. Ale z pewnością jej na tobie zależy. Przynajmniej m a s z mamę.
Po moich słowach zapada cisza, ich sens jest aż nadto wymowny.
– Przepraszam – odzywa się Sam. – Nie wiedziałam. Co się stało z twoją?
– Odeszła. Sześć lat temu, kiedy zamykano granice. Była ze Szwecji i postanowiła tam wrócić, nie ryzykować, że tutaj uwięźnie. Wolała nas zostawić.
– To okropne. Tak mi przykro. Nie kontaktowała się z wami od tamtej pory?
– Nie. Nic nie przyszło, nawet mejl.
– O, Ava. – Oczy Sam wzbierają współczuciem; jej ręka sięga do mojej, zaciskam palce na jej dłoni.
– Najgorsza jest niewiedza. Czy nic jej się nie stało? A jeśli się przydarzyło coś złego, czy dlatego nie ma od niej ani słowa? Trudno. – Wzruszam ramionami. – Cząstka mnie prawie ma nadzieję, że ją spotkało najgorsze. To by przynajmniej usprawiedliwiało kompletny brak kontaktu. Ale przez tego rodzaju myśli czuję się okropnie.
– Nazywali to dniem decyzji: zostań albo wyjedź, teraz albo nigdy. To musiało być bolesne dla tylu ludzi.
– Rozdarło takie rodziny jak nasza. Ale ona nie musiała wyjeżdżać; nie zmuszały jej do tego wymagania językowe: mówiła płynnie po angielsku. W końcu jednak dobrowolnie zostawiła tatę i mnie.
– Jaka była?
– Cudowna. Tego właśnie nie rozumiem. We wszystkich moich wspomnieniach jest ciepłą, wspaniałą kobietą, która o mnie dbała, śpiewała mi i opiekowała się mną, jak przystało na matkę. Jej odejście zupełnie nie miało sensu. Chyba wciąż nie ma. – Przechylam głowę, popatruję na Sam, na jej rękę w mojej dłoni. – Zazwyczaj nie rozmawiam tak o mamie – dodaję i jest to prawda. Właściwie nigdy o niej nie mówię, dlaczego więc tak się otworzyłam przed Sam?
Sam pod tyloma względami jest inna, niż się spodziewałam. Na początku czułam się w jej obecności niekomfortowo, ale okazała się niezupełnie taka, jak ją postrzegałam z zewnątrz. Ma w sobie znacznie więcej – jest zabawna, utalentowana, miła.
Wypuszcza moją rękę z uścisku, żeby sięgnąć po kawałek ciasta. W ten sposób pojawia się między nami nieco więcej przestrzeni i choć to tylko kilka cali, wydaje się za dużo, by pokonać dystans.
I teraz mam nadzieję, że nie dostrzegła we mnie tych rzeczy: jak bardzo chciałam i jednocześnie nie chciałam się do niej zbliżyć; jak pragnęłam, żeby była kimś, kim mogłabym pogardzać. Okazała się inna i przez to jest mi jeszcze trudniej.
Zaczyna teraz rozmawiać o Lucasie; przyznaje, że był modelem do jej portretu Romea, jak się domyślałam.
– Czy w takim razie to jest t w ó j Romeo? – udaję, że się przekomarzam, ale chcę wiedzieć.
Sam potrząsa głową, lecz widzę, że myśli o tym chłopaku coś więcej, niż mówi.
Uśmiecham się, jestem zarazem szczęśliwa i smutna. Cieszę się z jej zaufania i przyjaźni; dzięki temu jestem mniej samotna niż przedtem, zanim ją poznałam. Niemniej jest mi smutno.