Читать книгу Skazana - Teri Terry - Страница 19
Część 1: Chaos
16.
Ava
Оглавление– Cześć, tato. Co tam?
– Coś jest na rzeczy. Miałem powiedzieć, że po ciebie podjadę, ale zbyt wiele dróg jest zamkniętych. Nie przedrę się.
– Co się dzieje? Nic ci nie jest?
– Znasz mnie, jak zawsze w porządku. Ale nie wiem, o co tu chodzi. Zamknęli sieć dróg, żeby odciąć niektóre obszary, w tym ten, gdzie teraz jesteś.
Zerkam na Sam; skończyła już swoją rozmowę.
– Czekaj, zobaczę, czy tu coś wiadomo. Sam?
– Dzwonił asystent taty. Mówił, że był jakiś incydent, ale nie wiedział, co się wydarzyło. Ludzie wszędzie wysypują się na ulice, tamują ruch pojazdów. Nie wydostaniesz się; drogi dojazdowe do kluczowych obszarów zostały zamknięte w ramach środków ostrożności. Tato powiedział, że musisz zostać u nas, póki sytuacja się nie uspokoi.
– Słyszałeś? – mówię do telefonu.
– Tak.
– Zdaje się, że utknęłam.
– Obiecaj, że nie będziesz się próbowała dostać do domu sama. N i e wychodź, póki mi nie dasz znać.
– Obiecuję. – I robię to naprawdę szczerze. To, co się zdarzyło ostatnio, gdy sama wyszłam ze szkoły, no, wstrząsnęło mną. Nie chcę powtórki.
Żegnamy się, kończę połączenie i patrzę na Sam. Powoli dociera do mnie, z czym się ta sytuacja wiąże. Mam tu z o s t a ć?
– Przepraszam. Wygląda na to, że będę się musiała tutaj zatrzymać, dopóki nie otworzą dróg. Jak myślisz, co się dzieje?
– Nie wiem. Zdaje się, że to coś innego niż do tej pory.
– Może twój tato to ustawił, żeby uwięzić korepetytorkę do czasu, aż zdasz egzaminy?
– Ha! Nie zdziwiłabym się, to do niego podobne. Sama go możesz zapytać. Powiedział, że wróci później, czyli pewnie dopiero na kolację. Mamy nie ma.
– A on może dotrzeć do domu?
– Najwyraźniej, jeśli się człowiek uprze, można się tutaj dostać z Westminsteru, ale dalej już nie. Ma tu umówione jakieś spotkanie przed kolacją, więc pewnie musi wrócić.
– O. Rozumiem. – Czuję się niekomfortowo. Kolacja? W tym domu? Z wicepremierem. I z Sam.
– Sprawdźmy wiadomości, posłuchajmy, co mówią – proponuje Sam.
Wstaję i idę za nią do sypialni. Bierze pilota, kieruje go w jedną z szaf, a ta się otwiera, pokazując telewizor. Sam siada na brzegu łóżka, gestem wskazuje mi krzesło przy biurku.
– Gotowa? – I nie czekając na odpowiedź, kieruje pilota na telewizor. Od razu włącza się kanał z całodobowymi wiadomościami BBC.
– …na czas. O godzinie szesnastej odbędzie się konferencja prasowa z udziałem burmistrza Londynu, a następnie nadamy na żywo rozmowę z panią premier, prosto z Downing Street.
Zerkam na stojący na biurku zegarek – jest za piętnaście czwarta.
Tymczasem telewizja w kółko wałkuje te same raporty z zeszłego wieczoru, które były już rano: odcięcie prądu, odpowiedź policji. Naloty sił bezpieczeństwa na budynki w Londynie, Birmingham, Manchesterze, Glasgow. Szybka i zdecydowana akcja przeciw A4A. Teraz jednak dodają, że w związku z wczorajszymi nalotami i rozległym wyłączeniem ulic z ruchu chodzą pogłoski o zamieszkach w Londynie.
Zaczyna się konferencja prasowa: burmistrz podsumowuje raporty mediów, które właśnie obejrzałyśmy, kładzie nacisk na wydarzenia w stolicy – lokalizację nalotów, liczbę aresztowanych. Potem przychodzi kolej na pytania.
– Skąd siły bezpieczeństwa wiedziały, co planuje A4A?
– Zapewne rozumieją państwo, że nie możemy ujawnić źródła poufnych informacji sił bezpieczeństwa. Wczorajszy sukces pokazuje, że możemy zaufać tym, którzy chronią ludność naszego miasta.
– Są doniesienia, że policja podczas nalotów zastosowała ostre środki. Może pan to skomentować?
– Niestety, aby miasto było bezpieczne dla nas wszystkich, konieczne okazały się stanowcze działania. Nie można ryzykować, że któryś z tych terrorystów wymknie się i będzie dalej siał zamęt.
Ktoś szepcze coś burmistrzowi do ucha i zwijają całą konferencję, zanim ktokolwiek zdąży o coś jeszcze zapytać.
– Coś ukrywają – stwierdza Sam. – Ciekawe co.
– Politycy zawsze coś ukrywają – wyrywa mi się i za późno gryzę się w język. – Przepraszam, nie miałam na myśli…
– W porządku. To przecież prawda – odpowiada, ale widać, że nie czuje się z tym za dobrze, tak samo jak ja, kiedy wspomniała, że Penny byłaby zdziwiona zawodem mojego taty.
– Czasami lepiej jest coś zataić.
– Albo i nie.
Scena na ekranie zmienia się – pokazują dom przy Downing Street pod numerem 10. Wychodzi premier Powell. Uśmiecha się ze zmęczeniem, stoi przed kamerą w wymiętym żakiecie.
– Nasza nieustraszona liderka – parska Sam. Z sarkazmem. – Mam dość. Mogę wyłączyć?
Nie protestuję, więc wygasza telewizję pilotem. Pani premier znika bez słowa.
– Twój tato jej nie lubi? – pytam z zaciekawieniem. – To on ją wyniósł do władzy.
– Rzadko wolno mi mieć własne zdanie na takie tematy.
– Przepraszam, nie chciałam, żebyś…
– Spoko, wiem. To po prostu drażliwy punkt: wciąż muszę utrzymywać przy ludziach jednolity front. Ale nie mówię nic w imieniu taty; jeśli chcesz, możesz go sama zapytać o panią premier. A ona, nawet jeżeli coś zamierza, nigdy właściwie tego nie robi, no nie? To znaczy nie uważam, że jest złą osobą, tylko… fatalnym liderem.
– Zeszłoroczne wybory były… szokujące, prawda? Śledziłaś przebieg?
– Czy chciałam, czy nie, musiałam. Ale było dość ekscytująco. Wszyscy mało nie wyskoczyli z gatek, kiedy stare partie wypadły z obiegu, a Prawo i Porządek Armstronga dostało tyle miejsc w parlamencie, tylko bez wyraźnej większości głosów. No i oczywiście potem, gdy wszystko stanęło na głowie i partia taty, Wolność Brytanii, przy formowaniu rządu ułożyła się z Partią Reform zamiast z Armstrongiem.
– Nikt o tym nie wiedział do samego końca, prawda?
– Właśnie. Ale dzień wcześniej usłyszałam od taty coś ciekawego… Nie powiesz nikomu, co?
– Jasne, że nie – zapewniam.
– Pamiętam, jak to ujął: „Wolałabyś znosić towarzystwo szczurów, czy zostać na tonącym statku?”.
– Które twoim zdaniem jest które?
– Tego mi nigdy nie zdradził. Ale tak czy inaczej, był zmuszony podjąć decyzję wbrew sobie. Biorąc pod uwagę całą tę niepewność i kłopoty, które już były w kraju, mówił, że kolejne wybory okazałyby się gorsze dla wszystkich, dlatego musiał coś postanowić, bez względu na swoje osobiste odczucia.
Patrzę na Sam i jestem zafascynowana: emocje ożywiają jej twarz podczas rozmowy, a rozmawiamy o rzeczach, o których dyskutowałam już nieraz, tyle że ona była w środku tych wydarzeń.
– Pewnie ty i twój tato jesteście sobie bliscy. Oczy ci błyszczą, kiedy o nim mówisz.
– Naprawdę? – Widać, że ją to zakłopotało. – Tak, chyba zawsze byliśmy sobie bliscy. Choć ostatnio widuję go mniej niż dawniej.
– Teraz, kiedy już wiesz, jak się odbywają sprawy w rządzie, co byś wybrała? Wolałabyś szczury czy tonący statek?
Sam szczerzy się w uśmiechu.
– Szczury, oczywiście. Kto chciałby zatonąć? Ale co, jeśli to wszystko podstęp i w s z ę d z i e są szczury: i na statku, i poza nim? Co wtedy, jeżeli żaden wybór nie jest właściwy? – Jej oczy przesłania chmura niepasująca do uśmiechu. – Dość o polityce – decyduje. – Lepiej już zróbmy zadanie domowe.
– Doskonale. Weźmy się do pracy zaliczeniowej z nauk ścisłych.
– Tylko pod tym warunkiem, że wieczorem zrobimy to, co j a będę chciała.
– Czyli?
– Nie powiem.
– Hmm. Mogę tego pożałować, ale w porządku.