Читать книгу Skazana - Teri Terry - Страница 16
Część 1: Chaos
13.
Sam
ОглавлениеNie mogę zasnąć i w końcu wstaję. Tato na pewno będzie w stanie ustalić, czy Ava bezpiecznie dotarła do domu. Policja musiałaby wiedzieć, gdyby coś jej się stało; powiedzą tacie, jeśli o to poprosi. Zrezygnował z pracy w Scotland Yardzie wiele lat temu, ale wciąż ma kontakty, nie skąpią mu szybkich odpowiedzi. Idę na przód domu i wyglądam przez okno, z którego widać główne wejście.
Jest po północy, gdy wreszcie pojawia się jego samochód. Czekam na niego u szczytu schodów.
– Cześć, tato.
– Sam? Jeszcze nie śpisz?
– Nie. Chciałam cię o coś prosić. – W połowie tego zdania wibruje komórka, którą trzymam w ręce. Zerkam.
„Tu Ava. Dostałam Twój numer jako Twoja korepetytorka. Nie chciałam Cię niepokoić, jestem bezpieczna w domu. Dobranoc”.
– O co chodzi?
Potrząsam głową.
– Martwiłam się o kogoś… Nieważne, właśnie dostałam wiadomość, że jest w porządku.
Czy dopiero teraz dotarła do domu, po tym wszystkim? A może dopiero teraz pomyślała, żeby napisać. Ha.
Tato wychyla się w moją stronę, obejmuje mnie.
– Skoro jesteś na nogach, to może coś ze mną opijesz. Dla mnie whisky. A ty masz ochotę na gorącą czekoladę?
– Co opijamy?
– Dziś wieczorem sprawy poszły bardzo dobrze. Chodź.
Idę za nim do małej kuchni przy jego gabinecie, zaskoczona, że mówi o o p i j a n i u zamiast o spaniu i jutrzejszych lekcjach. A może wie, że jutro znowu nie będzie zajęć?
– Czy to ma coś wspólnego z moją szkołą albo z tym, co się działo w okolicy?
– Tak. Wyłączenie prądu to był manewr taktyczny. Planowano ataki w okolicy, powstrzymaliśmy je.
– Koło mojej s z k o ł y? – Jestem w szoku. Chodzę do niej od jedenastego roku życia. Często czułam się tam znudzona, zamknięta jak w więzieniu przez te wszystkie bramy i środki ostrożności, ale przynajmniej byłam bezpieczna.
– Monitorowałem sytuację. No i wypadki były pod kontrolą. W przeciwnym razie przyleciałbym helikopterem, żeby cię stamtąd zabrać. To obietnica.
Tato nalewa sobie whisky, a kiedy czajnik gwiżdże, przyrządza mi gorącą czekoladę instant. Nie piłam jej tu od miesięcy, pewnie jest przeterminowana.
– Proszę. – Podaje mi kubek.
– Jak daleko od szkoły były te wypadki?
– Blisko.
– A co będzie się tam działo jutro?
– W tej chwili cała okolica jest przeszukiwana i sprawdzana. Wasza szkoła będzie zamknięta co najmniej przez jeden dzień.
Stukam kubkiem o jego szklaneczkę.
– Super! Na pewno?
Tato kiwa głową.
– Tylko się nie przyzwyczajaj – dodaje.
– Kto za tym stał? Co zamierzali zrobić?
– Wiadomości wkrótce i tak pójdą do mediów, więc myślę, że mogę ci powiedzieć. Tylko ani pary o tym do jutra.
– Jasne, na ogół miewam konferencje prasowe po północy, ale tym razem odwołam dziennikarzy.
– Zobaczymy, jak się wywiążesz. Słyszałaś o A4A? Anarchy for All, czyli Anarchia dla Wszystkich?
– A4A? Poprzedniego dnia widziałam z samochodu jakieś graffiti, ale wcześniej się z tym nie zetknęłam.
– To jedna z tych marginalnych grup siejących chaos, destrukcję. Najpierw sabotowali sieć energetyczną, a potem mieli przeprowadzić szereg ataków, omijając sparaliżowane brakiem prądu zabezpieczenia: w domach, siedzibach przedsiębiorstw. Ich cele wydają się przypadkowe. Wiedzieliśmy jednak o tym z wyprzedzeniem, pozwoliliśmy im dostać się na miejsce, po czym otoczyliśmy ich. To był doniosły sukces naszej policji i służb bezpieczeństwa. – Jego szklaneczka znów stuka o mój kubek.
Ale ja czuję w sobie zimno i gorąca czekolada wcale mi nie pomaga. Ataki zaplanowano w okolicy mojej szkoły?
– D l a c z e g o mieliby chcieć zrobić coś takiego? – Jednak już w trakcie zadawania pytania przypominam sobie urywki na wpół podsłuchanych rozmów, posępne graffiti i kobietę przy naszym samochodzie błagającą o pomoc w wykarmieniu dzieci. Anarchiści nie uznają władzy, która każe im tak żyć, zapewne o to chodzi. Chcą zniszczyć porządek, obalić niewygodne rządy.
– D l a c z e g o chcą takich rzeczy, to przechodzi wyobrażenie każdej racjonalnie myślącej osoby – odpowiada tato. – Ale nie martw się tym: powstrzymaliśmy ich. Teraz namierzymy resztę ich kontaktów; nie będą mieć kolejnej szansy na wszczynanie zamieszek.
„J e d n a z tych marginalnych grup” – powiedział. Nawet jeżeli tym razem namierzą wszystkich członków, co z następnymi ugrupowaniami?
– Nie rób takiej poważnej miny i idź już spać. Nawet jeśli się nie wybierasz do szkoły, na pewno masz jutro nad czym pracować. Jak tam twoja korepetytorka?
– Świetnie. To znaczy jest w porządku.
– Może przyszłaby do ciebie jutro?
Chwilę później idę szybko do swojego pokoju – prawie pędzę, tak jakbym dzięki temu mogła zostawić wszystko za sobą. Za dużo kłębi mi się w głowie myśli, których wcale nie chcę, a skoro nie będzie jutro szkoły, nic mnie też nie odciągnie od ponurych rozważań. Nie chcę być przez cały dzień sama, ale nie mam również ochoty iść tam, gdzie zwykle: jeżeli odwiedzę Charlize, będzie w nieskończoność planować swoje urodziny, pewnie zechce ze mnie wycisnąć szczegółowe opinie o każdej możliwej kombinacji ubrań i butów. Nigdy nie przyjmuje po prostu do wiadomości, że coś mi się podoba bardziej, a coś mniej – musi się dowiedzieć dokładnie dlaczego. I mimo że przerabiałam to z nią już wiele razy, teraz taka rozmowa wydaje mi się całkiem bez znaczenia.
Tato powiedział, żebym zaprosiła Avę. Jestem na wpół przerażona myślą, że miałabym zrujnować nauką dzień wolny od szkoły. Ale tylko na wpół. Czy tato albo któryś z jego asystentów zna jej numer, żeby się z nią kontaktować? Nawet jeśli tak, domyślam się, że teraz mają co innego na głowie. Jeżeli sama nie przypomnę, zapewne mu to umknie.
Zamykam drzwi swojego pokoju i wyciągam portret Avy. Wygląda nie najgorzej, jednak to wciąż nie to. Czegoś brakuje.
Ale przecież Ava napisała do mnie – ja m a m jej numer.
Czy nie za późno na odpowiedź? Zanim się zdążę rozmyślić, wstukuję tekst w komórce: „Cieszę się, że u Ciebie OK. Martwiłam się! Mam poufne info: szkoła jutro zamkn. Wpadniesz do mnie?”.
Nie spodziewam się odpowiedzi – w końcu jest już po pierwszej – ale telefon pika chwilę później, kiedy myję zęby.
„Okej, będę”.
Kładę się do łóżka, przykrywam. Zostawiam włączoną lampkę nocną, ale jej słabe światło nie wystarcza, żeby odgonić nadciągające dziś zewsząd cienie. Podkrada się do mnie strach. Wstaję i zapalam lampę na biurku.
Otulam się ciasno kocami. Po bokach układam dodatkowe poduszki, żeby zrobić sobie gniazdko. Z tyłu strzeże mnie pluszowy lew.
Ale to wciąż nie wystarcza. Staram się nie zamykać zmęczonych powiek, a kiedy opadają, wszystko znika.
Jest ciemno.
Nic nie widzę. Otwieram szeroko oczy, jeszcze szerzej, ale wciąż niczego nie widać. Mogłyby siedzieć obok mnie wszystkie potwory świata, a ja bym o tym nie wiedziała. Płaczę i jestem przerażona – bardziej przerażona, niż umiałabym sobie wyobrazić.
Nadal nikt nie przychodzi.
Będę już zawsze grzeczna, obiecuję, tylko zabierzcie mnie do domu. Proszę.
Oczy mam szeroko otwarte i teraz w ciemności ukazują się jakieś plamki – pojawiają się i znikają. Próbuję je pacnąć, namacać, lecz nic tam nie ma. Serce bije mi szybciej i głośniej.
Proszę, chcę do domu…