Читать книгу Skazana - Teri Terry - Страница 21

Część 1: Chaos
18.
Ava

Оглавление

Tato Sam wymawia się jakąś pacą i zostawia nas przed deserem. Patrzę za nim, gdy zmierza do drzwi, i uderza mnie, jakim autentycznie sympatycznym jest człowiekiem. Oglądając go w telewizji, nigdy bym się tego nie domyśliła.

– Fajnego masz tatę – mówię.

– Miewa dobre chwile.

– Nie wyglądało na to, żeby miał mi za złe to moje wypytywanie… Mam nadzieję, że się nie zagalopowałam. – Nagle czuję się zaniepokojona. – Ale kiedy rzucił tę uwagę o młodych ludziach, nie mogłam się powstrzymać. Nie przesadziłam?

– Wierz mi, Ava, tato uwielbia porządną dyskusję. Jak myślisz, czemu jest politykiem? – W jej słowach pobrzmiewa iskra rozdrażnienia i uświadamiam sobie, że ona nie brała udziału w rozmowie. Czy czuła się wykluczona?

– Powinnaś była też powiedzieć, co myślisz. Wcześniej rozmawiałaś o tym swobodnie, więc czemu nie teraz?

– Jasne, może by mnie w końcu zauważył. W porządku, Ava. Nie jestem tym bystrym dzieckiem, którego by chciał; ty pewnie tak.

– Sam! Nie mów…

Otwierają się drzwi i urywam w pół zdania; potrząsam tylko w jej stronę głową. Obsługa wnosi tacę z ciastem. Potężne kawałki czekoladowych pyszności.

– Moje ulubione! Dziękuję – mówi Sam. – Możesz posłać trochę tacie do jego gabinetu, razem z herbatą? I sprawdź, czy zamówił dla nas samochód na ósmą, dobrze?

– Oczywiście, panienko.

Drzwi się zamykają i Sam wgryza się w ciasto.

– MNIAM.

– Naprawdę jedziemy do Charlize?

– Tak.

– Czyli do Charlize Leighton.

To nie byle kto. Jedyna dziewczyna, która mogłaby w szkole przebić Sam pod względem ogólnej popularności. Tylko że Sam jest, no cóż, milsza od Charlize. Właściwie odnośnie do tej ostatniej w ogóle nie użyłabym słowa „miła”.

– Właśnie do niej.

– Słuchaj, to  t w o j a  przyjaciółka. Może się wybierzesz beze mnie? Zaszyję się tu gdzieś z książką. Nie musisz mnie z sobą ciągnąć.

– Właśnie że muszę. Odrobiłam pracę z przedmiotów ścisłych, a układ był taki, że teraz robimy to, czego ja chcę.

– Czy ona wie, że przyjdziesz ze mną?

– Tak, powiedziałam jej.

– I nie ma nic przeciwko?

– Jasne, że nie!

– Co to za sprawa życia i śmierci?

– W przypadku Charlize trudno powiedzieć. Pewnie desperuje z powodu jakiegoś chłopaka albo nie umie się zdecydować na ubranie. Możesz dołączyć do debaty. – Mruga porozumiewawczo, a ja się zastawiam, czy wie, jak mało mnie interesują takie rzeczy.


Powiadamiają nas, kiedy samochód jest gotowy.

Wsiadamy; otwiera się jedna brama, potem druga. Wytaczamy się na jezdnię i kierowca zaraz skręca w pierwszą przecznicę w lewo, po czym zatrzymuje się kilka domów dalej – co, zważywszy na ich rozmiary, wcale nie jest zbyt blisko, tyle że rzeczywiście za rogiem, może w odległości pięciominutowego spaceru, nie więcej.

Ogląda nas kamera; brama otwiera się, wjeżdżamy, otwiera się druga, wtaczamy się na podwórko.

Dom jest jeszcze większy niż ten, w którym mieszka Sam. Większy i nowszy, bardziej nowoczesny. Kierowca otwiera dla nas drzwi, wysiadamy.

– Godzina powrotu, panienko? – pyta.

– Zadzwonimy – odpowiada Sam.

Otwierają się drzwi frontowe.

– Sam! – To Charlize; wita się z przyjaciółką uściskiem. – A to jest pewnie Ava?

– Tak. Cześć.

– Wejdźcie. – O mało nie podskakuje, tak ją roznosi energia, podekscytowanie czy coś.

Wchodząc do środka, po minie Sam widzę, że nabiera jakichś podejrzeń.

– Co to za dołek? – pyta.

– Właściwie nie dołek. Po prostu musiałam mieć pewność, że przyjdziesz.

– Czemu?

– Daj spokój.

Bierze Sam pod rękę i ciągnie ją przez długi korytarz do kolejnych drzwi. Idę za nimi dwiema. Słychać głosy i śmiechy: nie jesteśmy więc jedynymi, którym udało się przedrzeć przez blokady drogowe; albo może wszyscy jej przyjaciele mieszkają w pobliżu.

Charlize otwiera drzwi do wielkiego pokoju. Są tutaj sofy i zaciszne kąciki, stoły i krzesła, a także bar obsługiwany przez barmana. Zebrało się kilkanaście osób – i dziewczyn, i chłopaków – niektóre dziewczyny znam z widzenia ze szkoły. Sam jednak wbija oczy w jednego chłopaka, który rozwala się na sofie z kilkoma zapatrzonymi w niego dziewczynami.

– Jest u ciebie Lucas? – pyta i spogląda na swoją przyjaciółkę, potrząsając głową. – Ustawiłaś to?

– Chciałaś powiedzieć:  R o m e o,  nie? – odpowiada Charlize ze śmiechem. – Po prostu podziękuj.

– Charlize!

Lucas – bo to pewnie on – wstaje i pochodzi do nas. Wysoki, lekko kręcone włosy – wydaje mi się znajomy, choć nigdy go nie spotkałam. Charlize powiedziała „Romeo”? A, tak, to dlatego go rozpoznaję. Pewnie na nim wzorowała się Sam, rysując ilustrację do sonetu. Ale podczas gdy jej rysunek był przesadzoną karykaturą, prawdziwy Lucas jest człowiekiem z krwi i kości: to nie-zupełnie-idealny-lecz-całkiem-przyzwoity Romeo. Charlize pewnie widziała portret w zeszycie do angielskiego przyjaciółki i skojarzyła, co trzeba.

Chłopak uśmiecha się, skupia na Sam, a ona płonie rumieńcem, wyraźnie zakłopotana. Kiedy Lucas podchodzi, Sam patrzy mu w oczy.

A, rozumiem. To tak się sprawy mają?

Dorze wyglądają ze sobą: oboje tacy atrakcyjni, on z ciemnymi, ona z jasnymi włosami.

Charlize bierze mnie teraz pod ramię, twierdząc, że po prostu musi przedstawić mnie  w s z y s t k i m,  i odciąga, zostawiając Lucasa i Sam we dwoje.

Idę zgodliwie, odpowiadam, gdy ktoś się do mnie odezwie, próbuję się angażować, ale to miejsce, ci ludzie są dla mnie tak bardzo obcy.

Nie, to nie tak, prawda? Rzecz raczej w tym, że to ja jestem obca. Odstająca od pozostałych dziwaczka. Teraz w pokoju pełnym ludzi czuję się bardziej samotna niż przedtem.

Skazana

Подняться наверх