Читать книгу Czas Wagi - Aleksander Sowa - Страница 12

10

Оглавление

Detektyw wyszedł zza biurka i podał rękę Wagniewskiemu. Na twarzy milionera rysowały się zmęczenie i rezygnacja.

– Miałem nadzieję, że zamiast tego – wskazał banknoty w czarnej sportowej torbie – zobaczę córkę.

– Zobaczy pan.

– Kiedy?

Detektyw nie odpowiedział. Zamknął torbę i usiadł.

– Nie rozumiem, dlaczego nie podjęli okupu.

– Nie wiem – odparł detektyw. – Widocznie coś poszło nie tak.

– Ale co?

– Panie Włodzimierzu, muszę o coś zapytać.

Wagniewski badawczo spojrzał na detektywa. Szczerzucki pomyślał, że jego klient może obawiać się tego pytania.

– Od początku założyliśmy, że to porwanie dla okupu.

– A pan myśli, że jest inaczej?

– Tak.

– Moja córka miałaby upozorować własne uprowadzenie po to, żeby zdobyć pieniądze? Nonsens! Już to słyszałem – powiedział zmęczonym głosem. – Policjanci to również sugerowali.

– Mogą mieć rację.

– Bzdura! Wystarczyłoby, aby przyszła. Dałbym jej tyle, ile by potrzebowała.

– A jednak pan Kowal wspomniał, że wasze stosunki się ochłodziły.

– Jej mąż to dureń.

– Możliwe – odparł detektyw – ale sporo wie.

Wagniewski rozparł się w fotelu. Przez chwilę patrzył badawczo na detektywa. Szczerzucki wytrzymał spojrzenie, mając jednocześnie świadomość, że jedno zdanie za dużo może kosztować utratę dochodowego klienta.

– Na przykład co?

– Uważa, że w interesach pan nie ma skrupułów – wyjaśnił detektyw.

– Bo nie mam.

– Sprawdziłem, w jaki sposób przejął pan trzy ostatnie zakłady.

– Płacę panu za to, aby moja córka się odnalazła, a nie za to…

– Panie Wagniewski – przerwał detektyw – proszę mnie nie zrozumieć źle, ale świat wielkiego biznesu i polityki bywa niebezpieczny.

– Jaki to ma związek z porwaniem mojej córki?

– Pierwszy zakład zniszczył pan cenami dumpingowymi.

– Jestem gigantem, rozdaję karty, mogę sobie na to pozwolić – rzucił Wagniewski – bo takie jest prawo silniejszego. Nawiasem mówiąc, to nie odbyło się przez dumping. Skupowałem trzodę za taką cenę, jaką uważałem za stosowną. Dumping miałby miejsce, gdybym sprzedawał wyroby za cenę poniżej kosztów produkcji, a to od dziewięćdziesiątego trzeciego roku jest zabronione.

– Drugi zakład spłonął.

– Pan coś sugeruje?

– Tylko to, jak to wygląda z zewnątrz.

– Pożar wybuchł od pioruna.

– Nie każdy w to wierzy.

– Od wiary są księża i kościoły, ja jestem od mięsa i pieniędzy. Zakład spłonął i zbankrutował. Nadarzyła się okazja, więc kupiłem, zainwestowałem i odbudowałem. Dałem ludziom pracę.

– Mówią, że kupił pan za bezcen.

– Za pewną wartość sprzed pożaru – powiedział chłodno milioner. – Na tym polega biznes. Trzeba kupować taniej, a sprzedawać drożej. To nie fundacja charytatywna.

– A co z tym trzecim, największym zakładem? Pan wie, o czym mówię?

– Wiem, że powinniśmy rozmawiać o mojej córce. Przypominam panu, że za to pan otrzymuje wynagrodzenie. A jak dotąd moja córka się nie odnalazła.

– Rozumiem pana stanowisko, ale to może mieć związek…

– Powtarzam – dodał głośniej Wagniewski – że nie ma związku. Związek z tym porwaniem może mieć tylko fakt, że mam pieniądze, niestety.

– Rozumiem. Mam pewną propozycję.

– Słucham.

– Rozmawialiśmy z Karolem. Pański syn podsunął mi pewien pomysł. Policja nic dotąd nie zrobiła. Uważam, że sytuacja trwa na tyle długo, że należy podjąć radykalne kroki. Trzeba zainteresować sprawą odpowiednich ludzi.

– Uruchomiłem moje kontakty na Wiejskiej.

– Miałem na myśli kogoś innego. – Szczerzucki kiwnął głową, a potem szczegółowo wyłuszczył powody, dla których sprawą uprowadzenia należy zainteresować media.

Ojciec porwanej słuchał uważnie.

Czas Wagi

Подняться наверх