Читать книгу Czas Wagi - Aleksander Sowa - Страница 8

6

Оглавление

Pierwsze, co poczułam po odzyskaniu przytomności, to ból na skrępowanych nadgarstkach, poobijanych żebrach i twarzy. Złamany nos już nie krwawił. Nigdy się nie zastanawiałam, jak mogą boleć ręce, kiedy krew nie dochodzi w nich tak, jak powinna. Potem mój umysł dopadł strach. Nie był to zwykły strach. Nie był to strach, jakiego doświadcza większość kobiet, większość ludzi, takich jak ja. Nie był to strach, jakiego przeciętny człowiek doświadcza czasami w życiu – taki strach pojawia się w życiu jeden raz. Rzeczywistość zostaje skonfrontowana siłą z faktem owej strasznej, bezlitosnej i zimnej prawdy: śmierć istnieje. Jest blisko, bardzo blisko. Wciąż żyję, ale niebawem być może umrę. Coś takiego czują pewnie samobójcy po tym, jak ich stopy oderwą się od dachu budynku, mostu, krawędzi peronu. I skazani na śmierć przed plutonem egzekucyjnym. Poczułam strach tak intensywnie, że zrozumiałam, czym jest strach w najbardziej przerażającym, bezlitosnym wydaniu, jakim bywa, kiedy dotyczy życia i śmierci. Moje ręce i nogi wpadły w niemożliwe do opanowania drżenie. Serce przyspieszyło gwałtownie. A potem przyszły mdłości. Nie wpadłam w panikę z bólu i obaw, nie straciłam zimnej krwi. Zdrętwiały język i zaślinione od knebla usta dały mi jasny sygnał: jesteś o krok, o kilka sekund, o włos. Boże! – pomyślałam. – Nie mogę się zrzygać! Jeśli to się wydarzy, jeśli nie zapanuję nad ciałem, uduszę się wymiocinami. Nie chcę umierać w rzygowinach. Starałam się przypomnieć sobie to, co się wydarzyło i jak się tutaj znalazłam. Próbowałam skupić myśli na ostatnim wspomnieniu: samochód, trzej mężczyźni, kwaśny zapach potu, szamotanina. Uderzenie tuż pod piersią, które zabrało dech. Ból. Cios w twarz niczym olśnienie. A potem niebyt. Cisza. Sen. I strzykawka w ręce jednego z nich. Głosy. Podniesione, męskie. Urywane zdania. Szybka jazda samochodem. Jakiś strzał. Pisk w uszach. Intensywny zapach kordytu. Ciemność za oknem. I strach… kiedy uświadamiałam sobie, że otaczają mnie ciemność i cisza. Ktoś mnie porwał, uprowadził, uwięził. Cisza, która niczym pudło rezonansowe gitary zwielokrotniła moje obawy przed tym, co się może stać. Co prawdopodobnie się stanie. Cisza będąca w istocie mrożącym krew w żyłach odcięciem wszelkich otaczających mnie dźwięków. I wtedy strach, jaki poczułam wcześniej, wydał się prawie dziecinnym lękiem. Dopiero teraz stał się prawdziwy, namacalny, wyostrzony za sprawą tajemniczego pokrętła w mojej głowie. Strach przed tym, co w każdej chwili może nadejść. A więc tak wygląda śmierć. Ciemność i cisza, pomyślałam, zapadając w pełen koszmarów, niespokojny sen. Sen, w którym przez następne tygodnie to, co nierzeczywiste, nieustannie mieszało się z przerażającą rzeczywistością oczekiwania na to, aż przyjdą i mnie zabiją.

Czas Wagi

Подняться наверх