Читать книгу Czas Wagi - Aleksander Sowa - Страница 27
25
ОглавлениеNa betonowym nabrzeżu przy środkowym basenie w Porcie Praskim jest nieprzyjemnie i zimno, mimo że pierwszy sierpnia to środek lata. Wieje mocno, a co kilka minut przechodzi zacinający deszcz.
– Mieliśmy tylko spieprzyć sprawę – mówi Skalski, przydeptując niedopałek.
– I udało się. Trzeba tylko przeczekać. Cierpliwości.
– Nie dam rady.
– Spokojnie – odpowiada Hubicz. – Wytrzymaj. Teraz jest najważniejszy moment. Sprawa się niebawem uspokoi. Jeszcze ze dwa, może trzy tygodnie i pójdziemy na zwolnienie.
– A potem?
– Tak jak ustalaliśmy.
– I co dalej?
– Nic. Po pół roku, kiedy wszyscy zapomną, wracamy ze zwolnienia. Lekturski nas bierze do siebie. Wszystko tak, jak zaplanowaliśmy. Ja idę na komendanta, ty na zastępcę – wyjaśnia Hubicz, ale obserwuje uważnie kolegę. – Nic się nie zmienia, poza naszymi grupami. Zgodnie z planem.
– Nie mów – rzuca ponuro Skalski – że to zaplanowaliśmy!
– Skąd mogłem wiedzieć, że sprawy się tak skomplikują?
– Zrobiłeś mnie w chuja!
– Tadek, zrozum. Tak wyszło.
– Zawiesili nas! I zaczynają węszyć. Zaraz się okaże, że nas zamieszają w zabójstwo.
– Nie ma mowy o zabójstwie!
– Oby.
– Stary się zorientuje, że powinien ustąpić, i ją uwolnią.
– A nas posadzą – zauważa Skalski.
– Puszczają ci nerwy, bo nagłośnili sprawę, ale to niczego nie zmienia.
– Nie dla mnie.
– Nie możesz się wycofać. Nie teraz. Nie rozumiesz, co to oznacza?
– Wpierdoliłeś nas w gówno! – mówi Skalski. – Trzeba pomyśleć, co dalej.
Stada wygłodniałych rybitw wrzeszczą nad mokrym piaskiem. Nadkomisarz Tadeusz Hubicz patrzy, poprawia bejsbolówkę w kolorze khaki. Wie, że to nie jest łatwa rozmowa.
– Od ilu lat się znamy?
– Tu nie o to chodzi.
– A o co?
– Mówię ci to jako przyjaciel. To wszystko już mnie przerosło.
– Marian! – Hubicz chwyta Skalskiego za bluzę na piersi. – Co ty pierdolisz? Co cię przerosło? Co ty, kurwa, chcesz zrobić?
– Jestem w rozsypce, Tadek, w rozsypce. Nie widzisz?
Hubicz puszcza przyjaciela. Tak, wie doskonale, że Skalski nie wytrzymuje ciśnienia. I nie rozumie, jak to się stało. Przecież jego przyjaciel, jeszcze z czasów minionego systemu, nie przesiedział życia za biurkiem w dochodzeniówce i niejedno razem w ubecji robili.
– Widzę, ale również cię znam.
– To nie to samo co kiedyś – odpowiada z goryczą Skalski. – Ubecja się skończyła. Teraz za numer, jaki odwalaliśmy, można dostać papier z orłem w nagłówku, a nie premię, jak wtedy. Powinniśmy się zwolnić. I założyć biznesy. Jak ten dureń Szczerzucki.
– Weź się w garść – mówi Hubicz, spoglądając na krzykliwe ptaki. – Jesteś oficerem.
– A co ma do tego szarża?
– Nie możemy dać znać po sobie, że celowo spieprzyliśmy robotę – cedzi przez zęby Hubicz.
– Wiesz, kim jesteśmy?
Hubicz przymyka oczy. Nie może dłużej patrzeć na to, w jakim stanie jest Skalski. Na dodatek ten dureń zaczął znów pić. Teraz, kiedy trzeba pilnować się bardziej niż kiedykolwiek.
– Jesteśmy bandytami. Wpierdoliliśmy się gorzej niż Piotrowski, Chmielewski i Pękala. Tylko Pietruszki brakuje.
– Musimy przeczekać.
– Przeczekać? Spierdoliłem wszystko, jak kazałeś – śmieje się nieprzyjemnie Skalski – a teraz mówisz, że mam czekać? Na co? Żeby mi założyli kajdanki? Nie dam rady pod celą.
– Będzie dobrze.
– Dobrze? A nieprawidłowe zebranie dowodów, nieprzeprowadzenie analizy i śledzenia połączeń z rodziną oraz nieprawidłowy nadzór nad przekazaniem okupu? Dla ciebie to nic?
– To moja działka.
– Tyle że jak coś, to ja też pójdę siedzieć.
– Nie pójdziesz. Robiłeś, co ci zleciłem – tłumaczy Hubicz. – Poza niedopełnieniem obowiązków nie można nam nic zarzucić.
– Zapomniałeś, że wybieram się na emeryturę.
– Nie rozumiem, dlaczego się tak wystraszyłeś.
– Może dopadły mnie demony przeszłości? – odpowiada Skalski, pociągając wódkę. – A może szukała mnie taka jedna. Z telewizji. Nie lekceważ jej. Nie mam pojęcia, dlaczego ta pizda jest taka zawzięta. Nie ma z nią żartów. Pewnie niezłą kasę przytuliła od starego rzeźnika.
– Idź na zwolnienie, wyjedź gdzieś. Chyba nie jest ci żal tego startego sukinsyna, co ma kasy jak lodu?
– Siebie mi żal. Bo jestem większą kurwą niż tirówki z Bułgarii. I ty tak samo.
– Nie teraz, Marian.
– A kiedy? – pyta Skalski. – Kiedy mam to zrobić?
– To niedobry moment. Zakończymy sprawę, przejdziemy na emeryturę i pojedziemy na ryby. Wtedy się wyspowiadasz.