Читать книгу Wracając do moich Baranów - Janusz R. Kowalczyk - Страница 11
18
ОглавлениеPozostaje zagadką, na ile teatr mi pomógł w pracy nad głosem, skoro byłem w nim zaledwie trzy miesiące. Wskutek niepojętych tarć wśród wierchuszki studenckich władz nasz zespół został rozwiązany, zanim zdołał z czymkolwiek wystąpić. Wniwecz poszły tygodnie pracy nad przygotowaniem groteski dramatycznej Elektra raz jeszcze Wiesława Goreckiego, w co szczególnie zaangażował się Stanisław Banaś – jedyny kolega z ówczesnego naboru, który znalazł się później na aktorstwie w krakowskiej Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej im. Ludwika Solskiego, a w końcu w zespole Teatru im. Juliusza Słowackiego.
Wprawdzie Teatr 38 po latach reaktywowano, ale w zupełnie innym składzie osobowym. Mimo że szefem sceny został Piotr Szczerski – mój krakowski sąsiad, z domu po przeciwnej stronie ulicy Wybickiego, dziś znów Pomorskiej, i kolega z Gołębnika – nigdy tam już nie trafiłem, nawet jako widz. Nie potrafię sobie tego wybaczyć, obserwując później, jak Szczerski dzielnie sobie poczynał jako reżyser i dyrektor Teatru im. Stefana Żeromskiego w Kielcach. (Zmarł przedwcześnie 28 maja 2015 roku).
Z czasem zapanowałem nad głosem na tyle, że trafiłem do
Międzyuczelnianego Chóru Akademickiego. Jego dyrektor artystyczny Stanisław Has (brat reżysera filmowego Wojciecha Jerzego Hasa) pochwalił mój, jak się wyraził, ciepły baryton i namawiał do uczestnictwa w dalszych próbach, między innymi obietnicą rychłego wyjazdu na festiwal do Kanady. Nie muszę chyba przypominać, co w PRL lat siedemdziesiątych znaczyła możliwość zakosztowania uroków wielkiego świata, zwłaszcza za oceanem. Nie była mi jednak dana. Próby chóru pokrywały się, niestety, w czasie z projekcjami Dyskusyjnego Klubu Filmowego w kinie Sztuka, na które chodziłem wraz z Kingą. Zarzuciłem śpiewanie.
Miałem także konszachty z Amatorskim Klubem Filmowym Nowa Huta, mieszczącym się na Osiedlu Młodości, gdzie też spotkałem się z Anką Kawalec, koleżanką z teatrologii. Jak natchniony pisałem scenariusze, za które zbierałem nawet nagrody i dyplomy. Szybko się jednak okazało, że wielce zasłużony AKF Nowa Huta nie posiada zbyt wielu kamer. Żeby zrealizować swoje pomysły, trzeba było wcześniej o nie powalczyć. Jako zdeklarowanemu pacyfiście wydało mi się to zajęciem na tyle przykrym, że poddałem się już na wstępie. Zrezygnowałem. Pocieszałem się, że odpadną mi wyczerpujące dojazdy z centrum Krakowa tramwajem lub autobusem pośpiesznym.
Cóż mi zatem pozostało? Dotarło do mnie, że mógłbym zostać piwnicznym artystą, ale natychmiast przestraszyłem się nadmiaru bezczelności. Później jednak przyszła pewna bezsenna noc, z gonitwą myśli, które co chwila zrywały mnie z łóżka. Wychodząc rano z domu, kilka zabazgranych kartek wziąłem ze sobą. Szczęśliwie była to środa i zajęcia z wojska, na których z
pełnym zapałem – choć po sztubacku, pod ławką – oddałem się przepisywaniu na czysto i szlifowaniu mych tekstów.