Читать книгу Wracając do moich Baranów - Janusz R. Kowalczyk - Страница 6
Prolog
ОглавлениеStoję tutaj, oczy mrużę,
reflektorów wokół blaski.
Stoję. Mogę stać tak jeszcze dłużej...
Oklaski chyba należą mi się,
chyba należą mi się oklaski?
Ja czekam i wnerwiać mnie już zaczyna
ten znieczulicy objaw i marazmu
wychodzę, stoję i w dalszym ciągu
nie słyszę entuzjazmu.
Dlaczego? – zapytuję.
Czy sztuka dzisiaj
już niepotrzebna? Nikomu?
Postoję jeszcze
tak z dziesięć minut
i chyba pójdę do domu.
Publiczność... Niby jest,
choć dzisiaj jakby niemrawa.
A brawa? Chyba należą mi się,
chyba należą mi się brawa?
W tym dowód się kryje niezbity
i jak najbardziej oczywisty,
że u nas się wciąż, jak gdyby,
wciąż nie docenia artysty.
Publika – jakby psyka.
Głosy zniecierpliwienia...
A przecież prawdziwa Sztuka
wymaga nieco skupienia.
Już sytuacja taka wyraźnie
artysta w niskiej dziś cenie;
i szkoda, że klaka właśnie
dostała wypowiedzenie.
Ostatecznie... Mogę zacząć.
Już jak gdyby coś mnie bierze!
Lecz jak na złość nie pamiętam,
w jakim stoję charakterze.
Mijają dnie i noce,
nowe się rodzą brzaski,
publiczność czeka Bóg wie na co,
ja czekam na oklaski.