Читать книгу Wracając do moich Baranów - Janusz R. Kowalczyk - Страница 18

27

Оглавление

Kobieta zdecydowanym ruchem zasunęła nagle oba boczne skrzydła drzwi wagonu i zaczęła zakładać łańcuch. Już, już miała jego ogniwa sczepić

kłódką, kiedy zobaczyłem, jak mój piwniczny guru w desperacji ujmuje ją w pasie i odciąga od drzwi. Skwapliwie skorzystałem z szansy znalezienia się z powrotem w poprzednim wagonie. Instynkt podpowiadał mi, że taka okazja drugi raz się nie powtórzy.

W końcu zalecenie: „Trzymaj się mnie”, nadal obowiązywało.

Pracownica sypialnego wyrwała się z objęć piwnicznego satyryka i puściła w ruch solidny łańcuch. Rozjuszona zaczęła nim okładać Andrzeja, zrazu po plecach, choć i tam, gdzie kończą swą szlachetną nazwę.

– Ratunku, bandyci! – wrzeszczała przy tym rozdzierająco. – Milicja, mordują!

Pasażerowie wagonu sypialnego spali na szczęście w najlepsze. Jeśli nawet

ktoś ją słyszał, to się nie ujawnił.

Sytuacja była nieprawdopodobna, niby z sennego majaku. Wymagała zdecydowania i zimnej krwi. Sam nie wiem, jak udało mi się wyszarpnąć pracownicy sypialnego ów łańcuch z kłódką, a ją samą – obiecującą tym rzezimieszkom, że ich na najbliższej stacji wysadzi, a nawet wsadzi – wyrwać z mocarnego uchwytu rąk mistrza. Następnie, z należną mu rewerencją, przepchnąć go z powrotem do naszego wagonu.

Wprawdzie wzburzenie odbierało Warchałowi mowę, jednak po dojściu do jakiej takiej równowagi zreferował przebieg pertraktacji. Otóż zaraz po otworzeniu nam drzwi Andrzej grzecznie poprosił kobietę, żeby zaczekała, aż odpowiednio zaopatrzeni wrócimy z wagonu barowego. Usłyszał, że ani jej się śni. Zamyka. Możemy stukać, ile nam się podoba, ona i tak nie usłyszy. Przesiąść się będziemy mogli na najbliższej stacji, na której zatrzymuje się pociąg. Okazja taka nadarzy się mniej więcej za dwie

godziny. Wystarczy przebiec peronem wzdłuż jej wagonu i wsiąść do naszego. Kuszetkowy na pewno nas wpuści. Kiedy swoje słowa poparła zamykaniem drzwi na łańcuch, odcinając mnie od reszty piwnicznego towarzystwa, Andrzej zareagował w jedyny możliwy sposób. Jako mistrz, który zaakceptował mnie jako swoją – toutes proportions gardées – konkurencję, czuł się za mnie odpowiedzialny. Jego stwierdzenie, żebym się go trzymał, odebrałem jako obowiązujące obie strony, co wydało mi się tym bardziej krzepiące.

Komuś z piwnicznej paczki udało się wydobyć z bagażu akurat to, po co tak niefortunnie startowaliśmy do WARS-u. Andrzej dał się przebłagać, żeby sprawę wyciągania konsekwencji wobec tej... – przez szacunek dla rodzaju ludzkiego nie zacytuję – pozostawić na razie swojemu biegowi. Zawsze

będzie można złożyć stosowną skargę już po powrocie, w Krakowie. Korzystając z takiego obrotu zdarzeń, urwałem się z przedziału. Z własnej i nieprzymuszonej woli zdałem

Wracając do moich Baranów

Подняться наверх