Читать книгу Wracając do moich Baranów - Janusz R. Kowalczyk - Страница 12
19
ОглавлениеStanąłem przed problemem, z kim się nimi podzielić? No, z kim?
Wybrałem się do Studia Filmów Animowanych przy ulicy Kanoniczej. Wtedy akurat nie do kuzynki Elżbiety Dyakowskiej, która pracowała tam jako plastyk, lecz do Andrzeja Warchała, reżysera po pierwszych międzynarodowych laurach.
Wiedziałem, gdzie go znaleźć, od czasu, kiedy w studenckiej grupie zaprowadził nas tam jeden z wykładowców, operator Krzysztof Romanowski. Teatrologia obejmowała bowiem także filmoznawstwo. Poza tym, zgodnie z moimi wyobrażeniami, osobowość Wiesława Dymnego, którego twórczość znałem głównie z kina, była nazbyt nieprzewidywalna. Do niego, po prostu, pójść nie śmiałem.
Stojąc w przejściu między widownią a piwniczną salką, gdzie zbierali się artyści, miałem okazję otrzeć się o przeciskające się piwniczne gwiazdy. De facto to one, przechodząc na estradkę, ocierały się o mnie: Skrzynecki i Dymny. Zygmunt Konieczny i Piotr Walewski. Marek Grechuta i Jan Kanty Pawluśkiewicz. Leszek Długosz i Jacek Zieliński. Krzysztof Litwin i Miki Obłoński. Irena Wiśniewska i Halina Wyrodek. Natasza Czarmińska i Ewa Wnukowa. Ola Maurer i Ewa Kolasińska. Marian Dziędziel i Edward Wnuk. Mieczysław Święcicki i Jan Adamski. Trwałem uporczywie na wywalczonej placówce, w przekonaniu, że wielokrotnie natykający się na mnie Andrzej Warchał da mi znak, kiedy mam wejść na scenę. No, cóż... Nie dał. Nie tak łatwo zostać artystą.
Na rannych zajęciach z doktorem Janem Michalikiem (dziś profesorem) koleżanka z grupy Elżbieta Godorowska – później, po mężu Jerzym, Bińczycka – opowiadała, że Anna Dymna zastała swego męża Wiesława martwego. Poczułem dławiący ucisk w gardle. Poszedłem na pogrzeb wielkiego piwnicznego artysty. Spoczął na najpiękniejszym krakowskim cmentarzu, położonym na salwatorskim wzgórzu przy trakcie spacerowym na Kopiec Kościuszki, gdzie trzy lata wcześniej żegnaliśmy profesora Kazimierza Wykę. Wieczorem byłem na koncercie w kościele Wizytek przy ulicy Krowoderskiej. Przyjaciele żegnali Wiesława Dymnego przypomnieniem najpiękniejszych pieśni, po części do jego poetyckich tekstów. Z jego Czarnymi aniołami wystąpiła również Ewa Demarczyk, wtedy już od wielu lat nieobecna w programach kabaretu.
Nie był to stosowny czas, żeby się przypominać w Piwnicy. Minęło ponad
pół roku, zanim znowu zbłądziłem w podziemia Pałacu pod Baranami. Wprowadzony przez Warchała, a pomny poprzednich doświadczeń, nie przyglądałem się już programowi. Czatowałem w drzwiach salki, w której gromadzili się artyści, pełen obaw, że ktoś mnie zaraz stamtąd przepędzi. Do tego jednak nie doszło. Przeciwnie, poczułem dłoń na ramieniu i
usłyszałem:
– Piotrze, to właśnie pan Janusz Kowalczyk, o którym ci mówiłem. Przenikliwe spojrzenie niebieskich oczu przewierciło mnie na wskroś, po czym spoczęło na Warchale.