Читать книгу NOS4A2 - Joe Hill - Страница 106

Za domem

Оглавление

Huk broni wstrząsał ciemnością. Vic czuła, jak cały ten hałas się przez nią przedziera, mylnie wzięła go za uderzenia kul i odruchowo przekręciła manetkę. Tylna opona dymiła i ślizgała się po mokrej ziemi, wyrywając długie, przemoczone pasy trawy. Nagle triumph skoczył do przodu, w ciemność.

Jedna jej część chciała wciąż patrzeć wstecz, patrzeć, jak ojciec zgina się we dwoje, sięgając do gardła, z włosami spadającymi na oczy, z otwartymi ustami, jakby próbował zwymiotować.

Jedna część chwytała go, zanim upadnie na kolana, trzymała go w ramionach.

Kolejna całowała jego twarz. Jestem tutaj, tato, mówiła. Jestem z tobą. Była tak blisko, że czuła miedziany zapach świeżo rozlanej krwi.

Miękki, najeżony policzek przylegał do jej karku. Lou przytulał się do niej z plecakiem pełnym materiałów wybuchowych między ich ciałami.

– Jedź – powiedział. – Zabierz nas tam, gdzie trzeba. Nie oglądaj się, jedź.

Fontanna ziemi wystrzeliła z prawej strony, gdy Vic skręciła, jadąc pod górę w kierunku drzew. Jej uszy rejestrowały dźwięk kul uderzających w glebę za ich plecami. W jazgocie strzałów wyłowiła głos Tabithy Hutter, załamujący się z wysiłku:

– NIE STRZELAĆ! NIE STRZELAĆ!

Vic nie mogła myśleć i wcale nie potrzebowała. Jej ręce i nogi wiedziały, co robić, prawa stopa wrzuciła drugi bieg, potem trzeci. Motor z desperacją rwał w górę wilgotnego zbocza. Przed nimi wznosiła się ciemna ściana sosen. Vic schyliła głowę, gdy wjechali między pnie drzew. Gałązka smagnęła ją w usta, aż zapiekło. Przedarli się przez krzaki, opony znalazły deski Mostu Krótsza Droga i zaczęły na nich grzechotać.

– Co jest, kurwa? – krzyknął Lou.

Vic nie wjechała prosto i wciąż miała pochyloną głowę. Uderzyła w ścianę, ramię jej zdrętwiało, a siła uderzenia pchnęła ją na Lou.

W jej wyobraźni ojciec znowu wpadał w jej ramiona.

Przekręciła kierownicę, skręcając w lewo, oddalając się od ściany.

Pod przednią oponą pękła deska, kierownica wyrwała się z jej rąk.

Pocałowała ojca w skroń. Jestem tu, tato.

Triumpha zarzuciło na lewą ścianę. Lou uderzył w nią ramieniem i stęknął, a most zadygotał.

Vic czuła zapach włosów ojca. Chciała go zapytać, jak długo żył sam, dlaczego w jego domu nie było kobiety. Chciała wiedzieć, jak się trzymał, co robił wieczorami. Chciała mu powiedzieć, że jest jej przykro i że wciąż go kocha, pomimo całego zła wciąż go kocha.

Potem Chris McQueen zniknął. Musiała pozwolić mu odejść, pozwoliła, by wysunął się z jej ramion. Musi jechać dalej bez niego.

Nietoperze popiskiwały w ciemności. Dźwięk przypominał szelest tasowanej talii kart, tylko był znacznie głośniejszy. Lou wykręcił głowę, żeby spojrzeć między krokwie. Wielki, łagodny, niewzruszony Lou nie krzyknął, w zasadzie nie wydał żadnego dźwięku, tylko hałaśliwie wciągnął potężny haust powietrza i wtulił głowę w ramiona, gdy dziesiątki, może setki zaniepokojonych nietoperzy oderwały się od stropu i lunęły na nich jak ulewny deszcz, wirując w cuchnącej przestrzeni. Były wszędzie, muskając ich ramiona i nogi. Jeden przemknął obok głowy Vic, ocierając skrzydłem jej policzek. W przelocie ujrzała jego mordkę: małą, różową, zdeformowaną, a jednak dziwnie ludzką. Oczywiście, patrzyła we własną twarz. Robiła, co w jej mocy, żeby powstrzymać się od wrzasku i nie stracić panowania nad triumphem.

Motor był już prawie na drugim końcu mostu. Kilka nietoperzy leniwie pofrunęło w noc i wtedy pomyślała: Oto odlatują cząstki mojego umysłu.

Zobaczyła swój stary rowerek, raleigh tuff burner. Zdawało się, że pędzi jej na spotkanie, gdy przemykał po nim blask reflektora. Zrozumiała, ułamek sekundy za późno, że się z nim zderzy, że będzie to fatalne w skutkach. Przednia opona uderzyła w rower.

Triumph wpadł na zardzewiały, obwieszony pajęczynami rower, odbił, skręcił i już się przechylał, gdy wyjeżdżał z krytego mostu. Wraz z nimi wypadły dziesiątki nietoperzy.

Opony wściekle darły najpierw gołą ziemię, potem trawę. Vic zobaczyła, że grunt opada, że zaraz przekoziołkują na szczycie skarpy. Ujrzała jodły ozdobione aniołkami i śnieżynkami.

Przeskoczyli nad stromizną. Motor skręcił, zrzucając ich z siebie. Runął w ślad za nimi, uderzając w oboje niczym lawina gorącego żelaza. Świat pękł i spadli w ciemność.

NOS4A2

Подняться наверх