Читать книгу NOS4A2 - Joe Hill - Страница 77

Aleja Świętego Mikołaja

Оглавление

Wayne spał przez długi czas – niekończący się czas ciszy i spokoju – a kiedy otworzył oczy, wiedział, że wszystko jest w porządku.

NOS4A2 rozcinał mrok niczym torpeda, która sunie przez bezdenne głębie. Jechali wśród niskich wzgórz, Upiór pokonywał zakręty jak na szynach. Wayne wypatrywał czegoś cudownego i pięknego.

Śnieg padał delikatnymi płatkami, jak gęsi puch. Wycieraczki szumiały, zgarniając je z szyby.

Minęli samotną latarnię, rozpraszającą ciemność, wysoką na trzy i pół metra cukrową laskę w biało-czerwone paski, zwieńczoną żelkiem, rzucającą wesołe światło, które przemieniało śnieżynki w piórka ognia.

Upiór wszedł w zakręt na dużej wysokości. Roztaczał się stamtąd widok na leżący w dole rozległy płaskowyż, srebrny i gładki, i na pnące się za nim góry! Wayne nigdy nie widział takich gór – w porównaniu z nimi Góry Skaliste wyglądały jak skromne pagórki. Najmniejsza z nich była wielka jak Everest. Było to ogromne pasmo kamiennych zębów, zakrzywiony rząd kłów dość ostrych i wielkich, żeby pożreć niebo. Skały wysokości dwunastu tysięcy metrów przeszywały noc, podtrzymując ciemność, dźgając gwiazdy.

Ponad szczytami płynął srebrzysty sierp bladego księżyca. Wayne spojrzał na niebo i odwrócił wzrok, a później znowu popatrzył. Księżyc miał haczykowaty nos, usta zaciśnięte z zadumą i jedno oko, zamknięte we śnie. Kiedy zrobił wydech, wiatr przemknął po równinach i srebrne ławice chmur popędziły przez noc. Wayne o mało nie klasnął w ręce zachwycony.

A jednak nie mógł na długo oderwać wzroku od gór. Surowe, gigantyczne szczyty przyciągały jego spojrzenie jak magnes opiłki żelaza, bo tam, na wysokości dwóch trzecich najwyższego z nich jaśniał klejnot przypięty do skalnej ściany. Świecił jaśniej niż księżyc, jaśniej niż którakolwiek gwiazda. Płonął w nocy jak pochodnia.

NOS4A2

Подняться наверх