Читать книгу NOS4A2 - Joe Hill - Страница 85

Droga numer 3, New Hampshire

Оглавление

Droga pachniała żywicą, wodą, lasem.

Vic myślała, że będzie ją ścigać ryk syren, ale gdy spojrzała w lusterko, zobaczyła tylko kilkaset metrów pustego asfaltu. Słyszała tylko kontrolowany warkot triumpha.

Siedem tysięcy metrów nad nią po niebie sunął samolot pasażerski: jasna strzała kierująca się na zachód.

Na następnym zakręcie zjechała z drogi prowadzącej nad jezioro. Też ruszyła na zachód przez zielone wzgórza spiętrzone nad Winnipesaukee.

Nie wiedziała, jak rozegra następną część planu, nie wiedziała, co zrobić, żeby się udało. Przyszło jej na myśl, że ma bardzo mało czasu, by to rozpracować. Wczoraj znalazła drogę do mostu, ale miała wrażenie, że było to niesamowicie dawno temu, niemal tak dawno jak dzieciństwo.

Dzień wydawał się zbyt słoneczny i jasny, żeby mogło wydarzyć się coś nieprawdopodobnego. Jasność dnia sprawiała, że świat uporczywie trzymał się rzeczywistości, funkcjonował w oparciu o znane prawa. Za każdym kolejnym zakrętem rozciągała się droga, czarna nawierzchnia wyglądała świeżo i aksamitnie w promieniach słońca.

Vic jechała serpentyną coraz wyżej na wzgórza, coraz dalej od jeziora. Ręce miała śliskie i stopa bolała ja od naciskania opornej dźwigni zmiany biegów. Jechała coraz szybciej, jakby dzięki samej prędkości mogła wyrwać w świecie tę upragnioną dziurę.

Przemknęła przez miasteczko, w którym było niewiele więcej poza żółtym światłem ostrzegawczym zawieszonym nad skrzyżowaniem. Vic postanowiła, że będzie jechać, dopóki nie skończy się paliwo, a wtedy porzuci motocykl, zostawi triumpha w kurzu, i zacznie biec środkiem drogi, będzie biegła, dopóki nie pojawi się pieprzony Most Krótsza Droga albo nogi nie odmówią jej posłuszeństwa.

Tylko że most się nie pojawi, bo przecież nie ma żadnego mostu. Krótsza Droga istniała tylko w jej umyśle. Z każdym przejechanym kilometrem ten fakt stawał się dla niej coraz bardziej oczywisty.

Przy tym właśnie upierał się jej psychiatra: stworzyła luk ratunkowy, przez który przeskakiwała, kiedy nie mogła poradzić sobie z rzeczywistością. Most był niosącą pociechę, inspirującą fantazją kobiety, która przeżyła poważną traumę i cierpi na głęboką depresję.

Przyspieszyła, pokonując zakręty z prędkością ponad dziewięćdziesięciu kilometrów na godzinę.

Chciała jechać jak najszybciej, żeby móc udawać, że łzy spływające z oczu są reakcją na wiatr dmuchający jej w twarz.

Triumph znów zaczął się wspinać, drogą między zboczami. Na zakręcie niedaleko wierzchołka Vic minęła radiowóz mknący w przeciwnym kierunku. Jechała blisko podwójnej linii i wpadła w strumień powietrza za pojazdem. Przez krótką chwilę kołysała się niebezpiecznie. Zdążyła zobaczyć, że kierowca ma opuszczoną szybę i prowadzi z wysuniętym łokciem, facet z podwójnym podbródkiem i wykałaczką w kąciku ust. Była tak blisko, że mogłaby ją wyrwać.

W następnej chwili zniknął, a ona znalazła się za grzbietem wzniesienia. Pewnie pędził do tego skrzyżowania z żółtym światłem, żeby tam się na nią zasadzić. Będzie musiał jechać krętą drogą do miasteczka, żeby zawrócić i ruszyć za nią w pościg. Vic oceniła, że ma może minutę przewagi.

Motor pokonał ostry zakręt i Vic ujrzała w dole zatokę Paugus, ciemnoniebieską i chłodną. Zastanawiała się, gdzie ją zamkną i kiedy następnym razem zobaczy wodę. Tyle czasu w dorosłym życiu spędziła w zakładach, jedząc tamtejsze posiłki i żyjąc zgodnie z obowiązującymi tam zasadami. Światła gaszone o dwudziestej trzydzieści. Pigułki w papierowym kubku. Woda, która smakowała rdzą, jak stare rury. Klapy sedesów z nierdzewnej stali. Człowiek widział błękitną wodę tylko wtedy, gdy po sobie spłukiwał.

Droga wzniosła się i nieco opadła. W kotlince po lewej stronie stał wiejski sklep. Był piętrowy, zbudowany z okorowanych bali, z białym plastikowym szyldem nad drzwiami: NORTH COUNTRY VIDEO. Tutaj wciąż istniały wypożyczalnie – nie tylko DVD, ale również kaset wideo. Vic prawie go minęła, gdy postanowiła skręcić na parking, żeby się ukryć. Parking rozciągał się za sklepem i zacieniały go sosny.

Nacisnęła na nożny hamulec, już skręcając, gdy nagle sobie przypomniała, że przecież nie ma hamulca. Nacisnęła ręczny. Po raz pierwszy przyszło jej na myśl, że ten też może nie działać.

Działał. Zaskoczył twardo i o mało nie przeleciała nad kierownicą. Tylna opona przeraźliwie zapiszczała na asfalcie, rysując czarny pas gumy. Motocykl z poślizgiem wpadł na parking. Opona orała ziemię, wzbijając chmury brązowego dymu.

Triumph przetoczył się jeszcze cztery metry, mijając North Country Video, i wreszcie zatrzymał się w głębi parkingu.

Pod gałęziami drzew czekała nocna ciemność. Zwisający łańcuch barykadował wstęp na ścieżkę, pylisty rowek wycięty wśród chwastów i paproci. Może była to ścieżka rowerowa albo zamknięty szlak turystyczny. Vic nie widziała go z drogi; nikt inny też nie zobaczy pogrążonej w cieniach ścieżki.

Usłyszała wóz policyjny dopiero wtedy, gdy był bardzo blisko, bo miała w uszach szmer własnego oddechu i bicie przepracowanego serca. Radiowóz przemknął z wyciem i rumorem, podskakując na drodze. Asfalt był pełen dziur po zimie.

Kątem oka dostrzegła, że coś się poruszyło. Spojrzała na okno w połowie zalepione plakatami reklamującymi Powerball. Patrzyła na nią grubaska z kolczykiem w nosie. Miała szeroko otwarte, przestraszone oczy. Trzymała telefon przy uchu, jej usta otwierały się i zamykały.

Vic spojrzała na ścieżkę po drugiej stronie łańcucha. Wąska koleina, zasypana sosnowym igliwiem, biegła stromo w dół. Vic próbowała odgadnąć, dokąd prowadzi. Najpewniej do drogi numer jedenaście. Jeśli nie, będzie mogła nią jechać, dopóki się nie skończy, a potem zostawi motocykl w lesie. Wśród drzew będzie spokojnie: dobre miejsce, żeby usiąść i czekać na policję.

Wrzuciła jałowy bieg i obeszła łańcuch. Położyła stopy na podnóżkach i pozwoliła, żeby siła ciążenia zrobiła swoje.

Jechała przez aksamitny półmrok, który słodko pachniał świerkami, Bożym Narodzeniem – ta myśl przyprawiła ją o drżenie. Przypomniała jej o Haverhill, o tamtejszym lesie i o zboczu za domem, w którym się wychowała. Koła podskakiwały na korzeniach i kamieniach, motor kołysał się na nierównym gruncie. Jazda wąską koleiną wymagała dużej koncentracji. Vic stanęła na podnóżkach, żeby obserwować przednie koło. Musi przestać myśleć, musi oczyścić umysł, przepędzić z głowy policję, Lou i Manxa, a nawet Wayne’a. Może darować sobie próby rozwikłania problemów, bo w tej chwili trzeba się skupić na zachowaniu równowagi.

Poza tym uwolnienie się od tego wszystkiego okazało się całkiem nietrudne w sosnowym półmroku, ze światłem padającym skośnie przez korony drzew i pod atłasem białych chmur na niebie. Plecy jej zesztywniały z napięcia, ale ból był słodki, dzięki niemu była świadoma, że jej ciało współpracuje z motocyklem.

Wiatr szumiał w koronach sosen, pomrukiwał łagodnie jak wezbrana rzeka.

Żałowała, że nie miała okazji przewieźć Wayne’a motocyklem. Gdyby mu pokazała te lasy z rozpostartym dywanem rdzawego igliwia, pod niebem rozjaśnionym pierwszym, najlepszym blaskiem lipca, stałoby się to dla nich obojga wspomnieniem, które zachowaliby do końca życia. To byłoby niesamowite, jechać przez aromatyczne cienie z Wayne’em za plecami, trzymającym się jej mocno, podążać ścieżką, aż znajdą spokojne miejsce, żeby się zatrzymać, zjeść wspólnie przygotowany w domu posiłek i napić się wody sodowej, a potem razem zapaść w drzemkę przy motorze w tym prastarym domu snu, z podłogą z porośniętej mchem ziemi i wysokim sufitem z krzyżujących się gałęzi. Kiedy zamknęła oczy, niemal poczuła ręce syna wokół talii.

Ale ośmieliła się zamknąć oczy tylko na chwilę. Odetchnęła i spojrzała – i w tej samej chwili motocykl znalazł się u stóp wzniesienia i wjechał na płaski teren, gdzie sześć metrów przed nią czekał stary kryty most.

NOS4A2

Подняться наверх