Читать книгу Nikt się nie dowie - Agnieszka Pietrzyk - Страница 12

Оглавление

Rozdział VIII

OLA SIEDZI NA PIASKU BLISKO WYDM i patrzy na morze i czwórkę swoich przyjaciół. Bawią się znakomicie, roześmiani i skłonni do żartów. Ich piski i okrzyki przyciągają wzrok nielicznych w tym miejscu plażowiczów.

Klara w podwiniętych do kolan dżinsach stoi w wodzie i przywołuje ją ręką. Obok niej kręci się Bodo, najprzystojniejszy chłopak w okolicy. Jest w samych kąpielówkach, plecy ma opalone i umięśnione, to dzięki grze w tenisa. Próbuje objąć Klarę, ale ona zręcznie się uchyla. On nie daje za wygraną, zaczyna ją gonić, rozchlapując wodę. Ola im zazdrości, też chciałaby szaleć w morzu i zaśmiewać się do utraty tchu. Siedzi jednak na plaży, bo przecież jest w żałobie.

Kilka metrów dalej Magda i Pirat tarzają się po piasku. Teraz Magda jest górą, leży na szczupłym blondynie, a on woła, że się poddaje, za chwilę jednak przekręca się i zrzuca ją z siebie. Ola wszystkich fotografuje, robi też kilka fotek sobie, następnie je przegląda. Jest zadowolona, bo ładnie wyszła, dobrze jej z włosami upiętymi do góry i błękitnymi kolczykami. Wszystkie odcienie niebieskiego jej pasują, jak mamie, bo obie są bardzo jasnymi blondynkami. Ogarnia ją dojmująca żałość na wspomnienie rodzicielki. Te kolczyki też dostała od niej, tuż po zaginięciu Radka. Mama chciała prezentem poprawić jej humor, ale ona wówczas tego nie rozumiała. Uznała, że chce ją przekupić, żeby zapomniała, z czyjego powodu Radek uciekł z domu. Rzuciła wtedy kolczykami w okno i wykrzyczała, że ich nie chce, że zamiast nich woli odzyskać brata. Tata był bardzo zły, a mama zrobiła zbolałą minę, która Olę tak bardzo wkurzała. To przez nią Radek się zmył, a ona odgrywała wielką ofiarę.

Wybiera najlepszą fotkę i umieszcza ją na portalu społecznościowym. Dodaje komentarz: „Jestem smutna, ale moi przyjaciele są przy mnie”. Ma nadzieję, że Radek zagląda na jej profil. Na pewno już wie, że mama nie żyje. Może skłoni go to do kontaktu z nią. Ola bardzo chce, żeby wrócił i żeby przyniósł ze sobą radość i śmiech.

Obok niej klęka Bodo. Trzęsie się z zimna, leje się z niego woda, już nie przypomina postaci z amerykańskiego serialu.

— Może się ubierzesz?

— Muszę najpierw wyschnąć, bo w mokrych łachach będzie jeszcze gorzej. Kurde, szkoda, że nie zabrałem polara.

Bodo szczęka zębami i pociąga nosem. Ola unosi się i wyciąga spod tyłka swój polar. Wytrzepuje go z piasku i zarzuca na ramiona kolegi. Ten otula się nim mocniej.

— Dobrze mi w fioletowym?

Ola uśmiecha się i robi mu zdjęcie.

— To nie fioletowy, to chabrowy.

Bodo zabiera jej telefon, przesuwa przy tym grzbietem dłoni po jej piersiach. Ola czuje, że ogarnia ją fala gorąca. Policzki jej płoną, na pewno znowu się czerwieni. Nie chce, aby kolega to zauważył. Rzuca się więc na niego, usiłując odebrać mu aparat. On chowa ręce za plecy, jej polar zsuwa mu się z ramion.

— Muszę usunąć to zdjęcie, bo w fioletowym wyglądam jak pedał.

— Już ci mówiłam, że to nie fioletowy, tylko chabrowy.

Ola go obejmuje, usiłując sięgnąć telefon, napiera na niego całym ciałem. Nie przeszkadza jej, że nadal ścieka z niego woda, ona też już ma wilgotną koszulkę, zwłaszcza na wysokości biustu. Nagle Bodo przyciska do niej biodra w mokrych kąpielówkach. Ola z przerażeniem czuje, że chłopak jest podniecony. Odpycha go i zrywa się na nogi. Biegnie w stronę morza. Najchętniej by się teraz gdzieś ukryła, żeby nikt nie widział jej zmieszania i złości. Jest zła, ale nie na Boda, lecz na siebie, bo zachowuje się jak dzieciak.

Klara łapie ją za rękę, chroniąc przed wbiegnięciem do morza w butach.

— Co to tam było? Jakieś czułości? — W głosie koleżanki słychać zarzut.

— On mi zabrał telefon.

— Polar też ci zabrał?

— Nie, tylko telefon. Idź do niego. Powiedz, żeby mi oddał.

Klara niespiesznie podąża w stronę wydm, a piasek przykleja się do jej mokrych stóp. Przysiada przy koledze leżącym na brzuchu i kładzie dłoń na jego gołych plecach. Jej głośny, dźwięczny śmiech wybija się ponad szum fal.

Ola czuje się coraz bardziej rozdrażniona. Nikt się z nią nie liczy, a przecież niedawno straciła matkę, przyjaciele powinni się o nią troszczyć. Gdyby Radek był tutaj, nie potrzebowałaby ich, nawet Klara byłaby zbyteczna. Brat spędzałby z nią czas, razem wylegiwaliby się na piasku i pływali motorówką, bo Radek na pewno by umiał. Poza tym zabierałby ją na wycieczki po okolicy, wspięliby się na wszystkie punkty widokowe na Mierzei. Rusza brzegiem plaży zapatrzona w zbierające się na horyzoncie chmury. Gdy mija Magdę i Pirata, spogląda na nich. Siedzą oparci o siebie plecami i trzymają się za ręce. Wydaje się jej to bardzo romantyczne, ale wprawia ją też w większe przygnębienie.

— Olka, gdzie idziesz? — pyta Magda.

— Do domu.

Ma nadzieję, że zaraz przyjaciele zaczną ją wołać, zatrzymywać, ale nic z tego. Przyspiesza więc. Ma ich wszystkich gdzieś. Stopy grzęzną jej w piasku, a do oczu napływają łzy. Tak naprawdę nie chce wracać do domu, bo tam jest teraz bardzo pusto i ponuro, zwłaszcza że nie ma Antosia, pojechał do babci na parę dni. Wspina się drewnianymi schodami, szum morza się oddala. Gdy idzie ścieżką przez las, słyszy nawoływanie Klary. Odwraca się i widzi koleżankę wymachującą chabrowym polarem.

— Dlaczego na mnie nie poczekałaś?

Klara jest zła. Dyszy ciężko. Do szyi ma przyklejony piasek, próbuje się go pozbyć.

— Musisz poczekać, aż wyschniesz, spocona jesteś — mówi Ola.

— To przez ciebie, bo musiałam za tobą gnać.

Klara wyciąga z kieszeni dżinsów telefon i tryumfalnym gestem wręcza go koleżance.

— Odzyskałam go, a nie było łatwo. Jakaś nagroda mi się chyba należy.

— No niech się zastanowię. — Ola udaje, że się namyśla. Jest szczęśliwa, że przyjaciółka pobiegła za nią, mogła przecież zostać na plaży i obściskiwać się z Bodem. Postanawia jej się za to odwdzięczyć. — Mój naszyjnik ze sznurka jest twój — oznajmia uroczyście.

Klara robi wielkie oczy, za chwilę na jej opalonej twarzy błyskają zęby w szerokim uśmiechu.

— Naprawdę? Dajesz mi swój naszyjnik?

Ola przytakuje, ale w głębi ducha trochę żałuje utraty nietypowej biżuterii, którą kupiła sobie na jarmarku w Elblągu z okazji Święta Chleba. Klara obejmuje ją i ściska mocno.

— Puść, bo mnie udusisz.

— Puszczę, ale obiecaj, że czasami pożyczysz ode mnie ten naszyjnik.

— Pożyczę, obiecuję, a teraz idziemy na obiad.

Gdy otwiera drzwi do domu, słyszy głosy. Biegnie do salonu, spodziewając się, że zobaczy babcię i Antosia. Zatrzymuje się raptownie w progu. Na kanapie siedzi kobieta w popielatym kostiumie, trzyma w ręku filiżankę. Po drugiej stronie niskiego stołu miejsce zajmuje tata pochylony nad wydrukiem komputerowym. Pochłonięty czytaniem nie zauważa córki.

Kobieta uśmiecha się do niej z zakłopotaniem, odsłaniając zbyt drobne zęby.

— Witaj, Olu.

Ola dopiero teraz ją poznaje, to wydawca taty, już kiedyś była u nich w domu i wówczas miała na sobie pantofle na bardzo wysokich obcasach. Dzisiaj również jej nogi przedłużone są efektownymi szpilkami.

Borys zsuwa okulary i patrzy na córkę.

— Kochanie, to pani Nina, poznajesz?

— Tak, poznaję.

— To może się przywitasz.

— Dzień dobry.

Nina kiwa głową i nerwowo przekłada filiżankę z jednej dłoni do drugiej.

— Przeglądamy właśnie najnowszy kryminał twojego taty, trochę nam to zajmie, dlatego przyjechałam, żebyśmy nie musieli siedzieć w biurze.

Ola ma wrażenie, że ta kobieta się niezręcznie tłumaczy. Zupełnie niepotrzebnie, przecież nikt nie ma pretensji, że pracują tutaj. To nawet miło, że zechciała pojawić się u swojego autora. Na pewno wypadek mamy skłonił ją do przyjazdu, aby tata nie musiał zostawiać dzieci samych. Niektórzy ludzie od czasu wypadku są dla nich bardzo życzliwi. Oby było tak jak najdłużej.

Do salonu zagląda Klara i zachowuje się dziwnie, bo nie odpowiada na powitanie Niny. Ola jest na nią zła, jak można być tak źle wychowanym? Szturcha ją łokciem w bok, dając znak, żeby się przywitała. Tamta jednak milczy.

— Może zjecie obiad? — mówi Borys. — Jest zupa rybna, a na drugie pulpety z sosem pomidorowym. Odgrzejcie sobie.

Ola wie, że zupa jest z baru przy plaży, a pulpety ze słoika. Mama zrobiłaby prawdziwy domowy obiad. Jakie to straszne, że jej nie ma. Ogarnia ją ogromna żałość. Ze spuszczoną głową i łzami w oczach idzie do kuchni. Klara podąża za nią.

— Co za suka — syczy przyjaciółka.

Ola patrzy na nią wystraszona.

— O kim ty mówisz?

— O tej babie z krótkimi nogami. Widziałaś, jakie ma szpilki? Dłuższe niż nogi. Wiesz, po co przyjechała?

— Ona jest wydawcą mojego taty, przyjechała popracować nad książką, jakieś poprawki razem robią.

Klara śmieje się teatralnie, odchylając głowę w tył.

— Poprawki, zaraz uwierzę. Ta suka tu przyjechała upolować twojego ojca.

Ola kładzie palec na ustach, próbując uciszyć przyjaciółkę. Salon jest daleko, ale głos dobrze się niesie po całym domu. Zaraz ich gość coś usłyszy i będzie wstyd.

— Zwariowałaś? Co ty mówisz?

— Wiem, co mówię. Twoja mama zginęła dwa tygodnie temu, a ta już się kręci koło twojego ojca. Na twoim miejscu bym ją stąd pogoniła.

Ola czuje, że dopada ją rozpacz. To wszystko jest ponad jej siły. Insynuacje Klary wydają się ciężarem nie do udźwignięcia. Jej tata nie jest taki, nie zdradziłby mamy. Zaczyna płakać, najpierw bezgłośnie, potem szlocha bez opamiętania. Klara kopnięciem zamyka drzwi i ją obejmuje.

— Kochana, przepraszam — szepcze wprost do jej ucha.

Ola jest wyczerpana. Chce tylko jednego, aby było jak dawniej, żeby mama znowu tu była, żeby ugotowała zupę cebulową z grzankami, którą ona i Antoś tak bardzo lubią.

Klara cierpliwie gładzi ją po plecach i włosach. Ola czuje bicie serca przyjaciółki i ciepło jej skóry. Powoli się uspokaja.

— Pójdę wziąć prysznic — mówi Klara, wypuszczając ją z objęć. — A ty podgrzej pulpety dla nas.

Przyjaciółka wychodzi, a ona otwiera lodówkę. Wyjmuje pojemnik z zupą i odlewa trochę do garnka, tylko dla siebie, bo Klara nie lubi rybnej. Pulpety postanawia podgrzać w mikrofalówce. Słyszy zbliżające się kroki. Obcasy stukają, ale ostrożnie, jak gdyby idąca osoba nie chciała zwracać na siebie uwagi.

Ola się odwraca i widzi Ninę stojącą w progu z filiżanką w dłoni.

— Pomóc? — pyta tamta.

— Nie, dziękuję, z podgrzewaniem sobie radzę.

Kobieta niepewnie podchodzi do kredensu, na którym stoi czajnik elektryczny.

— Mogę zrobić sobie jeszcze jedną herbatę?

— Tak.

Ola otwiera szafkę i wyjmuje wszystkie herbaty. Ogarnia ją kolejna fala smutku na myśl, że wybierała je razem z mamą w internetowym sklepie i było to tak niedawno, zaledwie trzy tygodnie temu.

— Ta z cynamonem jest dobra — mówi łamiącym się głosem.

Nina bierze od niej torebkę i w geście pocieszenia ściska jej palce. Gdy Ola gwałtownie zabiera rękę, tamta pospiesznie sypie odrobinę suszu do filiżanki, a następnie sama chowa herbatę do szafki.

— Może któregoś dnia wpadnę i wam coś smacznego ugotuję?

Ola czuje niepokój. Czy tą propozycją Nina czasem nie chce wkraść się w ich względy? Pierwszy niewinny krok, aby zająć miejsce mamy. Oby nie.

Kobieta stoi na baczność na swych niebotycznych szpilkach i z nieśmiałym uśmiechem czeka na odpowiedź. Ola jednak milczy. Zupa zaczyna wrzeć. Dobra okazja, żeby odwrócić się plecami do gościa. Nalewa sobie pełny talerz. W tym samym momencie Nina zalewa herbatę, po czym unosi filiżankę do nosa.

— Pięknie pachnie, uwielbiam woń cynamonu.

Ola miesza łyżką w zupie i patrzy na pantofle kobiety. Tamta to zauważa.

— Podobają ci się?

Szpilki są ładne, choć nie w jej stylu. Nie ma zamiaru jednak ich chwalić. Wzrusza ramionami, jak gdyby nie wiedziała, czy jej się podobają.

— My nie chodzimy po domu w butach — oznajmia swobodnym tonem.

Wydawczyni jest zmieszana, i o to chodziło, żeby nie czuła się tu zbyt dobrze, żeby nie przyszło jej do głowy przyjeżdżać częściej.

— Zaraz je zdejmę — zapewnia szybko. — Lubię chodzić na obcasach, bo jestem bardzo niska, mam tylko sto pięćdziesiąt pięć centymetrów. Niewiele, prawda?

Ola skinięciem głowy przyznaje, że niewiele. Przełyka zupę, wpatrując się w talerz. Tamta rozumie, że dłużej z nią nie pogada. Wychodzi więc, zabierając ze sobą cynamonowy aromat herbaty.

Ola ma wyrzuty sumienia, że nie była dość miła. Nie miała jednak wyjścia, w innym razie Nina próbowałaby się tutaj zadomowić, a oni nie potrzebują nikogo obcego. Jedynie Radek mógłby do nich dołączyć, byłby w stanie zapełnić pustkę po mamie. Antoś nie pamięta brata, miał roczek, gdy Radek zniknął. Ola jest pewna, że bracia by się pokochali, gdyby tylko dane im było się spotkać. Tata zapewne też tęskni za synem, chociaż nic na ten temat nie mówi. Nikomu się nie przyznała, ale od kilkunastu miesięcy poszukuje przyrodniego brata w sieci. Wpadła na genialny pomysł, zaczęła tropić ludzi, którzy fascynowali się niemieckimi schronami i bunkrami z drugiej wojny światowej. To była pasja Radka, pochłonęła go po szkolnej wycieczce do Wilczego Szańca, gdzie zobaczył tajną kwaterę Hitlera. Po powrocie rozemocjonowany opowiadał o niezwykłych żelbetowych bunkrach i pokazywał zdjęcia, na których widniały budowle rodem z fantastycznego filmu, drzewa wyrastające z prostokątnych bloków i ciężkie betonowe ściany zdające się wisieć w powietrzu. Potem z dwoma kumplami zaczął penetrować schrony przeciwlotnicze w Elblągu. Podobno sporo ich było, ale do większości nie dało się wejść, nad czym Radek bardzo ubolewał. Kiedyś podsłuchała, jak z kumplami planuje odkopać wejście do schronu przy ulicy Dębowej. Przeraziło to ją, przecież schrony były pod ziemią i nie miały okien. Bałaby się tam zejść. Krótko przed ich przeprowadzką do Kątów Rybackich Radek wrócił do domu cały w błocie. Tata się wtedy zdenerwował i zabronił mu dalszego zwiedzania schronów, ale on oczywiście nie posłuchał.

Ola znalazła w internecie kilka forów poświęconych poszukiwaczom skarbów. Czytała je uważnie, aż trafiła na wpisy niejakiego Rademana. Wrzucał dużo zdjęć i relacjonował swoją wędrówkę po schronach w okolicach Gdańska. Uznała, że to może być Radek, głównie nick: Rademan, wydał jej się bardzo wymowny, to mogła być przeróbka imienia: Radek. Zalogowała się na tym forum i od kilku miesięcy zagaduje Rademana, zadając mu pytania, które mogłyby ją naprowadzić na rozpoznanie jego tożsamości. Pytała więc, czy zna schrony przeciwlotnicze w Elblągu albo w którym roku był w Wilczym Szańcu. Nie wszystkie odpowiedzi ją zadawalały, bo stały w sprzeczności z tym, co wiedziała o Radku. Niestety Rademan wydawał się o kilka lat starszy od jej przyrodniego brata, ale wytłumaczyła sobie, że po prostu chce odgrywać starszego, żeby inni poszukiwacze skarbów się z nim bardziej liczyli. Niektóre informacje się zgadzały, idealnie pasowały do Radka.

Ola postanawia, że dzisiaj na forum zapyta Rademana, czy jest Radkiem Rottmanem, a może nawet od razu poprosi, aby wrócił do domu, bo mamy już nie ma i teraz będzie mu z nimi dobrze.

Do kuchni wchodzi Klara. Ma na sobie jej różowy T-shirt i naszyjnik ze sznurka.

— Och! — wyrywa się z ust Oli.

Dotkliwie odczuwa stratę naszyjnika. Oddała go zbyt pochopnie.

— No co? Nieźle? — Zagaduje Klara. — Pożyczyłam twoją koszulkę, bo moja jest brudna.

T-shirt jest na przyjaciółkę trochę przyciasny, bo ma większy biust, ale za to naszyjnik leży idealnie w zagłębieniach obojczyków i pasuje doskonale do ostrych rysów twarzy.

Nikt się nie dowie

Подняться наверх