Читать книгу Nikt się nie dowie - Agnieszka Pietrzyk - Страница 18

Оглавление

Rozdział XIV

W NIEWIELKIEJ PRZESTRZENI KAMBUZA unosi się woń czosnku podsmażanego na oliwie. Adrian przykrywa patelnię i zmniejsza płomień. Zagląda do garnka z makaronem, za parę minut będzie al dente. Zaczyna kroić papryczki chili. Ma nadzieje, że Anna lubi potrawy na ostro. Wprosiła się do niego na obiad, gdy tylko dowiedziała się, że ma łódź i czasami spożywa na niej posiłki. Zwykle przynosił jedzenie z domu lub z baru, żeby nie korzystać z paliwa na pokładzie, dzisiaj jednak postanowił coś przygotować na miejscu. Danie będzie proste i pożywne. Ostatni raz makaron z czosnkiem i papryczkami robił latem dla Malwiny. Wypiła wtedy butelkę piwa, żeby złagodzić pikantny smak. Dzisiaj browarka nie będzie. Gościom zaproponuje zieloną herbatę.

Oprócz Anny zaprosił też Karola Lubomirskiego. Ma w tym swój ukryty cel. Chce, aby ta dwójka zaczęła działać na rzecz dzieci Malwiny, bo na razie robią wszystko, żeby im zaszkodzić. Anna nadal szuka wśród znajomych i sąsiadów Rottmanów osoby, która przyzna, że w domu pisarza panowała przemoc psychiczna i z tego powodu Malwina mogła popełnić samobójstwo. Z Lubomirskim jest jeszcze gorzej. Uparł się, że udowodni, iż Borys zamordował żonę. Chore ambicje agenta i dziennikarki mogą zrobić wiele złego, dlatego musi interweniować.

Adrian wychodzi na pokład. Jego goście wkrótce powinni się pojawić. Zostawił wyciągnięty trap, aby mogli od razu wejść.

Widzi postać stojącą na pomoście, wprost przed jego łodzią. Jasna fioletowa kurtka, to po niej rozpoznaje Olę. Ogarnia go niepokój. Czyżby coś się stało, skoro do niego przyszła? A może jedynie spaceruje? Zbiega po trapie i podchodzi do niej.

Dziewczyna ma zaczerwienione oczy. Niedawno płakała. Adrianowi ściska się serce z żalu. Dla niego Ola nie jest jedną z wielu uczennic, to przede wszystkim córka Malwiny, kobiety, którą kochał.

— Olu, coś się stało?

Czuje, że jego pytanie jest niezręczne, bo przecież stało się bardzo wiele, jej matka nie żyje.

Ola pociąga nosem.

— Ja się chyba zabiję.

Ciarki przechodzą mu po plecach. Po nastolatkach należy się wszystkiego spodziewać. Będzie musiał zgłosić to psychologowi szkolnemu i zadzwoni też do Borysa Rottmana.

— Czy w ostatnich dniach wydarzyło się coś złego? — pyta ostrożnie.

Dzisiaj nie miał niemieckiego z klasą Oli, ale w pokoju nauczycielskim dowiedział się od polonistki, że Rottmanówna nie siedzi już w jednej ławce ze swoją najlepszą przyjaciółką. To wydało mu się dziwne, przecież Klara mieszka teraz u Oli.

Dziewczyna wyciąga chusteczkę i wyciera nos, po czym łamiącym się głosem mówi:

— To przez Klarę.

Adrian przytakuje, jak gdyby już wszystko rozumiał, a pojmuje tyle, że dziewczynki się pokłóciły, typowe u nastolatek. Na Olę każde odstępstwo od normy działa teraz bardzo źle. Sprzeczka z przyjaciółką rozbiła ją psychicznie.

— Co takiego Klara zrobiła?

— Powiedziała, że mój tata zepchnął moją mamę z tarasu.

Dziewczyna wybucha głośnym płaczem, a on zaciska zęby ze złości. Klara powtórzyła Oli to, co wyczytała w internecie, no i może usłyszała w rozmowach dorosłych. Powinna jednak wczuć się w sytuację koleżanki i nie cytować jej tych bredni. Młodzi ludzie potrafią być okrutni i nieodpowiedzialni. Będzie musiał porozmawiać z Klarą.

— Tak mi przykro, że musiałaś to usłyszeć.

— Tata tego nie zrobił — zapewnia Ola takim tonem, jak gdyby bała się, że on może uwierzyć w zabójstwo popełnione przez Borysa Rottmana.

— Oczywiście, że tego nie zrobił — potwierdza Adrian gorliwie.

Po twarzy dziewczyny nadal płyną łzy. Cała jest rozdygotana. Nie powinien zostawiać jej w takim stanie. Tutaj, na pomoście, nie zdoła jej uspokoić. Oli potrzebna jest dłuższa rozmowa i gorąca herbata. Ogląda się na jacht. Jeśli usiądą na widoku, to nikt nie powinien się czepiać, że zabrał uczennicę na łódź, ponadto zaraz przyjdzie Anna. Gdy będą w trójkę, sytuacja nie będzie wyglądała na dwuznaczną.

— Chodź, porozmawiamy na pokładzie.

Posłusznie wchodzi za nim po trapie, potem siada na wskazanej przez niego skrzynce. On zbiega do kambuza i robi herbatę. Przynosi na pokład dwa termiczne kubki, jeden podaje dziewczynie i siada naprzeciw niej. Łódź się lekko kołysze, a oni wraz z nią.

— Nie rozmawiasz teraz z Klarą?

— To ona ze mną nie gada, nawet na moje esemesy nie odpisuje.

— Nie powinna tego mówić o twoim ojcu. To było bardzo lekkomyślne z jej strony. Ale proszę, zrozum, że ona została zmanipulowana przez wpisy internetowe. Nie wymyśliła tego, tylko to wyczytała. Twój tata jest autorem kryminałów, a u was w domu doszło do zdarzenia, któremu można przypisać znamiona kryminalne i ludzie w sieci to robią. Powinnaś jej wybaczyć. Szkoda waszej przyjaźni.

— Już jej napisałam, że nie mam żalu, ale ona się nie odzywa, nawet żadnego komentarza nie umieściła pod moimi fotkami. Za to do Magdy pisze co chwilę, a ta informuje mnie o wszystkim.

Adrian się uśmiecha.

— Sądzę, że jest jej głupio i dlatego nie pisze do ciebie bezpośrednio, tylko przez Magdę.

Twarz Oli kurczy się w grymasie irytacji.

— Pan nic nie rozumie. Ona pisze do Magdy, żeby mi pokazać, że ma nową przyjaciółkę, że ja się już nie liczę.

Adrian myśli, że rzeczywiście niewiele rozumie ze świata dzisiejszych nastolatków. Spróbuje przekonać Klarę, aby dalej przyjaźniła się z Olą. Córce Malwiny potrzebne jest spokojne funkcjonowanie w szkole, wśród rówieśników, i on się o to postara.

Dziewczyna zachłannie pije herbatę, trzymając kubek w obu dłoniach. Jasne włosy wysuwają się jej spod kaptura. Podobna jest teraz do matki. Za parę lat będzie tak samo piękną kobietą jak ona.

Ola wyjmuje telefon z kieszeni i zerka na ekran.

— Magda napisała, że są z Klarą na frytkach, wrzuciła też zdjęcie na fejsa. Niech pan sam zobaczy.

Podsuwa mu telefon pod oczy. Na zdjęciu widać dwie roześmiane nastolatki jedzące frytki z jednego talerza. Relacje między Olą a Klarą wydają się bardziej skomplikowane, niż na początku założył, ale i tak będzie próbował doprowadzić do zgody między nimi. Chyba powinien zacząć od rozmowy z Magdą.

Ola zsuwa kaptur i robi sobie selfie na tle masztu i lin, po czym przegląda zdjęcia. Nie jest zadowolona, bo marszczy brwi. Ustawia się ponownie, ale tym razem uśmiecha się szeroko. Kolejne fotki pstryka, przysiadając na zwiniętych żaglach i opierając się o ster. Adrian wie, że zaraz te zdjęcia trafią na Instagram z komentarzem w stylu: „Świetnie się bawię na jachcie pana od niemieckiego”. Nie ma zamiaru protestować, skoro ma to jej poprawić samopoczucie.

— A wie pan, że mój brat wrócił?

— Ten zaginiony brat?

— Tak, Radek wrócił.

Adrian jest wytrącony z równowagi. Przez kilkanaście miesięcy patrzył w posępne oczy Malwiny, na jej piękną i przygnębioną twarz. Zawsze była smutna, nawet wtedy, gdy się śmiała i gdy się kochali. Cierpiała po cichu, w głębi serca, żeby dzieci nie widziały, dla nich chciała być radosna. Rozpacz bez łez, bez zaciskania zębów, smutek z uśmiechem na twarzy. Czuł jej przygnębienie w każdej sekundzie i wiedział, że jego źródłem jest zaginięcie dziecka. Nie urodziła go, ale kochała jak syna. Radek wyszedł z domu, trzaskając drzwiami, bo nie umiała się z nim porozumieć. Może gdyby była jego matką, to by się nie wydarzyło. A teraz Ola mówi, że Radek wrócił. Mimowolnie czuje złość do tego chłopaka. Sprawił swojej przybranej matce tyle bólu, a teraz tak po prostu wraca.

— Jest u was w domu? Wyjawił, gdzie był przez te cztery lata?

Oczy dziewczyny znowu napełniają się łzami, a broda zaczyna drżeć.

— Tata go wygonił, bo go nie poznał. Mówi, że to nie jest Radek.

Adrian w pierwszej chwili uznaje, że Borys pogonił syna, bo ma mu za złe lata strachu i rozpaczy. Zaraz przychodzi jednak refleksja, że własnemu dziecku wybacza się wszystko. Jeśli Radek stanąłby w drzwiach rodzinnego domu, to pisarz by go uściskał z radością w sercu. Każdy rodzic by się tak zachował.

— Olu, jeśli twój tata mówi, że to nie jest Radek…

Dziewczyna zrywa się ze skrzynki.

— To Radek, to na pewno on. Rozpoznałam go.

— Rozmawiałaś z nim?

— Nie. Od trzech dni go szukam. Na przystań przyszłam, bo myślałam, że może się tu gdzieś kręci. Boję się, że już wyjechał. — Dziewczyna podaje mu pusty kubek. — Pójdę już. Pochodzę trochę po barach, może gdzieś go znajdę.

— Olu, proszę, bądź rozsądna i wróć do domu.

Nastolatka go nie słucha. Wyjmuje telefon i całą swoją uwagę koncentruje na ekranie. Prawdopodobnie zaczęła się już dyskusja pod zdjęciami wrzuconymi niedawno na Instagram. Twarz Oli się zmienia. Oczy otwierają się szeroko, a usta rozchylają. Jest zaskoczona, a może oburzona.

— Wszystko dobrze? — pyta Adrian.

— Tak. Klara zrobiła sobie selfie z Radkiem. Znalazła go przede mną.

— Pokaż mi to zdjęcie.

Dziewczyna chowa aparat. Jej ruchy są niespokojne. Wygląda na zdesperowaną. Gdyby teraz się dowiedziała, że Radek jest po drugiej stronie zalewu, zapewne rzuciłaby się w kurtce i butach do zimnej wody z zamiarem przepłynięcia na drugi brzeg.

— Muszę iść do Klary. Ona wie, gdzie jest mój brat.

Adrian nie próbuje jej zatrzymać. Patrzy, jak schodzi po trapie, a potem biegnie pomostem. Przestraszone rybitwy uciekają sprzed jej stóp. Gdy znika mu z oczu, wyjmuje telefon i wybiera numer Borysa. Pokrótce relacjonuje mu rozmowę z Olą. Pisarz jest mocno zaniepokojony, ale też wdzięczny za informację. Mówi, że zaraz skontaktuje się z córką, a także z Klarą i jej matką. Najważniejsze to nie dopuścić do kontaktu Oli z tym oszustem, bo nie wiadomo, do czego jest zdolny.

Adrian znosi kubki do kambuza. Woń podsmażonego czosnku wywołuje u niego ssanie w żołądku. Goście zaraz będą, musi się pospieszyć. Wrzuca makaron do czosnku i papryczek, całość miesza i podgrzewa. Wynosi patelnię na pokład.

Anna już przyjechała, ale stoi jeszcze przed łodzią, jak córka Malwiny wcześniej.

— Zapraszam — woła Adrian.

— Mógłbyś po mnie zejść? Mam problemy z błędnikiem, poza tym trochę się boję zimnej wody.

Przez chwilę patrzy na nią ze zdumieniem. Przecież trap jest krótki, dwa, trzy kroki i już pokład. On sam często wchodzi na jacht, przeskakując z pomostu, Malwina też w taki sposób dostawała się na łódź. Odstawia patelnię i schodzi do niej.

Anna wygląda pięknie w dopasowanej kurtce i kraciastych spodniach. Dopiero teraz zauważa piegi na jej twarzy, to dzięki nim emanuje dziewczęcym urokiem. Znowu mimowolnie porównuje ją z Malwiną. Tamta olśniewała zmysłowością, ta jest po prostu urocza.

Ma świadomość, że przygląda się jej zbyt intensywnie, ona to zauważa i teraz stoją naprzeciw siebie, lekko zakłopotani.

— Będę trzymała cię za rękę, żeby nie spaść.

Wysuwa do niego dłoń, ale on jej nie chwyta. Nawet nie wie, dlaczego się zawahał. Bo to nie Malwina? Sekundy mijają, a ich skrępowanie narasta. Adrian zdaje sobie sprawę, że jakoś powinien wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji. Bierze więc dziewczynę na ręce i wchodzi na trap. Ona gwałtownie wciąga powietrze, a potem z jej ust wydobywa się krótki okrzyk. Chwilę później oboje stoją na pokładzie.

— Właśnie przeniosłeś mnie przez próg. Ciekawa jestem, jakie będą tego konsekwencje.

— Takie, że pozmywasz po obiedzie.

Znika w kokpicie, po chwili wychyla się z luku i woła Annę. Podaje jej talerze i sztućce.

— Rozstaw na skrzynce, obok patelni.

Schodzi do messy i ze ściany zdejmuje składane krzesło niewielkich rozmiarów. To dla dziewczyny, a on i Lubomirski usiądą na skrzynkach.

— Dałeś trzy talerze — woła Anna.

Adrian wychodzi na pokład.

— Nie będziemy sami — oznajmia tajemniczo.

Dziennikarka uśmiecha się wyjątkowo radośnie.

— Zaprosiłeś Borysa Rottmana? Naprawdę? Będę mogła w końcu z nim porozmawiać?

— Sorry, muszę cię rozczarować, to nie on przyjdzie na obiad.

— A kto?

— Pracownik towarzystwa ubezpieczeniowego, który sprzedał Malwinie polisę na życie.

Anna niespokojnie przekłada sztućce z jednej ręki do drugiej.

— Żartujesz?

— Nie żartuję. Jeśli liczyłaś na romantyczny obiad tylko we dwoje, to innym razem.

Dziennikarka nie reaguje na jego zalotny ton. Na jej twarzy rysuje się powaga i skupienie.

— A więc Malwina miała wykupioną polisę na życie. Zdajesz sobie sprawę, co to może znaczyć?

— Nie powinnaś doszukiwać się w tym drugiego dna.

Przychodzi mu do głowy, że popełnił błąd, zapraszając jednocześnie Annę i Lubomirskiego. Nie pomyślał, że tych dwoje może się nawzajem nakręcać w swoich sensacyjnych teoriach, a przecież cel wspólnego spotkania jest zupełnie inny. Ma ich przekonać, że warto pomóc dzieciom Malwiny Rottman.

— Adrian, czy do ciebie dociera, że jej mąż mógł zmusić ją do wykupienia polisy? A potem tak długo dręczył, że aż popełniła samobójstwo.

— Chyba naczytałaś się zbyt wielu kryminałów Rottmana. Siadaj, bo nam makaron zupełnie ostygnie.

Anna ostrożnie sadowi się na rozkładanym krzesełku. On zdejmuje pokrywkę z patelni i nakłada danie na talerz, a potem jej podaje. Wokół roztacza się apetyczna woń.

Oboje odwracają głowy w stronę rufy, gdy na trapie rozlegają się ciężkie kroki. Na pokładzie pojawia się Karol Lubomirski. Jest zaskoczony widokiem dziewczyny. Żadne z nich nie wiedziało, że nie będzie jedynym gościem.

— Jeśli jestem nie w porę, mogę wpaść innym razem — mówi Karol.

— Jest pan w porę. Właśnie zaczęliśmy jeść.

Anna wita się z gościem, wyciągając do niego rękę. On delikatnie ściska jej smukłe palce, a następnie siada na skrzynce wskazanej przez Adriana. W czapce mocno naciągniętej na uszy i prostej kurtce wygląda jak robotnik, który ma właśnie przerwę na drugie śniadanie. Gdy dostaje talerz, stawia go sobie na kolanach i zaczyna pospiesznie jeść.

— Pyszne — chwali Anna.

— Tak, wyśmienite — potwierdza Lubomirski.

— Nie za ostre? — pyta Adrian i z uśmiechem przyjmuje zapewnienie, że danie jest perfekcyjne. — Żaden ze mnie kucharz, po prostu w listopadzie, pod gołym niebem, wszystko co ciepłe dobrze smakuje.

Fala rytmicznie uderza o burtę łodzi. Wiatr zaczyna szarpać liną zwisającą z masztu.

— Czyli pracuje pani w Niesamowitych Historiach? — zagaduje Karol. — Nigdy tego portalu nie przeglądałem, ale sporo o nim słyszałem. Moja koleżanka twierdzi, że w tych historiach nie ma nic prawdziwego, wszystko zmyślone.

Anna przełyka makaron i zapewnia pospiesznie:

— Wszystko jest prawdą. Uprawiamy rzetelne dziennikarstwo. Naszym źródłem informacji są ludzie i oni mogą oczywiście kłamać, ale staramy się znajdywać potwierdzenie ich słów u innych osób, czasami w dokumentach albo w różnych instytucjach.

— A do Kątów Rybackich to pani przyjechała w sprawie śmierci Malwiny Rottman? Zgadłem?

— Tak. Chciałabym porozmawiać z Borysem. Do tej pory mi się to nie udało, ale to dobrze, bo w tej chwili miałabym do niego więcej pytań niż jeszcze wczoraj. Dzisiaj wiem, że zarobił na śmierci żony, tylko nie wiem ile. Adrian nie wyjawił mi kwoty.

— Milion, tyle zyska nasz drogi pisarz, o ile nie znajdę powodu do wstrzymania wypłaty.

Dłoń Anny z kolejną porcją makaronu niesionego do ust nagle zamiera.

— Dla mniejszych pieniędzy pozbywano się współmałżonka — zauważa.

Adrian obserwuje swoich gości i czuje zdenerwowanie. Nie powinien pozwolić im na kontynuowanie rozmowy.

— Zaprosiłem was tu w konkretnym celu — oświadcza poważnym tonem.

Lubomirski widelcem zsuwa makaron na jedną stronę talerza.

— Domyśliłem się, że nie na obiad. Niech pan mówi, o co chodzi.

— No właśnie zastanawiałem się, jak zacząć, jak was przekonać. No i chyba po prostu odwołam się do waszego sumienia. Liczę na to, że dobro dzieci jest wam na sercu.

Dziennikarka pierwsza orientuje się, że próbuje ich zniechęcić do zajmowania się śmiercią Malwiny Rottman, i wprawia ją to w stan lekkiej irytacji.

— Jeśli chcesz nam zaserwować pogadankę o tym, że dla dobra dzieci mamy milczeć, to ja stąd idę.

— Spokojnie, pani Aniu — odzywa się Lubomirski. — Niech kolega powie coś więcej.

Adriana zaskakuje nerwowa reakcja dziennikarki. Raczej spodziewałby się stanowczego protestu ze strony agenta. Przy ostatniej rozmowie wydawał mu się bardzo zawzięty, jak gdyby kierowała nim osobista niechęć do pisarza.

— Ty, Anno, uważasz, że Rottman doprowadził swoją żonę do samobójstwa, tak?

Dziewczyna przytakuje. Adrian zwraca się do Lubomirskiego:

— A pan jest przekonany, że to było morderstwo, że on ją zepchnął z barierki.

— Tak sądzę.

— Ja z kolei obstawiam wersję z nieszczęśliwym wypadkiem. Nie mam zamiaru was przekonywać, że racja leży po mojej stronie. Ale sami przyznajcie, że macie niewielkie szanse na udowodnienie swoich hipotez. Anno, na co liczysz? Na to, że Borys Rottman złamie się w trakcie wywiadu i przyzna, że był mężem tyranem i tak długo dręczył żonę, że aż się zabiła?

— A żebyś wiedział, że właśnie na to liczę. Dwa lata temu lekarz z Krakowa w trakcie wywiadu przyznał się, że jest pedofilem. Wyrzuty sumienia otwierają ludziom usta. Trzeba tylko wiedzieć, jak z nimi rozmawiać.

— Raz ci się udało. Życzę ci więcej takich sukcesów. Ale sama wiesz, że niezmiernie rzadko ktoś się przyznaje w trakcie rozmowy z dziennikarzem, już szybciej podczas przesłuchania w prokuraturze czy na komendzie. — Adrian kieruje wzrok na Lubomirskiego. — A pan naprawdę wierzy, że znajdzie dowód na winę Borysa Rottmana, na który nie trafiła policja?

— Dowód to za duże słowo, ale wpadłem na coś, co może policję zainteresować.

— Co takiego? — pyta Adrian i czuje narastający niepokój.

Anna odchyla nieco kaptur, aby lepiej słyszeć Lubomirskiego. Tamten oznajmia z pełną powagą:

— Borys Rottman ma kochankę.

Na Adrianie ta informacja robi wrażenie. Malwina nie narzekała na Borysa, o nic go nie obwiniała, krótkie wzmianki o nim wskazywały, że jest dobrym mężem. A teraz okazuje się, że mógł przysparzać żonie zmartwień.

Dziennikarka także czuje wagę informacji przekazanej przez Lubomirskiego.

— Kasa i inna kobieta, jakie to typowe — rzuca z pozoru lekkim tonem.

Agent wygląda na zadowolonego. Ich miny są potwierdzeniem, że dotarł do informacji dużego kalibru.

— Na początku myślałem, że ją zabił, bo go zdradzała.

— Zdradzała go? To pewne? — Dziennikarka aż się unosi na krzesełku. — Kim jest ten mężczyzna? Mógłby pan powiedzieć?

Lubomirski rozgląda się niepewnie na boki, jak gdyby próbował uniknąć odpowiedzi.

— Zdrada pani Rottman to właściwie nic pewnego. A ta kochanka Borysa to na sto procent, widziałem ich razem. Myślę, że mógł się pozbyć żony, aby móc ułożyć sobie życie z tą drugą. Jasne, że są rozwody, ale wtedy trzeba się dzielić majątkiem i jeszcze płacić alimenty byłej partnerce. Oczywiście posiadanie kochanki nie przesądza o jego winie. No ale chyba warto byłoby prześledzić maile, esemesy i rozmowy na komunikatorach tej dwójki. Może znalazłoby się tam jakieś nieopatrznie zapisane zdanie.

— Kim jest ta kobieta? — pyta dziennikarka.

— To jego wydawca, czyli osoba, z którą nasz pisarz jest mocno związany. To też może przemawiać za tym, że chciał się pozbyć żony.

— Powiadomił pan policję, że Rottman ma kochankę? — pyta Adrian.

— Nie, nie zrobiłem tego.

— To dobrze, bo by pana wyśmiali za takie doniesienie. Jeśli chce pan zwrócić uwagę policji na Rottmana, to musi pan znaleźć coś mocniejszego, coś bardziej przesądzającego o jego winie.

— Może ma pan rację i rzeczywiście mnie wyśmieją. Raz już byłem na komendzie w Nowym Dworze Gdańskim i trafiłem tam na bystrego podkomisarza, nazywa się Zalewski. Z uwagą wysłuchał tego, co miałem do powiedzenia. Wydaje mi się, że to ambitny funkcjonariusz. Gdyby dowiedział się, że pisarz ma kochankę, to może dokładniej by mu się przyjrzał.

Adrian patrzy na gości jak na wrogów, oni odwzajemniają mu się podobnym nastawieniem. A miał przecież uczynić z nich swoich sojuszników, po to przygotował obiad. Musi zacząć tę rozmowę jeszcze raz.

— Była dzisiaj u mnie Ola Rottman — mówi cicho. — Prawie cały czas płakała. Od najlepszej przyjaciółki usłyszała, że jej ojciec zabił jej mamę. Dzieciaki potrafią być bardzo okrutne.

Lubomirski machinalnie przytakuje, przyglądając się osprzętowaniu jachtu. Adrian mówi dalej:

— Naprawdę martwię się o nią i o jej małego brata. Jeśli jeszcze się dowie, że ojciec ma kochankę, to się załamie. Nie udźwignie kolejnego ciosu, niezależnie od tego, czy będzie to artykuł w Niesamowitych Historiach pokazujący Rottmana w złym świetle, czy policyjne śledztwo, w którym jej ojciec będzie podejrzanym.

— A więc mamy na jednej szali dobro dzieci, a co jest na drugiej? — pyta zaczepnie Lubomirski.

Adrian milczy, bo pytanie wydaje mu się podchwytliwe. Zupełnie mu ta rozmowa nie idzie. Agent, nie doczekawszy się odpowiedzi, sam jej udziela:

— Na drugiej szali może być moja pokaźna premia za unieważnienie wypłaty odszkodowania oraz dziennikarska sława pani Anny. Ale na drugiej szali może też znajdować się sprawiedliwość.

— Szczerze mówiąc, nie interesuje mnie, co jest na drugiej szali — oznajmia Adrian. — Nawet gdyby Rottman sam mi się przyznał, że zepchnął żonę z barierki, tobym mu odpuścił, bo liczy się tylko dobro dzieci, a im dobrze będzie z ojcem. — Zgarnia ze skrzynki puste talerze. — Zrobię herbatę.

Anna również wstaje. Ma zaczerwienione policzki i nos, zapewne od zimnego wiatru albo od ostrych papryczek chili. Być może, rozczarowana przebiegiem rozmowy, planuje się pożegnać. Adrian gorączkowo zastanawia się, jak ją zatrzymać.

— Chcesz zobaczyć, jak łódź wygląda pod pokładem? Co prawda remont dopiero w połowie, ale co nieco już widać.

Dziennikarka stoi niezdecydowana, rozcierając dłonie. Rusza więc w stronę kokpitu.

— Zapraszam — woła.

— Ja już byłem pod pokładem — odzywa się Karol. — Proszę iść zerknąć. Warto.

Adrian zbiega po stromych schodach, trzymając przed sobą talerze. Anna ostrożnie schodzi za nim.

— Przytulnie tu i ciepło — stwierdza, gdy wchodzą do messy.

Ściąga kaptur i rozpina kurtkę. Pod spodem ma obcisłą bluzkę z dużym dekoltem. Jej szyję oplatają sznurki drobnych, przezroczystych koralików. Wygląda ładnie, prawdopodobnie spodziewała się romantycznej randki na jachcie, a tu taka niemiła niespodzianka.

Adrian robi dwa większe kroki i wchodzi w przestrzeń kambuzy. Przekręca kurek pod czajnikiem, wyjmuje z szafki trzy kubki termiczne i wraca z nimi do messy.

— Największa zaleta jachtu jest taka, że nie trzeba się nałazić. Wszystko jest w zasięgu ręki. Chodź, pokażę ci resztę. — Otwiera drzwi do kabiny na dziobie. Jest tu jasno dzięki dwóm iluminatorom i pusto, bo zdążył zrobić tylko jedną koję. Wskazuje na ścianę po lewej stronie. — Tu będą półki i wąska szafka, taka na trzydzieści centymetrów.

Anna przesuwa palcami po deskach i mówi, że ładnie. Prowadzi ją do kabiny na rufie. To pomieszczenie jest klaustrofobiczne i zagracone sprzętem, którego używa do remontu. Odruchowo garbi się, żeby nie szorować czubkiem głowy po suficie.

— Malwina namawiała mnie, żebym podniósł pokład o dziesięć centymetrów, wtedy miałbym większą swobodę w poruszaniu się, no ale to wymagałoby ogromnego nakładu pracy.

Dziennikarka przyznaje, że to był dobry pomysł. Na koniec pokazuje jej toaletę chemiczną oraz prysznic. Wracają do messy.

— Nie rozumiem cię — mówi nagle Anna. — To znaczy nie do końca rozumiem. Chcesz chronić dzieci Malwiny Rottman, to szlachetne. A ona sama, jak zginęła i dlaczego? Czy to naprawdę nie ma dla ciebie znaczenia?

— Ona nie żyje, a dzieci żyją. Im można pomóc, jej nie.

— Ofiary zasługują na obronę nawet po śmierci. Prawie już byłam po tej drugiej stronie, planowałam się zabić. Gdybym to zrobiła, to chciałabym, żeby ktoś po mojej śmierci odkrył, z jakiego powodu, i potępił tych, którzy doprowadzili mnie do takiego stanu.

Adrian wie, że popełnił błąd, nie sprawdzając, jaka krzywda przydarzyła się Annie. Powiedziała mu przecież, że swój przypadek opisała w Niesamowitych Historiach. Wypadało, żeby się tym zainteresował, tego zapewne od niego oczekiwała, no i teraz łatwiej by mu się z nią rozmawiało. Milczy, bo nie wie, co ma powiedzieć.

— Nie uważasz, że Malwina zasługuje na to, aby wyjaśnić okoliczności jej śmierci? — pyta dziennikarka takim tonem, jak gdyby chciała na nim wymóc potwierdzenie.

— Kochałem Malwinę — oznajmia nagle. — Kochałem ją. Codziennie zastanawiam się, dlaczego odeszła i w jaki sposób. Ale wiem też, że najważniejsze były dla niej dzieci, chroniłaby je za wszelką cenę. To ze względu na nią staram się dzisiaj pomóc Oli i Antosiowi, bo ona by tego sobie życzyła.

Dziennikarka nie patrzy mu w oczy.

— A jednak Malwina miała romans — mówi cicho, jakby do siebie. — I to z tobą. Tak właśnie zakładałam na początku, ale ty zaprzeczyłeś, gdy rozmawialiśmy pierwszy raz. Uwierzyłam ci.

— Romans z matką mojej uczennicy to nie jest coś, czym mógłbym się chwalić, i to jeszcze przed mediami. Chyba rozumiesz?

— Tak, oczywiście.

W messie zapada cisza. Za chwilę słyszą odgłos kroków nad swoimi głowami. Lubomirski prawdopodobnie schował się do kokpitu, chroniąc się przed chłodnym wiatrem.

W kambuzie rozlega się gwizd czajnika. Adrian zalewa herbatę.

— Jeśli Rottman doprowadził ją do samobójstwa albo nawet zepchnął z barierki, to jestem gotów przymknąć na to oko, bo dobro dzieci tego wymaga. Jeśli tego nie rozumiesz, to znaczy, że nigdy nikogo nie kochałaś.

Anna wzdycha.

— Okej, wyjadę, nie będę pisać o śmierci Malwiny.

— Ale ja bym chciał, abyś napisała o Rottmanach.

Dziewczyna szeroko otwiera oczy ze zdziwienia. Szklane koraliki na jej szyi błyszczą odbitym światłem wpadającym przez iluminator.

— Teraz to ja już nic nie rozumiem.

— Zaraz ci wyjaśnię. Ola usłyszała od swojej najlepszej przyjaciółki, że jej tata zabił jej mamę. O tym mówi się w Kątach. Jasne, że to tylko ludzkie domysły, ale dla Oli i Antosia bardzo krzywdzące. Jeśli te plotki będą trwały dalej, to się odbije na dzieciach. Chcę, żeby ludzie przestali gadać. Dlatego powinnaś napisać artykuł o Rottmanach, żeby zamknąć sąsiadom usta, a raczej, żeby mówili o Borysie, że jest wyjątkowym ojcem i był wspaniałym mężem. Rozumiesz?

Dziennikarka cofa się o krok i krzyżuje ramiona na piersiach. Adrian odczytuje to jako gest obronny.

— Na portalu piszemy wyłącznie prawdę.

— Ale ja wcale nie namawiam cię do kłamstwa. Przekonam Borysa do udzielenia ci wywiadu. Porozmawiasz z nim, ale bez tych psychologicznych sztuczek i podchwytliwych pytań.

— Ten wywiad będzie fikcją, będzie o niczym.

— Jak to o niczym? Masz szansę napisać o cierpiącej rodzinie, o poświęceniu ojca, o ludziach, którzy chcą wykorzystać ich trudną sytuację. Borys powie ci o człowieku, który niedawno się u niego pojawił i podał się za zaginionego syna.

— Zaginiony syn? Ten, który uciekł z powodu Malwiny?

Anna wydaje się zaciekawiona.

— Jakiś mężczyzna się za niego podaje. Najgorsze jest to, że Ola uwierzyła, że to jej brat. Wyobrażasz to sobie? Czeka ją rozczarowanie i kolejne cierpienie.

— Umów mnie na wywiad z Borysem Rottmanem. Porozmawiam z nim w taki sposób, żeby miał okazję się wyżalić. Ale ostrzegam, jeśli on w trakcie wywiadu się załamie i wyjawi mi coś obciążającego, to ja o tym napiszę.

Adrian ma ochotę ją uściskać. Jest zadowolony, bo na poczytnym serwisie ukaże się normalny artykuł nawiązujący do śmierci Malwiny, żadne spekulacje, lecz rzetelna relacja z życia po stracie bliskiej osoby. To powinno zmienić nastroje sąsiadów w stosunku do Borysa. Plotki i podejrzenia zupełnie nie znikną, ale na pewno nabiorą lżejszego charakteru.

Nachyla się i całuje dziennikarkę w policzek. Czuje pod wargami gładką i ciepłą skórę.

— Dzięki. Zobaczysz, to będzie twój najlepszy artykuł. Możesz liczyć na tysiące odsłon.

Na jego przedramieniu zaciska się drobna i silna dłoń Anny.

— Czy Malwina wiedziała, że ją kochasz?

— Wiedziała. Nie wyznałem jej tego, ale kobiety mają intuicję.

— Czyli nie planowaliście wspólnego życia? Nie miała zamiaru odejść od Borysa?

— Nie. Jego kochała, ja byłem tylko przygodą.

Anna uśmiecha się kokieteryjnie.

— A może ty mi udzielisz wywiadu? Porozmawiamy o twoim romansie z żoną słynnego pisarza. Wiesz, jaką to miałoby klikalność?

Tej propozycji towarzyszy żartobliwy ton, ale Adrian wie, że Anna mówi poważnie.

— Nie zależy mi na takiej popularności.

— Nie podam twoich danych.

— Ale napiszesz o nauczycielu języka niemieckiego ze szkoły w Sztutowie. Na pewno nikt się nie domyśli, że to chodzi o mnie. — Podnosi dwa kubki. — Weź swoją herbatę. Wracamy na pokład.

Dziennikarka niepewnym ruchem wskazuje w stronę toalety.

— Mogę skorzystać?

— Możesz.

Szybko pokonuje schody. Lubomirskiego znajduje na dziobie z dłońmi wciśniętymi w kieszenie kurtki, wpatrzonego w kołyszącą się na horyzoncie łódkę. Wręcza mu kubek z herbatą.

— I co? Przekonał pan panią Anię?

— Tak, przekonałem.

— Właśnie tego się spodziewałem. Przystojniak z pana, każda kobieta zrobi to, co pan będzie chciał.

— Nie każda.

Adrian opiera się łokciami o barierkę. Wzrok kieruje w dół, ku odmętom ciemnej wody.

— Ma pan na myśli panią Rottman? Nie chciała dla pana zostawić męża? Wiem, że miał pan z nią romans, tylko przy pani Ani wolałem tego tematu nie poruszać, bo przyszło mi do głowy, że ma pan poważniejsze zamiary wobec niej.

— Z Anną nic mnie nie łączy, a jeśli chodzi o Malwinę, to nie nalegałem, aby zostawiła męża. Wiedziałem, że rodzina jest dla niej najważniejsza.

— A teraz rodzina pani Rottman jest najważniejsza dla pana.

— Aż tak bym tego nie określił. Chcę trochę pomóc dzieciakom. Ten milion by im się bardzo przydał.

— Jak każdemu.

Odwracają się na odgłos kroków. Podchodzi do nich Anna. Ma kurtkę zapiętą pod samą szyję i kaptur naciągnięty na głowę. W dłoni trzyma telefon.

— Muszę jechać do Gdyni. Właśnie zadzwoniła do mnie kobieta, która znalazła w swoim mieszkaniu pieniądze, szesnaście tysięcy w reklamówce przyklejone do tylnej ściany komody. Mąż twierdzi, że to nie jego. To ciekawa historia, nie mogę jej sobie odpuścić.

Lubomirski ściska jej rękę, a Adrian odprowadza do trapu i pomaga po nim zejść.

— Zadzwonię do ciebie, gdy ustalę z Borysem termin wywiadu.

Ponownie całuje ją w policzek. Za chwilę dziewczyna oddala się, trzymając telefon przy uchu, a rybitwy odprowadzają ją głośnym krzykiem.

Adrian wraca na dziób jachtu. Po drodze podnosi odstawiony na skrzynkę kubek z herbatą.

Agent znowu patrzy na łódź kołyszącą się na wodach zalewu. Od szarego nieba wyraźnie odcina się trójkątny kształt żagla.

— Widzi pan, jak to jest? Jedni znajdują szesnaście tysięcy we własnym mieszkaniu, a inni muszą komuś udowodnić morderstwo, żeby taką kwotę dostać jako premię.

— Mówi pan, szesnaście tysięcy. A gdyby tę premię wypłacił panu ktoś inny? Nie za unieważnienie polisy, ale właśnie za doprowadzenie do wypłaty odszkodowania?

— Twierdzi pan, że Borys jest skłonny mi tyle zapłacić? To właściwie niedużo za milion.

Adrian się uśmiecha, bo właśnie znalazł sposób na Lubomirskiego. Tamten sam mu go podpowiedział, zniecierpliwiony bezowocnym gadaniem. To prawda, że większość ludzi wymaga prostej instrukcji obsługi. Ta zasada na pewno odnosi się do nich obu.

— Rottmana nie będziemy w to mieszać — mówi, pijąc herbatę. — Szesnaście tysięcy jest w zasięgu nauczycielskich zarobków, a poza tym zawsze mogę dorobić korepetycjami. Niemiecki ma wzięcie na Mierzei Wiślanej, sporo turystów przyjeżdża do nas od Angeli.

Dogadują szczegóły i pieczętują je uściskiem dłoni. Chwilę później Adrian zostaje sam. Wszystko, co zamierzył, osiągnął. Nie czuje z tego powodu jakiejś wyjątkowej satysfakcji, raczej spokój ducha. Wciąga trap i mocuje go na rufie. Dzisiaj ma dosyć wizyt. Schodzi do messy i uruchamia laptopa. Postanawia przeczytać pierwszy artykuł Anny Pasek, w którym opisała swoją własną historię. Szybko go odnajduje i rozpoczyna lekturę. Z każdym kolejnym zdaniem jego zdumienie rośnie. Czy to możliwe, żeby ta piękna i wydawałoby się inteligentna kobieta była jednak bardzo głupia?

Pięć lat temu Anna wpuściła do mieszkania dwoje elegancko ubranych ludzi, kobietę i mężczyznę, którzy podali się za pracowników znanej prywatnej telewizji. Oczywiście pokazali legitymacje, następnie złożyli propozycję nie do odrzucenia. Zamontują w jej mieszkaniu kamery i będą prowadzić codzienną transmisję w internecie, a ciekawsze fragmenty emitować na antenie telewizyjnej. Może stać się sławna, a przy okazji dużo zarobić. Położyli na stole umowę opiewającą na sześćdziesiąt tysięcy złotych za miesięczne udostępnienie swojego życia, a obok sześć tysięcy w gotówce jako zaliczkę. Nie dali czasu na zastanowienie. Powiedzieli, że jeśli się nie zgodzi, pójdą do sąsiadów, bo to ma być reality show ze zwyczajnego osiedla z przeciętnymi bohaterami i taka piękność jak ona niekoniecznie musi brać w nim udział. Może nawet byłoby lepiej, żeby trafili do jakiejś pani w średnim wieku w porwanych kapciach i przetłuszczonych włosach. Anna podpisała umowę. Dziennikarze szczerze jej pogratulowali, a gdy pojawili się technicy telewizyjni, została poproszona o opuszczenie mieszkania, bo nie powinna wiedzieć, w których miejscach będą zamontowane kamery. Zgodnie z umową wróciła po godzinie. Dwoje pracowników telewizji czekało na nią przed blokiem. Uściskali ją serdecznie i oznajmili, że kamery są już włączone. Weszła do mieszkania cała spięta. Przez dobę grała rolę zwyczajnej dziewczyny, uśmiechając się do lustra w łazience, bo uznała, że tam jest kamera. Następnego dnia włączyła telewizor i czekała na relację z własnego mieszkania, i nic, nawet piętnastu sekund jej nie poświęcili. Uznała, że na razie jej życie jest zbyt nudne, przecież dziennikarze mówili, że tylko ciekawsze fragmenty znajdą się na antenie. No ale w internecie miała być transmisja live z jej mieszkania. Zaczęła jej szukać i nie znalazła. Dopiero wtedy nabrała podejrzeń. Zauważyła, że ktoś szperał w jej szufladach, pomieszał notatki z wykładów. Ze strachem ściskającym za gardło zalogowała się na konto bankowe. Okazało się, że zniknęło czterdzieści osiem tysięcy, wszystkie pieniądze, jakie zarobiła w Belgi. Jakby tego było mało, na rachunku widniał jeszcze debet na cztery tysiące złotych. Elegancko ubrana para przeszukała jej mieszkanie i bez większych problemów znaleźli login, hasło do banku oraz kody potwierdzające przelew.

Adrian zamyka laptopa. To rzeczywiście niesamowita historia, przyznaje w duchu. Ma mieszane uczucia względem Anny. Nie może oprzeć się wrażeniu, że jest ona przede wszystkim ofiarą własnej głupoty i zasłużyła na to, co ją spotkało. Podziwia ją jednak za ujawnienie całej historii, to wymagało odwagi. On byłby w stanie przyznać się do wielu rzeczy, do najgorszych przestępstw, ale nie do tego, że jest półgłówkiem.

Nikt się nie dowie

Подняться наверх