Читать книгу Nikt się nie dowie - Agnieszka Pietrzyk - Страница 19
ОглавлениеRozdział XV
IZA WYCHODZI Z ŁAZIENKI. Ma na sobie krótką koszulkę, która nie do końca przysłania jej gołe pośladki. Pachnie mydłem migdałowym, jej ciało jest rozgrzane od niedawnego prysznica. Czuje się piękna i atrakcyjna, mimo kilkunastu kilogramów nadwagi. Dzisiaj nie jest tęga, lecz w kobiecy sposób okrągła. Cicho przechodzi obok pokoju córki. Klara ma do szkoły na trzecią lekcję, czyli budzik wyrwie ją ze snu dopiero za osiemdziesiąt minut. Idzie schodami na górę, do pokoju gościnnego. Kładzie dłoń na klamce i się waha. A może nie pociąga Radka? Może źle odczytała jego spojrzenia i komplementy? Dzieli ich przecież dwadzieścia jeden lat. Z żalem myśli, że miałaby wrócić do swojej sypialni, do pustego łóżka. No cóż, najwyżej doświadczy wielkiego upokorzenia. Ostrożnie otwiera drzwi. Skóra jej cierpnie, gdy rozlega się skrzypienie zawiasów. W pokoju na poddaszu panuje zaduch. Podchodzi do okna i uchyla je, następnie patrzy na Radka. Leży na plecach, przykryty do pasa kołdrą. Tors ma goły, oczy zamknięte. Nie obudził się? To skrzypnięcie drzwi powinno postawić go na nogi. A może udaje, że śpi, żeby nie musieć reagować na jej niespodziewaną wizytę. Dając jej tym dyskretnie do zrozumienia, że powinna wyjść, bo nie jest nią zainteresowany.
Iza czuje coś na podobieństwo rozczarowania. Podświadomie liczyła na to, że będzie jak w romantycznej powieści, kochanek zerwie się z łóżka i zachwycony chwyci ją w ramiona. Realia są prozaiczne, jeśli chce uwieść o wiele młodszego mężczyznę, to musi się bardziej postarać. Zbliża się do Radka z nadzieją i jeszcze większą obawą. Gdy stoi nad nim, nabiera pewności, że on jednak śpi. Klatka piersiowa unosi mu się rytmicznie, a na twarzy widoczne jest senne rozluźnienie. Kładzie dłoń na jego gładkim ramieniu. Powieki chłopaka drgają niespokojnie, a potem się unoszą. Patrzy na nią, nie rozumiejąc, co się dzieje. Iza cofa rękę, chce już go przeprosić za to, że go obudziła. W myślach szuka jakiegoś pretekstu, którym mogłaby wytłumaczyć swoją obecność tutaj. Jest zła na siebie. Miała przecież wykazać się inicjatywą, a teraz się wycofuje? Znowu kładzie dłoń na jego ramieniu i wykonując okrężne ruchy, powoli przesuwa się ku piersi. Czuje pod palcami sprężyste i umięśnione ciało. Radek przymyka oczy. Iza jest szczęśliwa, że jej nie odtrącił. Zsuwa dłoń na jego brzuch, a po paru sekundach jeszcze niżej, na jego nabrzmiałe genitalia. Jest tak przejęta, że aż nie może oddychać. Kolana jej się uginają. Rottman otwiera oczy i patrzy na nią. Wolałaby, żeby znowu je zamknął, bo teraz nie wygląda pięknie, taka sapiąca i zaczerwieniona. Wyjmuje dłoń spod kołdry i chce się cofnąć o krok. Radek łapie ją za nadgarstek i pociągając w dół, daje do zrozumienia, żeby się położyła. Iza opada na łóżko. Czuje dyskomfort, gdy sprężyny zaczynają skrzypieć pod jej ciężarem. Leży nieruchomo, aby nie wywoływać tego nieprzyjemnego dźwięku. Radek zadziera jej koszulę aż do brody i przekłada nogę przez jej uda. Leżą tak przez chwilę, nieruchomi, wsłuchując się w przyspieszone oddechy. Iza delektuje się bliskością męskiego ciała. Czuje bicie jego serca i rytmiczny ruch klatki piersiowej. Jest cudownie, ale chciałaby jeszcze namiętnych pocałunków i wyrafinowanego dotyku. Bierze dłoń Radka i kładzie na swojej piersi. Zamiast delikatnie ją pieścić, ściska zbyt mocno. Nagle wbija silne palce w jej pośladek, ostre paznokcie zdają się rozcinać skórę. Iza syczy z niespodziewanego bólu. Chce się uwolnić od uścisku, ale on przekręca ją na bok, tyłem do siebie, i mocno przywiera do jej bioder. Sprężyny zaczynają skrzypieć rytmicznie, dopasowując się do jej jęków. Iza najchętniej by krzyczała, ile ma sił w piersiach, ale powstrzymuje ją myśl o córce. Nigdy nie było jej tak dobrze. Na koniec i tak z jej gardła wyrywa się okrzyk, który Radek tłumi, przyciskając dłoń do jej ust. Po wszystkim młody Rottman naciąga na nich oboje kołdrę, po czym zasypia. Iza leży na boku i patrzy na obraz przedstawiający wydmy. To Mariusz go kupił parę lat temu od czeskich artystów, którzy przyjechali do Kątów na plener malarski. Jest oszołomiona tym, co się stało. Zdradziła męża, przespała się z synem Malwiny. Nie ma zamiaru z tego powodu posypywać głowy popiołem. Kwestie moralne nie mają teraz żadnego znaczenia. Przysłania je to, że przeżyła największą rozkosz w swoim życiu.
Wysuwa się z łóżka i cicho wychodzi z pokoju. Lepiej, żeby Klara jej tu nie zastała. Idzie do łazienki i ponownie bierze prysznic. Potem ubiera się w sypialni w wygodną bawełnianą spódnicę przed kolana, bo przecież nogi ma szczupłe, i w bluzkę, która może jest zbyt oficjalna, ale dobrze maskuje brzuch i biodra.
W głębi domu trzaskają drzwi. To zapewne Klara poszła się myć. Iza idzie do kuchni. Zaczyna robić kanapki. Myślami wraca do chwil spędzonych z Radkiem. Próbuje odtworzyć całe zdarzenie sekunda po sekundzie, ale przychodzi jej to z trudem. Pamięta przede wszystkim swoje nieziemskie uniesienie i emocje, począwszy od lęku, że zostanie odtrącona, aż po ogromną satysfakcję, że ją przeleciał. Sterta kanapek na talerzu rośnie, robi je mechanicznie, musi się czymś zająć. Nie potrafiłaby teraz siedzieć bezczynnie. Rozpiera ją energia, bo pierwszy raz od wielu lat czuje się potrzebna i pożądana, ale też zakłopotana, bynajmniej nie z powodu zdrady małżeńskiej, chodziło raczej o bliską obecność córki i jeszcze to, że było jej tak dobrze. Wymiar przeżytej ekstazy wydawał się jej wręcz nieprzyzwoity.
Do kuchni wchodzi Klara. Ma delikatny makijaż i wyjątkowo obcisłą bluzkę, to zapewne ze względu na pobyt Radka w ich domu. Bierze jedną kanapkę i zaczyna jeść.
— Nie za dużo? Zjemy tyle? — pyta z pełnymi ustami.
— Robię też dla naszego gościa — wyjaśnia Iza, nie podnosząc wzroku. — Chciałabyś parówki?
— No, zjadłabym, ale czy zdążę?
— Zdążysz. Odwiozę cię do szkoły.
Klara wrzuca parówki do garnka i podpala gaz. W drzwiach staje Radek. Ma zaspane oczy, jak gdyby przed sekundą je otworzył. Ubrany jest po domowemu, w dresowe spodnie i pognieciony T-shirt. Wzrok przyciągają jego duże bose stopy.
— Dzień dobry — mamrocze i poprawia zwichrzone włosy.
Obie odpowiadają na jego powitanie.
— Zjesz parówki? Właśnie gotuję — pyta Klara.
— Jasne. Uwielbiam parówki.
Radek siada do stołu, zachowuje się przy tym tak zwyczajnie, że Izie przychodzi do głowy, iż dla niego seks z nią nie był niczym wyjątkowym. Ona przeciwnie, jest poruszona, każdą komórką ciała odczuwa jego obecność. Odwraca się plecami do Rottmana i włącza czajnik elektryczny. Po chwili orientuje się, że za mało jest w nim wody. Kątem oka widzi, że Klara kręci się po kuchni, zalotnie kołysząc biodrami. Ciekawe, czy Radek się w nią wpatruje. Iza raptownie odwraca się w stronę swojego kochanka i napotyka jego wzrok. To nie na jej córkę patrzył, lecz na nią. Ogarnia ją wielka radość.
Parówki i kanapki stoją na stole. Zaczynają jeść.
— Ola przyjdzie dzisiaj do szkoły? — pyta Radek.
— Nie. Napisała mi, że tata nie wypuści jej z domu, dopóki ty jesteś w Kątach. Ona chce, żebyś się zgodził na to badanie DNA.
Radek milczy.
— Dlaczego nie chcesz się zgodzić? — pyta Klara z pełnymi ustami.
Patrzy na nią z uśmiechem.
— Miałaś wczoraj kartkówkę?
— Tak — odpowiada zaskoczona pytaniem.
— A gdyby dzisiaj nauczycielka zarzuciła ci, że ściągałaś, i kazała ci udowodnić, że jednak nie ściągałaś. To co?
— Niech spada, nie przyłapała mnie.
— No właśnie, człowiek nie powinien być zmuszany do udowadniania swojej niewinności.
— Ale w twoim przypadku chodzi o coś innego. Pan Rottman cię nie poznał. Tak przynajmniej twierdzi Ola.
— On mnie obwinia o oszustwo, mój własny ojciec.
Iza uznaje, że czas się wtrącić do rozmowy. Każda okazja jest dobra, żeby jeszcze bardziej pogrążyć Borysa w oczach jego syna.
— Kochanie, to jest niemożliwe, żeby rodzic nie rozpoznał swojego dziecka. Borys po prostu nie chce Radka widzieć w swoim domu. W takim wypadku najprościej jest udawać, że to nie jest jego syn.
— Skoro nie chce go widzieć, to dlaczego zaproponował badanie DNA? — pyta rozsądnie Klara.
— Bo wiedział, że Radek uniesie się honorem i się na nie nie zgodzi. Borys jest bardzo okrutny. Najpierw Malwina, a teraz Radek…
Klara metodycznie macza parówkę w musztardzie i patrzy na młodego Rottmana.
— Też sądzisz, że twój ojciec zabił swoją żonę? Bo Ola w to nie wierzy.
— Nie wiem. — Po dłuższej pauzie dodaje: — Ale skoro nie chce mieć mnie w domu, to może rzeczywiście chodzi mu o to, że zacznę zadawać trudne pytania.
Iza nie potrafi powstrzymać uśmiechu. Właśnie o to jej chodziło, Radek podejrzewa swojego ojca o morderstwo.
— To w takim razie co teraz zrobisz? — pyta Klara.
— Za jakiś czas wyjadę.
Matka i córka cicho wzdychają.
— Ola będzie załamana — mówi Klara.
Radek wzrusza ramionami, dając znać, że nie jest w stanie nic na to poradzić. W geście zamyślenia bądź smutku długo trzyma przy ustach parówkę nabitą na widelec.
— Gdyby Borysa zatrzymali, musiałbyś zostać, bo inaczej Ola i Antoś trafiliby do pogotowia opiekuńczego — mówi Iza. W tych słowach zawarta jest nadzieja, że jednak młody kochanek nie zniknie nagle z jej życia. Za chwilę dodaje: — No, chyba że któraś babcia by się nimi zajęła. No bo Ola i Antoś mają babcię, tak?
Radek nie odpowiada od razu. Gryzie parówkę, a jego wargi znaczy ślad musztardy. Kawałkiem chleba wyciera usta.
— Zostawię wam swój numer i adres mailowy. Jeśli dzieciaki zostaną same, dacie mi znać. Przyjadę natychmiast.
Twarz Klary się rozpromienia. Wyciąga do niego rękę, jak gdyby chciała go dotknąć, nie robi jednak tego.
— Napisz do Oli. Ucieszy się. Albo najlepiej zadzwoń, ale nie na komórkę, bo pan Rottman zabrał jej aparat, na szczęście laptopa zostawił.
Radek postanawia, że zrobi to zaraz, żeby z samego rana poprawić siostrze humor. Młodzi wstają od stołu, nie zwracając uwagi na Izę, i wychodzą zajęci rozmową.
Ona pospiesznie zgarnia naczynia i wkłada je do zmywarki. Nie jest zaniepokojona dobrą komitywą swojej córki i syna Borysa. Klara oczywiści flirtuje z Radkiem, rzecz zwyczajna w jej wieku. On na szczęście wydaje się obojętny na jej zaloty. Byłoby gorzej, gdyby nie zaakceptowała obecności obcego mężczyzny w domu. Zapewne tak by było, gdyby nie to, że chodzi o brata Oli.
Iza wchodzi do łazienki i dokładnie myje zęby. W każdym ruchu szczoteczką kryje się nadzieja na namiętny pocałunek. Gdy zawiezie Klarę do szkoły i wróci do domu, zostaną sami, ona i Radek. Co będą robić? Mogą iść na spacer albo wspólnie ugotować obiad, jak to zrobili wczoraj, albo zająć wygodną kanapę w salonie bądź wąskie łóżko w pokoju gościnnym i znowu się kochać, teraz bez ograniczeń, bo Klary nie będzie w pobliżu. A co, jeśli Radek ma na dzisiaj jakieś plany? Może na przykład pojechać do Elbląga, gdzie przecież mieszkał przez szesnaście lat, aby spotkać się z dawno niewidzianymi kolegami. Iza ma nadzieję, że jednak zostanie z nią. Używa perfum, aby podnieść swoją atrakcyjność. Dłonią przeczesuje włosy, nadając im dziewczęcy chaos. Wychodzi z łazienki i woła:
— Klaro! Idę do samochodu!
— Zaraz będę gotowa! — odkrzykuje tamta ze swojego pokoju.
Iza zgarnia kluczyki ze stolika w salonie. W korytarzu wsuwa stopy w krótkie botki i otwiera szafę. Słyszy mocne męskie kroki, a za moment cichy szept nad swoim uchem.
— Izabel, zabierzesz mnie ze sobą?
Oddech Radka przesiąknięty jest parówkami i musztardą. Nie umył zębów. Właściwie powinno ją to zdegustować, ale tak naprawdę w głębi siebie skręca się ze szczęścia, bo on jest tak blisko i nazwał ją najpiękniejszą wersją jej imienia. Izabel to kobieta piękniejsza, bardziej pożądana niż Iza.
— Dokąd mam cię zabrać? Chcesz jechać do szkoły? Bo właśnie tam wiozę córkę.
— Zabierz mnie na koniec świata.
Palcem gładzi wnętrze jej dłoni. Nawet nie przypuszczała, że to miejsce jest takie wrażliwe, bogate w bodźce. Radek unosi jej rękę i przesuwa językiem tam, gdzie wcześniej muskał opuszkiem palca.
— Gdzie jest ten koniec świata? — pyta drżącymi wargami. — Zabiorę cię tam z przyjemnością.
— W Piaskach, dawno tam nie byłem.
Zakłada jej włosy za ucho i opiera dwa palce na szyi. Iza czuje przyjemny dreszcz biegnący po kręgosłupie i schodzący w podbrzusze. Przez jej odurzoną świadomość przebija się nikła refleksja, że ten dwudziestolatek zachowuje się jak dorosły mężczyzna, mocno doświadczony w relacjach z kobietami.
— Też dawno nie byłam w Piaskach. Możemy się tam wybrać. W drodze powrotnej zabierzemy Klarę ze szkoły.
Radek się uśmiecha, a ona czuje radość. Jest komuś potrzebna, ktoś jej pragnie. W samochodzie otwiera torebkę i sprawdza, czy ma kartę. Przyjemnie byłoby zatrzymać się gdzieś na kawie albo małej przekąsce.
Klara i Radek przekomarzają się w czasie drogi. Ona jest bardziej zaczepna, a on rzuca wyjątkowo błyskotliwymi ripostami. Iza prowadzi, przysłuchując się młodym. Nagle uderzają ją słowa córki:
— Szkoda, że to nie moim bratem jesteś.
Ściska mocniej kierownicę, a oddech zatrzymuje się w jej piersi. Klara uświadamia jej, że to Bartek powinien jechać z nimi samochodem, a nie młody Rottman. Los jest okrutny, ale dąży też do swoistej rekompensaty w naturze. Z powodu Malwiny straciła syna, w zamian dostała jej pasierba. Taka zamiana, dziecko za dziecko. Gdzieś o tym słyszała. To chyba był wywiad z kobietą, która straciła syna, bo ktoś go potrącił. W rozpaczy domagała się, aby ten kierowca oddał jej swojego potomka. Pomyślała wtedy, że to nie jest głupie. Ten, kto zabije dziecko, w ramach kary musi oddać swoje. Malwina nie żyje, ale po śmierci straciła na jej rzecz pasierba, którego kochała jak syna.
Drzwi się otwierają i Klara niechętnie wysiada. Pod nosem mamrocze, że skoro Ola nie musi chodzić do szkoły, to ona też. Iza ją pogania.
Niebo ciemnieje, jak gdyby zbliżała się noc. Żeby tylko nie padało. Radek trzyma w dłoniach telefon.
— Ola ci odpisała? — pyta, starając się nie okazywać zbyt dużego zainteresowania.
— Tak. Przysłała mi mnóstwo buziaków. Pisze też, że jest smutna. Właśnie próbuję ją pocieszyć.
Jadą w milczeniu, jak gdyby każde z nich bało się odezwać, bo rozmowa wymagałaby nawiązania do porannego seksu. Musiałaby skłamać i powiedzieć, że to nic nie znaczyło, bo przecież on jest od niej o dwie dekady młodszy, a Radek zapewne zapytałby o jej męża. Milczenie oraz banalna wymiana zdań co jakiś czas to bezpieczna zasłona dla ich relacji. Dojeżdżają do Piasków, symboliczny koniec świata, dalej tylko Rosja. Będą musieli uważać, żeby nieopatrznie nie przekroczyć granicy. Gdy wysiadają z samochodu, uderza ich woń lasu. Iza wciąga w nozdrza zapach wilgoci, żywicy i popiołu. Żwir chrzęści pod ciężkimi butami Radka. Szum morza zdaje się ich przywoływać. Idą w stronę plaży. Chłodne powietrze oplata jej nogi. Zamiast krótkiej spódnicy mogła włożyć ciepłe spodnie. Kochanek i tak nie zerka na jej smukłe łydki.
Wokół pusto, ani jednego człowieka, tu nawet w sezonie plaża jest wyludniona. Fale leniwie suną w stronę brzegu. W powietrzu wiszą krople morskiej wody. Rottman wyprzedza ją o kilka kroków. Iza w pierwszej chwili przyspiesza, ale za moment zwalnia. Nie chce, żeby wyglądało na to, że go goni. Patrzy na jego szerokie plecy i długie nogi. Ma podobną sylwetkę do Borysa. Radek robi zdjęcie tablicy informującej, że są w strefie przygranicznej i że grozi im kara pozbawienia wolności do lat trzech i grzywna, jeśli wejdą na obszar Federacji Rosyjskiej. Zapewne tę fotkę zaraz komuś wyśle, ale komu? Może swojej dziewczynie.
Patrzy na Rottmana zaborczo, jak na swoją własność, a w jej sercu rodzi się wielki żal, że to nie Bartek. Wolałaby spacerować plażą ze swoim synem, który miałby dzisiaj siedemnaście lat. Nie ma go jednak, bo Malwina wciągnęła go w śmiertelny wir. Trzydziestoparoletnia kobieta, świadoma swojej zmysłowości, uwiodła chłopca. Uśmiechała się do niego i rozmawiała z nim. Dotykała jego ramienia, zachwycając się nadrukiem na jego koszulce. Pochylała się wraz z nim nad laptopem i cichym pomrukiem wyrażała opinię na temat pokazywanych zdjęć. Poprawiała sukienkę, odsłaniając przy okazji połowę uda. Wyrafinowana uwodzicielka nastoletnich chłopców. Bartek nie był w stanie oderwać od niej oczu, chodził za nią jak piesek.
To się stało w ubiegłe lato, w gorące lipcowe przedpołudnie. Malwina wpadła do nich z wiaderkiem czereśni, które kupiła w Stegnie. Był z nią Antoś. Machał czapką z daszkiem i ciągnął matkę za rękę. Chciał iść na plażę, aby zbudować zamek z piasku. Bartek próbował go zainteresować futbolówką. Niestety bezskutecznie. Malwina w końcu wzięła synka na ręce i powiedziała, że idą nad morze, zajdą tylko do domu po parę drobiazgów, przede wszystkim po książkę dla niej i po koc. Bartek zaproponował, że się przyłączy, zajmie się Antosiem, będzie z nim budował zamek, a ona spokojnie poczyta. Iza chciała zaprotestować. Niepokoił ją skąpy strój pani Rottman, zbyt krótkie białe szorty, bluzka z gołymi plecami, odsłaniająca ruchliwe łopatki, oraz błyszczące sandałki eksponujące paznokcie polakierowane na niebiesko. Ta kobieta emanowała seksualnością w nieprzyzwoity sposób. Iza poprosiła syna, aby poodkurzał, nic lepszego nie zdołała wymyśleć, aby zatrzymać go w domu. Może gdyby wtedy bardziej wysiliła swój umysł, gdyby zażądała, aby nigdzie nie szedł, to dzisiaj by żył. Bartek zmienił koszulkę, wziął butelkę wody mineralnej i wyszedł z domu, nie oglądając się za siebie.
To, co stało się później, zna z relacji Malwiny i policji. Bartek rzeczywiście budował zamek z piasku wraz z Antosiem, ale szybko się znudził, przecież nie po to poszedł na plażę. Przysiadł się do pani Rottman, która leżąc na kocu, czytała książkę. Odsunęła się na brzeg, robiąc mu miejsce przy sobie. Położył się obok niej. Chwilę rozmawiali, a potem zmęczony słońcem przysnął. Antoś chciał go obudzić, ale Malwina mu nie pozwoliła. Dała synowi batona i sok, a potem poszła z nim budować zamek.
Nagle na plaży zrobiło się zamieszanie. Grupa ludzi zgromadziła się przy wodzie. Malwina do nich podeszła i zobaczyła, że spory kawałek od brzegu ktoś pływający na materacu macha rękami. To była dziewczyna, która przysnęła na falach i zbyt daleko odpłynęła. Teraz wzywała pomocy. Do stojących na brzegu dobiegały jej krótkie przerażone okrzyki. Dwóch mężczyzn rzuciło się do wody, aby jej pomóc, ale nagle się zatrzymali, jak gdyby próbowali oszacować odległość i przełożyć ją na swoje siły. Ludzie na plaży zaczęli wołać ratownika, ktoś dzwonił pod sto dwanaście, ktoś inny zaproponował, aby zrobić łańcuch, trzymając się za ręce, i tak dotrzeć do dziewczyny.
To wtedy obudził się Bartek. Zaspany i rozgrzany rzucił się do wody i zaczął płynąć, w koszulce i szortach. Pokonywał metry powoli i rytmicznie. Gdy był już w połowie drogi do materaca, dwóch mężczyzn, zachęconych jego wyczynem, też popłynęło na ratunek. Ludzie na brzegu bili brawo, gdy Bartek dotarł do dziewczyny. Teraz zaczął płynąć do brzegu, popychając materac przed sobą. Szło mu ciężko, ale wkrótce dopłynęło dwóch mężczyzn i przejęli holowanie. Na początku nikt nie zauważył, że płynący z tyłu Bartek nagle zniknął. Tylko w filmach ludzie topią się, rozpaczliwie machając rękami i wołając o pomoc. W rzeczywistości odbywa się to w ciszy. Podobno Malwina zaczęła pierwsza krzyczeć i pokazywać mężczyznom, aby zawrócili po chłopca, oni jednak nie pojęli jej gestów.
Antoś rozpłakał się, jak gdyby przeczuwał, że dzieje się coś złego. Malwina wcisnęła go w ramiona jakiejś kobiety i wbiegła do wody. To ona pierwsza dopłynęła do Bartka. Unosił się kilkanaście centymetrów pod wodą. Wyciągnęła mu głowę nad fale. Za moment dołączył do niej ratownik i oboje zaczęli holować go do brzegu. Na plaży okazało się, że Bartek nie oddycha, a jego serce nie bije. Ratownik rozpoczął sztuczne oddychanie przy jednoczesnym uciskaniu klatki piersiowej. Po pięciu minutach się poddał. Wówczas do resuscytacji przystąpiła Malwina i robiła ją aż do przyjazdu karetki.
Iza pamięta wóz policyjny zatrzymujący się przed domem. Od razu wiedziała, że chodzi o Bartka, a nie o Klarę. Nie zakładała najgorszego. Gdy otwierała drzwi funkcjonariuszom, nawet się uśmiechnęła. Zaczęli od słów, że jest im przykro, a na końcu oznajmili, że jej syn jest bohaterem, bo uratował dziewczynę. Informacja, że Bartek nie żyje, docierała do niej powoli. Ogromna rozpacz przyszła kilka godzin później.
Rottmanowie pojawili się u niej następnego dnia. Iza wiedziała, że Malwina próbowała ratować jej syna, i była jej za to wdzięczna. Rzuciły się sobie w ramiona z głośnym płaczem. Dopiero kilkanaście godzin później wina pani Rottman stała się dla niej oczywista, gdy zobaczyła ją na ekranie telewizora w białej sukience z głębokim dekoltem i rozwianymi włosami. Udzielała wywiadu na temat swojego udziału w ratowaniu topiącego się chłopca. Redaktor nie ukrywał podziwu dla jej czynu. Wówczas Iza zrozumiała, że gdyby Malwina nie uwodziła Bartka, to on nie poszedłby za nią na plażę i by się nie utopił. Wszystko przez to, że pokazywała mu swoje smukłe nogi i posyłała promienne uśmiechy, a także dwuznaczne spojrzenia. Chłopak się zakochał i tamtego dnia chciał jej zaimponować, dlatego rzucił się do wody ratować dziewczynę.
Malwina zabrała jej ukochanego syna, a Klarze uwielbianego brata. Iza każdego dnia układała w głowie plan zemsty, podsycając w sercu nienawiść. Najpierw napisała anonim do Borysa, że żona go zdradza, z nadzieją, że popsuje to relacje między małżonkami. Kilka tygodni później wysłała list do Malwiny z informacją, że jej mąż ma kochankę. Zaczęła chodzić pod dom Rottmanów z lornetką, aby zobaczyć, jak się kłócą. Dwa razy jej się udało trafić na awanturę. Borys był bardziej porywczy, a nawet agresywny. Zaskoczyło ją to, wyglądał przecież na spokojnego i dobrze wychowanego. Zrozumiała, że jeśli ma dalej jątrzyć w rodzinie Rottmanów, to musi ukierunkować swoje starania na pisarza. Długo się zastanawiała nad kolejnym krokiem, aż w końcu wymyśliła, że będzie go nękać telefonami. Kupiła aparat z niezarejestrowaną kartą SIM i modulator głosu. Gdy dowiedziała się od Klary, że pani Rottman pojechała do Gdańska, zadzwoniła do Borysa i podając się za policjantkę, powiedziała, że jego żona śmiertelnie potrąciła nastolatka. Następnego dnia spotkała Malwinę w sklepie na dziale z pieczywem. Miała oczy spuchnięte od płaczu. Satysfakcja była piorunująca. Iza przez kilka dni chodziła jak nakręcona, jej życie znowu nabrało sensu. Po drugim użyciu telefonu wyrzuciła go po uprzednim zniszczeniu karty SIM. Musiała być ostrożna, żeby policja jej nie namierzyła. Po jakimś czasie kupiła kolejny aparat i wykonała następny telefon do Borysa. Tym razem podała się za pracownicę schroniska dla psów i przypomniała, że czeka na dziesięć tysięcy złotych, które pani Rottman obiecała przelać.
Potem Malwina spadła z tarasu i tym samym odebrała Izie możliwość dalszego prześladowania, a przecież to było ledwie preludium, prawdziwa zemsta miała dopiero nastąpić.
Malwiny już nie ma i to dobrze, ale zostali jeszcze inni Rottmanowie, przede wszystkim Borys i Ola. Oni też zapłacą za śmierć Bartka. Iza zrobi wszystko, żeby zrujnować im życie. Na razie dobrze jej idzie. No i jest jeszcze Radek. On nie musi płacić za grzechy swojej macochy. Na razie jest miłym prezentem od losu. Teraz należy do niej i oby tak było jak najdłużej.
Patrzy na młodego Rottmana stojącego kilka kroków dalej. Powinien na nią spojrzeć i się uśmiechnąć. Wielkie morze, szeroka plaża i ona jedna, a on zdaje się jej nie zauważać. Czy to, że odwiedziła go rano w łóżku, nie zrobiło na nim żadnego wrażenia? Trudno w to uwierzyć, jest zbyt młody, żeby mieć takich doświadczeń bez liku. Brak oczu skierowanych na nią pogłębia w niej uczucie samotności, które tak ją nęka od kilkunastu miesięcy. Czuje się jak kobieta w średnim wieku, niezauważana, niczym przypis do czyjegoś życia.
Podchodzi do kochanka i obejmuje się ramionami.
— Zimno — mówi trzęsącym się głosem.
Radek reaguje natychmiast. Wyciąga do niej ramiona i zamyka ją w nich, gładząc energicznie po plecach.
— Teraz cieplej?
— Tak.
Unosi głowę i napotyka ciemne oczy wpatrzone w nią z uwagą i sympatią. Ciepło rozlewa się w jej wnętrzu.
Czym to się skończy? Ona i dwudziestoletni chłopiec, związek bez przyszłości, romans tu i teraz, który daje jej siłę do działania. Musi maksymalnie to wykorzystać, przede wszystkim cieszyć się bliskością. Nie może zapominać, że Radek ma być narzędziem w dalszym niszczeniu Rottmanów, ale w taki sposób, aby on sam na tym nie ucierpiał albo żeby chociaż nie zauważył, że ona działa na jego niekorzyść. Nie miała sprecyzowanych planów co do roli Radka w dalszej zemście. Na początku założyła, że wprowadzi go do domu Borysa po wcześniejszym wpojeniu mu, że jego ojciec zabił swoją żonę. To jednak się nie udało. Rottman pokrzyżował jej plany, przeganiając syna. Zaskoczył ją tym. Takie zachowanie było co najmniej dziwne, jak gdyby rzeczywiście nie rozpoznał Radka, ale to przecież niemożliwe. A może wina leży po stronie młodego Rottmana? Może podczas pierwszej rozmowy z ojcem dał do zrozumienia, że ten cały wypadek Malwiny wydaje mu się podejrzany? Borys nie musiał obawiać się tych oskarżeń, bo przecież nie zabił żony, ale mogła w nim wygrać chęć chronienia ogniska domowego, czyli spokoju Oli i Antosia. Najbezpieczniej więc było nie rozpoznać syna, który mógłby go oczerniać w oczach pozostałych dzieci.
Usłyszeli szczekanie psa. Odsunęli się od siebie, kierując wzrok w stronę odgłosu. Potężny rottweiler biegł plażą. Na horyzoncie nie było widać człowieka ze smyczą. Zapewne dopiero gramolił się z samochodu, pozwoliwszy psu pognać nad morze. Nic mu tu nie groziło, bo Rosjanie do czworonogów nie strzelają.