Читать книгу Nikt się nie dowie - Agnieszka Pietrzyk - Страница 15

Оглавление

Rozdział XI

IZA ZAKRĘCA PERFUMY i odstawia je na półkę, to prezent od męża, przywiózł je z Londynu. Wczoraj rozmawiała z nim prawie pół godziny. Wyjątkowo długo. Od roku wymiana zdań pomiędzy nimi trwała zwykle kilka minut. Poprosiła, żeby wrócił, bo za nim tęskni. Zaczął jej tłumaczyć, że ma dobrą robotę, chce wypracować emeryturę, a tak w ogóle to mogłaby do niego przyjechać, właśnie teraz, gdy Klara mieszka u Rottmanów. Jest szczęśliwa, że jej to zaproponował. Może jeszcze mu zależy na ich małżeństwie.

Na dole trzaskają drzwi i rozlegają się szybkie kroki.

— Mamo, gdzie jesteś?

Iza wychodzi z łazienki. W korytarzu widzi Klarę z wypchanym plecakiem.

— Kochanie, wróciłaś?

— Nie. Przyniosłam tylko rzeczy do prania.

Córka ją wymija i wchodzi do łazienki. Z plecaka wysypuje ubrania wprost na kafelki.

— Mam je upchać do kosza?

— Na razie niech tak leżą. Zrobię dzisiaj pranie.

Klara idzie do swojego pokoju, a Iza za nią. Ma ochotę uściskać córkę. Zbyt rzadko ją widzi.

— Zostaniesz na kolacji? Przygotuję pieczarki z sosem śmietanowym albo omlet z brokułami.

— Nie mogę. Ola na mnie czeka. Będziemy uczyć się niemieckiego, a potem chcemy obejrzeć jakiś film.

Klara otwiera szafę i wyjmuje ubrania. Do plecaka trafiają dwie pary spodni, trzy swetry i pidżama. Wygląda na to, że nie planuje rychłego powrotu do domu. Iza nie nalega na to, bo nie chce konfliktu, ponadto córka jest jej okiem i uchem w domu Rottmanów. Podglądanie przez lornetkę już jej nie wystarcza.

— Kochanie, a dobrze ci tam jest?

— Dobrze.

Iza ma nadzieję, że Klara zaraz się rozgada. Musi jej tylko zadać kilka zwyczajnych pytań, niezbyt natrętnych, bo żadna nastolatka nie lubi być przesłuchiwana.

— A Ola, jak się czuje?

— Tak sobie.

— Wpadnijcie któregoś dnia na obiad. Przygotuję coś smacznego. Antosia też możecie zabrać ze sobą. Może pizzę byście zjadły?

— Dzięki, mamo. Zapytam Olę, czy chce.

Klara otwiera szufladę z bielizną i wyszukuje majtki. Do plecaka wrzuca te najbardziej seksowne, z koronkami i głęboko wycięte. Iza czuje się nieswojo, bo przychodzi jej do głowy, że to z uwagi na Borysa Rottmana jej czternastoletnia córka dokonuje takiego wyboru. Prawdopodobnie liczy się z tym, że przypadkiem może wejść do łazienki albo do pokoju, gdy ona będzie się ubierać.

— Czy Ola mówi coś o swojej mamie? — pyta Iza, nie wiedząc, jak w inny sposób wrócić do rozmowy o Rottmanach.

— Ubzdurała sobie, że jej mama popełniła samobójstwo, no i to ją bardzo gnębi.

— Samobójstwo? A skąd to przyszło Oli do głowy?

— Z mojej winy. Powiedziałam jej o wizycie Anny Pasek u nas. No i o tym, że ona chciała, abyś przyznała, że pani Rottman planowała się zabić.

Iza czuje przyjemny dreszczy biegnący po kręgosłupie i rozlewający się po całym ciele. Tak naprawdę to ona przyczyniła się do cierpienia Oli, bo przecież to ona powiedziała córce o podejrzeniach dziennikarki. Za pośrednictwem Klary ma wpływ na rodzinę Rottmanów, na ich emocje. Cudowne uczucie. Jak gdyby była reżyserem improwizowanej sztuki i miała do dyspozycji losy jednej rodziny. Tylko że ta sztuka dzieje się w realnym życiu, a uczucia bohaterów są prawdziwe.

Przysiada na brzegu niezaścielonego łóżka.

— Czy pan Rottman wie, że jego córka uważa, iż jej mama się zabiła?

Klara kręci przecząco głową.

— To na razie nic mu nie mów.

— Dlaczego mam nie mówić?

Iza od razu nie odpowiada. Układa sobie w głowie plan, jak zamieszać w domu Rottmanów. Chce, żeby działo się u nich źle, nie było tam ciepła, zrozumienia i miłości. Malwiny już nie ma, ale jej wina została. Inni Rottmanowie zapłacą za wszystko złe, co uczyniła ta kobieta.

— Kochanie, martwię się o ciebie — mówi Iza z troską w głosie.

— Dlaczego?

Klara odkręca pomadkę i nerwowym ruchem maluje usta, przeglądając się w lustrze. Wygląda na to, że nie chce patrzeć matce w oczy. Zapewne spodziewa się trudnych pytań.

— Martwię się o ciebie, bo cię znam. Zawsze chcesz wszystko wiedzieć. Nie lubisz, gdy coś się przed tobą ukrywa.

— No i co z tego?

— Obawiam się, że możesz być zbyt wścibska, a panu Rottmanowi to się nie spodoba.

Klara się czerwieni, jak gdyby została przyłapana na czymś wstydliwym. Szybko wyciera szminkę z ust i rzuca brudną chusteczkę na biurko. Iza utwierdza się w przekonaniu, że jej córka podkochuje się w ojcu koleżanki.

— Mamo, o co ci chodzi? — W głosie Klary pojawia się agresja.

Iza się uśmiecha.

— Córciu, nie denerwuj się.

— Ja się nie denerwuję. Nie lubię tych twoich… — Klara milknie, próbując znaleźć odpowiednie słowo. — Nie lubię tych twoich niedopowiedzeń.

— Masz rację, powinnam wyrażać się jaśniej. — Opiera brodę na dłoni i patrzy córce prosto w oczy. Ta jednak kieruje wzrok w stronę lustra i sięga po kolejną pomadkę. — Sądzę, że w domu Rottmanów nie spuszczasz Borysa z oka.

Te słowa odnoszą zamierzony skutek. Klara rzuca szminką o ścianę i zaczyna krzyczeć:

— Nie! Nie! On mnie nic nie obchodzi, jestem tam dla Oli.

Iza wstaje i obejmuje córkę. Ta się wyrywa, ale nie jest dość silna, aby uwolnić się z ramion matki.

— Kochanie, jesteś bystra i bardzo przenikliwa jak na swój wiek. Nie wierzę, że nie pomyślałaś o tym, o czym mówią wszyscy mieszkańcy Kątów i co insynuują niektóre media. Mi samej chodzi to po głowie od dnia wypadku Malwiny. Aż nie mogę spać od tego rozmyślania.

Klara z policzkiem przyciśniętym do ramienia matki szepcze:

— Chcesz mi powiedzieć, że pan Rottman zabił żonę?

Iza wzdycha.

— To jest bardzo prawdopodobne.

Klara stanowczo uwalnia się z objęć. Na jej twarzy maluje się lęk i otępienie, jak gdyby szokująca informacja odebrała jej zdolność myślenia.

Iza uznaje, że przesadziła. Śmiertelnie wystraszyła własne dziecko.

— Jeśli nawet zabił żonę, to tobie nic nie grozi. Jestem tego pewna, inaczej nie pozwoliłabym ci u nich mieszkać. Proszę cię tylko o jedno. Zachowuj się tam zwyczajnie. Nie patrz na niego podejrzliwie, nie obserwuj go ukradkiem, bo zabroni ci widywać się z Olą.

— Mamo, dlaczego uważasz, że to pan Rottman? Przecież to, co piszą ci głupi ludzie na forach, to hejt. Sama mi mówiłaś, żebym nie wierzyła we wszystko, co przeczytam w internecie.

Iza wie, że teraz musi przytoczyć sensowny argument, którego skłonna zwykle do buntu córka nie będzie próbowała podważyć.

— Kochanie, zastanów się sama. Przecież nie jest łatwo spaść z barierki tarasu, gdy się na niej siedzi.

Klara nieoczekiwanie przytakuje.

— Wiem, bo usiadłam w tym samym miejscu, gdzie siedziała pani Malwina, i się nawet wyginałam do tyłu, machałam nogami. Bardzo trudno byłoby spaść.

Iza patrzy na córkę przestraszonym wzrokiem.

— Boże, kochanie, przecież mogło zakręcić ci się w głowie. Nie rób tego nigdy więcej.

— Mamo, sama powiedziałaś, że to trudne spaść z barierki. Ona jest naprawdę szeroka.

— No tak, ale lepiej nie sprawdzać takich rzeczy. — Przytula córkę i całuje ją w czubek głowy. — Już ci wcześniej tłumaczyłam, że to nie samobójstwo, bo Malwina spadła ze szklanką w dłoni. Skoro nie wypadek i nie samobójstwo, zostaje morderstwo.

— Boże, tata Oli zabił jej mamę. Straszne. Gdy Ola się dowie, to się załamie.

— Ty wtedy będziesz przy niej — szepcze Iza.

Jest z siebie zadowolona, właśnie przekonała córkę do wersji o morderstwie, choć sama w nią ani trochę nie wierzy. Teraz Klara o wszystkim powie Oli. Na pewno to zrobi, bo najbliższej przyjaciółce mówi się wszystko. Młoda Rottmanówna sama nakłoni ją do szczerej rozmowy, bo oczywiście zaniepokoi ją dziwne milczenie Klary, a ta się nie powstrzyma i wyjawi, że to jej tata zabił jej mamę… Wtedy w domu Rottmanów rozpęta się piekło. Izie aż brakuje tchu z wrażenia. To nieprawdopodobne, że może mieć taki wpływ na rodzinę Malwiny. W końcu odwdzięczy się jej za swoją krzywdę i nieważne, że winowajczyni już nie ma. Z satysfakcją myśli, że za każdą jej łzę zapłacą Borys i Ola. Może nie byłaby taka zawistna, gdyby Rottman potraktował ją życzliwie, gdy parę dni temu pojawiła się u niego z ciastem. Nawet przez próg jej nie przepuścił. Wziął szarlotkę, zdawkowo podziękował i zamknął drzwi.

— Mamo, a dlaczego pan Rottman miałby to zrobić?

— Nie wiem, córciu, ale przypuszczam, że w takich sytuacjach powód jest zawsze ten sam.

— To znaczy jaki?

— Inna kobieta. Borys jest sławny i przystojny. Prawdopodobnie kogoś poznał, zakochał się, a Malwina nie chciała dać mu rozwodu, no to się jej pozbył.

Iza czuje, że ten argument dobrze brzmi. Jeśli Klara powtórzy go Oli, to tamta na pewno w niego uwierzy.

Klara zapina plecak i zaczyna ścielić swoje łóżko. Nagle się prostuje i mówi:

— Wydaje mi się, że wiem, kim jest ta kobieta.

Iza jest zdumiona. Nie zakładała, że Borys kogoś ma. Malwina była bardzo atrakcyjna, nie tylko ładna i zgrabna, miała jeszcze to coś. Takich kobiet się nie zdradza. Podnosi szminkę z podłogi i wrzuca ją do kuferka z kosmetykami, następnie zbliża się do okna i wygląda na zewnątrz. Nie chce, żeby córka zobaczyła zaskoczenie na jej twarzy, bo gotowa domyślić się, że matka w tej rozmowie ani trochę nie jest szczera.

— A więc Borys spotyka się z jakąś panią, tak?

— Ona jest jego wydawcą. Od wypadku pani Malwiny ta baba przyjechała już trzy razy. Ola mówi, że oni razem redagują książkę, ale ja w to nie wierzę. Jest tak cholernie słodka, aż mnie ciągnie na wymioty, gdy ją widzę.

Iza chłonie każde słowo córki i zastanawia się, jak najskuteczniej wykorzystać te informacje przeciwko Rottmanom.

— Ola lubi tę kobietę? — pyta, chuchając na szybę, a potem rysując palcem literę „M”.

— Nie wiem. Przedostatnio olewała ją, ale ostatnim razem gadały jak koleżanki. Aż mnie to wpieniło.

— No tak, gdyby Ola wiedziała, że to z powodu tej kobiety… — Iza przezornie nie kończy zdania. Odwraca się od okna i pyta: — Ładna chociaż jest ta pani?

— Brzydka. Jest niska, bardzo niska, aż wygląda tak trochę dziwnie. — Klara mówi z przekonaniem i nieprzyjemnym tonem w głosie. — No dobra, lecę.

Wkłada plecak, podchodzi do Izy i całuje ją w policzek. Nie jest to zwyczajne zachowanie, córka na takie gesty zdobywa się jedynie przy okazji składania życzeń świątecznych bądź imieninowych. Iza czuje się niezręcznie, bo zdołała nawiązać bliższe relacje z własnym dzieckiem przy okazji perfidnej gry skierowanej przeciwko Rottmanom.

— Odwieźć cię, córciu?

— Nie. Przyjechałam rowerem. A ty się czasem gdzieś nie wybierasz?

— Tak, do wypożyczalni.

Klara wychodzi z pokoju. Iza domyka szufladę z bielizną i idzie za nią. Na schodach pyta:

— Nie miałabyś nic przeciw, gdybym na tydzień pojechała do Londynu?

— Do taty? Super. W końcu cię zaprosił. Tyle razy mu mówiłam, żeby cię zabrał do siebie na trochę, ale on zawsze to samo, że ja nie mogę zostać sama. Teraz, gdy mieszkam u Oli, nie miał już wymówki.

Iza patrzy na oddalające się plecy Klary. Jeszcze sekunda, dwie i dziewczyna znika za drzwiami, nie oglądając się za siebie. Wszystko jest jasne. Mariusz ją zaprosił nie dlatego, że mu zależało na ich małżeństwie. Po prostu uległ naleganiom córki.

Bierze kluczyki od samochodu i zaraz je odkłada. Postanawia pójść pieszo, to przecież niedaleko i pogoda piękna, czternaście stopni i niebo bezchmurne. W październiku wypożyczalnię sprzętu pływającego otwierała tylko na życzenie. Wczoraj młody człowiek telefonicznie umówił się z nią na wynajem czterech rowerów wodnych. Chciał z grupą znajomych uczcić na Zalewie urodziny kolegi.

Dostrzega kilka osób stojących przed wypożyczalnią, trzy dziewczyny i pięciu chłopaków, wszyscy bardzo młodzi, chyba chodzi o świętowanie osiemnastki. Wita ich z uśmiechem i zaprasza do budynku. Dwóch chłopaków wchodzi razem z nią. Wyciągają dowody osobiste. A jednak są starsi, obaj mają po dwadzieścia jeden lat.

Iza wskazuje na wypchany plecak jednego z nich.

— Panowie, na jednostkach pływających nie wolno pić.

— OK. Mamy tylko kanapki.

Nie wierzy im, ale do sprawdzania toreb i plecaków nie jest uprawniona. Jeśli zaczną pić, to na własną odpowiedzialność. Ona robi, co należy, czyli wydaje sprzęt osobom pełnoletnim i trzeźwym.

Iza wyjmuje lornetkę i zaczyna obserwować młodych ludzi będących już kilkadziesiąt metrów od brzegu. Cztery rowery wodne płyną Zalewem Wiślanym, wzbijając białą pianę. Ścigają się. Jeden rower pozostaje w tyle, siedzą w nim dwie dziewczyny, siłą swoich nóg nie dorównują kolegom. Blondynka i brunetka, obie w kamizelkach ratunkowych i przeciwsłonecznych okularach. Jedna trzyma puszkę. Nie da się dostrzec, czy to piwo. Iza przygląda się młodym ludziom, ale nie z troski o ich bezpieczeństwo. Fascynują ją swoją radością życia, a przede wszystkim tym, że są razem, tworzą zgraną paczkę. Też by tak chciała. Pięknie byłoby mieć grono bliskich znajomych, dla których byłaby ważna. Kiedyś otaczali ją przyjaciele, ale gdy Mariusz wyjechał, kontakty zaczęły się rozluźniać. Sama się do tego przyczyniła. Ktoś dzwonił i zapraszał na kolację, mówiła wtedy, że wpadną razem, gdy tylko jej mąż wróci. On przyjeżdżał, ale tylko na kilka dni, nie było czasu na spotkania towarzyskie. Potem znajomi odzywali się coraz rzadziej, a Mariusz zaczął wpadać do domu od święta. Teraz jest sama i podnieca się podglądaniem cudzego życia.

Chowa lornetkę do kieszeni i idzie w stronę smażalni ryb. Za dwie godziny musi być znowu w wypożyczalni, bo grupa świętująca urodziny zwróci rowery. Zdąży zjeść obiad i pospacerować, a jutro może pojedzie do Elbląga i pochodzi po galeriach handlowych, bo co innego ma robić. Parę dni temu zadzwoniła do koleżanki i zaprosiła ją na pogaduszki. Tamta wykręciła się brakiem czasu i obiecała, że niebawem się odezwie. Iza wie, że nie ma na co czekać, żadnego telefonu nie będzie. Po ośmiu latach incydentalnego widywania się nie mają wspólnych tematów do rozmowy.

Zamawia sandacza z sałatą i frytkami. Gdy talerz stoi już przed nią, pojawiają się wyrzuty sumienia. Porcja jest duża, znowu przytyje. Zaczyna jeść. W smażalni jest mało osób, ale ci, którzy siedzą przy stolikach, są w parach, tylko ona sama. Zawsze i wszędzie sama, na spacerze, w barze, na zakupach. Od czasu, gdy Klara zamieszkała u Oli, w domu też przebywa sama, i to się nie zmieni w najbliższym czasie. Do Londynu nie pojedzie, bo Mariusz jej tam nie chce. Pozostaje jej bawienie się życiem innych ludzi.

Przesuwa dwie frytki po talerzu, w końcu nabija je na widelec. Kątem oka widzi, że przy sąsiednim stole ktoś siada, tylko jedna osoba, zapewne ktoś samotny jak ona. To młody mężczyzna ubrany w stylu wojskowym, spodnie moro i kurtka ze skórzanym paskiem. Ma spory, wypchany plecak, czyli turysta. Prawdopodobnie nie dysponuje kasą, bo zamówił jedynie frytki, i chyba od dawna nic nie jadł, bo teraz pochłania posiłek z wyjątkową zachłannością. Przychodzi jej do głowy, żeby kupić mu kawę, no i oczywiście sobie. Nie zastanawia się długo, podchodzi do baru i składa zamówienie. Potem z dwoma kubkami idzie w stronę swojego miejsca. Na moment zatrzymuje się przy nieznajomym i stawia przed nim kawę.

— To dla pana, proszę.

Mężczyzna unosi głowę. Jest tak zaskoczony, że nie dziękuje. Iza stoi już przy swoim stole. Opada na krzesło, a jej serce wali jak po szaleńczym biegu. Pod powiekami ma obraz widziany kilka sekund wcześniej, twarz tego człowieka z mocno zarysowanymi szczękami i ciemnymi oczami. Od razu go rozpoznała, ale nie może uwierzyć, że to on, jak gdyby zobaczyła ducha. Boi się spojrzeć w jego stronę. Nie chce, aby dostrzegł jej zdenerwowanie.

Iza pije kawę i próbuje się uspokoić. Tutaj, w smażalni ryb, siedzi Radek Rottman. Niesamowite. Nie mogła się pomylić, to na pewno on, podobny jest do ojca, poza tym na profilu społecznościowym Oli znajduje się jego zdjęcie. Jest na nim młodszy o cztery lata, ale podobieństwo jest uderzające. Wrócił do domu, na pewno śmierć macochy go do tego skłoniła. Borys, Ola i Antoś będą uszczęśliwieni. Iza myśli, że jej własny syn już nie wróci, nigdy go nie zobaczy i nie uściska. Bartek odszedł na zawsze, a pasierb Malwiny jest tutaj, to niesprawiedliwe. Znowu Rottmanowie coś zyskują, a ona jedynie odczuwa wielki brak.

Ukradkiem spogląda na mężczyznę siedzącego przy sąsiednim stole. Już skończył frytki, teraz pije kawę. Wygląda na starszego niż dwadzieścia lat. A może to jednak nie jest Radek? Nie, to na pewno on, ma przecież spojrzenie Borysa. Poza tym jest w nim coś jeszcze, co dowodzi, że to młody Rottman, ale co to takiego? Iza zamyśla się głęboko, szukając w pamięci informacji o Radku, które słyszała od córki. Już wie. To ten jego ubiór niby wojskowy. Brat Oli interesował się żołnierką i militariami albo czymś podobnym. Dokładnie nie pamięta, nabiera jednak przekonania, że człowiek przy stole obok to Radek Rottman.

Podnosi swoją kawę i podchodzi z nią do sąsiedniego stołu.

— Cześć. Mogę się przysiąść?

Mężczyzna przyzwala ruchem głowy.

— Dzięki za kawę — odzywa się, a jego głos jest zaskakująco niski.

— Nie ma za co. Wiem, kim jesteś.

— Aha. Postawiłaś mi kawę, bo wiesz, kim jestem. No, fajnie.

— Mam na imię Iza.

— A ja się nazywam Marek Antoniusz.

Oboje parskają krótkim śmiechem.

— Co? Pomyliłem się? Nie wzięłaś mnie za Marka Antoniusza?

— A w ogóle wiesz, kim on był?

— Tak szczerze, to nie bardzo. Jakimś gościem ze starożytności, ale kim dokładnie, to nie mam pojęcia.

Radek się uśmiecha, pokazując równe białe zęby. Jest przystojny, ale w inny sposób niż ojciec. Jego uroda jest bardziej surowa, tymczasem Borys ma w sobie coś z arystokraty.

— U ojca jeszcze nie byłeś? — pyta Iza.

— No widzę, że rzeczywiście wiesz, kim jestem.

— Jesteś zaskoczony?

— A powinienem?

— Nie powinieneś. O twoim zaginięciu mówiły całe Kąty. Twoje zdjęcie wisiało przy plaży i na witrynie sklepu spożywczego, w którym wszyscy robimy zakupy.

— A ja myślałem, że będę mógł trochę pobyć tutaj anonimowo.

— Czy to znaczy, że nie zamierzasz iść od razu do ojca?

Radek palcami przeciera powieki, jak gdyby chciał odpędzić senność albo zebrać myśli.

— Nie miałem tego w planach — mówi bardzo wolno. — Muszę sobie jeszcze wszystko poukładać w głowie. Sama rozumiesz.

— Rozumiem. Nie powinieneś się spieszyć. Czekali na ciebie cztery lata, to i poczekają te kilka dni.

Otwierają się drzwi i ktoś wchodzi. Radek się ogląda, Iza też. To tylko jakiś nastolatek, oboje więc znowu patrzą na siebie i piją kawę w milczeniu. On wygląda na nieco skrępowanego. Ma ochotę mu powiedzieć, żeby wracał, skąd przyjechał, bo Borys i Ola nie chcą go widzieć. Wie, że te słowa nie mogą paść z jej ust, bo prawdopodobnie wywołają przeciwny skutek i Radek od razu pobiegnie do rodzinnego domu.

— Moja córka jest najlepszą przyjaciółką twojej siostry.

Radek się uśmiecha, znowu pokazując imponujące uzębienie.

— Nie zgadłbym nigdy, że masz dorosłą córkę.

Iza zadowolona jest z komplementu. Dawno nikt jej nie powiedział nic miłego.

— Teraz Klara mieszka u Oli. Wspiera ją po śmierci matki.

Radek przygryza dolną wargę i obraca w dłoni kubek. Iza dotyka jego przedramienia.

— Bardzo mi przykro. Współczuję ci i całej twojej rodzinie.

— Dzięki — mówi szeptem.

Iza dopija kawę. Jej wzrok wędruje w stronę zegara nad barem. Zrywa się. Zaraz miną dwie godziny, na jakie umówiła się z grupą wypożyczającą rowery.

— Przepraszam, muszę iść do wypożyczalni. — Kieruje się do drzwi i zaraz zawraca do Radka. — Znałam twoją matkę, to znaczy macochę. Jeśli chciałbyś o niej porozmawiać, to znajdziesz mnie jutro w wypożyczalni o jedenastej.

— Wpadnę — mówi Radek.

Iza wychodzi ze smażalni. Widzi cztery wodne rowery zbliżające się do pomostu. Pierwsze przybiły dziewczyny, zapewne ruszyły w drogę powrotną wcześniej niż pozostali. Brunetka jest zapłakana i cała mokra.

— Wpadła pani do wody? — pyta Iza.

— Nie ja, telefon mi wpadł, a ja za nim wskoczyłam. Nie znalazłam go.

Iza przybiera zasmuconą minę.

— No cóż, tak się zdarza.

Dopływają kolejne rowery. Uważnie przygląda się młodym ludziom i ze zdumieniem stwierdza, że nie są podchmieleni. Uderza ją myśl, że Radek Rottman jest od nich młodszy, a wygląda na starszego. Ci tutaj to dzieciaki, a syn Borysa to już mężczyzna. Na jej prośbę chłopcy mocują rowery do pomostu i zakładają kłódki. Za jakieś dwa, trzy tygodnie będzie musiała przetransportować je do hangaru i postarać się o przegląd oraz konserwację. Przemoczona brunetka biegnie do samochodu, pozostali się nie spieszą. Chłopcy dziękują jej ponownie i zapewniają, że pojawią się tutaj latem. Szczerze ich zaprasza. Pięć minut później jest już sama. Zamyka wypożyczalnię i chowa klucz do kieszeni. Przystaje na moment. Woda cicho uderza o burty łodzi, a ruchome metalowe elementy wydają charakterystyczny dźwięk. Typowe odgłosy przystani, zawsze je lubiła, szkoda tylko, że dziś nie słychać mew. Na pomoście dostrzega przykucniętego Radka. Chłopak przygląda się dwóm najbardziej efektownym jachtom. Nie ma przy sobie plecaka. Jego przydługie włosy lekko unoszą się na wietrze. Kiwa mu głową na pożegnanie i idzie w stronę drogi.

— Iza! — woła za nią.

Na dźwięk jego niskiego głosu czuje ciepło rozlewające się po całym ciele. Wreszcie jakaś osoba potrzebuje kontaktu z nią, ktoś zabiega o jej uwagę. Odwraca się z uśmiechem na twarzy. Widzi Radka zbliżającego się długimi krokami.

— Szukam taniego noclegu. Myślałem, że może mi coś polecisz.

Iza w ułamku sekundy podejmuje decyzję.

— Mogę ci polecić pokój w moim domu.

— Serio? Powiedz tylko, ile bierzesz.

— Z uwagi na to, że moja córka mieszka za darmo u twojego ojca, to ty możesz pomieszkać za darmo u mnie. Powiedzmy, że przez tydzień. Stoi?

— Jasne. — Radek się rozpromienia. — To ja lecę po plecak. Poczekasz?

— Poczekam.

Młody Rottman biegnie do smażalni ryb, po chwili wraca z plecakiem.

— Powiedziałaś, że znałaś moją macochę. A mojego ojca dobrze znasz?

— Tak, znam Borysa, choć to nie jest bardzo bliska znajomość. Parę dni temu byłam u niego z ciastem. Taka sąsiedzka wizyta, żeby się zorientować, jak sobie radzi po śmierci żony.

— I jak sobie radzi?

— Wydaje mi się, że dobrze, ale jest bardzo zdystansowany.

— Ciekaw jestem mojej siostry, musiała się bardzo zmienić przez te cztery lata. Jaka ona jest?

— Zwyczajna nastolatka.

Gdy rozmawiali w smażalni, w Radku był duży dystans, jak gdyby jej nie ufał, a teraz traktuje ją jak wiarygodne źródło informacji o rodzinie. Znakomicie, Iza właśnie tego chciała. Ma kilka dni na to, żeby przekonać młodego Rottmana, że jego ojciec jest mordercą.

— Dlaczego uciekłeś z domu? — pyta nagle.

Radek milczy przez dłuższą chwilę.

— Z banalnego powodu. Bo nie mogłem się dogadać ze starymi.

Iza wzdycha głośno.

— Obyś teraz się dogadał z ojcem i siostrą.

— Myślę, że się dogadam, już nie jestem zbuntowanym nastolatkiem. Mam dwadzieścia lat.

Iza śmieje się głośno i szczerze. On patrzy na nią zaskoczony.

— Powiedziałem coś głupiego?

— Jesteś młody i dlatego patrzysz na relacje z rodziną tylko ze swojej perspektywy. Ty masz dobre chęci, to znaczy, że się uda. A tak nie jest. Chęci muszą też być po tej drugiej stronie, a z twoim ojcem może być różnie.

Radek milczy. Iza chce, aby zaczął wypytywać o Borysa, mogłaby wtedy powiedzieć, że dzisiaj jest zupełnie innym człowiekiem niż cztery lata temu, ale w wyjaśnienia by się nie zagłębiała. Nie powinna się spieszyć z oczernianiem słynnego pisarza, bo Radek gotów jej nie uwierzyć. Musi być cierpliwa i ostrożna, a osiągnie cel.

Nikt się nie dowie

Подняться наверх