Читать книгу Nikt się nie dowie - Agnieszka Pietrzyk - Страница 20

Оглавление

Rozdział XVI

BORYS PATRZY NA MONITOR, na kilkanaście wersów, które wczoraj napisał. Czyta je głośno, wsłuchując się w brzmienie zdań. Wstaje z fotela i przechadza się po pokoju. Stara się wyrzucić z pamięci przeczytany przed chwilą fragment. Zatrzymuje się przy regale i sięga po Proces Franza Kafki. Otwiera w przypadkowym miejscu i przebiega wzrokiem po zdaniach, delektując się ich nieskazitelną budową. Idealna odtrutka dla zanieczyszczonego umysłu. Odkłada książkę i wraca do komputera. Ponownie czyta początek swojej powieści. Jest źle.

Jeszcze wczoraj wydawało mu się, że napisał coś dobrego, że jest to utrzymane w stylu Niny. Kilkanaście zdań o surowej konstrukcji, jedna fraza płynnie przechodzi w kolejną, a każda z nich jest nośnikiem informacji i emocji. Dzisiaj już tego wrażenia nie ma. Teraz zdania wyglądają na szkolne, banalne i po prostu nie przekazują ciekawej treści.

Borys zaznacza cały fragment, a potem przyciska klawisz delete. Znowu strona jest pusta. To już piąty dzień, kiedy musi zacząć swoją książkę od nowa. W tym samym czasie jego wydawczyni napisała zapewne jakieś kilkadziesiąt stron własnej powieści. Ogarnia go niechęć do niej. Ma jej za złe, że tak dobrze jej idzie, a jemu w ogóle. Obwinia ją za swoją twórczą niemoc. To jej wina, że nie jest w stanie dobrze pisać. To dlatego, że go wyręczała przez ostatnie cztery lata. Nie dała mu się rozwinąć, sama za to szlifowała swój warsztat na jego pomysłach. Harpia, wampirzyca, wyssała z niego literacki potencjał. Nadal go okrada z wiary we własne możliwości. Nawet dzisiaj oznajmiła mu, że jak chce, to może bawić się w pisanie, a ona i tak będzie musiała po nim poprawiać, a raczej napisać powieść od nowa.

Borys wzdryga się na myśl, że Nina jest teraz w jego domu. Przyjechała zaraz po śniadaniu, przywożąc pierogi z kapustą. Podobno robiła je całą noc dla niego i dzieciaków. Zażądała, aby wybrał się z nią na spacer, bo ma ochotę powdychać jodu. W pierwszej chwili chciał powiedzieć, że nie ma czasu, ale powstrzymało go jej ostre spojrzenie. Poszli na plażę. Jej wysokie obcasy grzęzły w piasku, a on patrzył na to z satysfakcją.

Po spacerze wcale nie wróciła do Elbląga. Rozsiadła się w salonie z laptopem i przystąpiła do pisania. Wysyłała mu w ten sposób sygnał, że jego dom jest też jej gniazdkiem. Nie omieszkała pozostawić także innych oznak zadomowienia. W łazience przed lustrem położyła swój krem do rąk, a w kuchni pojawiła się jej ulubiona kawa.

Borys kładzie dłonie na klawiaturze i pisze: „Nienawidzę Niny, przez nią nie mogę tworzyć, ona mnie rozprasza, zakłóca mój spokój”. Czyta napisane zdania, raz za razem, i stwierdza, że są niezłe. Dopisuje kolejne: „Nina musi zniknąć z mojego życia. Gdy będę wolny, zacznę pisać”. Zamyka plik z przekonaniem, że te zdania do dobry początek ciekawej historii.

Do pokoju wpada Antoś. Trzyma w rękach blok rysunkowy i kredki.

— Tata, narysuj wieloryba.

— Nie umiem. Idź do cioci Niny, ona ci narysuje.

Jeśli ma zniechęcić kochankę do przebywania w jego domu, to tylko przy pomocy dzieci, a zwłaszcza syna, który oczekuje od dorosłych, że będą się z nim bawić. Antoś się waha, nie zna przecież dobrze tej cioci. Kredki spadają mu na podłogę. Borys je podnosi i wsuwa mu do kieszonki w ogrodniczkach.

— Ciocia ładnie rysuje. Idź do niej.

Antoś wybiega. Borys wychodzi za nim. Zagląda do córki. Jest już po czternastej a ona wciąż siedzi przy biurku w piżamie. Włosy ma niedbale ściągnięte gumką, a powieki spuchnięte, może od płaczu albo niewyspania. Na dywanie walają się resztki chipsów i papierki po cukierkach. Gdy chodziła do szkoły, lepiej się trzymała. Borys zastanawia się, czy nie zacząć wozić jej na lekcję i nie czekać na miejscu, pilnując, żeby ten oszust się do niej nie zbliżył.

Ola na widok ojca raptownie zamyka laptopa. Jest zmieszana. Nie patrzy mu w oczy. Zapewne przyłapał ją na rozmowie z rzekomym bratem.

— Kontaktowałaś się z tym człowiekiem? — pyta, podchodząc bliżej.

Ola przygryza dolną wargę i patrzy na niego wrogo.

— Powiedz mu, że ma dwadzieścia cztery godziny na to, żeby zgodzić się na test DNA. Po tym czasie zadzwonię na policję i oni się nim zajmą.

— Tato, jak możesz?

W głosie córki pobrzmiewa ogromny żal, a jej usta krzywią się do płaczu. Delikatnie ściska ją za ramię.

— Kochanie, już rozmawialiśmy na ten temat. Tylko ze względu na ciebie zgodziłem się na badania DNA. Powinienem od razu zgłosić na policję, że on podaje się za Radka. Szybko ustaliliby jego tożsamość.

Ola wyrywa ramię z jego uścisku, zrzuca przy tym z biurka otwartą paczkę herbatników, te rozsypują się przy jej bosych stopach.

— No to zawiadom policję, bo Radek na test się nie zgadza.

— Dobrze, zaraz to zrobię.

Córka zaczyna walić pięściami w obudowę laptopa.

— Nienawidzę cię, nienawidzę.

Łapie ją za ręce i prosi, aby się uspokoiła. Źle zrobił, nie powiadamiając policji od razu. Naiwnie myślał, że Ola okaże się rozsądna i mu uwierzy, a ten oszust, niczego nie ugrawszy, po prostu zniknie. Sprawa miała sama się rozwiązać, niestety stało się inaczej.

— Olu, może byś zjadła coś normalnego? Od trzech dni jesz wyłącznie ciastka i cukierki, to ci nie wyjdzie na zdrowie. Nina przywiozła pierogi. Chcesz?

— To twoja kochanka — krzyczy niespodziewanie Ola.

Strach ściska go za gardło. Gorączkowo zastanawia się, czy nieopatrznie nie zdradził swoich relacji z wydawczynią. Może Ola go podsłuchała, gdy rozmawiał przez telefon, albo instynktem dziecka wyczuła, że Nina jest kimś więcej w jego życiu.

— Kochanie, skąd ci to przyszło do głowy?

— Ja nie chcę, żeby ona tu była. Powiedz jej, żeby sobie poszła.

Zazdrości córce, że znajduje tak proste rozwiązania. On wie, że nie może tak po prostu wyprosić kochanki. Musi się z nią liczyć ze względu na wspólne interesy.

— Kochanie, Nina jest wyłącznie moim wydawcą i nikim więcej. No, jeszcze dobrą znajomą. Przysięgam, że nie łączy mnie z nią nic ponadto.

Wychodzi z pokoju Oli z ciężkim sercem i postanowieniem, że musi uporządkować wszystkie sprawy.

W salonie na kanapie siedzi Nina, a obok niej Antoś, zapatrzony w niebieską kredkę sunącą po papierze. Laptop został odsunięty na brzeg stołu.

— Tata, zobacz, wieloryb.

Syn unosi nad głowę blok. Borys jest zaskoczony jakością rysunku. Podwinięta płetwa, lekko zezujące oko i otwór gębowy przypominający uśmiech, to wszystko sprawia, że wieloryb jawi się jak postać z bajki.

— Mówiłem ci, że ciocia umie rysować.

Nina wkłada kredki do pudełka i podaje Antosiowi.

— Idź, pokaż obrazek siostrze.

Gdy chłopiec wybiega z salonu, wstaje z kanapy i wygładza spódnicę. W szpilkach i nieskazitelnie ułożonych włosach przypominających hełm wygląda jak członkini zarządu, która zaraz uda się na ważne spotkanie.

— Słyszałam podniesiony głos Oli. Czy coś się stało?

Borys przybiera zasmuconą minę.

— Tak, stało się to, czego się obawiałem. Właśnie córka oskarżyła mnie, że sprowadziłem do domu kochankę. Zapewniłem ją, że jesteś tylko moim wydawcą i dobrą znajomą. Mam nadzieję, że mi uwierzyła, bo jak nie, to będę miał problem.

Ma nadzieję, że kochanka się zmartwi i chcąc poprawić sytuację panującą w jego domu, zapewni, że zaraz wraca do siebie i przez parę dni nie będzie się pokazywać. Nic z tego. Nina uśmiecha się beztrosko i delikatnie muska palcami jego ramię, jak gdyby strząsała niewidoczny pyłek.

— Ola to rozsądna dziewczynka. Zrozumie, że masz prawo ułożyć sobie życie. Potrzebuje tylko na to czasu.

— No tak, czasu, czyli trzymajmy się na razie wersji, że jesteś moim wydawcą. Dobrze?

Nina przytakuje. Borys wie, że dzisiaj tak prędko się jej nie pozbędzie. To może nawet dobrze, musi przecież wyjść.

— Posiedziałabyś jeszcze z dziećmi, to znaczy głównie z Antosiem? Muszę jechać na posterunek do Sztutowa.

— Na posterunek? Po co?

Kochanka jest szczerze zaskoczona.

— Pamiętasz, jak wspominałem ci, że parę dni temu pojawił się tutaj jakiś facet, który podał się za mojego syna?

— Pamiętam.

— No to jest z nim problem, bo Ola uwierzyła, że to Radek. Chcę, żeby policja ustaliła jego tożsamość i przede wszystkim niech go stąd pogonią.

— Próbował naciągnąć cię na kasę?

— Jeszcze nie, ale myślę, że niebawem to zrobi. Nie jest głupi. Najpierw urabia Olę. Chodzi o to, żebym miał powód, aby mu zapłacić za zniknięcie.

Do salonu wpada zapłakany Antoś. Wyciąga w ich stronę blok rysunkowy, pokazując wieloryba przekreślonego kilkoma czerwonymi kreskami.

— Tata, Ola mi pomazała.

— Nie płacz. Ciocia namaluje ci jeszcze jednego wieloryba. A jeśli będziesz grzeczny, to narysuje ci też żółwia.

Nina wygląda na zadowoloną. Bierze od chłopca blok i kredki.

— Choć, pójdziemy do kuchni, tam będziemy smażyć pierogi i rysować.

Borys odprowadza ich wzrokiem, potem wsłuchuje się w wesołą paplaninę syna dobiegającą z głębi domu. Przeliczył się, sądząc, że kochanka szybko ucieknie, zmęczona nagabywaniem Antosia. Na razie ma to, na czym jej zależało, czyli jest częścią jego rodziny. Chyba też dobrze się bawi, bo rysowanie nie stanowi dla niej żadnej trudności. Może gdy będzie musiała układać klocki albo biegać po domu z kocem na głowie, udając nietoperza, to się zniechęci.

Ma już wyjść z salonu, ale w tej samej chwili jego uwagę przykuwa włączony laptop. Nie waha się ani sekundy. Druga taka okazja prędko mu się nie trafi. Przysiada na kanapie i zaczyna pospiesznie czytać. Rozpoznaje styl Niny, ale nie ma pewności, że chodzi o jego pomysł fabularny. Cofa się do przedostatniego akapitu i znowu czyta, nasłuchując odgłosów z kuchni. Dobrze, że kochanka ma pantofle na wysokim obcasie. Będzie słyszał, jak nadchodzi. Dopiero teraz zauważa, że plik ma dwieście osiemnaście stron. Ostatni konspekt podesłał do wydawnictwa zaledwie tydzień temu. To nierealne, aby zdążyła tyle napisać. Nie ma już wątpliwości, że właśnie zapoznał się z fragmentem powieści, który wydawczyni pisze według własnego pomysłu.

Wraca do swojego pokoju i w szufladzie wyszukuje pendrive’a. Potem zagląda do kuchni. Nina stoi przy kuchence i obraca pierogi na patelni. Antoś siedzi przy stole i maże kredkami po bloku. Żadne z nich go nie zauważa. Idzie do salonu. Podpina nośnik pamięci do laptopa i kopiuje plik z powieścią. Nerwowo ogląda się za siebie. Wystarczy mu, że kochanka patrzy na niego z wyższością. Gdyby przyłapała go na kradzieży, w jej wzroku pojawiłaby się jeszcze pogarda, a tego by nie zniósł. Gdy chowa pendrive’a do kieszonki na piersi, oddycha z ulgą. Wkłada kurtkę i buty, po czym wychodzi z domu.

Posterunek w Sztutowie jest już zamknięty, jedzie więc na komendę do Nowego Dworu. Zgłoszenie przestępstwa nie jest wcale takie proste. Funkcjonariuszka patrzy na niego z niemym pytaniem, o co właściwie mu chodzi, przecież nie dał się oszukać, czyli przestępstwa nie ma. Spokojnie tłumaczy, że niepokoi się o czternastoletnią córkę, którą ten człowiek nagabuje, podając się za jej brata. I znowu kolejne pytania, czy podejrzany wyłudził pieniądze od małoletniej, czy ją molestował albo zastraszał. Borys odpowiada, że nic mu na ten temat nie wiadomo. Funkcjonariuszka ma wątpliwości, czy czternastoletnia Aleksandra Rottman jest ofiarą przestępstwa, idzie się więc skonsultować z kolegą. Borys zastanawia się, czy nie poprosić o rozmowę z podkomisarzem Markiem Zalewskim. Ten glina jest bystry, ale ich ostatnie spotkanie zakończyło się mocnym zgrzytem, gdy funkcjonariusz zasugerował, że Ola albo Klara mogły przyczynić się do śmierci Malwiny. Wzdryga się na wspomnienie tamtego przesłuchania i uznaje, że lepiej nie widzieć się z Zalewskim. Za chwilę do pokoju wchodzi młody policjant w stopniu aspiranta. Rozpoznaje w Borysie słynnego pisarza i przejmuje od koleżanki protokół. Teraz procedura zawiadomienia o przestępstwie nabiera tempa. Borys podaje adres Klary jako miejsce, gdzie może przebywać oszust. Ma nadzieję, że ani przyjaciółka Oli, ani jej matka nie będą miały do niego żalu o wizytę policji. Właściwie działa też w ich interesie, bo przecież ten mężczyzna może być niebezpiecznym przestępcą. Aspirant zapewnia, że następnego dnia pojawi się w Kątach Rybackich w celu przesłuchania podejrzanego. Borys opuszcza komendę.

Pół godziny później zatrzymuje samochód na leśnym parkingu niedaleko swojego domu. Oddala się zaledwie o parę kroków, gdy pojawia się radiowóz, z którego wysiada podkomisarz Marek Zalewski. Borys jest zdezorientowany. Czy to znaczy, że policja rozpoczęła już działania w sprawie oszusta? A może funkcjonariusz przyjechał, bo chce go znowu przesłuchać? Sztywnieje na myśl, że zaraz będzie musiał się tłumaczyć ze swojego związku z Niną i zapewniać, że wcale nie chciał się pozbyć żony, aby ułożyć sobie życie z kochanką.

— Wracam z Krynicy Morskiej i pomyślałem, że do pana zajadę — odzywa się Zalewski. — Mam dobre wieści.

— Tak?

— Prokurator zamknął śledztwo w sprawie śmierci pana żony.

Borys powstrzymuje się, żeby nie wypuścić powietrza z ulgą. Dopiero teraz uświadamia sobie, że od kilku tygodni żył pod dużą presją. Milionowe odszkodowanie i kochanka jednoznacznie przemawiały przeciwko niemu. Podświadomie czekał na wizytę funkcjonariuszy w swoim domu i oficjalne oskarżenie. Na szczęście nic takiego już go nie spotka, przynajmniej nie w realnym świecie, bo w sieci nadal podejrzewa się go o zabicie Malwiny, ale to mniej istotne. Ludzie pospiskują przez parę miesięcy na jego temat, a potem znajdą sobie kogoś innego do hejtowania.

— To rzeczywiście dobra wiadomość — zauważa najspokojniej, jak potrafi.

Ma wrażenie, że podkomisarz zaraz go poklepie po plecach niczym najlepszy przyjaciel.

— Mam dla pana coś więcej.

— Co takiego?

— Prokurator zakwalifikował śmierć pana żony jako wypadek, czyli polisa na życie może zostać wypłacona.

Borys przyjmuje tę informację cichym pomrukiem, bo woli jej nie komentować. Gdyby zdobył się na szczerość i wyznał, że zamiast miliona chciałby żywą Malwinę, tamten mógłby mu nie uwierzyć.

Policjant zerka na radiowóz, zapewne chce już odjechać, wciąż jednak stoi w tym samym miejscu.

— Przepraszam, ale spieszę się do dzieci — mówi Borys.

Podkomisarz ignoruje wyraźne ponaglenie.

— Mam do pana jeszcze jedno pytanie.

— Słucham.

— Czy ktoś was odwiedzał w dniu wypadku bądź w ciągu czterdziestu ośmiu godzin poprzedzających zdarzenie?

Borys chce odpowiedzieć precyzyjnie na to pytanie, ale ma kłopot, bo zwyczajnie nie pamięta. Latem dość często mieli gości, a we wrześniu pogoda była wyjątkowo ładna. Czy jacyś znajomi z Elbląga ich wtedy odwiedzili? Być może tak, ale musiałby się dłużej zastanowić i przejrzeć swój terminarz albo podpytać Olę.

— W dniu wypadku na pewno nikogo u nas nie było, ale wcześniej… Niestety, nie przypominam sobie. Jeśli to ważne, to mógłbym zapytać córkę, ona może pamiętać.

— To właściwie już nie ma większego znaczenia, bo śledztwo zostało zamknięte. A pytam, bo w salonie i na tarasie znaleźliśmy ślady jednej pary butów, które nie należą do nikogo z was. To męskie obuwie sportowe o rozmiarze czterdzieści jeden.

Borys ze zrozumieniem kiwa głową.

— Te ślady na pewno zostawił jakiś kolega mojej córki. Ona często prowadzi znajomych na taras, zwłaszcza przy pięknej pogodzie, bo stamtąd jest ładny widok. Zgadzałby się też rozmiar buta, bo ci chłopcy tacy mało wyrośnięci.

— Zapewne ma pan rację. Proszę mi jeszcze powiedzieć, czy tamtego wieczora, gdy pana żona została na tarasie, a pan się położył na kanapie w salonie, drzwi do domu były zamknięte?

— Tak. Pilnujemy tego, bo nasz dom stoi na uboczu i w dodatku przy lesie. Zapewniam, że tamtej nocy nikt nie wszedł do środka i nie zepchnął Malwiny z barierki. To po prostu niemożliwe, bo musiałby przejść obok mnie, a ja na pewno bym się obudził.

— Pan był zamroczony alkoholem.

— Nie byłem. Już panu mówiłem, ile wypiłem.

— No dobrze, proszę mi wybaczyć zawodową podejrzliwość.

Borys patrzy na oddalającego się policjanta i myśli, że to jednak dobry glina, który woli przeanalizować niedorzeczne hipotezy niż zbyt wcześnie odstąpić od sprawy.

Gdy przechodzi przez leśny parking, słyszy dźwięk przychodzącego esemesa. Wyjmuje komórkę i z zadowoleniem czyta wiadomość od Lubomirskiego. Agent informuje go, że w ciągu miesiąca pieniądze z polisy zostaną przelane na rachunek bankowy podany przez Malwinę Rottman w umowie. Na końcu pojawia się słowo „Gratuluję” oraz emotikon ze złośliwie uśmiechniętą buźką. A zatem informacja o zamknięciu śledztwa przez prokuraturę dotarła już do towarzystwa ubezpieczeniowego.

Wchodzi do domu odprężony. Ninę znajduje w salonie na kanapie w wymiętej bluzce, z dłońmi przyciśniętymi do czoła. Wygląda na zmęczoną i zdenerwowaną. Jeden pantofel leży pod stołem, drugi przy fotelu. Laptop jest zamknięty. Trzy godziny spędzone z dzieckiem zrobiły swoje.

— Gdzie byłeś tak długo? — pyta tonem żony uzurpującej sobie prawo do kontrolowania czasu męża.

— Na komendzie w Nowym Dworze. Posterunek w Sztutowie był już zamknięty.

— Mogłeś zadzwonić albo chociaż napisać, że tyle ci to zajmie.

— Mogłem, ale czy coś by to zmieniło?

Nina wyciąga rękę i pokazuje czerwony ślad powyżej nadgarstka.

— Twój syn mnie tu uderzył plastikowym mieczem.

— Tak po prostu cię uderzył?

— Namówił mnie, żebyśmy walczyli tymi mieczami.

— Czyli uderzył cię w walce. No cóż, mogłaś się lepiej bronić.

Powinna się obrazić, bo nie przeprosił jej za złe zachowanie syna i nie ucałował uderzonego miejsca na ręku. Ona jednak się uśmiecha, odgarniając włosy z twarzy.

— Będę musiała potrenować walkę na miecze. Może następnym razem wygram z Antosiem.

Ta deklaracja brzmi jak zapowiedź wspólnego życia. Jeszcze godzinę temu czułby się osaczony, ale teraz jest w nim więcej siły i pozytywnego myślenia. To dzięki dwóm dobrym informacjom. Po pierwsze śledztwo zostało zakończone, po drugie niebawem otrzyma milion złotych. Zanosi się też na to, że jutro będzie miał z głowy oszusta podającego się za Radka. Z Niną także sobie poradzi, potrzebuje tylko czasu, żeby przywrócić ich wcześniejsze relacje, w których on był mistrzem, a ona posłusznym uczniem.

— Odsmażyć ci pierogi?

— Nie. Sam to zrobię, a ty wracaj już do domu. Widzę, że jesteś zmęczona.

Kochanka wsuwa stopy w pantofle i podnosi laptopa.

— Odprowadzisz mnie do samochodu?

Wychodzą razem z domu. Borys zamyka drzwi na klucz. Zza wydm słychać szum morza. Zaczyna się ściemniać. Gdy przekraczają linię pierwszych drzew, zagarnia ich noc.

— Mieszkanie przy plaży ma swoje minusy — mówi Nina.

— Jakie?

Jest szczerze zdumiony. Z Malwiną uważali, że udało im się kupić dom w idealnym miejscu, bo przy samej plaży. W tej lokalizacji zwykle nie stawia się budynków, chyba że jest się prominentnym politykiem, jak poprzedni właściciel ich nieruchomości.

— Mieszkasz między plażą a lasem. Nie da się podjechać samochodem.

— No tak, wozu pod domem nie mogę trzymać, a meble trzeba było przez las dźwigać, gdy się wprowadzaliśmy, na szczęście to tylko kawałek, nie więcej jak dwieście metrów.

— Dwieście czy trzysta, nieważne, i tak bym się bała po ciemku tędy chodzić.

— A Ola sama pokonuje tę trasę.

— Na twoim miejscu o nią też bym się bała.

Docierają do leśnego parkingu, na który właśnie wjeżdża bmw. Za chwilę rozlega się trzaskanie drzwiczek, głośna muzyka i śmiechy. Grupa młodych ludzi przyjechała na wieczorny spacer po plaży.

Kochanka cmoka go w policzek i wsiada do samochodu. Kładzie laptopa na siedzeniu pasażera i uchyla okno.

— Proszę, zastanów się nad wywiadem dla Niesamowitych Historii. Anna Pasek znowu do mnie dzwoniła w tej sprawie.

— Zastanowię się.

Borys wraca do domu przez nieruchomy las. Zza wydm dobiega szum morza, a zza drzew dźwięk jadącego roweru. Gałązka pęka z suchym trzaskiem pod kołem. Rowerzysta sunie jak widmo, bez świateł.

Wkłada rękę pod kurtkę i dotyka ukrytego na piersiach pendrive’a. Od czterech godzin potrafi myśleć tylko o tym, że jest w posiadaniu powieści, nad którą pracuje jego wydawczyni. Nie może się doczekać momentu, kiedy zasiądzie do lektury. Ciekawość zagarnia jego umysł w stopniu totalnym.

Wchodzi do cichego domu. Dobrze, że Antoś do niego nie przybiega. Na pewno Ola się z nim bawi. Jeszcze tylko kawa i będzie mógł czytać.

Gdy otwiera plik, tętno mu rośnie. Dopiero teraz ogarnia go niepokój, jak gdyby miał zaraz zapoznać się z wyrokiem zawartym w wynikach badań histopatologicznych. Zaczyna przesuwać wzrokiem po wersach. Rozgorączkowany umysł wydaje się nie nadążać za sensem zdań. Przymyka oczy i liczy do dziesięciu, potem zaczyna czytać od nowa. Po kwadransie stwierdza, że Nina doprowadziła swój język do perfekcji. Styl od strony formalnej jest właściwie ten sam co w jego powieściach, czyli krótkie i celne zdania nasycone treścią. Ale na płaszczyźnie odbioru pojawia się coś jeszcze, a mianowicie niezwykła lekkość. Frazy wydają się połączone niewidzialną nicią z wyobraźnią czytelnika. Jednym słowem książkę czyta się wyśmienicie. Łudzi się jeszcze, że Nina nie poradziła sobie z fabułą, ale z każdą kolejną stroną przekonuje się, że jest inaczej. Jego powieści miały prostą zagadkę, przez co były bardzo prawdziwe. Tutaj historia również wydaje się autentyczna, a zarazem jest wyrafinowana. Kochanka wspięła się o jedno piętro wyżej, a może nawet o dwa.

Borys czyta dalej, dosłownie zatapia się w lekturze. Nie czuje głodu, oczy go nie pieką od wpatrywania się w monitor. W tej chwili nawet nie obchodzą go własne dzieci. Liczy się tylko opowieść. Z każdą kolejną stroną jego zachwyt jest coraz większy, ale także ciężar na sercu się nasila. Ta książka przytłacza go swoją doskonałością. Dobrze wie, co to dla niego znaczy. Nie będzie już potrzebny jako dostawca fabularnych pomysłów, ona sama wymyśli bohaterów i historie. Po sukcesie pierwszej książki zacznie więcej czasu poświęcać swoim powieściom, a jego kryminały będzie pisała z doskoku, aż w końcu zaprzestanie pracy nad nimi, oddając się wyłącznie własnym pomysłom. On niebawem przestanie istnieć jako pisarz. Nieważne, że urwą się honoraria. Dostanie przecież milion złotych z towarzystwa ubezpieczeniowego, ta kwota dobrze zainwestowana wystarczy mu na długo. Dotkliwsza będzie utrata pozycji najpopularniejszego autora. Jeśli jego książki przestaną się ukazywać, to czytelnicy szybko o nim zapomną, krytycy, dziennikarze i scenarzyści również. Za jakiś czas nazwisko Niny pojawi się na czele rankingów księgarskich i to o jej powieściach będą dyskutować miłośnicy kryminałów. Zalewa go fala zazdrości. Komuś innemu oddałby pierwszeństwo, ale nie jej. Zawdzięcza mu wszystko. Gdyby cztery lata temu nie pojawił się u niej ze swoją powieścią, to jej wydawnictwo publikowałoby dzisiaj co najwyżej urzędowe broszurki. Dzięki niemu zarobiła porządną kasę i na jego pomysłach szlifowała talent literacki. Gdyby nie to, że przysiadła do poprawiania jego pierwszego kryminału, to nawet by nie wiedziała, że umie pisać. Najbardziej doskwiera mu teraz to, że przez cztery lata traktował ją jak swoją sekretarkę. Wydawał polecenia i stawiał warunki. Często też chwalił, ale zawsze był przy tym wyniosły i wielkoduszny. Teraz ona się odegra. Nie będzie miała dla niego litości. Wzdryga się na myśl, że będzie musiał przymilać się i prosić ją, aby popracowała nad jego książką. Jeszcze do niedawna zerwanie ich układu wiązało się z ryzykiem dla ich obojga, dzisiaj tylko on mógł na tym stracić. Już w tej chwili nienawidzi się za to, że będzie jej nadskakiwał, całował po rękach, prawił komplementy, zabierał na wystawne kolacje i patrzył błagalnie w ciemne oczy. Będzie to robił, bo nie potrafi zrezygnować z bycia popularnym pisarzem.

Wstaje od komputera i podchodzi do okna. Długo patrzy w ciemność wieczoru. Czy jest dla niego inna przyszłość? Bardziej optymistyczna? Oczywiście, że tak. Może się wydarzyć coś niespodziewanego, na przykład kochanka przedawkuje dzisiaj leki nasenne albo jutro w drodze do pracy wpakuje się samochodem pod tramwaj. Ona zniknie, a jemu zostaną trzy książki, dwie już napisane według jego pomysłu, Za rogiem i Okno twojego sąsiada, i jeszcze ta trzecia, jej własna, która liczy obecnie dwieście osiemnaście stron. Czy zdołałby ją dokończyć? Ciekawe, czy Nina ma w swoim laptopie konspekt. Jeśli nie, to musiałby sam wymyślić fabularny finał, ale przecież w tym jest dobry. Gorzej byłoby z samym pisaniem, chyba że zdołałby znaleźć kogoś do pomocy. To nie musiałby być ktoś, kto by za niego pisał, ale raczej po nim poprawiał. Zaczyna marzyć o alternatywnej przyszłości, a jego marzenia są odważne. Z trzema książkami na starcie i nowym pomocnikiem dalej byłby najbardziej poczytnym pisarzem. Z książką Niny mógłby nawet trafić na rynek europejski. W głowie zaczyna mu się rysować świetlana przyszłość.

Do pokoju wchodzi Antoś. Włosy ma zwichrzone, a na policzku odciśnięty ślad od poduszki. Skarpetka zsunęła mu się z lewej stopy i trzyma się jedynie palców. Dłońmi przeciera zaspane oczy.

— Gdzie mamusia?

Borys czuje głęboki smutek. Bierze syna na ręce i mocno tuli. Zaraz pięcioletni umysł otrząśnie się z resztek snu i Antoś uświadomi sobie, że mama odeszła na zawsze. Poprawia mu skarpetkę.

— Pójdziemy zobaczyć, co robi Ola — mówi łagodnie.

W pokoju córki pali się światło, ale jej samej nie ma. Zapewne wyszła na chwilę, może do toalety, bo na biurku stoi włączony laptop, a na monitorze przewijają się kadry z jakiegoś znanego filmu. Borys rozpoznaje twarz amerykańskiej aktorki, ale nie może sobie przypomnieć nazwiska. Idzie do kuchni, potem do salonu, przechodzi obok łazienki, wszędzie jest pusto. Ogarnia go niepokój. Antoś zaczyna płakać. Przytula go mocniej i kieruje się do pokoju syna z nadzieją, że tam zastanie Olę. Niestety, nie ma jej. Zaczyna ją wołać. Sam słyszy panikę w swoim głosie. Ola zniknęła. Wybiega na korytarz. Nie ma jej kurtki i butów. Dobrze wie, gdzie poszła. Do swojego rzekomego brata. Dopada go silny strach. Stara się myśleć racjonalnie. Wyciąga telefon i wybiera numer córki, za sekundę się rozłącza z cichym przekleństwem na ustach. Przecież parę dni temu zarekwirował jej telefon. Dzwoni do Klary, ta jednak nie odbiera. Malwina miała numer Izy, ale aparat żony jest w tej chwili bezużyteczny, bo zabezpieczony jej odciskiem palca.

Wkłada na płaczącego Antosia kurtkę. Musi go zabrać ze sobą. Powinien się spieszyć. Patrzy na zegarek. Jest kwadrans po dwudziestej. O której Ola mogła się wymknąć? Nagle w jego głowie odtwarza się odgłos roweru sunącego przez ciemny las. Zostawia syna z jednym butem naciągniętym na stopę i otwiera drzwi do pomieszczenia przy łazience. Tu stały cztery rowery, teraz są trzy. Córka wyszła z domu, gdy on odprowadzał Ninę do samochodu. Na pewno znalazła zapasowy klucz. Wkłada drugi but synowi i narzuca kurtkę na siebie, potem w ciemnościach gna na leśny parking.

Nikt się nie dowie

Подняться наверх