Читать книгу Nikt się nie dowie - Agnieszka Pietrzyk - Страница 6

Оглавление

Rozdział II

IZA PARKUJE PRZED SWOIM DOMEM. Trzymając dłonie na kierownicy, patrzy przez przednią szybę na gromadkę dziewczynek skupionych wokół starej huśtawki. Dwie z nich są ubrane na czarno. Jej córka Klara ma na sobie dżinsy i zwykłą trykotową bluzkę w tym kolorze. Iza dała jej pieniądze, żeby kupiła sobie coś bardziej stosownego na pogrzeb, ale Klara odburknęła, że nie ma czasu na łażenie po sklepach, a poza tym to nie jest okazja do strojenia się. Ola ubrana jest w czarną, zbyt obszerną sukienkę z długim rękawem. Zapewne jakaś ciocia bądź kuzynka wyciągnęła ją z szafy i zmusiła pogrążoną w żałobie dziewczynę do jej włożenia. Pozostałe trzy nastolatki są w kolorowych polarach, nie wybierają się więc na ostatnie pożegnanie matki ich koleżanki. Iza też najchętniej zostałaby w domu. Niestety, jej nie wypada nie iść na ten pogrzeb. Gdyby się nie pojawiła w kościele i na cmentarzu, sąsiedzi by się dziwili, a jej własna córka miałaby do niej wielki żal. Właśnie ze względu na Klarę pójdzie tam dzisiaj.

Wysiada z samochodu. Przez moment waha się, czy zabrać z tylnego siedzenia pogrzebową wiązankę. W końcu ją bierze. Trzymając przed sobą białe lilie, podchodzi do dziewczynek. Nie ma ochoty składać kondolencji Oli, nawet jej nie współczuje, ale przecież nie może tak po prostu wejść do domu bez słowa pocieszenia skierowanego do osieroconej przez matkę nastolatki.

Klara obejmuje Olę w pasie, obie są blade, na szczęście żadna nie zanosi się szlochem. Iza znowu dostrzega różnicę pomiędzy dziewczynkami. Jej córka wygląda na kobietę, a ta druga na dzieciaka. Z irytacją stwierdza, że Ola będzie piękną kobietą, jak jej matka. Już teraz widać w zaokrąglonej po dziecinnemu buzi zmysłowy kształt ust i subtelne rysy.

Delikatnie ściska dziewczynę za dłoń i mówi:

— Bardzo ci współczuję. Możesz na mnie liczyć.

Z oczu Oli zaczynają płynąć łzy. Trzy pozostałe koleżanki też płaczą, jedynie Klara zachowuje spokój.

— Jeśli macie ochotę na herbatę i sernik, to zapraszam do środka — mówi Iza.

Ola kręci przecząco głową i pociąga głośno nosem. Jedna z dziewczynek podaje jej paczkę chusteczek.

— Ola musi już iść do siebie — wyjaśnia Klara. — Odprowadzę ją i zaraz wrócę.

Iza kiwa głową, wyrażając zrozumienie. Odwraca się i odchodzi w stronę domu. Gdy tylko przekracza próg, rzuca niedbale kwiaty na szafkę. Nieważne, że mogą się połamać. Malwina Rottman nie zasługuje na ładną wiązankę.

Obcasy Izy głośno stukają o posadzkę. Podchodzi do okna i widzi, jak jedna z dziewczynek fotografuje telefonem pozostałe, potem wszystkie ściskają Olę. Żal przyjaciółek prawdopodobnie jest szczery, ale nie potrwa długo. Za parę dni żałoba Oli spowszednieje i zakończy się swoisty parasol ochronny rozciągnięty przez koleżanki. Rottmanówna znowu stanie się zwyczajną nastolatką.

Bez matki będzie jej ciężko, myśli Iza z zadowoleniem. Czuje, że jej własne cierpienie zelżało w obliczu cierpienia dziewczynki. Ciekawe, czy Borys Rottman rozpacza z powodu niespodziewanej śmierci żony. Gdy pojawił się tutaj tydzień temu, nie wyglądał na pogrążonego w głębokim smutku, raczej był przestraszony. To musiał być dla niego szok, znaleźć martwą Malwinę przed tarasem, na pewno leżała w kałuży krwi.

Iza zsuwa buty i kopie je pod stół kuchenny. Nalewa sobie szklankę zimnej wody. O jej nogi ociera się pręgowany kot, który kiedyś należał do jej syna, a teraz jest niczyj. Stanowczo odsuwa go stopą. Powinna wziąć prysznic, umyć głowę, żeby dobrze prezentować się na pogrzebie, żeby wyglądać lepiej niż nieboszczka. Jest wielce prawdopodobne, że Malwina nawet w trumnie będzie piękna, chociaż może nie, bo podobno zrobiono sekcję zwłok. A może ją spalili? Zapyta o to Klarę, córka powinna wiedzieć, przecież od siedmiu dni przesiaduje bez przerwy w domu Rottmanów.

Iza spogląda w okno. Dziewczynek już nie ma, poszły odprowadzić Olę. Dostrzega kilka zgniecionych chusteczek leżących pod huśtawką. Powinna je zebrać, bo zaraz zaczną szybować niesione wiatrem i ozdabiać krzaki róż oraz tuje. Nie chce jej się jednak wychodzić na zewnątrz, poza tym nie ma czasu. Do uroczystości pogrzebowej pozostało zaledwie półtorej godziny. Żeby tylko Klara zdążyła wrócić.

Na podwórko wtacza się granatowy nissan, po chwili wysiada z niego młoda kobieta owinięta ciemnym szalem. Iza ma wrażenie, że ją zna, te długie brązowe włosy i wystające kości policzkowe wydają się znajome. Nie może jednak sobie przypomnieć, gdzie się spotkały. Kobieta przez chwilę patrzy na dom, chyba dostrzega postać w oknie, bo uśmiecha się i idzie do drzwi.

Iza jest zirytowana, nie ma czasu na przyjmowanie gości, ale nurtuje ją też ciekawość. Przywołuje więc na twarz uprzejmy uśmiech i naciska klamkę. Nieznajoma od razu wyciąga rękę w geście powitania.

— Jestem Anna Pasek.

Iza obrzuca kobietę pospiesznym spojrzeniem. Teraz jest pewna, że nigdy jej nie widziała. Nazwiska też sobie nie przypomina.

— Byłyśmy umówione? — pyta chłodno.

— Nie. Jestem dziennikarką, zbieram informacje o wypadku Malwiny Rottman. Mogłybyśmy porozmawiać?

Iza czuje niepokój. Nie chce, aby o jej rodzinie mówiono w mediach, a tak się na pewno stanie, gdy dziennikarka dowie się, iż w dniu wypadku Klara nocowała u Rottmanów.

— Nie mam pani nic do powiedzenia.

Anna wyciąga rękę, próbując tym gestem powstrzymać ją przed zatrzaśnięciem drzwi.

— Reprezentuję Niesamowite Historie. Na pewno pani zna ten portal.

Iza jest pod wrażeniem. Oczywiście, że zna Niesamowite Historie. To zapewne tam widziała fotografię dziennikarki, dlatego wydała jej się znajoma. Ten serwis słynął z przedstawiania nieprawdopodobnych zdarzeń, a popularność zyskał dzięki sięganiu po prawdziwe historie, żadnego koloryzowania, tylko prawda, zamiast przypuszczeń same fakty.

— Często was czytam — mówi Iza.

Anna się uśmiecha i poprawia szal.

— Cieszę się. Gdy dotarła do nas informacja, że żona Borysa Rottmana uległa wypadkowi, natychmiast wsiadłam w samochód i przyjechałam do Kątów Rybackich. Nie oczekuję od pani jakichś oszałamiających informacji, po prostu chciałam pogadać o Rottmanach. Na razie zdołałam ustalić, że sprowadzili się tutaj cztery lata temu.

Iza waha się jeszcze chwilę, ale wreszcie wpuszcza dziennikarkę do środka.

— Nie poda pani mojego nazwiska w serwisie?

— Jeśli pani sobie tego nie życzy… — Wzrok Anny pada na pogrzebową wiązankę. — Widzę, że wybiera się pani na ostatnie pożegnanie Malwiny Rottman. Też tam będę.

Iza prowadzi gościa do salonu. Przeprasza za bałagan i pospiesznie zgarnia ze stołu foldery reklamowe i brudne naczynia.

— Może wody? Kawy nie proponuję, bo mamy mało czasu.

— Wody, chętnie.

Siadają naprzeciwko siebie ze szklankami w dłoniach. Iza czuje się niekomfortowo. Jest spocona, a spódnica ciśnie ją w biodrach. Nie da się ukryć, że w ostatnich miesiącach przybyło jej parę kilo. Najchętniej umówiłaby się z dziennikarką na inny dzień i przygotowałaby się do rozmowy. Przede wszystkim przemyślałaby, co powinna powiedzieć o Malwinie, żeby czytelnicy Niesamowitych Historii zapałali do niej niechęcią.

— To co chciałaby pani wiedzieć o Rottmanach?

Dziennikarka wyciąga notes i długopis.

— Proszę mi powiedzieć, jakim byli małżeństwem w oczach sąsiadów.

Iza przeczesuje palcami oklapnięte włosy i wzdycha.

— Nie zastanawiałam się nigdy nad tym, teraz sobie myślę, że żyli z dala od siebie.

— Tak?

Na Twarzy Anny maluje się szczere zainteresowanie. Pochyla się nawet do przodu, jak gdyby obawiała się, że może czegoś nie dosłyszeć.

— Rzadko ich razem widywałam, ona spacerowała po plaży sama, to znaczy z synkiem, a on zwykle jeździł na rowerze, też sam. Zaprosiłam ją kiedyś z mężem na grilla, ale przyszła sama.

— Czyli się znałyście?

— Tak, znałyśmy się, ale to taka luźna znajomość. Tak naprawdę nie miałyśmy wspólnych tematów, rozmawiałyśmy głównie o dzieciach. Nasze córki się przyjaźnią, chodzą do jednej klasy.

Dziennikarka na razie nie notuje, ale długopis trzyma w pogotowiu kilka centymetrów nad otwartym notesem.

— Malwina opowiadała może o swoim mężu?

Iza dobrze pamięta, jak piękna pani Rottman rozpływała się w zachwytach nad małżonkiem, że taki troskliwy i rozważny. Podobno lubił mieć wszystko poukładane, dlatego z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem planował ważne wydarzenia, choćby urlop. Wypadek żony musiał wywrócić jego uporządkowaną egzystencję do góry nogami. Iza nie ma zamiaru wyjawiać, że Malwina ceniła Borysa Rottmana, bo to mogłoby przysporzyć jej sympatyków pośród fanów jego twórczości.

Upija odrobinę wody i wzdycha, jak gdyby miała wyjawić coś niemiłego.

— Malwina nie mówiła o nim dużo, głównie narzekała, że mąż jest zajęty pisaniem i wszystko na jej głowie. Sądzę, że to było takie typowe babskie utyskiwanie. Kobiety tak mają. Mąż pracuje po godzinach, żeby zarobić na rodzinę, a żona narzeka, że wciąż go nie ma w domu.

Anna uśmiecha się na znak, że rozumie ten odwieczny małżeński konflikt.

— Czyli pani Rottman miała zapracowanego męża, ale zapewne była z niego dumna. Mam rację?

Iza zamyśla się. Oczywiście, że Malwina była dumna, wręcz promieniała. Czytelnicy Niesamowitych Historii nie muszą jednak o tym wiedzieć.

— Sądzę, że ona nie doceniała tego, co miała. A tak w ogóle wydaje mi się, że była zazdrosna o sukces Borysa. Też chciała coś osiągnąć, była ambitna, ale zamiast zawalczyć o siebie, to jemu robiła pod górkę.

Anna sunie pospiesznie długopisem po kartce. Wygląda na usatysfakcjonowaną informacjami.

— W jaki sposób robiła mu pod górkę? Może pani powiedzieć coś więcej?

Iza rozsiada się wygodniej. Właściwie może mówić, co chce, i oczerniać Malwinę do woli, przecież wywiadu udziela anonimowo i przede wszystkim Annie Pasek niełatwo będzie zweryfikować te informacje, bo Rottmanowie nie utrzymywali bliskich relacji z innymi mieszkańcami Kątów Rybackich.

— Nie dawała mu spokojnie pisać — mówi Iza przyciszonym głosem, jak gdyby wyjawiała wielką tajemnicę. — Zawsze coś od niego chciała, żeby naprawił klamkę, zrobił karmnik dla ptaków i takie tam…

Anna obraca długopis w palcach.

— To właściwie normalne oczekiwania każdej żony — zauważa.

— Tak, ja też proszę męża o takie rzeczy — przyznaje Iza. — Ale Malwina robiła to specjalnie, żeby Borys nie mógł pisać. Zawsze się krzywiła, gdy ktoś mówił o jego sukcesach.

Długopis w dłoni dziennikarki porusza się rytmicznie, po czym nagle zamiera nad notesem.

— Czytałam kilka wywiadów z Rottmanem, często wspominał, że żona jest jego największym wsparciem.

— Też czytałam te wywiady i mam wrażenie, że mówi w nich to, co wypada powiedzieć.

Anna kiwa głową, jak gdyby się z nią zgadzała. Przekręca kilka kartek, a potem odkłada notes. Opiera łokieć na kolanie i kładzie brodę na dłoni. Jej twarz się zmienia, przede wszystkim znika oficjalny uśmiech, w zamian pojawia się zachłanne spojrzenie.

— Pani spostrzeżenia są bardzo interesujące, jest pani skrupulatną obserwatorką i nie boi się wyrażać swojej opinii o innych osobach, to cenne. Lubię rozmawiać z takimi ludźmi jak pani, zawsze można się czegoś ciekawego dowiedzieć.

Iza jest zadowolona z pochwały, tak dawno nie słyszała nic pozytywnego pod swoim adresem, ale staje się jednocześnie ostrożniejsza. Przeczuwa, że to tylko taki chwyt dziennikarski, aby wyciągnąć z niej coś więcej. Postanawia, że nie będzie dalej oczerniać Malwiny, bo to może się wydać podejrzane.

— Mówię tylko to, co widziałam. Może ktoś inny ma inne spostrzeżenia. Proszę popytać ludzi w Kątach.

— Chciałabym, abyśmy porozmawiały jeszcze o tym, co naprawdę nas w tej sprawie interesuje. Chodzi mi o sam wypadek.

— Nie było mnie przy nim, nic o nim nie wiem.

Iza zerka na zegarek. Chce, aby dziennikarka już poszła. Dalsza rozmowa nie ma sensu, skoro nie przynosi zamierzonego efektu. Malwina nadal będzie uchodziła za wspaniałą kobietę oraz oddaną żonę i matkę. Trudno, dzisiaj się nie udało, ale zapewne trafi się jeszcze okazja, aby pokazać światu nieznane oblicze pani Rottman.

— Jest późno, muszę szykować się na pogrzeb.

Anna zsuwa z ramion szal, dając do zrozumienia, że nie ma zamiaru wyjść.

— Na pewno się pani zastanawia, czy to był wypadek, mi też to nie daje spokoju, bo jak można wypaść z tarasu otoczonego wysoką barierką. Pokręciłam się dzisiaj wokół domu Rottmanów, widziałam taras, na moje oko barierka ma sporo ponad metr. Malwina musiałaby po niej chodzić, żeby spaść.

— Podobno na niej siedziała, tak mi powiedział jej mąż. On tamtego dnia przyszedł tutaj po swoje dzieci, po Olę i Antka. Moja córka też mówiła, że pani Rottman często siadała na tej barierce.

— Pani Izo, czy pani wierzy, że dorosła kobieta mogłaby być tak nieostrożna, żeby spaść z barierki, na której siedzi?

Iza nie ma ochoty odpowiadać na to pytanie. Czego ta dziennikarka od niej oczekuje? Że przyzna, iż to Borys Rottman mógł zepchnąć żonę z tarasu? Że właśnie o tym pomyślała, gdy się dowiedziała o wypadku? Autor kryminałów mordujący żonę to bardzo atrakcyjny temat dla Niesamowitych Historii. Nic dziwnego, że dziennikarka poprowadziła rozmowę w tę stronę.

— Ona podobno tego dnia piła alkohol — mówi Iza, patrząc w bok na uschnięte kwiatki w doniczkach. Zwinięte liście i sterczące łodygi wyglądają żałośnie. Wzdryga się, gdy z ust Anny wypada krótki śmiech.

— Gdyby Malwina była pijana, to spadłaby na deski tarasu i co najwyżej by się trochę poobijała. Chyba że się wygłupiała i przełożyła nogi na zewnątrz.

Iza wzrusza ramionami, dając znać, że w tej kwestii właściwie nie ma własnego zdania. Nadal patrzy na uschnięte kwiaty. Musi je wyrzucić, miała to zrobić tydzień temu, ale nie zdołała się do tego zabrać. Gdy tylko wróci z pogrzebu, zajmie się nimi i jeszcze wytrze kurze z parapetu.

— A nie myśli pani, że to mogło być samobójstwo?

Pytanie dziennikarki zaskakuje Izę. Owszem, pomyślała sobie, że Borys mógł zabić żonę, ale było to myślenie życzeniowe. Nie miała żadnych przesłanek, które pozwalałyby jej uznać to za prawdę. Malwina była złą kobietą i po prostu zasługiwała na taki koniec, na śmierć z ręki bliskiej osoby. Ale samobójstwo? Ta ewentualność nie przyszła jej do głowy.

— Ona by tego nie zrobiła — oznajmia stanowczo.

— Aha, to jednak znała pani Malwinę bardzo dobrze, skoro potrafi pani to stwierdzić.

Iza dopija wodę i wstaje.

— Chyba powinna pani znaleźć sobie inne źródło informacji. Wydaje mi się, że pozostali sąsiedzi chętniej potwierdzą pani sensacyjną hipotezę.

Dziennikarka podnosi się z ociąganiem. Chowa do torebki notes i długopis, a na stół kładzie wizytówkę.

— Gdyby jednak chciała pani coś jeszcze mi powiedzieć, to proszę zadzwonić. — Stojąc już przy drzwiach, dodaje: — Proszę mi uwierzyć, ja nie kieruję się wyłącznie dziennikarskim wścibstwem. Widzę tu wielką tragedię kobiety, która wolała zostawić własne dzieci niż dalej cierpieć.

Iza nie chce rozważać kwestii samobójstwa, ale jej myśli biegną właśnie w tę stronę. Czy to możliwe, że Malwina miała wyrzuty sumienia i nie potrafiła z nimi dalej żyć? Gdyby tak było, to oznaczałoby, iż na tym niesprawiedliwym świecie jest jednak odrobina sprawiedliwości. Pani Rottman zasłużyła na bezsenne noce, na łzy żalu, a przede wszystkim na zabijające ją każdego dnia poczucie winy. Iza jednak nie wierzy, że Malwina skoczyła z tarasu, przecież ta kobieta nie dostrzegała własnych grzechów, była zimna, wyrachowana i bardzo egoistyczna. Tacy ludzie nie odbierają sobie życia.

Iza pochyla się nad muszlą klozetową i wymiotuje. Ostatnio zdarza się jej to coraz częściej, prawdopodobnie przyczyną jest zmęczenie, a może stres. Najchętniej wsunęłaby się teraz pod koc i zasnęła. Niestety musi iść na ten cholerny pogrzeb, nie może zostawić Klary samej pośród tych wszystkich ludzi.

Bierze szybki prysznic, a potem suszy włosy. Z szafy wyjmuje czarną sukienkę, którą miała na sobie ostatni raz czternaście miesięcy temu, również na pogrzebie. Z tamtego dnia najbardziej pamięta spokojne spojrzenie Malwiny i połyskujące w jej uszach złote kolczyki w kształcie wiolinowych kluczy. Straszna kobieta, dobrze, że już jej nie ma, nikt więcej nie będzie przez nią płakał. Z trudem wbija się w czarną sukienkę. Nie wygląda w niej dobrze, ale włoży jeszcze luźny sweter i będzie przyzwoicie.

Na schodach rozlegają się prędkie kroki, za chwilę w drzwiach do sypialni staje Klara. Ma zaczerwienioną twarz i potargane wiatrem włosy. Młody wiek sprawia, że prezentuje się uroczo.

— Przytyłaś — stwierdza beznamiętnie Klara.

Iza zamiera. Ma wrażenie, że została postawiona w stan oskarżenia, a przecież na to nie zasłużyła. To Malwina powinna być potępiana. Niestety w tym kraju nie mówi się źle o zmarłych, jak gdyby śmierć miała moc unieważniania złych uczynków.

Córka podchodzi do niej i pomaga dopiąć zamek w sukience.

— Powinnaś zażądać od taty, żeby już wrócił z tej Anglii.

— To nie takie proste, ma podpisany kontrakt.

— Kontrakt, kontrakt — przedrzeźnia ją Klara, a w lustrze odbija się jej nieładnie wykrzywiona twarz. — Mówisz o tym kontrakcie tak, jak gdyby tata podpisał jakiś pieprzony cyrograf.

Iza wie, że Klara wcale nie tęskni za ojcem, już się przyzwyczaiła, że go nie ma. Chce jednak, żeby wrócił, bo jego obecność dobrze wpływa na atmosferę w domu. Robi się wtedy milej, rodzinniej, a nawet czyściej i widniej, bo sprzątanie i podnoszenie rolet we wszystkich pokojach ma sens, gdy on jest na miejscu.

Klara podaje jej zegarek na cienkiej srebrnej bransoletce.

— Mamo, musimy już iść.

— Tak, skarbie, chciałam ci jeszcze powiedzieć, że na pogrzebie będzie dziennikarka z Niesamowitych Historii. Na pewno będzie próbowała z tobą porozmawiać, ale nie musisz się na to zgadzać.

Klara wygląda na zaskoczoną i trochę przestraszoną.

— Skąd wiesz o tej dziennikarce?

— Była tu dzisiaj. Nazywa się Anna Pasek.

— Co? Wpuściłaś ją? — Klara mówi cienkim, rwącym się głosem. — Co jej powiedziałaś?

— Córciu, uspokój się. Nic jej nie powiedziałam, bo niby co miałabym powiedzieć? Ona chciała ode mnie usłyszeć, że Malwina Rottman mogła popełnić samobójstwo. Oczywiście nie potwierdziłam tej hipotezy.

— Samobójstwo? Boże! Dziennikarze są okropni. Proszę, nie rozmawiaj więcej z nimi, bo gdy Ola się dowie, to będzie miała do mnie żal, jej tata też.

— Dobrze, masz rację.

Iza krąży po pokoju, pakując drobiazgi do torebki. Nie może oprzeć się wrażeniu, że córka obserwuje ją w lustrzanym odbiciu, bo niby po co tak długo przygładza rozczochrane włosy? Klara nie uwierzyła, że ona nic nie wyjawiła dziennikarce. Dobrze zna swoją matkę i wie, że ta nie zdołałaby się powstrzymać przed powiedzeniem czegoś niemiłego o pani Rottman.

Nikt się nie dowie

Подняться наверх