Читать книгу Nikt się nie dowie - Agnieszka Pietrzyk - Страница 13

Оглавление

Rozdział IX

BORYS WYJMUJE Z PUDEŁKA czarną bawełnianą koszulę. Kiwa głową z uznaniem i całuje Ninę w policzek. To prezent od niej na jego czterdzieste drugie urodziny.

— Podoba ci się? Naprawdę?

— Jest elegancka i dobrze, że czarna, jestem w końcu w żałobie.

— Przymierz, proszę.

Nie ma ochoty się przebierać, jest mu wygodnie w miękkim kaszmirowym swetrze.

— W domu przymierzę.

— Proszę, chciałabym zobaczyć, jak na tobie leży. Nie jestem pewna, czy rękawy nie będą za krótkie.

Borys przykłada koszulę do siebie i przygląda się rękawom.

— Nie będą — oznajmia pewnym tonem.

Nina układa wargi w dziubek i pieszczotliwie prosi, aby jednak włożył koszulę. To naleganie denerwuje go, dorosła kobieta, a zachowuje się jak kapryśne dziecko. Niechętnie zdejmuje sweter. Dłonie Niny natychmiast przesuwają się po jego nagich plecach, a jej policzek opiera się o jego ramię. Borys czuje duszącą woń jej perfum i sztywny materiał bluzki. Przychodzi mu do głowy, żeby kupić kochance jakiś delikatniejszy zapach. Będzie szczęśliwa, bo dostanie prezent, a dla niego spotkania z nią będą znośniejsze pod względem olfaktorycznym.

— Jesteś cudowny — szepcze Nina.

Są w jej mieszkaniu na Tuwima w Elblągu. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby zaczęli się kochać, wzdryga się jednak na samą myśl. Nie chodzi nawet o brak chęci, bo przecież jest podniecony, ale coś go krępuje, jak gdyby podglądany był przez dziurkę od klucza. Prawdopodobnie śmierć Malwiny go blokuje. Gdy żyła, zdradzał ją bez większych wyrzutów sumienia, a teraz czuje niestosowność zbliżenia z obcą kobietą. Nie ma odwagi odsunąć Niny, żeby nie poczuła się odrzucona, stoi więc sztywno ze spuszczonymi rękami. Kochanka zauważa jego obojętność. Odrywa się od niego i poprawia włosy, patrząc w bok na regał z książkami. Z jej ust wypada krótkie:

— Przepraszam.

— To ja cię przepraszam. Nie jestem teraz dość odprężony, sama rozumiesz, dzieci i te wszystkie domowe sprawy, nie ogarniam tego.

Trafna wymówka, widzi to w jej oczach pełnych uniżoności i oddania.

— Kochany, jeśli trzeba, to przyjadę i ci pomogę. Wydaje mi się, że złapałam dobry kontakt z twoją córką. Na początek mogę wpadać na dwie, trzy godzinki, potem na dłużej, żeby dzieci się powoli do mnie przyzwyczajały. Kto wie, może święta spędzimy już razem, w czwórkę.

Borysa ogarnia przerażenie. Podobną propozycję już raz wygłosiła, ale wtedy uznał, że to tylko chęć pomocy. Teraz rozumie, że to coś więcej. Ona planuje ułożyć sobie z nim życie, w końcu nie ma żadnych przeszkód, jest wolny.

Wkłada koszulę i zapina guziki, odwraca się przy tym w stronę lustrzanych drzwi szafy. Chce ukryć swój niepokój i rozczarowanie. Niektóre kobiety są piękne i niezwykłe tylko wtedy, gdy są kochankami. Dlaczego ona tego nie pojmuje?

Nina zapina mu guziki przy mankietach i wygładza tkaninę na klatce piersiowej.

— Mogę nawet jutro do ciebie przyjechać i ugotować obiad. Chcesz?

— Chciałbym, ale lepiej, żebyś została w wydawnictwie i ten czas poświęciła na pisanie. To jest teraz najważniejsze. Zgodzisz się ze mną?

Kątem oka dostrzega rozczarowanie na jej twarzy i jeszcze specyficzne skrzywienie warg, jak gdyby miała się rozpłakać. Odezwał się do niej zbyt oschle. Powinien postarać się o cieplejszą intonację. Musi naprawić swój błąd. Kładzie dłoń na jej ramieniu.

— Nie mam sumienia angażować cię w prace domowe, i tak masz dużo swoich obowiązków. Wolę do tego kogoś wynająć.

— Ale ja chcę, żebyś mnie angażował, chcę być częścią twojego życia.

— Przecież jesteś.

Przygarnia ją i wsuwa dłoń w jej włosy. Krzywi się, bo są nieprzyjemne w dotyku. Znowu użyła tego okropnego lakieru, a tyle razy jej mówił, żeby tego nie robiła. Wilgotne usta przesuwają się nad kołnierzykiem jego koszuli. Pochyla się i długo ją całuje. Osiąga zamierzony cel, bo Nina się rozpromienia. Na szczęście wystarczył jeden pocałunek.

Ma świadomość, że ta niewysoka kobieta o ciemnych oczach jest kimś wyjątkowym w jego życiu, nie tylko kochanką i wydawcą, jest przede wszystkim autorką jego książek. Kochankę można zmienić, wydawcę też, ale innego autora nie znajdzie, bo niby jak? Ma dać ogłoszenie w sieci? „Znany autor kryminałów szuka pisarza, który z kilkustronicowego konspektu stworzy powieść i nie będzie chciał firmować jej swoim nazwiskiem. Zgłoszenia i próbki tekstu proszę przysyłać pod adres…”, i tak dalej. Poza tym, gdyby nawet ktoś się znalazł, to w grę wchodzi jeszcze odtworzenie jego stylu literackiego, a właściwie stylu Niny, bardzo oszczędnego i dosadnego. Język powieści to coś bardzo specyficznego, to swoiste linie papilarne pisarza, trudno go podrobić. Borys wie, że musi dbać o zachowanie obecnego układu, dla niego jest idealny. Kilka spotkań z kochanką w jej sypialni, to nie było męczące, a nawet przyjemne. Ujmowało go jej zaangażowanie i starania, aby go zadowolić. Prawie za każdym razem prezentowała mu nowy zestaw bielizny, coraz bardziej frywolnej, ostatnio nawet pokazała mu się w skórzanym biustonoszu. Podsyłała mu też mailem fragmenty powieści erotycznych z pytaniem, co wybiera na ich kolejne spotkanie. To było fascynujące, najpierw czytał najróżniejsze opisy seksu, od romantycznych zbliżeń po ostrą jazdę. Wskazywał, co go najbardziej kręci, a potem odgrywali całą miłosną scenę w jej mieszkaniu, dokładnie tak, jak było opisane. Raz zaproponowała, aby uruchomili kamerę i zarejestrowali swoje figle. Nie zgodził się. Wolał, aby dowód na zdradę nie istniał. W łóżku omawiali też kolejne pomysły na książkę i redagowali istniejące fragmenty. To naprawdę był idealny układ. Niestety Nina planuje go zmienić, chce zastąpić Malwinę, a jemu to nie pasuje. Wspólne życie z nią pod jednym dachem? Nigdy. Nie kocha jej, nawet nie lubi z nią rozmawiać, chyba że o jego książkach. Ponadto nie zniósłby jej ustawicznych prób przypodobania się. Umizgi są fajne od święta, ale nie na co dzień. Postanawia dbać o Ninę, żeby nabrała przekonania, iż znajduje się w idealnym położeniu, a wszelkie zmiany, choćby częstsze spotkania z nim bądź zajmowanie się jego domem i opieka nad dziećmi, mogłyby źle wpłynąć na ich wyjątkowy związek.

Odsuwa się od niej i obraca wokół własnej osi.

— Jak wyglądam? Powiedz w końcu.

— Fantastycznie.

Borys zerka na swoje odbicie w lustrze.

— Mnie też się wydaje, że jest super. Masz dobre oko do ubrań, sama zawsze wyglądasz doskonale. — Rzuca tę uwagę niby od niechcenia i z zadowoleniem zauważa, że Nina pręży się z dumy.

— Zostaniesz w koszuli?

— Oczywiście.

— Cieszę się, że trafiłam z prezentem. Idziemy już?

Borys przytakuje. Jest głodny i chętnie coś zje.

— Gdzie zarezerwowałaś stolik?

— Zobaczysz na miejscu, to niespodzianka. — Nina wrzuca kluczyki do torebki i wkłada żakiet. — Pojedziemy moim samochodem.

Gdy zbiegają po schodach, patrzy na jej łydki. Choć dość okrągłe, to w zestawieniu ze szpilkami nabierają smukłości. Wychodzą z klatki i kierują się na osiedlowy parking. Borys wypatruje zielonej toyoty. Dostrzega mężczyznę w białej koszuli, jego krępa sylwetka wydaje mu się znajoma. Tamten wchodzi między dwa samochody, jak gdyby chciał uciec przed ich wzrokiem. Za chwilę wsiada do szarego seata z warszawską rejestracją. Borys już wie, kto to jest. Ogarnia go zdumienie. Karol Lubomirski, pracownik towarzystwa ubezpieczeniowego, przyjechał pod prywatne mieszkanie Niny. Dlaczego? Jeśli chciał porozmawiać z jego wydawcą, to powinien udać się do Czarnej Róży, a nie tutaj. Skąd w ogóle zna adres? Nagle Borysa olśniewa. Czy ten okropny człowiek przyjechał do Elbląga za nim? Śledzi go? Przecież to jest chora sytuacja. Wcześniejsze zdumienie przeradza się w niepokój.

Wsiadają do toyoty i ruszają. Nina włącza radio, jak zwykle zbyt mocno podkręca dźwięk. Głos dziennikarza zapowiadającego kolejnego wykonawcę dudni w głośnikach. Borys próbuje w lusterku zobaczyć, czy szary seat jedzie za nimi. Samochodu nie widać, ale wcale go to nie uspokaja. Powtarza sobie w myślach, że nie ma czego się bać. Nie zabił żony, o co podejrzewa go ten szaleniec. Zastanawia się, czy nie powinien zadzwonić do PZU i zgłosić niepokojące zachowanie ich pracownika, bo przecież to zakrawa na prześladowanie.

Nina zarezerwowała stolik w małej przytulnej restauracji noszącej nazwę Przy Bramie i stosownie do nazwy zlokalizowanej przy bramie targowej. Był tu kiedyś z Malwiną i dwójką przyjaciół, ale postanawia się do tego nie przyznawać. Skoro lokal ma być niespodzianką, niech będzie nią w stu procentach. Uważnie rozgląda się wokół i chwali grafiki kamieniczek wiszące na ścianach, a gdy bierze w rękę kartę dań, zaczyna rozpływać się w pochwałach nad bogactwem oferty. Nina aż promienieje z zachwytu, bo urodzinowy prezent się udał. Ona zamawia filet z łososia w sosie pomarańczowym z serkiem mascarpone, a on po długim namyśle decyduje się na karkówkę z grilla. Czekając na dania, jedzą grzanki z marynowanymi pomidorami.

— Zastanawiałem się nad zmianą tytułu. Okno brzmi trochę beznamiętnie. Brakuje w tym zapowiedzi czegoś intrygującego. Nie sądzisz?

Ruchem głowy przyznaje mu rację.

— Masz jakieś propozycje? Tylko błagam, niech tytuł będzie krótki, maksymalnie trzy słowa.

— Miasto z oknami?

— Nie, zbyt abstrakcyjny.

— Okno twojego sąsiada?

Nina się uśmiecha.

— Już lepiej.

— A może Zasłonięte okno?

— Bardziej mi się podoba Okno twojego sąsiada.

Siedzą naprzeciw siebie. Kochanka wyciąga rękę i gładzi go po grzbiecie dłoni. Znowu te publicznie okazywane czułostki, jak gdyby byli nastolatkami, a przecież są dorośli, a w dodatku od niedawna jest wdowcem. Powinna o tym pamiętać, przecież ktoś może go tu rozpoznać, ktoś może nawet zrobić im zdjęcie. Borys rozgląda się wokół, wypatrując Karola Lubomirskiego. W lokalu jest niewiele osób, na szczęście nie ma wśród nich agenta ubezpieczeniowego. Próbuje się odprężyć, ale ciąży mu myśl, że tamten go tropi.

Kelner stawia przed nimi dwa talerze i na życzenie Niny zapala świeczkę. Ona odwija sztućce z serwetki.

— Pięknie pachnie i jeszcze lepiej wygląda — zauważa.

Rzeczywiście dania wyglądają jak małe dzieła sztuki. Borys przełyka kawałek karkówki, jest wyśmienita.

— Czy kontaktował się z tobą Karol Lubomirski? — pyta niepewnie, bo nie wie, czy powinien ją wciągać w tę sprawę.

— Nie, a kto to jest? Znowu jakiś dziennikarz?

— Nie, to nie dziennikarz. To facet z PZU.

— Niech zgadnę, mają bardzo korzystną ofertę ubezpieczeniową? Na razie podziękuję. Jestem w tej chwili ubezpieczona.

— On nie ubezpiecza, przynajmniej nie w tym celu przyjechał z Warszawy.

— To po co przyjechał?

— Żeby znaleźć powód, który pozwoli im unieważnić wypłatę odszkodowania z polisy.

— Z jakiej polisy?

Nie musi jej odpowiadać. Uniesione brwi wskazują, że zrozumiała, o czym jest mowa.

— Twoja żona wykupiła polisę na życie? Tak?

— Tak, na milion złotych.

Ta informacja wprawia ją w zdumienie. Na moment odkłada nawet sztućce i wyciera palce w serwetkę, jak gdyby waga tej informacji wymagała zaprzestania konsumpcji.

— Żartujesz? — pyta po dłuższej chwili.

— To nie żart. Czytałem umowę. Znalazłem ją w papierach Malwiny, no i Lubomirski podesłał mi kopię.

Pierwsze oszołomienie mija. Teraz Nina przybiera profesjonalny wyraz twarzy, jak gdyby miała zaraz podpisać umowę z nowym autorem, ale planuje jeszcze zadać kilka szczegółowych pytań.

— Dlaczego ona to zrobiła? Kurczę, przecież nie każdy ubezpiecza swoje życie na taką sumę.

— Myślę, że to jest związane z jej pasją, z żeglowaniem. Umiała pływać, ale na morzu zawsze jest ryzyko.

— Nie większe niż na polskich drogach — zauważa Nina.

Borys odruchowo przytakuje.

— Zapewne masz rację, ale nikt nie zakłada, że zginie w wypadku samochodowym, a na żaglach chyba jest inaczej. Tam ludzie liczą się z ryzykiem. Myślę, że Malwina też miała świadomość, czym może się skończyć jej pasja, tym bardziej że planowała więcej czasu spędzać na morzu. Chciała zająć się tym zawodowo. Wybierała się na kurs żeglarski do Hiszpanii, żeby potem otworzyć szkółkę w Kątach.

— No dobra, powiedz, jak on zamierza unieważnić tę polisę.

— Wystarczy, że udowodni, iż to było samobójstwo, ale mam wrażenie, że nie tego chce dowieść.

— Borys, proszę, mów jaśniej.

Z trudem przełyka kolejny kawałek karkówki.

— On podejrzewa, że ja zabiłem Malwinę. Powiedział mi to prosto w twarz.

Nina bierze głęboki oddech, po chwili kolejny.

— Czyli jednym słowem, powinieneś się bać. — Borys nie wie, czy ona to mówi z ironią, czy na serio. — Miałbyś to zrobić dla polisy?

— Tak.

— Ale przecież ty dobrze zarabiasz, niedługo twoje honorarium przekroczy milion. Powiedz mu o tym.

— Powiedziałem, że nie chcę pieniędzy z polisy, że mogę z nich zrezygnować, ale on uznał, że blefuję. Ten facet coś kombinuje, ale nie wiem co. Mam wrażenie, że chce mnie na czymś przyłapać. Stał pod twoim blokiem, potem wsiadł do szarego seata. Zauważyłem go, gdy szliśmy do samochodu. Śledzi mnie. To mnie niepokoi.

Nina odkrawa kawałek łososia i wkłada do ust. Po chwili marszczy brwi, wyraźnie się nad czymś zastanawia.

— Czy ty masz powód, żeby się bać śledztwa policji? — pyta z nutą wahania, ale spojrzenie jej ciemnych oczu jest ostre i przenikliwe.

Borys nie dowierza, że słyszy tak wyraźną insynuację. Podobno zakochane kobiety ślepo wierzą w uczciwość i niewinność swoich partnerów, ale nie Nina. Ona go podejrzewa o popełnienie najgorszego przestępstwa.

— Nie zepchnąłem Malwiny z tarasu — mówi ostro. — Jak w ogóle mogłaś tak pomyśleć? Miałem nadzieję, że będziesz mnie wspierać, a ty mnie podejrzewasz.

Nina pochyla się i dotyka jego dłoni. Jej ciemne oczy podświetlone płomieniem świecy błyszczą głęboką czernią.

— Wspieram cię, kochany. Dla mnie nie ma znaczenia, czy zabiłeś żonę, czy nie. Gdybyś nawet wystrzelał połowę Kątów Rybackich, i tak bym cię dalej kochała. Zawsze będę cię chronić, pamiętaj o tym. Jestem gotowa z każdym iść na wojnę, aby ci pomóc. To dlatego pytam, czy masz coś wspólnego z wypadkiem Malwiny, żeby móc się przygotować do walki o ciebie. Jeśli trzeba będzie, mogę złożyć fałszywe zeznania na policji, dać ci alibi czy co tam potrzebujesz.

Borys czuje się nieswojo, bo w tym wyznaniu pobrzmiewa niezdrowe przywiązanie.

— Powtarzam ci jeszcze raz, nie zabiłem Malwiny. Nie musisz kłamać w mojej sprawie. Oczekuję od ciebie jedynie zrozumienia.

Nina pokornie pochyla głowę.

— Przepraszam, kochany. Po prostu pomyślałam, że może pozbyłeś się żony, aby związać się ze mną. To głupie, wiem.

— Malwina jest matką moich dzieci. Jak mógłbym zrobić jej krzywdę?

— Oczywiście, że nie mógłbyś. Przepraszam, że tak pomyślałam.

Borysowi zaczyna krążyć w głowie myśl, żeby wykorzystać sprawę Lubomirskiego do zbudowania dystansu między nim a Niną.

— Boję się, że ten facet z PZU tak prędko nie odpuści. Chodzi przecież o cały milion, na pewno obiecali mu spory procent od tej kwoty. Musimy bardzo uważać, żeby się nie zdradzić z naszym związkiem, bo on gotów wyciągnąć taki sam wniosek jak ty, że zabiłem żonę, żeby być z tobą.

Kochanka uśmiecha się pobłażliwie, wydaje się nie podzielać jego obaw.

— Olej go. Skoro nic złego nie zrobiłeś, to nie musisz być jakoś specjalnie ostrożny.

— Kochana, to nie takie proste. A co, jeśli on o swoich podejrzeniach i naszym romansie powie mediom, bo uzna, że przyparty do ściany przyznam się do wszystkiego?

— Wtedy wzrośnie sprzedaż twoich książek.

— Też bym tak zakładał, gdyby nie Ola i Antoś. Nawet nie chcę myśleć, jak zareagowałaby Oleńka, gdyby przeczytała w internecie, że jej ojciec ma romans i jest podejrzewany o zabicie żony.

Nina wzdycha.

— Kochany, proszę, przestań dramatyzować. Nie możemy pozwolić, aby ktoś dyrygował naszym życiem. A jeśli Ola rzeczywiście coś takiego przeczyta w sieci, to po prostu z nią porozmawiasz. Powiesz jej, że ludzie potrafią być okropni, że oczerniają celebrytów, bo wtedy sami się lepiej czują. To mądra dziewczynka, na pewno zrozumie.

Borys ma wrażenie, że on i kochanka przeciągają linę. Kto z nich okaże się silniejszy? Z zaskoczeniem przyznaje, że Nina dość twardo upiera się przy swoim. Nie spodziewał się tego. Myślał, że pokornie zgodzi się na dalsze ukrywanie ich związku.

— Musimy ograniczyć nasze spotkania — oznajmia stanowczo.

Nina nagle pęka. Z jej oczu płyną łzy, usta się wykrzywiają, widelec wysuwa się z dłoni i spada z brzękiem na talerz. Dwie kobiety siedzące przy sąsiednim stoliku oglądają się na nich.

— Od trzech lat się ukrywamy. Nie chcę tak dłużej.

Borys jest niewzruszony. Jeśli teraz ustąpi, to ta kobieta zdominuje jego życie.

— Nie mamy wyjścia. Musimy jeszcze poczekać.

— Ile? Chcę mieć normalny dom i męża.

Pierwszy raz otwarcie mówi, że myśli o małżeństwie, nie tylko o wspólnym mieszkaniu. W Borysie rodzi się bunt. Nie ma zamiaru godzić się na sformalizowanie związku, na pewno nie wymusi tego na nim łzami. Malwina nigdy nie próbowała takich tanich sztuczek.

— Nie planuję drugiego małżeństwa — oznajmia chłodno.

Nina wydaje się być w szoku. Siedzi nieruchomo i wpatruje się w płomień świecy. Na jej pobladłych policzkach błyszczą łzy. Wyciera je drżącą dłonią.

— Dobrze, możemy się rozstać, ale rozstanie będzie ostateczne. Poszukaj sobie nowego wydawcy i autora też.

Nina wstaje. Borys łapie ją za nadgarstek. Trochę przesadził, ale zaraz ją udobrucha, wystarczy kilka miłych słów.

— Kochana, powiedziałem jedynie, że nie planuję drugiego małżeństwa, to nie znaczy, że nie chcę być z tobą. Chcę, i to bardzo. — Całuje ją w rękę. — Proszę, usiądź, zjedzmy kolację.

Nina ma zaciśnięte szczęki i patrzy w ścianę. Borys nie puszcza jej dłoni, bo boi się, że wybiegnie z restauracji. Kolejni goście zaczynają się w nich wpatrywać.

— Proszę, usiądź — powtarza łagodnie.

Kochanka opada na krzesło i chwyta szklankę z winem. Wypija całą zawartość.

— Nie chcę być tylko przystawką — wyrzuca z siebie.

— Nie jesteś — zapewnia natychmiast.

Stara się przybrać zbolałą minę, żeby zobaczyła, że mu przykro, że nie chciał jej zranić. Ona jednak na niego nie patrzy. Zaczyna szybko jeść łososia, jak gdyby chciała przyspieszyć koniec wspólnej kolacji.

— Ja też mam uczucia i ambicje — mówi z pełnymi ustami.

Borys jest zaskoczony, że jeszcze nie udało mu się jej ugłaskać. Nie miał z tym nigdy problemu, a teraz taka dziwna sytuacja. Chciałby przywrócić poprzednie relacje, ale z niepokojem myśli, że to może być trudne.

— Najdroższa, liczę się z twoimi uczuciami, ale muszę też mieć na uwadze moje dzieci, one niedawno straciły matkę. Proszę, zrozum mnie.

Wydawczyni się nie uspokaja, wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej się nakręca. Usta jej drżą, ręce też, kawałek ryby spada z widelca na obrus.

— Mam od czasu do czasu dać ci dupy i przede wszystkim zapieprzać za ciebie. Mam tego dosyć. Kończę z tobą.

Borysa ogarnia trwoga. Dobrze wie, co oznacza definitywne zerwanie. Bez niej będzie nikim. Ona go stworzyła i go zniszczy. Nie będzie kolejnych powieści ani pieniędzy, skończy się też uwielbienie czytelników i szacunek sąsiadów. W zamian czeka go powrót do zawodu nauczyciela i harówka za marne grosze. Tylko nie to.

— Kochana moja, przecież my tworzymy idealny duet. Nie istniejemy bez siebie.

Odchrząka, żeby pozbyć się piskliwej, żałosnej nuty w głosie. Wydaje mu się, że Nina patrzy na niego z góry, dziwne wrażenie, bo głowę ma niżej niż on. Nadal jest zdenerwowana, ale w jej spojrzeniu pojawia się bezkompromisowość.

— Teraz będę pisała na swój rachunek, na swoje nazwisko.

Słyszy w jej głosie pewność siebie. Nie znał jej z tej strony. Chce powiedzieć, że zmiana warunków współpracy to zbyt duże ryzyko dla nich obojga. Oczywiście ona pisać umie, ale nie ma takich pomysłów jak on, a więc nie wiadomo, czy odniesie sukces. On z kolei bez niej napisze nową powieść, ale prawdopodobnie czytelnicy zorientują się, że to nie ta jakość i się od niego odwrócą. Otwiera już usta, aby ją przywołać do rozsądku, w ostatniej chwili zmienia zdanie.

— Dobrze, będzie po twojemu. Życzę ci powodzenia i będę za ciebie trzymał kciuki. Chcę, żeby ci się udało.

Nina odkłada sztućce i zdmuchuje świecę. Wydaje się spokojniejsza. Z kolei Borys ma wrażenie, że spada w przepaść. Przez trzy lata kontrolował sytuację, panował nad kochanką, sama mu to ułatwiała, bo była posłuszna, skoncentrowana na nim. Jak mógł to zaprzepaścić? Przecież przed godziną sam postanowił, że musi o nią dbać, żeby nie planowała zmieniać ich układu, a teraz taka katastrofa.

Wydawczyni podchodzi do baru i płaci rachunek. Jej obcasy głośno stukają o posadzkę, gdy kieruje się do wyjścia. Borys zrywa się i biegnie za nią. Musi podjąć ostatnią próbę przywrócenia dawnych relacji. Musi to zrobić dzisiaj, bo jutro będzie za późno, Nina oswoi się z nową sytuacją, nabierze przekonania, że nie są sobie przeznaczeni, a bez niego czeka ją wielka literacka sława.

Gdy są już na zewnątrz, obejmuje ją w tali i obraca stanowczym ruchem w swoją stronę. Widzi jej zaniepokojone spojrzenie. Czyżby przestraszyła się, że coś jej zrobi? Unosi kochankę. Teraz ich twarze są na tej samej wysokości, a jej biust wspiera się na jego klatce piersiowej.

— Postaw mnie — mówi mało zdecydowanym tonem.

Borys całuje ją, ale bardzo delikatnie, zaledwie muska jej usta wargami.

— Kocham cię — szepcze.

Nigdy jej tego nie mówił, bo dotąd nie było takiej konieczności. Teraz zdecydował się na to wyznanie, choć czuje, że może zaprzepaścić wszystko. Albo Nina uwierzy, że jest dla niego najważniejsza na świecie, albo zorientuje się, że to jedynie żałosna próba ratowania własnej pozycji.

— Też cię kocham — mówi Nina, a w jej oczach błyszczą łzy.

Borys śmieje się głośno z wyraźną ulgą. Udało się. Całuje ją jeszcze raz, tym razem mocniej. Jest to pocałunek szczery, przesycony wdzięcznością. Stawia kochankę na chodnik. Ma zamiar zaproponować, aby jeszcze gdzieś razem poszli, może do kina, ale jego uwagę zaprząta postać stojąca po drugiej stronie ulicy, w cieniu kamienic, jak gdyby ten ktoś chciał się ukryć. Rozpoznaje Karola Lubomirskiego. To na pewno on, biała koszula i krępa sylwetka go zdradzają. To paranoiczne, że ten człowiek go śledzi. Musi go przekonać, że to nie ma sensu.

— Kochana, poczekaj chwilę. Tam stoi Lubomirski, porozmawiam z nim i zaraz do ciebie wracam.

Przechodzi przez ulicę. Agent wita go szerokim uśmiechem.

— Panie Rottman, co za niespodziewane spotkanie.

Borys zaciska pięści. Ten człowiek z pospolitą gębą jest wyjątkowo bezczelny.

— Jeśli będzie pan dalej za mną łaził, zawiadomię policję.

— Policję? A nie boi się pan, że zaczną się panem interesować?

— Nie boję się i nie mam nic do ukrycia, a jeśli pan mnie o coś podejrzewa, to niech sam pan złoży na mnie doniesienie, to na pewno lepsze rozwiązanie niż łażenie za mną.

Lubomirski przytakuje.

— Jest pan pewien, że nie złamie się podczas wielogodzinnego przesłuchania w prokuraturze? A takie pana zapewne czeka, wystarczy, że policja pozna motyw. Nie zrzuca się przecież żony z tarasu bez powodu.

Borys zaciska zęby. Czuje się bezsilny wobec obsesji tego człowieka. Żeby tylko podkomisarz Zalewski zauważył, że to wariat. Gorzej będzie, jeśli mu uwierzy.

— Nie zabiłem żony — mówi z wymuszonym spokojem. — Nie zależy mi na tym milionie. Jeśli nie mogę zrezygnować z jego wypłaty, to może przeleję kasę na jakąś waszą fundację, w ten sposób oddam wam całą wypłatę z polisy. Powtarzam, że nie zależy mi na tych pieniądzach.

— Wcale nie twierdzę, że pan zabił żonę dla kasy. Owszem, na początku tak myślałem, ale teraz wiem, że powód jest inny.

Borys słyszy za plecami stukot obcasów. Ogląda się przez ramię. Nina, podenerwowana czekaniem, zaczęła spacerować.

— Ta kobieta jest moim wydawcą — wyjaśnia i nagle milknie, bo uświadamia sobie, że przed chwilą się z nią całował, a agent był tego świadkiem.

— A czy ja zasugerowałem, że powodem jest uczucie do innej kobiety?

Borys jest coraz mocniej zirytowany. Popełnił błąd, mówiąc o Ninie. Tylko winni się tłumaczą. Odwraca się z zamiarem odejścia.

— Zabił pan żonę, bo pana zdradzała, miała młodego, przystojnego kochanka. Nawet pana rozumiem, to trudne do zniesienia, takie upokorzenie.

Borys ma wrażenie, że brakuje mu tchu, jak gdyby Lubomirski przywalił mu pięścią w klatkę piersiową. Odwraca się i łapie go za koszulę z zamiarem przyciągnięcia do siebie i wysyczenia mu w twarz, że jest hieną. Tamten stoi jednak jak posąg przyspawany do chodnika. Dwa guziki z jego koszuli odskakują.

— Zniszczył pan moje służbowe ubranie.

Powoli rozwiera palce, wypuszczając agenta.

— Moja żona była wspaniałą kobietą, nie masz prawa mówić o niej takich rzeczy.

Lubomirski chichocze, jak gdyby usłyszał żart. Borysa zalewa fala wściekłości. Nagle pod jego ramię wsuwa się ręka Niny.

— Przepraszam, że przerywam panom rozmowę, ale z przeciwnej strony ulicy widziałam, że nie zmierza ona w dobrym kierunku. Może panowie umówiliby się w innym terminie na jej kontynuowanie, choćby u mnie w wydawnictwie.

— Nie mamy sobie nic więcej do powiedzenia — oznajmia Borys, wdzięczny Ninie, że się wtrąciła. Tylko dzięki niej nie przywalił temu typkowi. Przyciska mocniej do boku rękę kochanki, po czym oddalają się prędkim krokiem.

Nikt się nie dowie

Подняться наверх