Читать книгу Nikt się nie dowie - Agnieszka Pietrzyk - Страница 25
ОглавлениеRozdział XXI
BORYS CHODZI PO GABINECIE NINY. Nagle zatrzymuje się przy biurku i kładzie na jego brzegu okulary. Za chwilę je zabiera, bo wydaje mu się, że zakłócają przestrzenną symetrię. Włożył dzisiaj ciemne szkła, mimo pochmurnej pogody. Dobrze się w nich czuje, bo nikt mu nie zagląda w oczy. Znowu zaczyna wędrować od drzwi do okna i z powrotem, jak chomik w klatce. Lewy but mu skrzypi. Irytuje go to. Próbuje stawiać stopę bardziej na piętę, ale to nie pomaga. Przyspiesza kroku. Skrzyp, skrzyp, skrzyp. Wyrzuca z siebie przekleństwo. Ma przecież te buty od roku i nagle zaczęły skrzypieć. Gdy zatrzymuje się przed oknem, drażniący dźwięk ustaje. Teraz przeszkadza mu suchość w ustach. Na parapecie widzi plastikową butelkę z wodą. Odkręca ją i wącha. Chyba jest świeża. Bierze dwa łyki. Kranówka. Uświadamia sobie, że to woda do podlewania storczyka. Resztę wylewa więc do doniczki.
Na biurku wydawczyni panuje porządek. Żadnych porozrzucanych maszynopisów czy długopisów ani karteczek z zanotowanymi pospiesznie numerami telefonów. Na brzegu dwie książki, jedna z nich to poradnik, jak prowadzić wydawnictwo, ponadto klawiatura, myszka i monitor. Otwiera szufladę. Tutaj również wszystko starannie poukładane. Skoroszyty jeden na drugim, a każdy podpisany. W kolejnej szufladzie trafia na pendrive’a. Chowa go do kieszeni.
Przyszedł tutaj po ostatnią wersję książki Niny. Plik, który skopiował u siebie w domu z jej laptopa, liczył dwieście osiemnaście stron, ale to było tydzień temu. Od tamtej pory zapewne sporo dopisała. Liczy na to, że na znalezionym właśnie nośniku pamięci znajduje się powieść. Ma ochotę od razu to sprawdzić. Od czasu wypadku Niny brakuje mu cierpliwości. Chciałby, aby jego kluczowe sprawy zostały pozamykane. Niestety, wszystko znajduje się w dziwnym zawieszeniu, choć i tak jest lepiej niż jeszcze trzy dni temu, gdy wysyłał kochankę do przystani jachtowej.
Do gabinetu wchodzi Marta z filiżanką kawy. Porcelana drży cicho w jej rękach. Zaczerwienionymi od płaczu oczami przypomina mu, że powinien włożyć okulary, aby zasłonić swoje niespokojne spojrzenie.
— Był pan dzisiaj u Niny?
— Tak, właśnie wracam ze szpitala.
— Jak ona się czuje?
— Jest nieprzytomna.
— To znaczy, że jest w stanie śpiączki farmakologicznej i niebawem ją wybudzą, tak?
Borys kręci przecząco głową.
— Niestety, to jest śpiączka pourazowa.
— Ale z takiej też można człowieka wybudzić? Mówili panu, kiedy to zrobią?
Borys podchodzi do okna i patrzy na uliczny bruk. Pojawiły się już na nim pierwsze krople deszczu.
— Nie jestem krewnym Niny i nie mogą mi udzielić informacji o stanie jej zdrowia, ale na intensywnej terapii na szczęście pracuje moja koleżanka z podstawówki.
— Co panu powiedziała?
— Nie jest dobrze. Nina ma uszkodzony pień mózgu. Jak to się mówi… no… jest ryzyko…
Marta przyciska dłoń do serca. Broda jej się trzęsie, a w oczach szklą się łzy.
— Ryzyko, że umrze? — pyta szeptem.
— Ta moja koleżanka mówiła, że przy tak dużych uszkodzeniach mózgu śpiączka może się przerodzić w stan wegetatywny.
Z ust sekretarki wyrywa się cichy jęk.
— To znaczy, że ona będzie rośliną?
Borys wzdycha, potwierdzając w ten sposób straszny wyrok.
— Ale czy oni coś w ogóle robią? Próbują ją ratować? — pyta z nadzieją Marta.
— Jutro mają ją przewieźć do Gdańska, do szpitala akademii medycznej.
Sekretarka zaczyna płakać. Podchodzi do niej i niezdarnie ją obejmuje.
— Mi też jest ciężko — oznajmia przytłumionym od emocji głosem.
— Wiem. Przepraszam. To ja powinnam pana pocieszać, a nie pan mnie. Przecież wy się kochaliście. W ostatnich tygodniach stracił pan dwie bliskie osoby, żonę i Ninę. Bardzo panu współczuję. — Teraz sekretarka go obejmuje i mocno ściska. — Proszę napić się kawy. Zaraz panu ostygnie.
Podnosi filiżankę i bierze kilka łyków. Kawa jest piekielnie słodka. Taką piła Nina, a on zawsze gorzką. Marta jest tak przejęta, że parzenie kawy wykonała machinalnie. Wzrusza go ta dziewczyna. Bardzo przeżyła wypadek szefowej. No cóż, trafiła tutaj jako dziewiętnastolatka i przez te ponad cztery lata zdążyła się przywiązać.
Marta głośno wyciera nos.
— Jak to się właściwie stało? Jak ona wpadła do tej wody?
— Potknęła się. Najzwyczajniej w świecie potknęła się na pomoście i wpadła do wody, uderzając głową o burtę jachtu. Wszystko przez te obcasy. Gdyby nie one…
— Widziałam te jej najnowsze buty. Były straszne, obcas osiemnaście centymetrów. Nawet sobie pomyślałam, że są niebezpieczne, że można się przewrócić. Nic jej nie powiedziałam, żeby uważała, bo taka była z nich dumna. Sprowadziła je ze Stanów. — Sekretarka przysiada na brzegu biurka i zakłada jedną nogę na drugą. — A dlaczego poszła do przystani sama, bez pana? Gdyby trzymała pana pod rękę, nic by się jej nie stało.
— Pojechała na spotkanie z dziennikarką Anną Pasek. Ja jej wcześniej udzieliłem wywiadu. Ukazał się dzisiaj w Niesamowitych Historiach.
— Wiem, czytałam. Ta historia z pana synem, to potworne. Los pana nie oszczędza. Tak mi pana żal.
Sekretarka splata dłonie i przyciska do piersi.
— Swoje w życiu przeżyłem. Pociesza mnie tylko myśl, że gorzej być już nie może.
Borys wzdycha, Marta również.
— No to dlaczego poszła sama na spotkanie z tą dziennikarką?
— Chciałem iść z nią, ale się nie zgodziła. Kategorycznie zaprotestowała. Powiedziała, że gdy będzie sama, to lepiej wszystko załatwi. Chciała przekonać panią Pasek, że nie powinna publikować wywiadu ze mną. Uznała, że to zaszkodzi mojemu wizerunkowi i źle wpłynie na sprzedaż książek. Tłumaczyłem jej, że ciężko żyje mi się w kłamstwie, że chcę, aby prawda wyszła na jaw, a poza tym mój syn powinien mieć swoje miejsce na cmentarzu. Ona jednak przedstawiła więcej argumentów. Do mnie najbardziej trafił ten, że Ola i Antoś nie poradzą sobie z traumą. Pozwoliłem jej jechać do przystani i rozmówić się z dziennikarką. Żałuję, że ją puściłem samą.
— To nie pana wina. Nina potrafiła być bardzo uparta. Coś o tym wiem.
Borys opuszcza wzrok, wprost na nogi Marty. Dziewczyna ma na sobie cienkie czarne rajstopy, które podkreślają smukłość jej łydek. Uzmysławia sobie, że dzisiaj nie wypada mu się tak wpatrywać, kieruje więc spojrzenie na okno i trafia na smutny widok. Cienkie stróżki deszczu spływają po szybie.
— To dziennikarka wyciągnęła Ninę z wody?
— Nie. Anna zajęła się resuscytacją, a do wody wskoczyła właścicielka wypożyczalni sprzętu wodnego. Akurat była w przystani i wszystko widziała, jak Nina się potyka i spada z pomostu. Jej zeznania były dla policji kluczowe. W innym razie Anna Pasek mogłaby stać się podejrzaną.
— Podejrzaną? — sekretarka jest szczerze zaskoczona.
— No tak, zawsze mogłoby się pojawić pytanie, czy nie pomogła Ninie wpaść do wody.
— Że niby aż tak bardzo zależało jej na publikacji wywiadu z panem? A wie pan, że to miałoby sens. Dzisiaj na Niesamowitych Historiach panuje szaleństwo. Wywiad z panem ma już trzydzieści tysięcy wejść, a to zaledwie parę godzin. — Sekretarka podnosi się z biurka. — Muszę już jechać. Brat pani Niny przylatuje z Dublina. Obiecałam, że odbiorę go z lotniska i zawiozę do jej mieszkania.
Podaje jej pustą filiżankę.
— Dziękuję za kawę.
— Panie Borysie, a co będzie z Czarną Różą? Zostanie zamknięta?
— O tym zadecyduje brat Niny. Może go pani dzisiaj o to zagadnąć. Ta kwestia mnie też mocno obchodzi. Raczej nie będę miał problemu ze znalezieniem nowego wydawcy, no ale gdyby Czarna Róża dalej funkcjonowała…
— Myśli pan, że mogłabym poprowadzić wydawnictwo? Sporo się przy Ninie nauczyłam. Zatrudniłabym kogoś do pomocy.
Patrzy na niego z nadzieją w oczach.
— Sądzę, że dałaby pani sobie radę.
— I będzie pan moim autorem?
— To zależy, jakie warunki umowy dostanę.
— Lepsze niż u Niny.
— W takim razie się zastanowię. — Borys się uśmiecha. — Mógłbym tu jeszcze chwilę zostać? Dałaby mi pani klucze, a ja wychodząc, wrzucę je do skrzynki.
Na twarzy dziewczyny maluje się zaskoczenie, szybko więc wyjaśnia:
— Chciałem trochę tu posiedzieć w samotności i porozmyślać. W domu są dzieci, tam nie mogę być smutny i płakać. Rozumie mnie pani?
Oczy Marty napełniają się łzami.
— Rozumiem. Zaraz dam panu klucz.
Dziesięć minut później jest już sam. Przez chwilę stoi na środku gabinetu i nasłuchuje, czy sekretarka nie wraca. Z klatki schodowej nie dobiegają żadne odgłosy. Podchodzi do okna i patrzy na pustą i lśniącą od deszczu ulicę. Odpręża się. Teraz w końcu może sprawdzić, co znajduje się na pendrivie znalezionym w biurku. Włącza komputer, na szczęście nie jest zabezpieczony hasłem. Podpina nośnik pamięci i go otwiera. Tylko jeden plik o znajomej nazwie, to książka jego kochanki. W wielkim napięciu sprawdza liczbę stron. Dwieście trzydzieści pięć, siedemnaście stron więcej niż w wersji, którą skopiował tydzień temu z jej laptopa. Jest trochę rozczarowany. Liczył na więcej. Przecież Nina miała zawrotne tempo pracy. No cóż, będzie musiał się zmobilizować i dopisać zakończenie, powielając jej genialny styl. Chowa pendrive’a do kieszeni i zaczyna przeglądać zawartość twardego dysku.
Przychodzi mu nagle do głowy, że Nina pokazała komuś swoją książkę. Mogła się nią pochwalić przed Martą albo jakąś koleżanką. To byłaby katastrofa. Wydałoby się, że ją ukradł. Zimny dreszcz przechodzi mu po plecach, a oddech przyspiesza. Zaraz się reflektuje. Nie powinien panikować, raczej musi zastanowić się nad planem działania. Nawet jeśli Marta zna książkę swojej szefowej, to i tak będzie się upierał, że to on ją napisał, i spróbuje przekonać do tego każdą osobę, która podważy jego autorstwo. W takiej sytuacji będzie mógł liczyć na wsparcie Anny Pasek, która uwierzyła, że właścicielka Czarnej Róży była niezrównoważona emocjonalnie.
Wchodzi na stronę Niesamowitych Historii. Wywiad z nim ma już ponad trzydzieści pięć tysięcy odsłon i prawie tysiąc komentarzy. Większość z nich to słowa wsparcia dla niego i jego rodziny. Są też takie, w których obarcza się go odpowiedzialnością za śmierć Radka, a nawet wprost oskarża o udział w morderstwie. Tych złych wpisów jest na szczęście dużo mniej. To dobrze, bo Ola zapewne będzie je czytać.
Wczoraj rozmawiał ze swoimi rodzicami i teściami, a dziś rano poinformował córkę o tym, co się stało ponad cztery lata temu w ich domu. Spodziewał się ogromnej rozpaczy, wręcz ataku histerii. Miał nawet przygotowane leki uspokajające, a lekarka rodzinna czekała pod telefonem. Ola jednak zachowała dość duży spokój. Najpierw przez łzy błagała go, aby powiedział, że to nieprawda. Powtarzała, że to niemożliwe, mama nigdy nie zabiłaby Radka, nawet przypadkiem. Przytulił ją i płakali oboje. Gdy przyjechali jego rodzice z Antosiem, wzięła się w garść. Łzy dalej lały się jej z oczu, ale głos miała już spokojniejszy. Rzuciła się na szyję dziadkowi, mówiąc, że lepiej wiedzieć. Antosiowi wyjawili jedynie część prawdy. Borys wziął go na ręce i nosił po domu. Zatrzymali się przed zdjęciem Radka oprawionym w ramkę i wiszącym nad biurkiem Oli. Wtedy mimochodem powiedział synowi, że jego starszy brat już nie wróci, bo nie żyje. Z ust Antosia padło jedno słowo, którego w ostatnich miesiącach mocno nadużywał: Dlaczego? Borys wymamrotał coś o nieszczęśliwym wypadku i nic ponad to. Pięcioletnie dziecko nie musi wiedzieć, że mama zrobiła coś tak okropnego. Dowie się o tym z czasem, oby w bardziej sprzyjających dla siebie okolicznościach.
Borys powraca myślami do tamtego tragicznego dnia. Obrazy odtwarzają mu się w głowie z wyjątkową precyzją niczym film zarejestrowany na taśmie. Pamięć nie chce spłatać mu figla i zmącić rzeczywistości sprzed ponad czterech lat.
Malwina odwraca się od zlewu. W jednej dłoni trzyma marchewkę, w drugiej nóż. Mokre ostrze lśni w elektrycznym świetle. Szybkim ruchem zadaje niezdarny cios na oślep. Trafia Radka w szyję. Ten z głośnym hukiem wali się na kuchenną posadzkę.
To nieprawda, że nadział się na wystający nóż. Prawdą też nie jest to, że jego żona jedynie odwróciła się raptownie od zlewu. Borys nie ma żadnej wątpliwości, że zadała cios. Widział dokładnie ruch jej ręki skierowany do przodu i w górę. Po uderzeniu nożem wcale nie lamentowała, nie błagała, żeby ratował syna. A on nie ukląkł przy nim i nie przyciskał dłonią rany, tamując upływającą krew. Stali nad umierającym i patrzyli w milczeniu na poruszającą się coraz wolniej klatkę piersiową. Zdawali sobie sprawę, że to, co się zaraz dokona, zmieni ich życie, bynajmniej nie na gorsze, lecz na lepsze.
W sądzie uznano by ich za bezlitosnych morderców, media okrzyknęłyby ich potworami, ale prawda była inna. Byli tylko ludźmi, którzy chcieli normalnie żyć, być szczęśliwi, a Radek im to skutecznie uniemożliwiał. Zamienił rodzinne życie w piekło. Nie przejawiał ludzkich uczuć i z tygodnia na tydzień było coraz gorzej. Stał się niebezpieczny. Bali się go. Obawiali się zwłaszcza o zdrowie i życie młodszych dzieci. Radek był potworem, nie oni.
Borys lepiej poradził sobie ze śmiercią syna. Owszem, stał się bardziej nerwowy, często irytował się z byle powodu i wybuchał gniewem, ale nie dręczyły go wyrzuty sumienia, może dlatego, że to nie on pchnął nożem Radka, nie on zabił. Poza tym znalazł sobie zajęcie, które go pochłonęło. Zaczął pisać swoją pierwszą książkę. Z kolei Malwina nie uporała się z morderstwem. Na początku wróciła do normalnego życia i wydawało się, że wszystko jest dobrze, ale po kilku miesiącach pojawiły się pierwsze objawy depresji. Płacz z byle powodu i brak emocjonalnego zaangażowania w cokolwiek. Z niemałym trudem przekonał ją do leczenia. Znalazł lekarza i woził na prywatne wizyty. Brała antydepresanty przez ponad pół roku i trochę się poprawiło. Znowu zaczęła chodzić do fryzjera i na spacery. Pewnego dnia, gdy byli u nich znajomi na kolacji, zauważył, że jest jakaś dziwna. Śmiała się, rozmawiała, ale nie było w tym naturalności, jak gdyby grała. Takie zachowanie stało się niemal codziennością. Udawała, że jest szczęśliwa, że wszystko jest dobrze, a on udawał, że wierzy w jej znakomite samopoczucie. Przymknął nawet oko na jej romans z nauczycielem niemieckiego. Zdrada bardzo go zabolała, ale zacisnął zęby i czekał. Tłumaczył sobie, że ona przeżywa trudne chwile, że może w ten sposób zdoła odreagować morderstwo i pokonać depresję. Nie uniknęli kilku głośnych awantur, jeśli jeszcze miałyby dojść do tego oskarżenia o zdradę… Ich małżeństwo mogłoby tego nie wytrzymać, a jemu zależało na żonie, bo wciąż ją kochał.
Nigdy nie przedyskutowali tragicznego wydarzenia, do którego doszło w ich domu, i to był błąd. Powinni porozmawiać o swoich uczuciach, o tym przerażającym momencie ulgi, gdy dotarło do nich, że Radek jest martwy, i o wielkim strachu, że cała rzecz się wyda. Powinien jej powiedzieć, że nie ma do niej żalu, że stracił serce do swojego syna, gdy zaczął ich terroryzować. Może wtedy byłoby jej łatwiej i nie szukałaby ukojenia w zdradzie.
Czy to możliwe, że Malwina popełniła samobójstwo, rzucając się z tarasu, bo nie mogła już dłużej żyć z poczuciem winy? Za każdym razem, gdy stawiał sobie to pytanie, od razu odpowiadał na nie przecząco. Nie zrobiłaby tego dzieciom, bardzo je kochała. Z ich powodu udawała, że jest szczęśliwa. Poza tym nigdy by się nie zabiła w domu. Nie pozwoliłaby, aby Ola i Antoś znaleźli ją martwą.
Borys pamięta papierosa, którego znalazł tamtego dnia na drewnianym podeście tarasu. Był wypalony do połowy i nieprzydeptany. Miejsce, w którym leżał, miało ślad po nadpaleniu, niedużo, zaledwie centymetr. Odruchowo schował peta do kieszeni. Zapomniał pokazać go policji, nikomu też o nim nie wspomniał. To był dowód ważny głównie dla niego, bo potwierdzał, że to nie było samobójstwo. Malwina nie rzuciłaby palącego się papierosa na deski, aby potem skoczyć. Nawet w wielkich emocjach by tego nie zrobiła, bo istniało ryzyko pożaru. Nie naraziłaby dzieci na niebezpieczeństwo. Papieros leżący prawie pośrodku tarasu dowodził, że musiała machnąć mocno ręką. Prawdopodobnie ratowała się w ten sposób przed upadkiem. Może zakręciło się jej w głowie od alkoholu albo zbyt mocno wychyliła się poza barierkę, bo coś dostrzegła na plaży i chciała się lepiej przyjrzeć. Nie wiadomo, co było bezpośrednią przyczyną tragicznego zdarzenia. To teraz nieważne, liczyło się jedynie to, że się nie zabiła. Zwyczajnie nie chciał, żeby to było samobójstwo. Był jej mężem i przed tak tragicznym krokiem powinien ją uchronić.
Z rozmyślań wyrywa go dźwięk komórki. Niechętnie sięga po aparat. Gdy na wyświetlaczu widzi nazwisko dziennikarki, rozchmurza się.
— Witaj, Anno.
Przedłużająca się pauza po drugiej stronie słuchawki uświadamia mu, że zwrócił się do niej na ty i w dodatku serdecznym tonem.
— Witaj. Przeszkadzam?
— Nie przeszkadzasz.
Między nimi znowu zapada cisza. Borys się podnosi. Nie może usiedzieć w miejscu.
— Jak się czuje twoja wydawczyni?
— Bez zmian i niestety nie ma dobrych rokowań.
Anna wzdycha głośno.
— Przykro mi. Żałuję, że nie wskoczyłam za nią do wody, umiem przecież pływać, ale wtedy sparaliżowało mnie. Spotkało ją to, czego ja się najbardziej boję. Właśnie tego, że tracę równowagę i spadam w dół. Dobrze, że ta kobieta tam była i ją wyciągnęła z wody. Może gdybym ja wskoczyła wcześniej…
— Niczego byś nie zdziałała. Nina uderzyła głową o burtę, stąd uraz pnia mózgu.
Anna znowu wzdycha.
— Mogę ci jakoś pomóc?
— Już mi pomagasz. Tym, że dzwonisz i poświęcasz mi swój czas.
— Nie żartuj. Byłeś z nią związany. Musi być ci teraz ciężko. Jeśli mogłabym coś zrobić, jakoś pomóc… Znam dobrego neurochirurga w Monachium.
— O leczeniu Niny będzie decydował jej brat. Poinformuję go, że masz taki kontakt. — Słyszy w słuchawce przyspieszony oddech Anny. Nie namyślając się długo, zaczyna mówić: — Mój romans z Niną skończył się wraz z wypadkiem Malwiny. Po tym wypadku już nie mogłem… Coś w głowie mi przeszkadzało, ale ona nie potrafiła tego zrozumieć. Myślała, że chcę z nią zerwać, to po części była prawda, bo czułem, że nasz związek się skończył. Stała się zaborcza, agresywna, zaczęła mi nawet grozić. Wspominałem ci o tym po wywiadzie.
— Pamiętam.
Borys przełyka ślinę i kontynuuje wątek:
— Nie będę udawał, że rozpaczam z powodu jej obecnego stanu. Jest mi po prostu smutno. Wolałbym, żeby nic się jej nie stało i żeby się ode mnie zwyczajnie w świecie odczepiła. Niestety, stało się inaczej. Nie o takim końcu naszego związku myślałem.
Gdyby miał teraz przed sobą dziennikarkę, rozmowa nie szłaby mu tak dobrze. Do telefonu mówi się łatwiej, bo nie trzeba patrzeć rozmówcy w oczy.
— Rozumiem cię — zapewnia gorliwie Anna. — Jeśli moje towarzystwo poprawia ci nastrój, to chętnie się z tobą spotkam. Jestem teraz w Gdańsku.
Borys czuje lekkie podniecenie. Spotkanie, a właściwie randkę z Anną widzi jako symboliczne rozpoczęcie życia na nowo.
— Jestem w Elblągu. W ciągu pół godziny mogę dojechać do Gdańska.
— Nie, to ja przyjadę do Elbląga.
Ustalają, że będzie na nią czekał przy katedrze Świętego Mikołaja, potem rozłącza się i chowa telefon do kieszeni. Wraca do komputera i go gasi.
Przed wyjściem omiata wzrokiem gabinet. Nina prawdopodobnie już nigdy tu nie wróci. To dobrze, że nie przyczynił się do jej wypadku. Potknęła się i wpadła do zalewu. On nie ma z tym nic wspólnego. Jego plan był inny i na szczęście nie wypalił, dlatego dzisiaj nie czuje ciężaru własnego sumienia. Los zaprojektował tragiczne zdarzenie, nie on. Los jest jego sprzymierzeńcem i oby tak dalej. Być może czeka go wielka przyszłość. Z książką kochanki to możliwe, a więc wielka europejska kariera literacka przed nim.
Zamyka drzwi i wrzuca klucze do skrzynki. Czuje się lekki i radosny.