Читать книгу Tajemnice walizki generała Sierowa - Iwan Sierow - Страница 57
Rozdział 5
UCIECZKA PRZED SMIERSZEM109
Rok 1942
„Ucieczka” do Archangielska
ОглавлениеDo Archangielska dolecieliśmy normalnie. Na lotnisku spotkał nas Papanin, który od razu, wyraźnie się denerwując, spytał o moje plany. Powiedziałem, że będę prowadził własne śledztwo, zgodnie z poleceniem Stalina, a o wynikach też go powiadomię.
Zaproponował, bym zatrzymał się u niego, ale odrzekłem, że nie chcę go krępować – pojechałem do siedziby UNKWD, a zamieszkałem w hotelu.
Tego samego dnia zapoznałem się z miastem, a wieczorem wezwałem dowódcę lotnictwa okręgu archangielskiego, by się dowiedzieć, czy jego samoloty mogły obronić amerykańskie okręty. Kiedy dokładnie wymierzyliśmy odległości od lotniska do miejsca katastrofy na morzu, okazało się, że zasięg lotnictwa myśliwskiego nie pozwala na wykonanie misji i bezpieczny powrót do domu – zabraknie paliwa. Wniosek – lotnictwo nie było w stanie pomóc.
Następnego dnia wezwałem marynarzy i zapytałem, czy ich szybkie kutry torpedowe były w stanie wyzwolić z opresji statki konwoju. Okazało się, że nawet przy ich szybkościach by nie zdążyły.
Teraz pozostało wyjaśnić, dlaczego Amerykanie, czyli załogi 12 okrętów, nie obronili się przed niemieckimi samolotami. Przebrałem się w cywilny garnitur i w towarzystwie jednego z pracowników UNKWD oraz miejscowego tłumacza pojechaliśmy do Mołotowska na spotkanie z amerykańskim kapitanem okrętu.
Przedstawiłem się jako burmistrz Mołotowska, który pragnie pogratulować kapitanowi szczęśliwego dotarcia do Archangielska.
Stanął przede mną wysoki, siwy, energiczny, uśmiechnięty starowina w wieku około 72 lat o posturze grenadiera. Podziękował mi za uwagę i rozmowa potoczyła się w sposób niewymuszony. Kiedy spytałem, jak mu się udało ujść przed Niemcami, w milczeniu wziął mnie pod rękę i wyprowadził na pokład. Tam dopiero się rozochocił.
Kiedy dopłynęli do jakiegoś tam równoleżnika na mapie, zjawił się nad nimi niemiecki focke-wulf amfibia. Po kilku minutach dołączyły do niego inne, tego samego typu, i wylądowały na wodzie obok. Zrzuciły przedtem morskie znaki sygnalizacyjne, by załogi porzuciły statki i na szalupach udały się do Norwegii lub Finlandii, w przeciwnym wypadku zostaną storpedowane razem ze statkiem.
„Widzę, co się dzieje – entuzjazmował się kapitan. – Polecam jednemu marynarzowi, by przygotował petardy dymne na jednej burcie, innemu na drugiej, trzeciemu – na rufie. W momencie, gdy Niemcy storpedowali jeden statek, opuszczony przez załogę, i na niektórych pokładach zaczęła się panika, wydałem komendę do odpalenia petard. Obłok dymu skrył naszą łajbę i w powstałym zamieszaniu zaczęliśmy się powoli wycofywać w stronę Archangielska. Kiedy wyszliśmy ze strefy zagrożenia, dałem rozkaz: »Cała naprzód!«. Przypuszczam, że Niemcy, widząc płonący ich zdaniem statek, pożałowali na niego torpedy. Przecież to koryto i tak zatonie. W ten sposób dotarliśmy do celu. Okej!”.
Wskazałem mu szybkostrzelne działka przeciwlotnicze wzdłuż obu burt. Inne statki też były podobnie uzbrojone. Dlaczego się nie broniły? Popatrzył na mnie, uśmiechnął się i mówi: „Panie burmistrzu, to zgraja pustogłowych wojaków. Rzucili się do szalup, by uciec przed wybuchami”.
Potem zaprosił mnie do kajuty, gdzie przy dżinie i whisky kontynuował swoją barwną opowieść, jak to zmyślnie wyprowadził w pole przeciwnika. Ledwo mu się wyrwałem.
Podziwu godzien wilk morski, ale widocznie „pustogłowi” Amerykanie naprawdę nie zamierzali walczyć z Niemcami. Dlatego tak szybko opuścili swe statki. Dla kontrastu opowiedziałem mu o naszych sukcesach na frontach wojny ojczyźnianej. Słuchał z wielkim zadowoleniem.
Następnego dnia usiadłem w UNKWD do pisania szyfrogramu do Moskwy. Meldowałem w nim, że:
1. Lotnictwo nie było w stanie pomóc statkom na morzu z powodu jego zbyt krótkiego zasięgu.
2. Kutry nie byłyby w stanie przyjść z pomocą na czas.
3. Amerykanie uchylali się od obowiązku obrony statków, mimo że byliby w stanie.
Długo rozmyślałem, czy mam pisać, że Papanin w momencie otrzymania sygnału od statków, że są atakowane, nie zwrócił się o pomoc ani do lotnictwa, ani do sowieckiej marynarki wojennej. Musiał dojść do wniosku, że skoro ani jedni, ani drudzy w niczym pomóc nie mogą, po prostu ich nie alarmował.
Widocznie Papanin był na bieżąco informowany o miejscu mojego aktualnego pobytu i rodzaju aktywności. Widać, że był w Archangielsku postacią cenioną.
Zakończyłem już depeszę, kiedy sam szef UNKWD poinformował mnie, że Papanin czeka w sekretariacie. Zaprosiłem go do gabinetu. Wszedł i od progu spytał, jaką karę ma ponieść za swoje przewinienie. Roześmiałem się i pokazałem mu gotowy tekst. Po przeczytaniu wyściskał mnie i wycałował. Mówił, że go uratowałem. Oczywiście, karę mogli mu wlepić.
Pobyłem w Archangielsku jeszcze dwa dni, po czym wyleciałem do Murmańska, by zapoznać się z sytuacją. Bazowały tam kutry torpedowe, które też nie były w stanie w porę pomóc konwojowi.
W drodze powrotnej nad Morzem Białym wysoko ponad nami leciał niemiecki bombowiec i nasz nawigator cały czas pilnował, czy wróg się nie zniża do ataku na nas. Pomyślnie jednak przeskoczyliśmy lotem koszącym.
Moskwa widocznie w tym czasie zapoznała się z treścią mojej szyfrówki, gdyż zadzwonił do mnie kierownik sekretariatu NKWD Mamułow, pytając, kiedy wracam do stolicy. Wyleciałem następnego dnia.
Żegnając mnie na lotnisku, I.D. Papanin sprezentował mi śpiwór z psiego futra, w którym podobno nocował na wędrującej krze w czasie swej słynnej wyprawy polarnej. Wątpię, czy to właśnie ten.