Читать книгу Tajemnice walizki generała Sierowa - Iwan Sierow - Страница 61
Rozdział 6
TRZY NOCE ZE STALINEM
Rok 1943
Wyjazd na front ze Stalinem
ОглавлениеW sierpniu 1943 roku około godziny 3 nad ranem wezwał mnie na Kreml naczelny dowódca Stalin. Przywitał się z uśmiechem i powiedział:
„Wybieram się na Front Zachodni do Sokołowskiego i na Kaliniński do Jeriomienki. Chcę na miejscu zapoznać się ze stanem realizacji dalszych operacji ofensywnych i pobudzić Jeriomienkę do większej aktywności”169, po czym kontynuował:
„Organizację i ochronę wyjazdu powierzam wam. Dokładną trasę podam później. Jedźcie teraz do Gżatska i przygotujcie jakiś domek do noclegu i miejsce na posiłki. Rano czekajcie na nasz pociąg. Czy wszystko jasne?”. „Jasne” – odpowiadam.
„Nikt o tym nie powinien wiedzieć, również szef Zarządu Ochrony generał Własik” – podkreślił170.
Wróciłem do siebie, chwyciłem spakowaną walizkę podróżną, powiadomiłem swojego kierowcę, Fomiczowa*, i adiutanta, Tużłowa, że wyjeżdżamy do Gżatska.
Dojechaliśmy do niedawno wyzwolonego spod okupantów niemieckich miasta. Gdzieniegdzie widać kobiety i dzieci. Mężczyzn natychmiast wcielono do wojska.
Spodobał mi się niewielki domek na przedmieściu otoczony drzewami. W środku krzątał się pracownik NKWD. „Wykrywaczem min już sprawdzaliście?” – zwróciłem się do niego. „Tak jest” – odpowiedział i dodał potem, że mimo iż rekwirujemy domek tylko na jeden dzień, zaczęli sprzątać nie tylko wnętrze, ale i całe obejście, doprowadzając nawet łączność WCz.
Pojechałem następnie na stację kolejową i spytałem zawiadowcę, czy mają tu porzuconą przez Niemców amunicję, granaty, a także niewypały i niewybuchy. „A jakże!” – odpowiedział. Poszedłem więc wzdłuż torów. Po przejściu około pół kilometra zobaczyłem sporo porzuconych pocisków dużego kalibru, jak również ładunki prochowe.
Szybko wróciłem na stację, połączyłem się z Moskwą i przekazałem szefowi Zarządu Transportu NKWD, że należy posprzątać amunicję wzdłuż torów, gdyż stanowi zagrożenie dla ruchu pociągów. Na to mi odpowiedział, że cofające się wojska niemieckie wszędzie pozostawiają mnóstwo amunicji. Widzę, że do niego nie dociera, i przerwałem rozmowę.
Wkrótce nadjechał pociąg specjalny Stalina. Od razu powiozłem wodza do wynajętego domku.
Razem ze Stalinem przyjechało 75 osób ochrony, niby kolejarzy, wszyscy po cywilnemu. Wskazałem ich dowódcy, gdzie mają wystawić posterunki. Uważałem, że mają zgodę Stalina na przyjazd, skoro z nim jechali.
Po przyjeździe wskazałem Stalinowi jego pomieszczenie. Widocznie mu się spodobało, gdyż w nim pozostał. Jefimow*, nasz kierownik administracyjny, zaczął krzątać się przy letnim piecu na podwórzu – postawił garnek do gotowania zupy i czajnik na herbatę. Minęło nieco ponad pół godziny.
Naraz widzimy – wychodzi Stalin i pyta, co my tu robimy. „Gotujemy obiad” – odpowiedziałem. Podszedł, uniósł pokrywę garnka, zajrzał i obwieścił, że polewki (zawsze tak nazywał zupę) jadł nie będzie i żebyśmy ją zjedli sami.
Potem dojrzał za krzakiem ochroniarza. Zdziwiony spojrzał na mnie i pyta: „Co to za człowiek?”. „Z ochrony” – odpowiedziałem zaskoczony jego pytaniem. Stalin musiał pomyśleć, że to moi ludzie. Po chwili dojrzał drugiego pod innym krzakiem i ponownie spytał, co to za jeden. Odpowiedziałem. Zachmurzył się i pyta: „Skąd wyście ich wzięli?”. – „Z wami przyjechali”. Rozgniewał się i powiedział. „Zabrać ich wszystkich! W mieście mężczyzn brak, a oni się tu obijają. Zabrać!”. Usiłowałem się sprzeciwić, a on znowu: „Zabrać!”.
Wezwałem dowódcę ochrony i nakazałem, by wyjeżdżali. Popatrzył na mnie zdumiony i pyta: „A kto będzie chronił tow. Stalina?”. Mówię mu: „Wyjechaliście bez porozumienia z nim, dlatego każe wam wracać. Macie czym?”. Okazało się, że zabrali ze sobą na wszelki wypadek ciężarówki, więc mówię. „Ładujcie się i wyjeżdżajcie!”. Więcej ich nie widziałem.
W tej sytuacji za całą ochronę zostałem ja sam, Tużłow, Fomiczow, Jefimow, rezerwowy kierowca Smirnow, który też kiedyś woził tow. Stalina, i pułkownik Chrustalow*. Jego starszy brat ochraniał kiedyś W.I. Lenina. Widzę, że kilka nocy musimy na zmianę czuwać.
Pierwotnie mieliśmy nocować w Gżatsku. Potem słyszałem, jak Stalin rozmawiał przez telefon z dowódcą Frontu Zachodniego W.D. Sokołowskim, przedstawiając się swoim pseudonimem „Iwanow”.
Naraz zwrócił się do mnie: „Jedźcie do Juchnowa i odnajdźcie w lesie kilka domków, w których mieścił się sztab frontu, który teraz wysunął się do przodu. Tam zanocujemy”.
Zadzwoniłem do Sokołowskiego, by mi wytłumaczył, gdzie się ten sztab mieścił. Wykreśliłem na mapie całą trasę przejazdu, wytłumaczyłem kierowcy, jak jechać, po czym wszedłem do Stalina i poprosiłem, by wyruszył w drogę nie wcześniej niż po upływie dwóch godzin. „Dlaczego aż tyle mam czekać?” – zapytał. Odpowiedziałem: „Mam półtorej godziny na dojazd i pół na przygotowania”. „No to jedźcie” – zgodził się.
Jak tylko wsiedliśmy do willysa, zaczął się wyścig, którego dziś nie powtórzyłbym za nic. Najpierw ja prowadziłem, potem Fomiczow. Drogi polowe same z siebie są kiepskie, a tędy niedawno przeszły wojska i czołgi. Mimo to jechaliśmy nie dłużej niż 40 minut. Szybko odnalazłem w lesie domki, na szczęście z działającą polową stacją WCz.
Dodzwoniłem się do generała Lubyja, szefa ochrony zaplecza Frontu Zachodniego, i rozkazałem, by przysłał grupę pograniczników do ochrony i stawił się osobiście. Dziewczyny telegrafistki ze stacji WCz szybko nabiły poduszkę i materac świeżą słomą dla tow. Stalina – sztab frontu, zmieniając miejsce postoju, wszystkie meble i żelazne łóżka zabrał ze sobą.
Podniszczone łóżko polowe zostawiły sobie, a porządniejsze odstąpiły nam. Znalazły się też dwa krzesła. Poprosiłem dziewczyny o wymycie podłóg, a sam pojechałem na spotkanie Stalina, sądząc, że mam co najmniej godzinę w rezerwie. Wyjechałem z lasu na drogę i zacząłem się golić przy kałuży.
Ledwo skończyłem, zauważyłem wychylającego się zza zakrętu packarda, ale bez ciężarówki z rzeczami. Wychodzę na środek drogi, unoszę rękę i wydaję komendę: „Stój!”.
Wysiadł Stalin. Opowiadam mu, jak to wojskowi wszystko zabrali ze sobą i tylko słomiany materac z poduszką zdążyłem przygotować. Spojrzał na mnie i mówi: „A co ja, książę jaki? Pałac mi niepotrzebny”.
Skoro tak, to w porządku – myślę. Mówię, by jechali za mną, a kierowcę uprzedziłem o marnej drodze – packard jest opancerzony, waży siedem ton, specjalnie dostarczony z Moskwy pociągiem.
Dojechaliśmy do domków sztabowych bez przygód. Wskazałem tow. Stalinowi jego pokój. Jak tylko zobaczył aparat WCz, zaczął dzwonić do Sokołowskiego, by przyjechał i objaśnił sytuację na froncie. Potem poprosił mnie, by w sąsiednim pokoju postawiono butelkę wina i owoce. To na szczęście miałem ze sobą, ale samochód ciężarowy z żywnością jeszcze nie nadjechał. Szybko wykonałem polecenie i wyszedłem do lasu.
Po jakimś czasie tow. Stalin też wyszedł. Usłyszeliśmy dźwięk silnika przelatującego wysoko niemieckiego bombowca. Josif Wissarionowicz wskazał naszego packarda zaparkowanego na otwartej przestrzeni i zdenerwowany powiedział: „Przekażcie temu dziwakowi, niech zabierze samochód do jakiegoś ukrycia, to Niemcy go nie zbombardują”.
Podszedłem do kierowcy, który wytłumaczył, że usiłuje zastartować, ale przegrzany silnik musi się ochłodzić. Poleciłem więc szybko zamaskować wóz ściętymi gałęziami, co tamten szybko wykonał.
Wracam do domku, a tow. Stalin pyta mnie po cichu: „A co to tam, na wzgórzu?”. Poszedłem sprawdzić, a to Tużłow zaległ za krzaczkiem z pistoletem maszynowym, ponieważ Lubyj z ochroną jeszcze nie przyjechali.
Wróciłem i mówię, że to mój adiutant. Stalin nic nie odpowiedział i wszedł do domku. Tużłow potem mi wyznał, że zdrowo się wystraszył, kiedy Stalin go dostrzegł, ale uważał, że nadal powinien leżeć.
Po kilku minutach podjechali Sokołowski z Bułganinem. Podszedłem do Nikołaja Aleksandrowicza i pytam: „Nie masz ze sobą jakichś produktów? Nasz samochód chyba zabłądził – nie mamy czym nakarmić tow. Stalina”171. Okazało się, że dopiero co odebrał produkty z Moskwy. Z miejsca przekazaliśmy je Jefimowowi do przygotowania obiadu.
Póki Stalin, Sokołowski i Bułganin się naradzali, pomyślałem, że tow. Stalin jest człowiekiem wyjątkowo podejrzliwym – mało komu ufa, wszystko sam sprawdza. Tak nie można żyć. Musi być mu niełatwo. Na pewno wyjeżdżając z Moskwy, nawet nie powiedział członkom Politbiura, dokąd jedzie. Dlaczego?
Raport Sokołowskiego nie trwał zbyt długo. Wszyscy wyszli podochoceni po wypiciu butelki cinandali. Odprowadziłem ich do samochodów. Sokołowski i Bułganin jeden przez drugiego opowiadali, jak dobrze ich tow. Stalin potraktował. Omawiali z nim plan kolejnej ofensywy w sierpniu.
Sokołowski wyznał, że w swym raporcie wspomniał o generale pułkowniku Gołowanowie, dowódcy lotnictwa dalekiego zasięgu, który zapewnił skuteczne zbombardowanie przedniej linii obrony niemieckiej przed natarciem wojsk Frontu Zachodniego.
Wszyscy byli w dobrych nastrojach.
Wróciłem do domku i słyszałem, jak Stalin wywoływał w Moskwie Malenkowa. „Witam, Iwanow przy telefonie”. Tamten widocznie spytał, skąd dzwoni. Stalin powiedział: „Nieważne skąd” i kontynuował: „Meldował mi Sokołowski, dowódca Frontu Zachodniego, że generał pułkownik Gołowanow nieźle zbombardował niemieckie pozycje przed natarciem naszych wojsk. Opublikujcie jutro postanowienie Prezydium Rady Najwyższej o nadaniu mu stopnia marszałka lotnictwa. Wszystkiego najlepszego” – i odwiesił słuchawkę.
Potem Stalin przez WCz wywołał Gołowanowa. „Słyszałem, że rząd nadał wam stopień marszałka lotnictwa – tak rozpoczął rozmowę. – Jutro prasa to ogłosi. Gratuluję!”. Tamten widocznie zaczął dziękować, a tow. Stalin do niego: „Nie moja to zasługa. Dziękujcie rządowi sowieckiemu”. Od teraz Gołowanow – marszałek lotnictwa172.
Po rozmowie Stalin wyszedł na ganek. Poszliśmy na spacer. Spytał w pewnym momencie: „A gdyby tak polewkę dziś na obiad?”. Odpowiadam pewny siebie: „Za około pół godziny może być”. Widzę – nie wierzy, bo wie, że ciężarówka z produktami zabłądziła. Wtedy widocznie dla sprawdzenia mnie spytał: „A gdzie gotują?”. Wskazałem mu na domek po drugiej stronie. „No to zobaczmy!” – i ruszył w tamtym kierunku.
Weszliśmy. Piec buzuje na całego, zapach zupy mięsnej łaskocze nozdrza, piecze się baranina na drugie danie. Miałem powody do zadowolenia. Stalin tylko spojrzał i wyszedł. Ja za nim.
Po kilku minutach rzekł z uśmiechem: „Według moich danych agenturalnych nie śpicie już trzecią dobę”. Bez cienia zażenowania odpowiedziałem: „To jest dezinformacja, tow. Stalin”. „Dysponuję sprawdzonymi danymi” – upierał się, więc nie oponowałem.
Kiedy doszliśmy do domku, powiedział: „Idźcie i natychmiast kładźcie się spać”. „Po obiedzie” – obiecałem.
Po obiedzie Stalin nakazał Jefimowowi, by mnie odprowadził do mego domku i nie odchodził od łóżka, póki nie zasnę. Jak tyko przyłożyłem głowę do poduszki, zapadłem w kamienny sen i spałem całe dwie godziny.
Obudziłem się o 9 wieczorem. Stalin jeszcze pracował i mnie wezwał. Gdy wszedłem, powiedział: „Jutro powinniśmy być na Froncie Kalinińskim u Jeriomienki. Zatrzymamy się pod Rżewem. Polecicie tam samolotem i zorganizujecie nasz przyjazd pociągiem. Kiedy będziecie gotowi?”. Odpowiadam, że rankiem. Pokazał mi na mapie, gdzie mamy się spotkać.
Rano odprowadziłem Stalina do wagonu i od razu wyleciałem U-2. Wylądowałem po 40 minutach w malutkiej wiosce Choroszewo koło Rżewa, 20 chałup, nie całkiem zburzonej przez Niemców.
W wiosce spodobał mi się pewien schludny domek z ganeczkiem i względnie czystym podwórkiem. Wszedłem i powiedziałem właścicielce, że zatrzyma się u niej na kilka dni sowiecki generał. A ta głupia jak na mnie nie wrzaśnie: Co to znaczy? Za Niemca jakiś ichni pułkownik mnie z własnego domu wygonił, a teraz sowiecki generał? Jak długo tak będzie? Kiedy mam mieszkać?!
Też się zeźliłem i nakazałem, by po półgodzinie jej tu nie było. Wiedziałem już, że trzy domy dalej mieszka jej brat, więc miała gdzie nocować.
Zatrzymałem samochód z żołnierzami od generała Zubariowa*, szefa ochrony zaplecza frontu. Zamietli podwórko, ustawili letni piecyk, wyszorowali podłogi, przetarli meble kuchenne, stołowe i sypialniane. Wystawiłem ochronę zewnętrzną i udałem się na stację kolejową. Po dworcu została tylko nazwa i dwa wypalone szkielety ścian z cegły.
Po peronie spacerował jakiś ważniak w czerwonej furażerce. Podszedłem, przywitałem się i uprzedziłem, że zaraz nadjedzie lokomotywa z dwoma wagonami – należy je zatrzymać. Spojrzał z góry na cywila, mimo że ze znaczkiem delegata Rady Najwyższej ZSRR w klapie, i oświadczył, że nadjeżdża pociąg specjalny i nie mam prawa go zatrzymywać.
Spytałem go więc, jak się w ogóle zatrzymuje pociągi. Pokazał mi kołowy ruch rękami, a sam odszedł na bok. Widocznie wskazywał tym, że nie odpowiada za moje poczynania. Stanąłem na torach, a kiedy dojrzałem nadjeżdżającą lokomotywę, zacząłem wymachiwać czapką, jak mnie poinstruowano. Patrzę, pociąg jakby zwalniał. Zwolnił zupełnie i się zatrzymał. Okazało się, że jesteśmy na mijance Mielechowo.
Wszedłem do wagonu i zapewniłem Stalina, że wszystko jest przygotowane na jego przyjazd. Wyszliśmy na peron i wsiedliśmy do samochodu prowadzonego przez rezerwowego kierowcę, który na widok wodza tak się zdenerwował, że prawie zasłabł i dostał silnego bólu głowy. Jakoś dojechaliśmy.
Stalinowi domek się spodobał, ale nie obeszło się bez nieporozumienia – telefonistki zainstalowały angielski aparat WCz systemu Ericsson, gdzie dla uzyskania rozmowy z abonentem należało najpierw pokręcić korbką, a dopiero potem nacisnąć przycisk.
Stalin podniósł słuchawkę i zamówił rozmowę z dowódcą frontu Jeriomienką, ale połączenia nie uzyskał. Podpowiedziałem mu, co należy czynić, ale widzę, że już jest w złym humorze. Od razu wyszedłem z pokoju. Na podwórku usłyszałem, jak „daje popalić” Jeriomience za to, że front drepce w miejscu. Taka rozmowa trwała co najmniej 10 minut. Ze dwa razy zwymyślał dowódcę, co wodzowi przytrafiało się niezwykle rzadko. Po raz pierwszy słyszałem, by aż tak przeklinał. Potem przywołał mnie i mówi: „Zaraz przyjedzie Jeriomenko. Należy wyjść po niego przy wiosce i tu przyprowadzić. Kto to może zrobić?”. Odpowiadam: szef ochrony zaplecza Frontu Kalinińskiego generał major Zubariow, nasz pogranicznik. „No to dawajcie go tu”.
Szybko posłałem po Zubariowa, a gdy przyjechał, wytłumaczyłem, jakie zadanie postawi mu tow. Stalin. Dodałem przy tym: „Tytułować go macie »towarzyszu Stalin«, nic więcej. Rozumiecie?”. Patrzył na mnie w milczeniu i przyznał: „Nigdy przedtem nie widziałem tow. Stalina”. „No to właśnie zobaczycie” – mówię. Zaczerwienił się jak pannica. Po drodze jeszcze raz uprzedziłem, jak ma się zwracać: „Tow. Stalin. Nie inaczej!”.
Przyszliśmy. Blady Zubariow milczał, zamiast regulaminowo zameldować po wojskowemu swoje przybycie. Przedstawiłem go: to generał Zubariow, tow. Stalin. Zubariowowi naraz zebrało się na odwagę i jak nie wypali: „Towarzyszu naczelny dowódco! Marszałku Związku Sowieckiego! Generał major Zubariow melduje się na wasz rozkaz!”. Zrobił krok w lewo i trzasnął obcasami.
Stalin podszedł do niego i przywitał się. „Czołem, towarzyszu marszałku Związku Sowieckiego!” – wrzasnął generał, krok w lewo i trzask obcasami.
Stalin spojrzał na mnie wymownie. Zrozumiałem, że potem zostanę obsztorcowany za taki „meldunek”. Wódz spytał, czy Zubariow zna Jeriomienkę. Generał ponownie odpowiedział z pełnym tytułem, krokiem w lewo i trzaskiem – całą choreografią. I tak do samego końca rozmowy. Powinienem był odejść natychmiast. Wiedziałem jednak, że Stalin mnie zawróci i zruga.
Stoję więc. Wódz spojrzał na mnie i mówi: „Niczego nie zrozumiał, niczego nie zrobi”. Odparłem z udawaną pewnością w głosie: „Przyprowadzi Jeriomienkę, tow. Stalin”. „A czemu skacze jak baletnica?”. Wyjaśniam, że bardzo przeżył spotkanie, ale Jeriomienkę przyprowadzi.
Wyszedłem. Po 30 minutach nadjechał samochód osobowy, za nim pick-up z ludźmi i aparaturą filmową. Zatrzymałem ich w odległości kilkudziesięciu merów od domku, by nie kurzyli. Przywitaliśmy się z Jeriomienką. Filmowców odprawiłem natychmiast.
Jeriomienko nalegał, by zostawić „brygadę filmową” dla uwiecznienia jego spotkania ze Stalinem „w warunkach frontowych”. Zareagowałem stanowczo: „Na razie niech wyjadą, a jak domówisz się z tow. Stalinem, wtedy ich wezwiemy”.
Na to Jeriomienko zaczął prosić, bym to ja zameldował tow. Stalinowi o jego intencjach filmowych. Wiedziałem, że ich spotkanie przebiegnie raczej burzliwie, i odrzekłem, że przecież sam będzie miał ku temu okazję. Odprowadziłem go do Stalina. Wychodząc, usłyszałem jeszcze pytanie wodza zadane poirytowanym tonem, dlaczego front nie wykonał postawionego mu przez Stawkę zadania. Rozmowa w tym duchu trwała około pół godziny.
Stalin z Jeriomienką wyszli na podwórze. W tym momencie pogranicznik z wojsk NKWD ochrony zaplecza poinformował mnie, że właśnie przez radio podano, iż wojska sowieckie zajęły Biełgorod i wypierają faszystów z Orła.
Podszedłem i przekazałem to Stalinowi. Uśmiechnął się i powiedział: „Na starej Rusi przy Iwanie Groźnym na wieść o zwycięstwach wojsk ruskich bito w dzwony, rozpalano ogniska, urządzano zabawy ludowe, za Piotra I wprowadzono fajerwerki. My też musimy zacząć świętować takie zwycięstwa. Sądzę, że warto salutować zwycięzcom salwami armatnimi”. Razem z Jeriomienką poparliśmy ten pomysł.
Jeriomienko ponownie zapewnił Stalina, że jego front rozpocznie aktywne działania i wyzwoli sowieckie miasta. Niestety słowa nie dotrzymał i wkrótce został pozbawiony dowództwa173.
Przed odjazdem Jeriomienki Stalin zażądał wina i owoców, po czym wypili po kieliszku za nasze sukcesy na froncie. Jeriomienko nabrał odwagi i palnął: „Tow. Stalin, chciałbym się z wami sfotografować w warunkach frontowych”.
Wódz spojrzał na niego, chwilę się zastanawiał i mówi: „No cóż, myśl jest niezła”. Jeriomienko rozkwitł. Pomyślałem już, że za wcześnie odprawiłem kinooperatorów. Gdzie ich teraz szukać? Znów będzie nieprzyjemność. Stalin w tym momencie dodał: „Umówmy się, Jeriomienko – jak tylko wasz front ruszy do natarcia i wyzwoli Smoleńsk, zatelefonujcie stamtąd do mnie do Moskwy i wtedy specjalnie do was przyjadę i zrobimy sobie wspólną fotografię”. Wtedy zrozumiałem delikatną ironię Stalina.
Zapadał zmrok. Stalin wszedł do domku. Pomyślałem, że udał się na spoczynek, bo dochodziła godzina 9 wieczorem. Wydałem instrukcje pogranicznikom z ochrony i poszedłem się zdrzemnąć, ponieważ rankiem mieliśmy wyruszyć do Moskwy.
Nie spałem chyba nawet 20 minut, kiedy Jefimow począł szarpać mnie za rękaw i mówi: „Gospodarz woła” – tak ochrona nazywała Stalina. „Przecież poszedł spać” – zareagował mój senny mózg. „Nie, czeka na was”. Szybko się zebrałem. Zobaczyłem na podwórku Stalina. Jedną rękę trzymał za plecami.
„Stawiam się na rozkaz!” – zameldowałem i przyłożyłem dłoń do cywilnej czapeczki, noszonej do garnituru i rosyjskiej rubaszki. Stalin spojrzał srodze: „Co to za salutowanie?”. – „Jestem wojskowym, tow. Stalin”. – „A ja niby co, cywil?”. – „Nie, jesteście wojskowym” – odpowiadam służbiście. Stalin: „Ukarać was należy za nieposzanowanie starszych stopniem”.
Wyjął zza pleców butelkę koniaku i nalał mi do kieliszka. Potem mówi: „Dobrze popracowaliście, tow. Sierow. Dziękuję” – i podał mi kieliszek. Odpowiedziałem: „Bardzo dziękuję za uznanie, tow. Stalin, ale wypić nie mogę”. Stalin: „Dlaczego niby?”. – „Jestem w trakcie wykonywania czynności służbowych”. Na to on: „A waszym zdaniem co ja tu robię? Spaceruję sobie?”. „Wy też pracujecie” – przyznałem. Tow Stalin: „No to podwójna kara dla was”. Uparłem się: „Nie mogę tow. Stalin, jutro raniutko muszę wstawać, by wszystkiego dopilnować”, a sam myślę, że w ciągu całej wojny ani jednego kielicha nie wychyliłem, więc tu tym bardziej nie wypada.
Kątem oka dojrzałem przy narożniku domu Chrustalowa z ochrony. Jego brat kiedyś chronił W.I. Lenina. Mówię: „O, tam stoi Chrustalow, zdrowe chłopisko, ten potrafi wypić”. Stalin wezwał Chrustalowa, podał mu kieliszek. Tamten bez oporów wlał zawartość do gardła, chrząknął, podziękował i oddał pusty kieliszek Stalinowi.
Od razu zrejterowałem za narożnik domu. Kiedy Stalin udał się na spoczynek, zmieniłem Chrustalowa na posterunku, ponieważ wyglądał na osowiałego.
O godzinie 8 rano poszedłem budzić Stalina. Spał w ubraniu. Wódz wyszedł na podwórze, podszedł do mnie i mówi: „Co zaproponujecie właścicielce domu za nasz pobyt?”.
W ogóle niczego nie zamierzałem jej dawać, ponieważ babsko nas tu nie chciało, ale po namyśle powiedziałem, że dam 100 rubli. Tyle miałem w kieszeni. „Trochę mało” – zareagował Stalin. „Przecież całe podwórze za nią wysprzątaliśmy, wymietliśmy wszystkie brudy, wyszorowaliśmy okna, drzwi i podłogi… Kobiecina palcem nie ruszyła”. – „Oddajcie jej produkty żywnościowe, mięso”. „Dobrze” – zgodziłem się. „Owoce też dorzućcie”. Tu już nie wytrzymałem i opowiedziałem, jak nie chciała nas wpuścić. „Dobrze, dobrze. Wino też dajcie, jeśli jeszcze zostało”. – „Tak jest!”.
Kiedy przed domek zajechały samochody, by odwieźć nas na dworzec kolejowy, w uliczce zebrało się kilka kobiet i starców. Zobaczyli Stalina, który przywitał się z nimi skinieniem ręki. Radośnie pomachali w odpowiedzi.
Na stacji wsadziłem przyjezdnych do pociągu, pożegnałem się i wróciłem do domku, by rozliczyć się z właścicielką.
„Przecież to był Stalin!” – mówi. „Tak” – potwierdzam. „To niech mieszka, ile zechce. Przecież nie wiedziałam, że to będzie on”.
Rozliczyłem się z nią tak, jak obiecałem Stalinowi, i pojechałem na lotnisko, by wystartować do stolicy174.
W Moskwie zadzwoniłem do szefa ochrony Stalina, generała Własika, by jechał na dworzec powitać swego wysokiego pryncypała. Okazało się, że nikt z członków Politbiura nie wiedział, gdzie w tych dniach przebywał głównodowodzący siłami zbrojnymi ZSRR.
Późnym wieczorem, zgodnie z rozkazem Stalina, nad Moskwą zabrzmiał 12-krotny salut armatni z 24 dział z okazji wyzwolenia spod okupacji niemieckiej Biełgoroda i Orła175.
169
Wyjazd Stalina na front niewątpliwie wiązał się z przygotowaniami do operacji smoleńskiej pod kryptonimem „Suworow”. Stalin przybył do sztabu Frontu Zachodniego 2 sierpnia 1943 r., a ofensywę rozpoczęto 7 sierpnia. Jej celem było wyzwolenie Smoleńska i rozgromienie lewego skrzydła niemieckiej Grupy Armii „Środek”.
170
Stalin na front w ogóle nie wyjeżdżał. Wiadomo o trzech jego wyjazdach w 1941 r. do strefy przyfrontowej. Wyjazd w sierpniu 1943 r. w okolice Gżatska i Rżewa – to jedyny przypadek, kiedy oddalił się od stolicy na odległość większą niż 100 kilometrów.
171
Sierow opowiedział później swemu zięciowi, znanemu pisarzowi E. Chruckiemu, że na samochód z żywnością napadli bandyci. Ciało kierowcy w porzuconym pustym wozie znaleziono potem w lesie. Cały deficytowy ładunek „stalinowskich delikatesów” przestępcy zabrali ze sobą. (E.A. Chruckij, Tieni w pierieułkie, Dietiektiw-press, Moskwa 2006, s. 115).
172
A. Gołowanowa awansowano 3 sierpnia 1943 r.
173
Sierow się myli. Przyszły marszałek Związku Sowieckiego A. Jeriomienko dowodził Frontem Kalinińskim do października 1943 r., a następnie – wojskami 1. Frontu Bałtyckiego. Od lutego 1944 r. był dowódcą Samodzielnej Armii Przymorza.
174
W 2015 r. z inicjatywy lokalnych władz w przysiółku Choroszewo pod Rżewem w obwodzie twerskim, gdzie zatrzymał się Stalin, otwarto muzeum regionalne.
175
Pierwszy salut zwycięstwa rozległ się w Moskwie 5 sierpnia 1943 r.