Читать книгу Wolność emocjonalna - Judith Orloff - Страница 150
Znaczenie tradycyjnych leków przeciwdepresyjnych dla wolności emocjonalnej
ОглавлениеCzym są antydepresanty? W jaki sposób powstały? Dzisiaj wiemy już, że głęboka depresja, a czasami także jej łagodniejsze formy, są wynikiem obniżenia poziomu neuroprzekaźników, czyli substancji chemicznych obecnych w mózgu, odpowiadających za poczucie nadziei oraz optymizm. Antydepresanty podnoszą obniżony w wyniku emocjonalnego i fizycznego stresu poziom serotoniny, noradrenaliny oraz dopaminy. Brak równowagi biochemicznej może mieć również podłoże genetyczne, co oznacza, że można go dziedziczyć po rodzicach. Co ciekawe, bardzo duży stres oraz nadużywanie alkoholu lub innych substancji odurzających może prowadzić do aktywacji uśpionego genu kojarzonego z depresją. Środowisko odgrywa niemałą rolę w aktywacji skłonności o podłożu genetycznym.
Z przyjemnością opowiadam historię zupełnie przypadkowego odkrycia pierwszego środka przeciwdepresyjnego, nad którym tak naprawdę nikt nie pracował. W roku 1958 stwierdzono, że lek na gruźlicę wywołuje u pacjentów nieoczekiwaną radość – w rezultacie środek ten został zatwierdzony jako lek zwalczający depresję. Ten łut szczęścia zrewolucjonizował leczenie tego schorzenia i wprowadził nas – jak się okazało – w pełną kontrowersji erę psychofarmakologii. W celu ograniczenia przykrych skutków ubocznych pierwszych leków tego typu opracowano antydepresanty trójcykliczne, takie jak Elavil[9]. Trzydzieści lat później świat podbił Prozac[10]. Prozac należy do grupy leków zwiększających wydzielanie serotoniny, które są dziś najczęściej przepisywanymi środkami przeciwdepresyjnymi.
Bardzo często słyszę pytanie: czy powinienem sięgnąć po antydepresanty; jak mam to stwierdzić? Spróbuj ustalić to wspólnie ze swoim lekarzem. Dla jednych leki te okażą się zbawienne, innym mogą zaszkodzić. Zawsze staram się najpierw wykluczyć dolegliwości fizyczne, które mogą przejawiać się podobnie jak depresja: niedoczynność tarczycy, anemia czy zespół przewlekłego zmęczenia. Jeżeli nie stwierdzam tego rodzaju dolegliwości, dochodzę do wniosku, że rozwiązanie może być oczywiste. Załóżmy, że już wcześniej miałeś depresję o podłożu biochemicznym i teraz wpadłeś w nią ponownie. Nie możesz spać, nie możesz normalnie funkcjonować, nie możesz dopatrzyć się choćby promyka światła w ciemności. Koncentrujesz się tylko i wyłącznie na tym, co negatywne; chciałbyś przestać, ale nie potrafisz. Jeśli antydepresanty pomogły ci wcześniej, sięgnij po nie i teraz. Załóżmy dla odmiany, że nigdy nie leczyłeś się farmakologicznie. Jesteś zbyt roztargniony, aby się skoncentrować lub posłuchać głosu intuicji. Twój lekarz zaleca farmakoterapię, a ty mu ufasz. Postępowanie zgodnie z zaleceniami lekarza wydaje się rozsądnym rozwiązaniem. Jeszcze lepiej byłoby, gdybyś czuł intuicyjnie, że właśnie w taki sposób powinieneś postępować. Na koniec rozważmy sytuację, w której wspólnie z lekarzem zgadzacie się, że leki nie są potrzebne, bo lepiej zrobi ci analiza własnego wnętrza. Dobrze jest posiadać zdolność rozpoznawania momentów, w których do odzyskania równowagi wystarczy umiejętne korzystanie z własnych zasobów.
Jednym z takich momentów może być żałoba. Jest to emocjonalna reakcja na stratę, której intensywność na ogół maleje wraz z upływem czasu. Łatwiej jest pogodzić się ze stratą, kiedy analizujemy te uczucia. Osobiście niechętnie przepisuję leki pacjentom, którzy opłakują śmierć bliskiej osoby, nawet jeśli poziom serotoniny w ich organizmie jest chwilowo obniżony. Żałoba jest naturalnym procesem regeneracyjnym. Oczywiście oddziałuje na nas depresyjnie, ale ogólnie nasz organizm zmierza do równowagi. Trzeba pamiętać, że skrajnie silne uczucie żałoby, na przykład spowodowane nagłą i nieoczekiwaną śmiercią kogoś bliskiego, może stanowić szok dla organizmu. Śmierć bliskiej osoby (lub gwałtowne zakończenie związku) może być tak traumatyczne, że wywoła w organizmie reakcję podobną do ataku serca. New England Journal of Medicine nazywa tę przypadłość syndromem złamanego serca. Jego ofiary mają skrajnie podwyższony poziom hormonów stresu, w szczególności adrenaliny – trzykrotnie przekracza on poziom odnotowywany u osób przechodzących atak serca. Po początkowym napadzie osoby takie zaczynają jednak radzić sobie z żałobą i w większości przypadków wracają do zdrowia fizycznego (kwestię wychodzenia z żałoby opiszę obszerniej w dalszej części tego rozdziału).
Czasami leki przeciwdepresyjne mogą otwierać drzwi do wolności emocjonalnej. Przykładem niech będzie mój pacjent Todd, dwudziestoośmioletni nurek i surfer, kilkukrotny zwycięzca różnych zawodów międzynarodowych. Ocean był jego religią. Kiedy potrzebował chwili refleksji, zakładał na siebie sprzęt do nurkowania i schodził na dno, gdzie leżał i patrzył w kierunku lustra wody, obserwując podwodną roślinność i ławice ryb. Todd znalazł się w sytuacji, w której zbrakło mu energii nawet na to, by wejść do wody. Depresja pozbawiła go sił do tego stopnia, że w ogóle nie myślał o oceanie. Todd pojawił się u mnie chudy jak szczapa, z zapadniętymi policzkami i oczami podkrążonymi jak u szopa. „To już moja druga depresja – powiedział. – W moim życiu nie wydarzyło się nic szczególnego, co mogłoby mnie wpędzić w taki stan, ale od dwóch miesięcy nie mogę spać przez większą część nocy. Nie potrafię jasno myśleć. Wszystko widzę w czarnych barwach”. Ze względu na swój stan Todd nie mógł pracować jako projektant stron WWW, zaczął więc spędzać czas na kalifornijskiej plaży Zuma z miejscowymi miłośnikami surfingu, którzy nie stronili od środków na kaszel i speedu. Todd co prawda nie przyjmował tych substancji, ale już samo towarzystwo takich kolesi znacznie pogarszało jego stan. Podobało mu się poczucie braterstwa, które pozwalało mu wyjść z domu i zabić wolny czas, ja wiedziałam jednak, że coś tu jest nie tak. Jego zdolność oceny sytuacji była poważnie upośledzona, więc mój pacjent nie mógł zdawać sobie sprawy, w co się pakuje. Depresja sprzyja nadużywaniu środków odurzających, które powodują obniżenie poziomu neuroprzekaźników, pogłębiając tym samym depresję. Gdyby do tego doszło, Todd przegrałby podwójnie. Już podczas naszej pierwszej sesji zrozumiałam w pełni powagę rozpaczy, w jakiej pogrążył się Todd – na jego pięknej twarzy widać było tylko smutek. Podobnie jak wielu innych ludzi pogrążonych w depresji, również i mój pacjent wydawał się być nieobecny, bez wyrazu, zamknięty w małej bańce czarnobiałego świata. Ten stan, który można określić słowami „jestem tu, ale jakby mnie nie było”, z pewnością mu nie służył. Todd wyraźnie zatracił wewnętrzną równowagę i musiał ją odzyskać. Uprawiał profesjonalnie surfing od dziesiątego roku życia i często stykał się z różnymi ludźmi, ale silniejsze więzy łączyły go z iPodem niż z jakimkolwiek człowiekiem. Depresja dodatkowo nasiliła w nim poczucie izolacji, odseparowania od świata, które zawsze wywoływało w nim przeświadczenie, że jest z nim coś nie tak.
Todd cierpiał na klasyczną depresję o podłożu biochemicznym, znacząco różną od mniej intensywnych postaci depresji, których przyczyną są konkretne wydarzenia, takie jak bankructwo, rozwód, zwolnienie z pracy czy inne przykre sytuacje, i które najczęściej nie wymagają farmakoterapii. W przypadku depresji sytuacyjnej pacjent może odwołać się do siły wewnętrznej i wyjść z kłopotów jeszcze mocniejszym. Depresja o podłożu biochemicznym to coś więcej niż tylko przejściowe trudności w życiu – przypomina ona raczej zstąpienie w czeluści piekielne. Należało przypuszczać, że trudno liczyć na poprawę sytuacji, dopóki poziom neuroprzekaźników w organizmie Todda nie wzrośnie. W takim przypadku po odzyskaniu równowagi pacjent ma wrażenie, jakby powstawał z martwych. Przez kolejne sześć tygodni Todd zażywał Prozac i stopniowo wracał do siebie, a w rezultacie mógł brać aktywniejszy udział w naszych sesjach terapeutycznych. Zaczęliśmy wtedy wspólnie poszukiwać i razem zmieniać te schematy jego zachowań, które sprzyjały rozwojowi depresji. Uczyliśmy się między innymi, jak budować bliskie związki z innymi ludźmi. W mojej wieloletniej karierze terapeuty miałam kilka naprawdę wspaniałych momentów – jednym z nich była chwila, w której Todd z wielką energią powiedział mi: „Wczoraj wziąłem deskę i znów surfowałem w świetle”. Depresja ustąpiła, Todd wrócił do siebie.
Chciałabym podkreślić, że przyjmowanie leków to zawsze tylko początek procesu powrotu do równowagi – środki farmakologiczne nie są rozwiązaniem kompleksowym. Lekarze starają się unikać receptowego młyna, czyli sytuacji, w której rozmawiają z pacjentem przez piętnaście minut, przepisują mu lekarstwo i odprowadzają wzrokiem do drzwi. Nie tylko w przypadku Todda, ale również w pracy z innymi pacjentami, oprócz psychoterapii zalecam medytację oraz praktykę duchową, które stanowią uzupełnienie metod stosowanych w ramach piątej przemiany. Praktykując energopsychiatrię, miałam okazję przekonać się, w jak dużym stopniu połączenie tych dwóch elementów – psychoterapii i oddziaływania w sferze duchowej – wpływa na tempo powrotu do równowagi i odtwarzania neuroprzekaźników w organizmie. W rezultacie wielu moim pacjentom pomogło zmniejszyć dawki zażywanych leków, dzięki czemu uniknęli przykrych skutków ubocznych. Byli i tacy, którzy z terapii farmakologicznej zrezygnowali całkowicie. Kiedy ciało i umysł funkcjonują harmonijnie, zdarzają się nawet cuda.
Bardzo nie lubię uogólnień, których ludzie dość powszechnie dopuszczają się, jeżeli chodzi o leki. Nie można o nich powiedzieć, że są dobre albo złe. Często spotykamy się z postawami typu: jestem słabeuszem, bo nie potrafię poradzić sobie z tym sam lub jeśli połknę tę tabletkę, będzie to moja duchowa porażka. Nie są to całkowicie bezzasadne spostrzeżenia, ale osobiście wychodzę z założenia, że Bóg jest obecny również w laboratoriach, w których pracuje się nad lekami – od Aspiryny aż po Prozac. Bóg jest wszechobecny. Przyjmowanie leków nie ma ani wymiaru duchowego, ani nieduchowego. Najważniejsze jest to, abyś w zgodzie ze swoją duchowością i intuicją podjął decyzję w kwestii doboru najlepszej dla ciebie formy leczenia. Nawet osoba medytująca i bardzo świadoma swojej sfery duchowej może popaść w głęboką depresję spowodowaną zaburzeniami równowagi biochemicznej. Podobnie jak w przypadku chorób serca czy cukrzycy w takiej sytuacji leki przywracające równowagę biologiczną są najlepszym rozwiązaniem – również z intuicyjnego punktu widzenia. W takich okolicznościach odwaga człowieka przejawia się poprzez gotowość do zażycia tych leków.
Jeśli zdecydujesz się na zażywanie środków antydepresyjnych, uważnie obserwuj reakcje swojego ciała. Jedne leki mają bardziej uspokajające działanie (tak jak na przykład Celexa), inne bardziej stymulujące (na przykład Prozac). Przywrócenie właściwego poziomu neuroprzekaźników na skutek zażycia leków przeciwdepresyjnych może wywoływać poczucie odrodzenia, jak to było między innymi w przypadku mojego pacjenta Todda, ale zawsze trzeba się liczyć z możliwymi skutkami ubocznymi, do których zalicza się: wzrost masy ciała, trudności z zaspokojeniem potrzeb seksualnych, brak poczucia własnej seksualności, ograniczony kontakt z własną sferą emocjonalną, duchową, a także ze sferą marzeń sennych. Paradoksalnie, trzeba liczyć się także z epizodami nasilonej depresji, a nawet z myślami samobójczymi. Jeśli stwierdzisz u siebie podane objawy, skonsultuj się z lekarzem. Rozważy on dostosowanie dawek leku lub zmianę stosowanych środków na inne.
Praktykując energopsychiatrię, zaobserwowałam, że wielu bardzo wrażliwych ludzi o usposobieniu empatycznym bardzo gwałtownie reaguje nawet na najmniejsze dawki leków – trzeba im zatem podawać dosłownie ułamek tego, co przepisuje się zazwyczaj. Właśnie pod tym względem moje podejście różni się od podejścia standardowego lekarza. Dlaczego tak jest? Po prostu mam własne doświadczenia w tej kwestii. Kiedy jestem zmuszona zażyć Tylenol[11], wystarcza mi 1/4 tabletki. Przez wiele lat lekarze uparcie przepisywali mi dawki znacznie większe od tych, których mój organizm potrzebuje i które jest w stanie tolerować. Po prostu nie rozumieli moich potrzeb. Nauczyłam się trzymać takich dawek, które wydają mi się właściwe. Kiedy zjawiają się u mnie pacjenci o usposobieniu empatycznym, skutecznie leczę ich zaledwie ułamkiem zwyczajowej dawki Prozaku. Większe ilości najzwyczajniej w świecie przeciążają ich organizm. Zupełnie uzasadnione w tej sytuacji jest pytanie: skąd wiem, że ich reakcja nie jest zwykłym efektem placebo? Cóż, zażywanie mniejszych dawek powoduje, że moi empatyczni pacjenci reagują tak samo korzystnie jak inni, a mają mniej problemów ze skutkami ubocznymi. Trzeba pamiętać, że są ludzie, którzy reagują na leki szybciej niż inni. Środki farmakologiczne zaczynają czasami działać znacznie szybciej niż zazwyczaj, czyli w okresie od dwóch do sześciu tygodni. Zdarzało mi się leczyć pacjentów, u których poprawa była widoczna z dnia na dzień. Jeżeli należysz do takiej niestandardowej grupy, zaufaj swoim przeczuciom. Pracuj z takim lekarzem czy terapeutą, który docenia znaczenie twojej intuicji i uszanuje twoją decyzję o zmniejszeniu dawki zażywanych leków (oczywiście zanim ograniczysz ilość zażywanych leków lub odstawisz je w ogóle, powinieneś koniecznie skonsultować się ze swoim lekarzem).